Rozdział 20- Bardzo dobrze mu idzie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rano obudziłam się nadzwyczaj wcześnie, bo było jakoś po siódmej. Alan jeszcze spał, dlatego postanowiłam, że wezmę szybki prysznic, ubiorę się i zrobię coś na śniadanie. I tak też się stało.

Robiłam omlet, kiedy do mieszkania weszli rodzice Alana.

-Cześć, już nie śpisz?- odezwała się jego mama.

-Dzień dobry. Jakoś tak się obudziłam.- powiedziałam i wzruszyłam ramionami.- Zabieracie dzisiaj Will'a tak?- zapytałam, chcąc się upewnić.

-Dokładnie. Chcieliśmy zabrać go do jakiegoś zoo albo oceanarium.- powiedziała kobieta, kładąc swoją kurtkę na krzesełku barowym.- A wy co dzisiaj będziecie robić?- zapytała.

-Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Alan chyba pójdzie do pracy, a ja też czegoś poszukam.

-Chcesz szukać pracy?!- zapytała wyraźnie wzburzona.- A William?!

- Wszystko jest do zrobienia.- powiedziałam, wzruszając ramionami.- Są żłobki, przedszkola...- zaczęłam wymieniać, jednak kobieta mi przerwała.

-Mój wnuk nie będzie chodził do żadnego żłobka ani przedszkola. Ty masz się nim zająć. W końcu taka twoja praca.-powiedziała dość głośno.- Mój mąż miał rację, że chcesz tylko wskoczyć Alanowi do łóżka i złapać na dziecko, żeby ci płacił.

-Wypraszam sobie, ale nie ma prawa pani po pierwsze zaglądać mi do łóżka, po drugie istnieje coś takiego jak antykoncepcja, a po trzecie, gdybym chciała jego pieniędzy, to raczej nie kwapiłabym się do pracy, nie sądzi pani?- również podniosłam głos, bo nie mogłam już tego wytrzymać.

-To nic nie zmienia. Masz zostać z moim wnukiem! Zrozumiałyśmy się?!

-Co tu się dzieje?!- zapytał Alan, wchodząc do kuchni.- O co ci chodzi mamo?! Musisz się wtrącać?!- powiedział, podnosząc głos na własną matkę.

-Alan, czy ty tego nie widzisz? Ona chce tylko twoich pieniędzy. Zobaczysz, jeszcze pożałujesz, że się z nią zadajesz.- powiedziała już naprawdę bardzo wściekła.

-Nie sądzę mamo. Kocham Audrey, a ona kocha mnie. I chciałem ci powiedzieć, że tylko ja mogę zdecydować, czy chciałbym, aby Audrey została w domu z Will'em. Ty nie masz do tego żadnych praw, bo nie masz też praw do mojego dziecka.- powiedział, a kobietę zatkało.- Dlatego od tej pory, nie powiesz już nic takiego. Zrozumieliśmy się?! A poza tym, to nie masz prawa decydować, z kim się będę spotykać. A pomysł posłania Will'a do jakiegoś żłobka albo przedszkola bardzo mi się spodobał.- powiedział, a ja pomyślałam, że chyba musiał słyszeć całą naszą rozmowę. Spojrzałam na kobietę, której zrzedła mina.

-Mam chociaż nadzieję, że będzie to prywatna placówka.

-Dlaczego?- wtrąciłam się.- Myśli pani, że dzieci, które nie mają tak bogatych rodziców, jak Will, są w jakimś stopniu gorsze? Chciałam pani przypomnieć, że sama jestem taką osobą. Myślę, że William wyrósłby na PRAWDZIWEGO człowieka, jeśli poszedłby do publicznej placówki. Może nie byłby takim snobem.- zakończyłam swój wywód, a następnie wyłączyłam kuchenkę i poszłam po Will'a aby mógł zjeść przed wyjściem, jednak zatrzymałam się.- Chociaż tak naprawdę nie wiem, czy zły wpływ mieliby na niego jego koledzy, czy pani.

-Jak śmiesz?! Alan nic z tym nie zrobisz?!- zapytała zbulwersowana.

-Kochanie, naprawdę przesadziłaś.- powiedział jej mąż.- Chyba przełożymy dzisiejsze wyjście na inny dzień.- dodał, a następnie pociągnął swoją żonę w kierunku wyjścia. Usłyszałam jeszcze tylko jego głos.- Jak możesz taka być?! Nie widzisz, że Will traktuje ją jak matkę?! Naprawdę cię nie rozumiem. Powinnaś ją przeprosić.

Skierowałam się do pokoju Will'a, by uniknąć rozmowy z Alan'em, jednak wiedziałam, że pójdzie za mną. Na szczęście nie dogonił mnie, zanim weszłam do pokoju malca. Spojrzałam na chłopca, który otworzył oczka i wpatrywał się mnie.

-Kochanie, nie pójdziesz dzisiaj z babcią i dziadkiem do zoo.- powiedziałam, odgarniając jego włoski z twarzy, a na mojej twarzy pojawił się lekki grymas tego, co miało miejsce wcześniej.

Niby była mądrą kobietą, do tego bardzo ładną i miłą, ale zachowała się, jak się zachowała. Poczułam się okropnie, że tak o mnie myśli. Jakby ktoś zrównał mnie z ziemią. Chyba naprawdę nikomu nie życzyłabym takiego czegoś.

-Dlaczego?- zapytał malec. Nie chciałam mu mówić prawdy.

-Dziadek się źle poczuł. To dlatego.- powiedział szybko Alan.- Jak tylko poczuje się lepiej, obiecał, że pojedziecie na wycieczkę.

-Dobrze.- powiedział trochę smutny.

-Wziąłem sobie wolne.- powiedział po chwili Alan.- Możemy ten dzień spędzić razem.- uśmiechnął się, co odwzajemniłam.

-Chce iść na gofry!- krzyknął chłopiec i wskoczył mi na kolana.- Możemy?

-Jasne.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.- Tylko mamy mały problem. Bo zrobiłam omlet na śniadanie.- dodałam po chwili.

-W takim razie- zaczął Alan.- Na śniadanie będzie omlet, a na obiad pójdziemy na pyszne gofry. Ja stawiam.- powiedział szybko, a ja zaśmiałam się.- Chodź, ubierzemy się, a mam dokończy śniadanie.- powiedział i mrugnął do mnie.

Wstałam z łóżeczka i poszłam do kuchni. Dokończyłam śniadanie, a wtedy w kuchni zjawili się chłopacy. Uśmiechnęłam się i postawiłam przed Will'em mniejszego i pokrojonego już omleta. Sobie i Alanowi zrobiłam trochę większe.

Zjedliśmy śniadanie w kuchni, a ja cieszyłam się, że im smakuje. Willowi chyba nawet bardzo, bo ciągle wydawał z siebie dziwne dźwięki i mówił, że od teraz to ja robię ciągle śniadanie.

Kiedy już dosłownie wszystko było zjedzone, postanowiłam, że posprzątam. Oczywiście Alan upierał się, że nie muszę tego robić, ale jak tylko zobaczył moją morderczą minę, to odpuścił, i kiedy ja sprzątałam po posiłku, on poszedł bawić się z Will'em w salonie.

Kiedy do nich dołączyłam, oglądali bajki i bawili się samochodzikami. Uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam na kanapie, wyciągając telefon i przeglądając internet. Mój profil nadal płonął od nowych obserwujących. Niestety takie wady bycia z Alanem. Westchnęłam lekko, co nie umknęło uwadze mężczyzny, który chwilę później usiadł obok mnie.

-Co jest?- zapytał, przyciągając mnie do siebie.

-Mój profil płonie. I to dosłownie.- powiedziałam i pokazałam mu to, na co się zaśmiał.- Ej to nie jest śmieszne.- oburzyłam się.- Nie podoba mi się to ani trochę.- dodałam.

-Mnie też, ale tego nie zmienisz. Ludzie są ciekawscy, chcieliby wiedzieć wszystko. Zapewne zaglądają nam do łóżka i pewnie zastawiają się, kiedy jakieś zaręczyny, ślub dziecko.- powiedział, a ja lekko zesztywniałam.- Jedynym powodem, dla którego mam publiczne profile społecznościowe jest, aby w jakiś sposób ich zaspokoić i aby chociaż na jakiś czas dali nam spokój. Są cię ciekawi, bo jesteś w pewien sposób nowa.- dodał, muskając mój policzek.- Kiedy dodaliśmy fotkę z wyjścia z twoimi znajomymi po meczu, nie za bardzo ich to obeszło, bo pewnie pomyśleli, że jesteś „na chwilę". Jednak kiedy dodaliśmy kolejne zdjęcie, zrozumieli, że jednak nie. Dlatego wybuchło takie zainteresowanie tobą. Zobaczysz. Przywykniesz i nie będziesz zwracać na to uwagi.- zakończył swój wywód.

-Dziękuję.- powiedziałam.- Pomogłeś mi. Uspokoiłeś mnie.- uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka.

-Ja tes chce!- wykrzyknął Will i wdrapał się na kanapę, na kolana taty.

Zaśmiałam się, ale jemu też dałam buziaka. Spojrzałam na niego, a wtedy on uśmiechnięty od ucha do ucha dał mi buzi w policzek.

-Czy ty próbujesz mi odbić kobietę?- zaśmiał się Alan.

-Tak! Będzie moja!- powiedział uśmiechnięty chłopiec.

-Bardzo dobrze mu idzie.- powiedziałam po chwili i zaśmiałam się z miny Alana.- Stara się bardziej od ciebie.

-Osz ty!- powiedział przez śmiech Alan.- Zrobimy sobie zdjęcie?- zaproponował nagle.

Zgodziłam się, bo uważam, że to świetna pamiątka wspólnych chwil. Mężczyzna przyciągnął blisko siebie synka i zrobił nam wszystkim zdjęcie. Byliśmy uśmiechnięci od ucha do ucha. William natychmiast po jego zrobieniu pobiegł bawić się dalej samochodzikami, a ja dostałam powiadomienie z Instagrama.

Alan opublikował nowe zdjęcie. Weszłam w powiadomienie i zobaczyłam zdjęcie sprzed chwili z podpisem „Family ❤". Uśmiechnęłam się, a moje oczy zaszły łzami. Spojrzałam na mężczyznę, a ten siedział i patrzył na mnie, jakby oczekując mojej reakcji. Uśmiechnęłam się szeroko i skomentowałam szybko zdjęcie serduszkiem.

-Musisz wysłać mi to zdjęcie.- powiedziałam.

-Też je wstawisz?- zapytał, klikając coś w telefonie, a chwilę później już miałam zdjęcie u siebie.

-Nie, lubię kolekcjonować zdjęcia po prostu.- uśmiechnęłam się, a do głowy przyszedł mi pewien pomysł.- Ale ustawię je sobie na tapetę.- powiedziałam dumna ze swojego pomysłu.

-Też chcę!- uśmiechnął się mężczyzna i już po chwili oboje mieliśmy to zdjęcie na tapecie.

Posiedzieliśmy jeszcze kilkadziesiąt minut, aż postanowiliśmy się w końcu zbierać i pojechać na wcześniej ustalone gofry. Włożyłam kurtkę i buty, a chwilę później obok mnie pojawił się Alan z malcem na rękach.

Wyszliśmy z mieszkania i skierowaliśmy się do auta, a następnie pojechaliśmy chyba do najlepszego miejsca, gdzie podają gofry. Spędziliśmy tam trochę czasu, a potem postanowiliśmy wybrać się na mały spacer do parku niedaleko. Oczywiście mogliśmy liczyć na towarzystwo paparazzi i ukradkowe spojrzenia mijanych ludzi. Chyba ciężko będzie mi się do tego przyzwyczaić.

Spędziliśmy na pewno dobry dzień. Dużo się śmialiśmy, wygłupialiśmy, a Alan wcale nie przypominał ważnego i poważnego biznesmena, jakim pewnie był w pracy. Był sobą, był ojcem, człowiekiem, facetem, kochankiem. Był tym wszystkim na raz, a zarazem był sobą.

Wieczorem zasnęliśmy wszyscy razem w sypialni Alana. Tej nocy śniłam o naszej szczęśliwej przyszłości. Zarówno tej niedalekiej, jak i bardzo odległej.

*****************************

Cześć kochani, bardzo cieszę się, że mogłam wstawić dziś dla was ten rozdział, ponieważ od poniedziałku byłam chora i dosłownie nie miałam siły na nic. Nawet spanie przychodziło z trudem. Ale już okej. 

Standardowo pytam, jak podobał się wam rozdział? I oczywiście co u was słychać, jak w szkole i poza nią oczywiście też? 

Pozdrawiam was bardzo serdecznie i zapraszam na kolejny rozdział JUŻ ZA TYDZIEŃ! Do usłyszenia. 

SKY 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro