❀(2.2) Szkolna Piwnica❀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na pomoc

Ulice powoli pokrywały lekkie opady śniegu. Początek grudnia przyniósł z sobą również trochę wiatru. Szkoda jedynie, że śnieg nie zostawał na długo.
Ale to nie śnieg ni wiatr wywoływał u Setha dreszcz, lecz to co przed chwilą przeżył. W jego głowie odbijał się echem syk tego stwora w ciemności który zamienił Tiba w kamień. Jasne było, że musi coś z tym zrobić. Przecież umiał sobie poradzić z jakimś potworem w ciemnościach, w końcu w tamtym roku przyczynił się do uratowania Baśnioboru przed plagą cieni. Ale nie da sobie rady sam, a tym bardziej bez sprzętu. Usiadł na ławce na przystanku. Były dwa przystanki. Jeden po jednej stronie ulicy, drugi po drugiej. Oba składały się z ławki, tablicy z zapisaną trasą autobusu oraz koszem na śmieci. W tym tygodniu pilnował go Warren. Co tydzień mieli obstawę, w razie gdyby Stowarzyszenie chciało ich zaatakować. Spojrzał na ławkę naprzeciwko. Siedział tam Warren w okularach przeciwsłonecznych i klasyczna kurtka pilotka. Czytał gazetę, chodź Seth domyślał się, że patrzy na niego.

-Wiesz, że autobus dzisiaj nie przyjedzie? Kierowca jest chory.

Z zamyśleń wyrzuciła go starsza siostra, która też wracała z zajęć.

-Wiem przecież. Czekam na kolegę, będziemy razem wracać.

Kendra kiwnęła głową. Miała już iść kiedy nagle najwyraźniej sobie o czymś przypomniała.

-Nie widziałeś mojego długopisu?
Zapytała podejrzliwie patrząc na niego.

-Nie. Może mama go pożyczyła i zapomniała oddać...

-Może masz rację.

Odpowiedziała krótko i poprawiła czapkę po czym poszła w stronę ich domu. Długopis... A może napiszę do Warrena liścik? Tak, to był dobry pomysł. Jeśli coś napiszę i zostawi na ławce Warren na pewno to sprawdzi. Wziął z plecaka kartkę i długopis.

"Znalazłem coś dziwnego w szkolnej piwnicy. Powinniśmy to sprawdzić. Spotkajmy się w ogrodzie około północy.
PS: Czemu nosisz okulary przeciwsłoneczne w zimę?!
~Seth"

Położył liścik na ławce patrząc na Warrena. Chciał dać mu jasno do zrozumienia, że to do niego.
Dla pewności napisał jeszcze na złożonej karteczce dużymi literami "WARREN".
Wstał, wziął plecak i poszedł w stronę domu.
Ulżyło mu na myśl, że może o tym z kimś porozmawiać. Właśnie zorientował się, że faktycznie jest bardzo zimno. Zanurzył twarz do nosa w szaliku i poszedł do domu.

***

Seth nie spał do czasu spotkania z Warrena. Siedział na łóżku myśląc. Jakiś czas temu nałożył na koszulkę od piżamy bluzę. Spojrzał na budzik obok jego łóżka.

23:43

Jeszcze siedemnaście minut do spotkania...
Ciekawe czy Warren zauważył liścik. Tym dłużej o tym myślał tym bardziej mało prawdopodobne to się wydawało. Może powinien poczekać na niego w ogrodzie? Wyjrzał przez okno do ogrodu. Nie ma mowy. Trawa była pokryta śniegiem, czuł już ten chłód na stopach. Wzdrygnął się lekko. Najpierw chciał znowu usiąść na łóżku, ale finalnie klęknął obok owego. Zajrzał pod nie i wyciągnął swój zestaw kryzysowy. Często gdy się nudził albo był niecierpliwy to przeglądał swój zestaw kryzysowy. Westchnął zamyślony. Czy w piwnicy szkolnej chowała się Meduza? Wężowa kobieta której wzrok zamieniła w kamień. Tym dłużej o tym myślał tym bardziej pomysł zdawał się absurdalny. Położył dłonie na kolanach i oparł o nie brodę.
Więc czym bądź kim był stwór, który zamienił Tiba w kamień?
A może to wcale nie był stwór? Może to był przedmiot?
Więc co go goniło na schodach? Szczur?
Niby to brzmiało wiele bardziej racjonalnie od jakiegoś stwora, ale jak mógł myśleć racjonalnie w momencie w którym znalazł swojego kolegę zamienionego w kamień w szkolnej piwnicy?!
Cała ta sytuacja była absurdalna. Podrapał się lekko po głowie i spojrzał na bałagan który narobił. Chyba powinien to posprzątać. Dotychczas siedział w pół mroku, lecz w końcu zapalił lampkę przy biurku. Pozbierał wszytko do zestawu kryzysowego i schował go pod łóżkiem. Wstał z podłogi i wziął swoje trampki. Była już prawie północ, musiał zejść na dół do ogrodu nikogo nie budząc. Zgasił lampkę i otworzył cicho oraz ostrożnie drzwi od pokoju.
Rozejrzał się po korytarzu. Rodzice spali. Kendra nie... Spod jej drzwi wydobywało się odrobinę światła. Ale tylko odrobinę. Jakby paliła się tam świeczka. Zmarszczył brwi ale poszedł cicho wzdłuż korytarza. Szedł jak najciszej mógł. Gdy nagle deska na której stanął zaskrzypiała. Światło w pokoju Kendry natychmiastowo znikło. Najwyraźniej pomyślała że któryś z rodziców nie śpi, więc zgasiła świece. Poszedł trochę dalej. Przeszedł przed pokojem Kendry, a wtedy drzwi od pokoju siostry otworzyły się. Spojrzała na niego, a następnie na buty które trzymał w dłoni.

-Seth?! Co ty robisz?!-Zapytała szeptem. Obudzenie rodziców to ostatnie czego chciała.

-Idę porozmawiać Warrenem. W szkole dzieją się dziwne rzeczy.
Przez chwilę dziewczyna myślała, z końcu weszła do pokoju by szybko nałożyć bluzę i wziąść buty.

-Idę z tobą...

Seth kiwnął tylko głową i zszedł cicho po schodach.
Otworzył jak najciszej potrafił drzwi od ogrodu i wyszedł. Na ławce przy drzewie siedział Warren, tym razem bez okularów.

-Okulary były po to by nikt nie widział że na ciebie patrze. - Wyjaśnił od razu widząc Setha, do Kendry po prostu się uśmiechnął.

-Zimno tu. Co wy na to byśmy poszli do Tanu? Czeka na nas w samochodzie.

Dziewczyna kiwnęła głową i potarła ramiona. Chciała jak najszybciej znaleźć się w ciepłym samochodzie. Wyszli z ogrodu otwierając furtkę. Skręcili w ulicę obok gdzie był zaparkowany czarny samochód. Wsiedli do niego. Gdy weszli, samoańczyk uśmiechnął się do nich ciepło jak to miał w zwyczaju a następnie podał telefon przyjacielowi.

-Dzwoniła do ciebie-
Nie miał czasu dokończyć bo Warren mu uciął.

-Później do niej oddzwonię. -Schował telefon do kieszeni i zdjął kurtkę.

-Co się stało? -Zwrócił się do Setha.

-Byłem na lekcji matematyki. Nauczyciel kazał mi pójść poszukać mojego kolegi który poszedł do łazienki jakiś czas temu... -Wziął głęboki wdech. Wszyscy go słuchali chodź Tanu patrzył przez okno zamyślony.

-Więc poszedłem go poszukać...- Kontynuował myśląc jak ubrać w słowa to co następnie się wydarzyło.

-Nie było go w łazienkach, ale drzwi od piwnicy były otwarte...

Kendra zmarszczyła brwi. Te drzwi nigdy nie bywały otwarte...

-Gdy zacząłem schodzić po schodach natknąłem się na kamienną statuę Tibo, mojego kolegi. Nie miałem za dużo czasu by bardziej się rozejrzeć ponieważ coś zaczęło mnie gonić. Uciekłem...

Skończył opowiadać. Przez dłuższy czas wszyscy milczeli.

-W kamień? - Zapytał w końcu Tanu.

-Tak. Jestem pewnym, że był to kamień.

Kendra spojrzała podejrzliwie na brata.

-Nie zmyślasz?

-Nie! Może czasami robię głupie żarty ale nie kłamałbym w takiej sprawie.

Warren podrapał się po policzku.
-Pomyślimy co dalej... Na razie nie mam pomysłu co to może być. Tanu? Odprowadzisz dzieci do domu?

Samoańczyk kiwnął głową i wyszedł z auta. Chwilę po nim wyszła również Kendra. Seth spojrzał na Warrena który wybierał jakiś numer na telefonie. Wyszedł żegnając się.
W nocy ta sprawa długo nie dawała mu spokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro