9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez chwilę czas jakby zatrzymał się w miejscu. Starałem się patrzeć na niego beznamiętnym wzrokiem. Na zewnątrz byłem opanowany. Nie dawałem po sobie poznać, że jego słowa poruszyły najczarniejsze scenariusze w mojej głowie. W środku trzęsłem się jak osika, Mój wewnętrzny głos krzyczał: ,,Neuvillette, jesteś skończony!". Jeden zły ruch, jeden moment zwątpienia i jestem trupem. Mogłem spróbować użyć swoich mocy, by uciec i wyjść z tego cało. Może przeżyłbym w ukryciu dzień, czy dwa. Jednak jaki jest sens używać czegoś, nad czym nie ma się kontroli? Jestem zdany tylko i wyłącznie na tę chwilę oraz na jego decyzję. W najlepszym przypadku mężczyzna może zafundować mi szybką i bezbolesną śmierć. W najgorszym zabierze mnie do sali tortur w ich siedzibie, gdzie będzie próbował wyciągnąć ze mnie nieistniejące informacje o położeniu reszty nadprzyrodzonych. 

- Nie odpowiesz mi, Neuvi?

Jego uśmiech przyprawiał mnie o zawrót głowy. Nie. To nie wina uśmiechu. To on, jako osoba. Był nieznośny, wciskał nosa nie w swoje sprawy i węszył wszędzie, gdzie mógł. 

Prychnąłem pod nosem, delikatnie mrużąc oczy. Jeśli ubzdurał coś w swojej głowie, to na nic moje próby wyjścia z sytuacji. Jestem na straconej pozycji. Strąciłem jego dłoń, trzymającą za mój podbródek. Nie zależało mi na niczym. Posłałem mu szyderczy uśmiech i wstałem z łóżka, by zrównać się z nim wzrostem.

- Tak bardzo chcesz wyrobić normę, że chwytasz się, za co popadnie? - syknąłem, patrząc mu prosto w oczy. - Nigdy nie pomyślałeś, że tu chodzi o Ciebie?

- A co jest ze mną nie tak? - założył ręce na piersi.

- Jesteś Prześladowcą.

- I moja praca decyduje o tym, jakim jestem człowiekiem? Nie jesteś zbyt przesądny? - uniósł brew. - Myślisz, że zachowuję się teraz jak normalni Prześladowcy? Bez uczuć, pałający rządzą rozlewu krwi, z dumą zabijający kolejne istoty?

Spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami. Coś w jego wzroku sprawiło, że poczułem ukłucie w klatce piersiowej. Miałem wrażenie, że go skrzywdziłem tymi słowami. Wszystko mi mówiło, że to ja byłem zły, nie on. To ja z góry nalepiłem mu łatkę bezdusznego Prześladowcy. Jego wylew słów oraz emocji był spowodowany przeze mnie i to była całkowicie moja wina. 

Przez chwilę wahałem się, czy czegoś nie powiedzieć, czy nie naprostować sytuacji. Mózg mi podpowiadał, że nie zrobiłem nic złego, miałem prawo wyrazić swoje zdanie we własnym domu. To on jest intruzem. To on się narzuca swoją obecnością. Za to serce krzyczało, że nie powinienem go oceniać bez głębszego poznania. W prawidłowym osądzie nie pomagał mi fakt, że zauważyłem cień smutku na jego twarzy. Zagryzałem policzki od środka. Walczyłem z myślami...

Jednak sytuacja zmieniła się w mgnieniu oka. Wriothesley wrócił do swojego normalnego wyrazu twarzy — zimnego i dociekającego prawdy. Chwycił mnie nagle za nadgarstki, wykręcił je za plecy i gwałtownie przyparł o ścianę. Syknąłem z bólu, gdy moje czoło spotkało się z zimną oraz nad wyraz twardą tapetą.

- Zaprezentuję Ci prawdziwego Prześladowcę. - jego chłodne wargi muskały mojego prawe ucho od tyłu. - Naruszyłeś moją nietykalność cielesną, za co z łatwością mógłbym wysłać Cię za kratki. Odsiedziałbyś w areszcie parę tygodni w oczekiwaniu na werdykt Sądu, a gdy już by zapadł, skończyłbyś wraz z innymi więźniami we wspólnej celi. Co ty na to?

- Jesteś nienormalny. - syknąłem, gdy dociskał mnie do ściany.

- Obraza też słono kosztuje. Z Twoją pensją kwiaciarza raczej bym nie podskakiwał.

Ból w rękach niebezpiecznie się nasilał, a do oczu napłynęły mi nieproszone łzy. Nie byłem pewny, jaką dźwignię na mnie zastosował, ale była zbyt dobra. Z każdym moim oddechem bolało coraz bardziej, rozrywało mi mięśnie od środka i nie pozwalało trzeźwo myśleć. Chciałem tylko jak najszybciej się od tego uwolnić. Byłem gotów na wszystko.

- Teraz rozumiesz?

Nic nie rozumiałem i nie chciałem tego zrozumieć. Dlaczego to zrobił i po co? Chciał mi zaprezentować swoją siłę? Pokazać kim jest naprawdę? Znakomicie sobie radzi bez takich pokazów!

- To boli... - jęknąłem. - Puść... Mnie...

Usłyszałem westchnięcie. Mężczyzna poluzował uścisk i odsunął się ode mnie na metr. Od razu odwróciłem się do niego przodem i spojrzałem na niego spod byka, rozmasowując swoje nadgarstki. Na szczęście były tylko lekko zaczerwienione. Dałbym słowo, że mi je połamie...

Prześladowca patrzył w przeciwną stronę. Na okno z widokiem na miasto. Nie potrafiłem go rozgryźć. Raz stara się ze mną flirtować. Drugi raz mnie przeraża. A trzeci udaje niewiniątko. Kim on tak naprawdę jest i czego ode mnie chce?

- Możesz mi nie wierzyć, ale nie krzywdę ludzi bez powodu. Nie nabijam sobie punktów w pracy kosztem innych i nigdy nie zabiłem niewinnej istoty. To, że dziś jestem tu z Tobą, może być zwykłym przypadkiem. Chciałem na chwilę zapomnieć o pracy, całym tym zamieszaniu i metryczce, jaką posiadam. Liczyłem, że znajdę tę ucieczkę u... Pana, Panie Neuvillette.

Po moich plecach przeszły ciarki, gdy usłyszałem, że wrócił do nazewnictwa per "pan". Czułem, że próbował mną zmanipulować. Ruszyć moimi emocjami, bym otworzył się na jego osobę. Ale nie tędy droga. Choćby nie wiadomo, co... Bycie w pobliżu Prześladowcy jest dla mnie niebezpieczne.

- Powinien Pan na początku zapytać o pozwolenie. Nigdy mnie Pan nie zapytał, czy odpowiada mi Pana obecność. - odpowiedziałem mu, brnąc w jego grę.

Ciemnowłosy uśmiechnął się w moją stronę. Moje serce na moment zabiło szybciej. Nie był to nachalny uśmiech ani zboczony, próbujący coś mi udowodnić. Był zwykły, przyjazny i ciepły.

- Rozumiem. - skinął głową. - Moja wizyta nieco się przeciągnęła. Proszę o siebie zadbać.

Odwrócił się w stronę wyjścia. Nie próbowałem go zatrzymać, ponieważ nie miałem po co. Nic mu więcej nie powiedziałem, gdyż nie potrzeba było dodawać coś więcej. Nie mieliśmy tak naprawdę żadnej relacji, w której mielibyśmy martwić się o siebie i liczyć się ze zdaniem drugiej osoby. Tak powinno być.

Ciemnowłosy chwycił za klamkę i zatrzymał się w pół kroku przed drzwiami. Zastygł tak na kilka sekund. Obserwowałem go, nie ruszając się z miejsca.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Ale ja znam odpowiedź, Neuvillette. - dodał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.



***

Yoo~

Kolejny rozdział i znowu widzę jak wolno rozwijam historię :'D Oznacza to tylko, że będzie dużo rozdziałów :')

Mała informacja: we wtorek mam obronę ^^ W zależności od tego jakie będą targały mną emocje - rozdział pojawi się zgodnie z planem lub drobnym opóźnieniem :D

Do napisania,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro