3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***

Zostałem zabrany do siedziby Prześladowców. 

Na samą myśl o tym miejscu ogarniało mnie przerażenie. Nigdy tu nie byłem i w najśmielszych snach nie sądziłem, że kiedykolwiek się tu pojawię żywy. Przed sobą miałem obraz zimnego, obskurnego pomieszczenia bez okna z widokiem na świat. Betonowe, szare ściany otoczone łańcuchami do tortur. Zamiast drzwi — metalowe, grube kraty, do których klucz mają tylko wtajemniczeni pracownicy. A w ramach oświetlenia, wisząca na kablu żarówka, która ledwo migocze. Typowy obraz więziennej klatki.

Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem miejsce, do którego zostałem przyprowadzony. Myliłem się i to bardzo. Prześladowcy musieli cenić sobie swoje miejsce pracy. Pokój był kwadratowy. Naprzeciw solidnych, drewnianych drzwi było przestronne okno, a przed nim duże dębowe biurko. Leżały na nim otwarte segregatory i zawinięte papirusy. Musiało to być główne stanowisko pracy. Kremowe ściany z ciemnobrązowymi akcentami nadawały całemu pomieszczeniu przytulnego charakteru. Po prawej stronie od wejścia stała ogromna, zabudowana, drewniana szafa połączona z regałem. Kombinacja tworzyła coś na rodzaj meblościanki. Na regale znajdowały się kolejne segregatory, posegregowane kolorami. W rogu przy oknie stał stolik kawowy z czajnikiem i kolekcją herbat. Przeciwna ściana tworzyła zaplecze kuchenne. Posiadała umywalkę, kuchenkę na dwa gazy oraz kredens. Ani trochę nie wyglądało to na pokój przesłuchań.

- Zawiedziony? Zgaduję, że liczyłeś na upiorne pomieszczenie pełne Prześladowców z pałkami. - zaśmiał się. - Mamy takie. Jednak ty trafiłeś do mojego prywatnego biura. Możesz nazywać się szczęściarzem, nie każdy tu trafia... Chcesz się czegoś napić? 

- Nie za bardzo rozumiem. - zmarszczyłem brwi, podchodząc do krzesła naprzeciw biurka.

- Napić. To łykanie płynu w celu wprowadzenia go do żołądka. 

- Nie o to chodzi. - pokręciłem głową. - Nie miałem być przesłuchiwany?

- A, o to chodzi. Nie jesteś podejrzanym, tylko ofiarą. W jednym z wazonów odbijał się jego obraz. Widziałem, że masz przyłożoną broń, więc za dużo nie jesteś w stanie zrobić. A na dodatek trząsłeś się jak osika. - zaśmiał się. - Hm.. Jesteś kwiaciarzem.. Może herbatka różana?

- To dlaczego Pan mnie tu zabrał?

Zignorował moje pytanie i poświęcił się zaparzaniu herbaty. Podziwiałem go przez cały proces. Na początek wyjął z kredensu zaparzacz i do sitka odmierzył idealnie cztery łyżeczki suszu. Gdy skończył zalewać wrzącą wodą z czajnika, swój wzrok skierował na nadgarstek z zegarkiem. Dopiero po chwili załapałem, co on robi. Odmierzał czas zaparzania. Pierwszy raz widziałem, by ktoś z takim zaangażowaniem przygotowywał herbatę. Po upływie kilku sekund wyciągnął fusy do osobnego pojemnika. Gotowy napar postawił przede mną wraz z dwiema eleganckimi szklankami.

- Ekipa sprzątająca musi mieć spokój, by wszystko dokładnie oczyścić z krwi i innych szkód, które nastąpiły wskutek pościgu. W ten sposób oszacujemy straty i zrekompensujemy wszystko z nadwyżką. - wypełnił szklanki herbatą. Podał mi jedną z nich, a sam chwycił za drugą. - Pomogłeś mi go złapać. Stratny nie będziesz, Neuvillette.

- Nie przypominam sobie, kiedy zdążyliśmy przejść na "ty"? 

- Patrząc na Ciebie, uruchomiło mi się to samoistnie. Jesteś jak zagubiona owieczka wśród głodnych wilków. Naturalnie porzuciłem formalności i staram się przymilać. - nachylił się w moją stronę. - Jeśli lubisz takie klimaty, to możesz mi nadal mówić per Pan. Nie obrażę się.

Zmierzyłem go surowym wzrokiem. Mężczyzna zaśmiał się głośno i wziął łyk herbaty. Może zachowywać się przyjaźnie... Ale on jest niebezpieczny. Jest Prześladowcą, który dosłownie parę minut temu zabił człowieka. Nawet jeśli jestem w tym wszystkim ofiarą, to nie mogę stracić czujności.

- Nie rozumiem skąd ten śmiech? Prawdziwy dżentelmen przedstawiłby się.

- Mój błąd. Nie jestem dżentelmenem. - uniósł szklankę, przybliżając ją w moją stronę. - Wriothesley Lang. Przyjemność po mojej stronie.

Ale nie po mojej.

- Neuvillette Drakan. - stuknąłem się z nim swoją szklanką. - Kim był ten... mężczyzna?

- Nie mogę zdradzać ściśle tajnych informacji. - uśmiechnął się. - Chyba że mnie ładnie poprosisz, to zrobię wyjątek.

- Czyli nie jest to ściśle tajna informacja. Prawdziwy Prześladowca trzyma się kodeksu za wszelką cenę i nie złamie go, bo w przeciwnym razie czeka go kara śmierci. Dlatego w tej branży obracają się tylko najwytrwalsi.

- Hah.. Wow. - wyprostował się, wykręcając szyję na lewo i prawo. - Dawno nie słyszałem, by ktoś nazywał nas po imieniu. Dla społeczeństwa jesteśmy jak Stróże Prawa i Obrońcy Narodu. Ale chyba nie dla Ciebie.

- To, co ja myślę, nie jest ważne. - mruknąłem, spuszczając wzrok na herbatę.

Mężczyzna roześmiał się głośno. Nie wiem, o co mu chodzi. Nie wiem, dlaczego mnie tu zabrał i czego ode mnie chce. Przebywając z nim w jednym pomieszczeniu, czułem coś dziwnego. Sprzecznego z moją naturą. Nie bałem się, ale odczuwałem niepokój. 

- Jesteś naprawdę interesujący. - uformował usta w krzywym uśmiechu. - Rzadko kiedy udzielam się w terenie. Zazwyczaj są to nocne partole i manifestacje. Znacz wielu ludzi, ale pośród nich nigdy Cię nie widziałem. Możliwe, że teraz będę wychodził częściej. Chciałbym Cię poznać i zrozumieć, co takiego dzieje się w Twojej ślicznej główce.

Westchnąłem ciężko. Zaczynam żałować, że zgodziłem się na to pseudo przesłuchanie. Wolałbym już siedzieć z trupem w odorze jego krwi.


***

Yoo~

Przepraszam, że tak późno, ale mieszczę się w czasie :') Nadal mamy czwartek. Musiałam nadrobić sporo rzeczy do pracy i na studia, so... :'D

Zostawiam Was z kolejnym rozdziałem ♥

Do napisania,
Sashy ;3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro