Rozdział 35 - Dzięki, nie miałyście o czym rozmawiać?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu! Zamieszkaliśmy w swoim własnym domu. Nie mogłam się tego tak bardzo doczekać. Przez ten krótki czas mieszkania z moimi rodzicami, uświadomiłam sobie, jakie to niewygodne.
To moi rodzice i bardzo ich kocham, ale chyba nie wytrzymałabym na dłuższą metę. Powiedzmy, że są trochę nadopiekuńczy w stosunku do mnie.

Byłam właśnie w kuchni i szykowałam niedzielny obiad. Mieli do nas wpaść zarówno moi rodzice, jak i rodzice Alana. Podobno rodzeństwo Alana także miało wpaść. Szykował się wielki, rodzinny obiad.

- Co robisz? - zapytał Alan, zjawiając się w pomieszczeniu.

- A jak myślisz? - zapytałam retorycznie, wskazując produkty rozłożone na blacie. - Musimy dzisiaj ponad dziesięć osób wykarmić.

- Myślisz, że będzie aż tak źle? - zapytał.

- Znając nasze matki, może być ciężko i cudem się nie pozabijają. Obie są nieustępliwe i mają dość trudne charaktery.

- Wiem o czym myślisz. - odpowiedział i usiadł przy blacie. - Dwie lwice, broniące swoich młodych. - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.

- Bardziej drapieżne harpie. - powiedziałam śmiejąc się.

- Zdecydowanie. Błagam, niech siedzą jak najdalej siebie. Teraz cieszę się, że mamy rozkładany stół i możemy rozłożyć go tak, że będą od siebie dobrze oddzielone.

- Powinniśmy ustawić winietki, kto gdzie będzie siadać? - zapytałam spoglądając na niego.

- Może lepiej nie. Wtedy mogłaby rozpętać się burza. Dosłownie. - powiedział ze śmiechem. - Widzę ich oburzenie, gdyby doszły do tego, że nie chcieliśmy żeby usiadły obok siebie. 

- Dobra, dobra, ale jeśli mi teraz nie pomożesz to nie wyrobimy się do obiadu i wtedy dopiero będzie burza. 

- Królem kuchni, to ja nie jestem, ale mogę chociaż pokroić jakieś składniki czy coś. 

- Proszę. - powiedziałam odchodząc od blatu i podchodząc do kuchenki, na której stały garnki. 

Kilka godzin później powitalismy naszych gości i zasiedliśmy do stołu. Udało nam się ogarnąć wszystko bardzo dobrze, nawet nas. 

- Wow, córeczko, to jest bardzo dobre. - powiedziała moja mama. - Jestem dumna, że nauczyłaś się tylu rzeczy. 

- To prawda. - odrzekłąd matka Alana. - To jest bardzo dobre, ale myślę, że jeśli zrobiłabyć to inaczej, byłoby znakomite. Chyba zaproszę cię na osobistą lekcję gotowania. - dodała uśmiechając się. 

- Z całym szacunkiem, ale nie potrzebne są tutaj żadne lekcje. Moja córka znakomicie sobie radzi. - powiedziała moja mama i wróciła do jedzenie. 

- Cóż, powiedzmy, że tak jest, ale i tak zapraszam do siebie. - mrugnęła do mnie. 

- Czy mogę pokazać Olivii domek w ogrodzie? - zapytał Will po jakiejś chwili. 

- Jasne, jeśli już się najedliście. - powiedziałam i wyjęłam go z krzesełka, a dzieciaki pobiegły do ogrodu. My natomiast wróciliśmy do jedzenia. 

- No to kochani... - zaczęła moja mama. - Kiedy ślub, jakieś dzieci?- zapytała. 

- Mamo, przecież wiesz... - jęknęłam. 

- Właśnie... - mama Alana podłapała temat. - Ustaliliście już jakąs wstępną datę? A co z dziećmi? Staracie się o nie? Bo jakoś nie wygląda. 

- Wszyscy dobrze wiecie, że możliwe jest, iż nie będzie mogła mieć w ogóle dzieci.  

- Przecież są inne sposoby. Można adoptować dziecko, skorzystać z surogatki. Na pewno chcecie powiększyć rodzinę. - kontyuowała Mirabella. 

- Dokladnie, jest tyle dzieci, które chciałyby znaleźć dom i mieć dobre życie bo na to zasługują. Powinniście to przemyśleć, jeśli nie uda ci się zajść w ciążę. - powiedziała moja matka. 

- Właśnie, myślę, że jeśliby było odpowiednio małe, moglibyście nawet dać mu takie imię, jakie byście chcieli. - zwróciła się do nas Mirabella. - Proponuję jakieś klasyczne James, Steve. Albo Ana, Katherine. 

- Myślałam nad czymś nowocześniejszym. Ava, albo Liv. A dla chłopca. Luca albo Xavier. - odpowiedziała jej moja mama. 

- Dość! - krzyknęłam i uderzyłam ręką o stół, wstając. - Wiecie, jaka jest sytuacja a i tak ciągle o tym gadacie! Mogę nie mieć dzieci, nie ma na razie żadnego dziecka, a wy wybieracie jakieś pieprzone imiona. Jeśli będę w ciązy to wybiorę je razem z Alanem sama! Nic wam do tego i na pewno nie bedziecie decydować o moim dziecku, o jego imieniu, wychowaniu i innych dotyczących go rzeczach, bo nie macie takiego prawa! - krzyknęłam odsuwając krzesło. - Obiad skończony! Możecie wracać do siebie! - dodałam jeszcze i poszłam do sypialnii. 

Wchodząc po schodach usłyszałam jeszcze tylko głos Alana: 

- Dzięki, nie miałyście o czym rozmawiać? Jesteście siebie warte, skoro nie umiecie się powstrzymać, to wynoście się i nie ważcie wracać tutaj, dopóki nas nie przeprosicie. To było bardzo nie na miejscu. Wynocha! Wszyscy! - wrzasnął. 

Po tych słowach zmknęłam drzwi do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Nie tego spodziewałam się po rodzinnym obiedzie. Rozpłakałam się i nie wiedziałam co myśleć o zachowaniu naszych matek. Miałam dość tego, że tak bardzo naciskali, chociaż wiedzieli, że może być to niemożliwe. Leżałam na łóżku i płakałam. Wiele osób mogłoby sądzić, że nie mam nad cyzm płakać, że mam idealne życie, że powinnam za nie dziękować, a nie lamentować, jednak ja czułam wielką presję w posiadaniu dziecka, a wiedziałam, że nie będzie to takie łatwe. 

Kilka minut później usłyszałam pukanie do drzwi. 

- Mogę? - zapytał Alan zaglądając do środka. 

- Jasne, to też twój dom. - odpowiedziałam ocierając łzy. 

- Jak się czujesz? 

- Źle. Czy one naprawdę to zrobiły? Naprawdę musiały? - zapytałam spoglądajac na niego. 

- Nie wiem, ale powiedziałem im, żeby się tu nie pokazywały, dopóki nie zechcą nas przeprosić. Elenie wzięła Will'a do siebie. Będzie nam potrzebne trochę spokoju. - powiedział i pociągnął mnie do siebie. - Powinnaś się zdrzemnąć. Chodź tu, idziemy na drzemkę. - powiedział i przytulił mnie do siebie bardziej. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. 

Obudziłam się pod wieczór, Alana nie było obok mnie, jednak słyszałam jakieś odgłosy z domu, więc pewnie był w kuchni i sprzątał po nieudanym obiedzie. Postanowiłam zejśc na dół i zjeść coś, bo od tego feralnego incydnetu nie jadłam nic.  

Schodząc na dół, usłyszałam, że Alan z kim rozmawia. Jak sądzę, przez telefon, bo tylko jego wypowiedzi było słychać. 

- Nie. Mówiłem coś. Nie masz czego tutaj szukać. Nie, nie po dzisiejszym dniu. Obie jesteście siebie warte i doskonale zdawałyście sobie sprawę z tego jak jest. Nie obchodzi mnie to mamo. Zraniłaś i ją i mnie. Mamo! Przestań! Dopóki tego nie przemyślisz i nie przeprosisz nas osobiście, masz nie pojawiać się w naszym domu. Nie, nawet gdybyś chciała gdzieś wziąć Will'a. Masz zakaz. - powiedział. - Nie będę z tobą dyskutował mamo. Jestem dorosły i nie ma już na mnie wpływu. Przemyśl to. Na razie. - powiedział a następnie rozłączył się.  

Zeszłam na dół i weszłam do kuchni. 

- Och, wyspałaś się? - zapytał i pocałował mnie w czoło. - Zamówiłem pizzę. Powinna być niedługo. 

- Świetnie, jestem głodna. - odpowiedziałam i przytuliłam się do niego. - Dziękuję, że to robisz. 

- Nie masz za co. - powiedział. - Może obejrzymy jakiś film? - zapytał. Dawno tego nie robiliśmy, a mamy wolny wieczó, bez Will'a. Fajnie byłoby skorzystać. 

- Dobrze, wybierzesz coś? Muszę napić się kawy. Chyba mi jej dzisiaj brakuje. - powiedziałam i skierowałam się do ekspresu. 

- Może jakaś komedia.- powiedział. - Przyda nam się torchę śmiechu. - dodał i zniknął w salonie, jak mniemam aby wybrać film. 

Kilka minut później ktoś zadzwonił do drzwi i jak się okazało, była to wyczekiwana pizza. W sumie nikogo innego się nie spodziewałam. Usiedliśmy z Alanem w salonie, włączyliśmy film i zabraliśmy się za jedzenie pizzy. Alan wybrał moją ulubioną, cztery sery. Myślałam, że pochłonę ją całą sama. Miałam taki apetyte tego dnia, że mogłabym jeszcze coś zmieścić. Dużo też się śmialiśmy. Alan wybrał świetną komedię i szczerze powiedziawszy, jakoś nie przywiązywałam uwagi do fabuły, ale był naprawdę śmieszny i tak naprawdę to było mi potrzebne. 

**********************
Witajcie wszyscy! Jak tam u was? Chcicałabym od razu życzyć wam udanego weekednu, dobrej zabawy i zapytać, jak podoba wam się ten rozdział? Myślę, że już małymi krokami zbliżamy się do konca historii Audrey i Alana. Mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni. Szykuję kolejną historię, tylko uporam sie z tą. 

Jeszcze raz życzę udanego weekednu i do zobaczenia w kolejnym rozdziale. 

SKY 

P.S. 
Rozdział nie został sprawdzony, możliwe, że będą pojawiać się błędy. Za wszelkie uwagi z góry dziękuję, na pewno wezmę pod uwagę. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro