13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poczułem delikatne, ciepłe, ledwie wyczuwalne muśnięcie na dolnej wardze. To nie był pocałunek — nie było w tym nic namiętnego. Nasze usta po prostu się zetknęły, tworząc pomiędzy nami dziwne, elektryzujące napięcie. Byłem pewny, że Wriothesley nie zrobił tego przypadkowo. Planował to, dokładnie badał moją reakcję i starał się znaleźć wyznaczoną przeze mnie granicę. Kosztował mnie na wszystkie niedozwolone sposoby. Naruszał moją przestrzeń i doprowadzał do zachowań, których bym się po sobie nie spodziewał.

Tak było i tym razem. Moje serce zabiło szybciej, miałem wrażenie, że wyskoczy mi z piersi. Całe ciało napięło się w dyskomforcie, jakie spotkało. Nie kontrolowałem tego. Nie mogłem. Instynkt kazał mi działać bez względu na sytuację, w której się znajdywałem. Zebrałem się w sonie i gwałtownie odepchnąłem mężczyznę od siebie. Ciemnowłosy zatoczył się i pod wpływem pchnięcia, przewrócił się na ziemię. Kajdanki stuknęły z hukiem o kamienną ścieżkę, odbijając się echem po kamienicy. 

Nie słyszałem nic więcej. Głuchy, a zarazem przeraźliwy pisk zastąpił moje myśli. Zasłoniłem twarz dłonią i rzucając mężczyźnie ostatnie przerażone spojrzenie, ruszyłem przed siebie. Wydawało mi się, że w tym jazgocie słyszałem swoje imię. Jakby pod wodą, bulgoczące, przytłumione "Neuvillette" próbowało wkraść się do mojej głowy. 
Wpadłem przez drzwi do bezpiecznego domu. Automatycznie zablokowałem je sobą, a następnie przyśpieszonym krokiem skierowałem się do łazienki. Kręciło mi się w głowie, hałas nie ustawał, a w myślach miałem obraz jego oczu. Morska otchłań.

Z ciężkim oddechem oparłem się o umywalkę. Napełniłem ją wodą po same brzegi, dopóki woda nie zaczęła przelewać się na zewnątrz. Odchyliłem baterię i raptownie zanurzyłem swoją głowę pod taflę krystalicznie czystej wody. Krzyczałem. Dawałem upust swoim niekontrolowanym emocjom, aż głosy w mojej głowie ustały. Po chwili wróciłem na powierzchnię. Woda ściekała po mojej twarzy, szyi i klatce piersiowej, tworząc kałużę na białych kafelkach. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Moje oczy świeciły, a na polikach mogłem zobaczyć iskrzące się łuski. Serce po raz kolejny zaczęło wyrywać mi się z piersi.

- Od jak dawna... Mam ten stan... - mruczałem do siebie, opuszkami palców muskając łuski.

Wriothesley ich nie widział, prawda? To stało się przed chwilą, więc nie mógł tego zobaczyć, tak?... Ale skąd masz pewność? To mogło wydarzyć się wcześniej, mogłeś już tak wyglądać, gdy wasze usta się zetknęły. Nie kontrolowałeś swojego ciała. Byłeś głupi!

Wiedziałeś, że masz się trzymać od niego z daleka!!!

Moje dłonie zacisnęły się na krawędzi umywalki. Nie mogłem oddychać. Czułej, jak rośnie mi gula w gardle i skutecznie odcina mi dopływ tlenu. Jakby tego było mało — głosy powróciły z nasiloną siłą. Zacisnąłem zęby, próbując odzyskać nad sobą kontrolę. Bezskutecznie.

Rury zaczęły drżeć, podobnie jak moje ciało. Załzawione oczy zapewne przybrały swój wertykalny kształt, a łuski pojawiły się w wielu innych miejscach na mojej skórze. Nie wiedziałem. Straciłem czucie. Moja matka mnie przed tym ostrzegała. Strach. Jedyny moment, gdzie istota nadprzyrodzona nie jest w stanie się kontrolować. Zaczynają działać instynkty obronne, nad którymi nie da się zapanować. To się po prostu dzieje. Ta jedna chwila... Potrafi zaważyć o życiu w Babylonie. 

Wraz z moim donośnym krzykiem, uwolniłem swoją zapieczętowaną moc. Drżące rury pękły, a zebrana w nich woda trysnęła na całe pomieszczenie, zostawiając mnie w centrum mokrej apokalipsy. 

***

Po tej całej akcji nie byłem w stanie zmrużyć oka, a co dopiero normalnie pracować. Ciągle błądziłem myślami i nie skupiałem się na pracy, którą wykonywałem. Moje dłonie drżały, a ciało zastygało w losowych momentach. Przez swoje zachowanie byłem narażony na serię porannych nieszczęść.

Najpierw zaciąłem się nożycami podczas cięcia łodyg... 

Potem pomyliłem jaskry z żonkilami przy wydawaniu bukietu... 

A gdy mopowałem podłogę, trąciłem i zbiłem wazon... 

Jeszcze chwila, a przez własną niedyspozycję podpaliłbym budynek bez użycia ognia. Dlatego też podjąłem decyzję o wydaniu tylko pilnych zamówień na dzień dzisiejszy, a samą kwiaciarnię czym prędzej zamknąłem. Nic się nie stanie, gdy na chwilę zawieszę interes.

Uklęknąłem na podłodze i ostrożnie zacząłem zbierać poharatane szkło. Zastanawiałem się nad jedną rzeczą: Czy Wriothesley zobaczył, kim jestem? Nie wiem, w którym momencie zaczęły pojawiać się u mnie cechy charakterystyczne dla mojego gatunku. Mogło to się stać szybciej, gdy go odtrąciłem, ale... Gdyby tak było, to byłbym już martwy. Sztab Prześladowców zerwałby się na równe nogi, uwięziłby w najmroczniejszym lochu, a z samego rana zrobiłby publiczną egzekucję przy uroczystej mowie. Tak się nie stało. Rano pomimo bezsennej nocy, byłem cały i zdrowy. Możliwe, że udało mi się uciec w ostatniej chwili przed tragedią.

Usłyszałem pukanie do drzwi. Drygnąłem, przez co szkiełka na mojej dłoni zsunęły się z powrotem na podłogę, delikatnie nacinając moją skórę. Westchnąłem, wyrzucając resztki do kosza. Rana lekko piekła, ale nie była głęboka. Pukanie ponowiło się. Na palcach podszedłem do drzwi i zerknąłem przez judasza, by zobaczyć, kto stoi po drugiej stronie. Serce mi stanęło, gdy zauważyłem obiekt, przez który nie byłem w stanie normalnie funkcjonować. Bezszelestnie odsunąłem się na krok od drzwi. Był sam, ale.. Czego on jeszcze ode mnie chciał?...

Nie... Nie mogę mu się pokazać. Będę udawać, że nie ma mnie w domu... Tak. To jest dobre rozwiązanie...

- Neuvillette? - jego donośny głos przebił się przez dzielącą nas ścianę. - Wiem, że tam jesteś. Możemy porozmawiać?

...

Mam przechlapane. 



***

Yoo~

Kolejny tydzień, kolejny rozdział :'D Czas leci... A ja jestem coraz starsza xD Nie podoba mi się to ani trochę...

Kolejny rozdział Babylonu powinien pojawić się planowo... W tym tygodniu też epliog Mad Love :') Eh...

Do napisania,
Sashy ;3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro