1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przechodzę tymi samymi ulicami każdego dnia. Mijam znajome mi twarze, kłaniam się tym samym starszym osobą. Nic się nie zmienia, jakby wszyscy zatrzymali się w czasie. Te same dzieci przebiegają przez kamienną ulicę równo o ósmej trzydzieści, by zdążyć na lokalny tramwaj do pobliskiej uczelni. Bogaty biznesmen parkuje swoim pojazdem pomiędzy dwiema lampami punkt dziewiąta. Niemal każdy dzień w Babylon wygląda tak samo. Beztroski poranek, leniwe popołudnie i spokojna noc. 

Z zewnątrz to miasto jest idealnie wystylizowane. Panuje tu ład i porządek, wszyscy są dla siebie mili, stopa bezrobocia jest niska, a poziom edukacji wysoki. Ktoś by stwierdził, że narzekanie w takiej utopi, jest wręcz niemożliwe. 

Ale nie można stąd uciec. Babylon nie jest mały. To labirynt ze strzeżonymi granicami. Nikt tu nie wejdzie i nikt stąd nie wyjdzie.

Kiedyś było to miasto rządzące przez dwa gatunki: ludzi i nadprzyrodzonych. Żyliśmy w zgodzie z każdą kreaturą, pomagaliśmy sobie, a nawet tworzyliśmy mieszane pary, by móc podtrzymać ewolucję rasy. Tak był kiedyś. Z nieznanych przyczyn rasa nadprzyrodzonych zbuntowała się i wypowiedziała wojnę rasie ludzkiej. Wszyscy walczyli przeciw sobie, nieważne czy chciałeś brać w tym udział, czy nie — chroniłeś swoich. Mówi się, że powodem zamieszek był zamach na rasę nadprzyrodzoną. Z innych plotek słyszy się o krwawym rozdzieleniu kochanków. A jeszcze drugim uchem wleci informacja o przeprowadzanych eksperymentach. Im dłużej doszukujemy się prawdy, tym więcej głupot słyszymy. 

Ostatecznie nikt nie wie, jaki był powód, ale wiedzą jedno — rasa nadprzyrodzonych jest niebezpieczna i za popełnione zbrodnie powinna zniknąć.

Mordercza egzekucja trwała miesiącami. Prześladowcy zadbali o to, by znaczna większość została jak najszybciej wyselekcjonowana ze społeczeństwa i unicestwiona. Były to pechowe rasy, które nie miały zdolności, by ukryć swojej prawdziwej natury. W ten sposób kotowaci, elfy, karły, wróżki i wiedźmy zostali straceni. Zidentyfikowano ich po samym wyglądzie. Niektórzy nadprzyrodzeni zdołali się ukryć i żyją pośród tłumu, nie afiszując się swoimi zdolnościami. Jednak Prześladowcy nadal działają i nie spoczną, dopóki nie oczyszczą miasta z panującego w nim zła. 

Są dni, w których można zobaczyć ich akcje z bliska. Nie patyczkują się i zabijają ofiarę na miejscu. Są jak bezlitośni jak wilki. Atakują w grupie i nie przepuszczą żadnej zdobyczy. Sposoby eliminacji były różne. Zazwyczaj pozbywali się problemu od ręki. Rzadziej urządzali pokazy na rynku dla ludzi.

Byłem świadkiem kilku akcji. Nadprzyrodzony nie miał szans. Otoczyli go z każdej strony i nim zdążył wypowiedzieć ostatnie słowo, został rozstrzelany. Krew płynęła korytarzami kamiennej kostki przez kilka metrów, docierając aż pod obuwia gapiów. W tej sytuacji ludzie też dzielili się na dwie części. Jedni przywykli już na tyle, że bez zainteresowania mijali całą scenkę, a drudzy obserwowali oraz wiwatowali na widok mordowanych istot. Byłem w tej pierwszej grupie, choć czasem stanąłem, by beznamiętnym wzrokiem spojrzeć na opadające, martwe ciało.

- Dzień dobry, Panie Neuvillette!

Drzwi otworzyły się, a przez nie jak pocisk wleciał Cave, rudowłosy młodzieniec z pobliskiej podstawówki. O ile irytowały mnie natarczywe dzieci, to, pomimo swojego osobliwego zachowania, wyjątkowo było znośne.

- Witaj, Cave. - uśmiechnąłem się do niego delikatnie. - Co dla Ciebie?

- Chcę kwiatka! Dużego! - rzucił monety na ladę.

- Dla kogoś konkretnego ten "duży kwiatek"? - podkreśliłem ostatnie słowa.

- Dla Pani Leokadii! Musi być duży, bym mógł do niej dosięgnąć! Pani Leokadia jest długa jak budka z lodami!

- Wysoka, a nie długa. - poprawiłem go. - I obawiam się, że budka z lodami jest wyższa od Pani Leokadii.

- Tak?... Źle ją zmierzyłem?...

Rozejrzałem się po swoich wazonach. Nie miałem za dużego wyboru, by coś pasowało do opisu tego młodzieńca. Długi kwiatek... Długi kwiatek... Wyciągnąłem pięknego, rozkwitłego słonecznika z długą łodygą. Powinno to zaspokoić jego zamówienie na dużego kwiatka. 

- Może być? - zapytałem, pokazując go z każdej strony.

- A dosięgnie Pani Leokadii?

- Dosięgnie. - zaśmiałem się, pryskając kwiat odżywką i nabłyszczaczem. Dlaczego koniecznie ma jej dosięgać? Chce ją zdzielić tym kwiatkiem?

Po zakończonej usłudze chłopak jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Oparłem się wygodnie na ladzie, obserwując przez szklaną szybę, jak podbiega do reszty swoich rówieśników. Cave pojawiał się u mnie przynajmniej dwa razy w miesiącu. Mówił, że przeznacza swoje kieszonkowe na słodycze i moje utrzymanie. Za każdym razem, gdy to słyszałem, prychałem pod nosem. Gdyby tylko wiedział, że sprzedaję mu kwiaty po obniżonej cenie...

Tak mi mijały moje długie dni.

Rano wstępowałem do sąsiedniej piekarni i warzywniaka. Czasami wybierałem się na krótki spacer po okolicy. Przychodziłem do domu, by przyrządzić sobie obiad, a następnie schodziłem na parter, by otworzyć kwiaciarnię. W zależności od ruchu zamykałem ją wcześniej albo później. Nikomu nie robiło to różnicy, ponieważ zawsze, gdy ktoś pilnie potrzebował bukietu, mógł zadzwonić dzwonkiem do drzwi. Rzadko to się zdarzało, ale bywały i takie przypadki. Wtedy normalnie schodziłem z piętra, pytałem, jakie są oczekiwania i za odpowiednią opłatą — spełniałem wyjątkowe zamówienie. Była to chyba jedyna kwiaciarnia w okolicy, która mogła być czynna całą dobę.

Każdy mój dzień od wielu lat wyglądał tak samo. Nie pamiętam już, kiedy zdarzyło się coś wyjątkowego. Byłem zamknięty w moim monotonnym świecie, pogrążony w codziennej rutynie. I nic nie zapowiadało się, by w najbliższym czasie to się zmieniło...


***

Yoo~

Witajcie w pierwszym rozdziale Babylon ^^ Bardzo mi miło, że daliście szansę tej historii ♥ 

W drodze przypomnienia - krótkie ogłoszenia parafialne:

• rozdziały będą pojawiać się w środę lub w czwartek. Postanowiłam zrobić to nieco ruchome, bo będzie mi łatwiej dopasować pisanie rozdziałów pod mój zmienny grafik :) Rozdziały lubią pojawiać się pod wieczór, chociaż zdarzają się wyjątki.

• o wszelkich zmianach (jak już zapewne większość wie) informuję na swojej tablicy. 

Mam nadzieję, że zostaniecie do końca powieści ♥

Do napisania,
Sashy ;3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro