Rozdział 21-Natychmiast.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejne dni mijały nam spokojnie. Cieszyliśmy się sobą, naszym towarzystwem. Oczywiście Alan musiał chodzić do pracy, bo bez niego firma nie mogłaby dobrze funkcjonować. Ja natomiast siedziałam w domu z Will'em. Czasem zabierałam go na jakieś wycieczki, jednak czułam się jakoś dziwnie niespełniona.

Chciałam naprawdę iść do pracy, nawet przeglądałam różne oferty, jednak Alan skutecznie wybijał mi to z głowy. Mówił, że niedługo, że jeszcze nie czas. Niestety myśli o mojej bezużyteczności i tym, że nie mogę sama na siebie zarabiać, wracały do mnie ze zdwojoną siłą. Może nie było to coś wielkiego i dla niektórych wyolbrzymiałam całą sprawę, jednak nigdy nie chciałam być czyjąś utrzymanką. Chciałam zarabiać sama na siebie, wydawać na siebie pieniądze. Po prostu. Zwykłe, małe marzenie. Niestety na razie przeze mnie niespełnione.

Nawet mama Alana, która, mimo że przeprosiła mnie za sytuację, która miała miejsce, była sceptycznie nastawiona do mojej pracy. Jak to powiedziała, ona całe życie, odkąd wyszła za mąż, siedziała w domu i się nim zajmowała i nic jej nie jest. Jednak ja nie chciałam. Nie chciałam mieć takiego życia.

W końcu Alan zdecydował posłać Will'a do przedszkola, żeby miał kolegów i zaczął jeszcze bardziej poznawać świat. Bardzo się cieszyłam, bo myślałam, że coś się zmieni, jednak myliłam się. Przecież ktoś musiał robić obiady, zawozić małego do przedszkola i go odbierać. Nudziłam się. Po prostu się nudziłam. Obejrzałam chyba wszystkie możliwe seriale, które chciałam. Przeczytałam prawie wszystkie interesujące mnie książki. Apartament błyszczał jak chyba nigdy, bo z nudów po prostu zaczęłam ciągle sprzątać.

Alan mówił, żebym przestała, że nie muszę tego robić i w ogóle. Przez to wszystko zaczęło dochodzić między nami do coraz częstszych kłótni w sumie o głupie rzeczy, jednak ja miałam już powoli dość. Dość tego, jakie mam życie, niby bajkowe, a jednak nie. Czułam się jak ptaszek w złotej klatce. Uwięziona. Nie czułam tej wolności, którą powinnam czuć. Nie czułam tych emocji, które towarzyszyły mi na początku naszej znajomości. Nawet już nie wychodziliśmy tak często do restauracji, na jakąś imprezę ze znajomymi. Siedzieliśmy w domu.

A ja coraz częściej miałam ochotę to wszystko rzucić i uciec. Uciec gdzieś, gdzie w końcu poczuję się wolna, a najlepiej pójść do pracy.

Kiedy Alan wrócił, jak co dzień z pracy, postanowiłam rozpocząć temat, który oczywiście co jakiś czas wracał jak bumerang.

-Chcę wrócić do pracy.- powiedziałam prosto z mostu, bo miałam dość tych gierek.

-Znowu o tym? Czy nie możemy porozmawiać o czymś innym?- zapytał.

-Will jest u dziadków. Na szczęście nie będzie musiał tego słuchać. Nie jestem osobą, która leci na pieniądze i siedzi w domu i nic nie robi. Wiesz to doskonale. Jednak nie jest to moim marzenie. Nie chcę takiego życia.

-Źle ci?- spojrzał na mnie.

-Tak. Źle mi. Źle mi, z tym że czuję się uwięziona jak ptaszek w klatce. Niby takie fajne życie u boku biznesmena, a jednak nie czuję się tak wolna, jak powinnam. Nie jestem niczyją własnością, dlatego mam prawo mówić swoje zdanie i o sobie decydować. Mam prawo iść do pracy, czy to ci się podoba, czy nie. Co mnie w trzyma w tym domu? Nic kompletnie nic. Nie mam co tu robić. Nudzę się. Siedzę sama.

-Zawsze możesz pójść np. do Lilly albo moich rodziców.

-I co? Znowu będę nic nie robić?- powiedziałam już mocno wkurzona.- Myślałam, że jak Will pójdzie do przedszkola, to coś się zmieni, ale widzę, że nie. Nie zmieni się nic, a ja nie chcę być niczyją utrzymanką i całe życie siedzieć na dupie jak twoja mama. To nie jest moje marzenie. Nie po to walczyłam o moje wykształcenie, żeby je teraz marnować. Gdybym na to pozwoliła, zmarnowałabym sobie większość moje życia, jak nie całe. Nie chcę tego.- spojrzałam na niego. Był w szoku. Z moich policzków zaczęły płynąć łzy.- Nie chcę tego.- powtórzyłam.

-Wiem kochanie.- powiedział i przytulił mnie.- Wiem, że nie chcesz nic nie robić, ale proszę. Zrozum mnie. Próbuję cię chronić.

-Chcesz mnie chronić, więżąc w domu?- powiedziałam i spojrzałam na mnie.- Czasem naprawdę zaczynam myśleć, że powinniśmy zastanowić się, czy nasze drogi idą w tym samym kierunku i czy jest to dla nas dobre.- przyznałam szczerze.

-Chcesz odejść?- zapytał.

-Nie powiedziałam tego. Po prostu mam czasem wrażenie, że chcemy zupełnie czego innego od życia. Ty pragniesz zatrzymać mnie w domu i dać Will'owi matkę, której nie miał od początku swoich dni, a ja pragnę się rozwijać. Pragnę pracować, spotykać z ludźmi, poznawać ich, zawierać nowe przyjaźnie. Uniemożliwiasz mi to.

-Chronię cię. Chcę...- chciał powiedzieć, jednak zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Mama. Taki napis widniał. Czemu do mnie dzwoni tak nagle? Zastanawiałam się.

-Przepraszam.- powiedziałam i poszłam do sypialni odebrać.- Halo, mamo?

-Cześć skarbie.- usłyszałam jej szloch.

-Co się stało mamo?- powiedziałam niepewnie.

-Musisz przylecieć. Natychmiast.- powiedziała szybko.

-Ale mamo, musisz mi powiedzieć, co się stało.- powiedziałam, będąc jednocześnie pełna niepokoju.

-Kochanie, dziadek jest w krytycznym stanie. Nie wiemy ile jeszcze...

-Już jadę. Kocham was.- powiedziałam szybko i rozłączyłam się.

Pobiegłam po jakieś ubrania, spakowałam je do torby. Robiłam to szybko i chaotycznie. W pewnym momencie obok mnie zjawił się Alan. Mówił coś do mnie, jednak nie rejestrowałam co. Byłam w amoku. Chciałam jak najszybciej znaleźć się obok mojego ukochanego dziadka. Chciałam być przy nim. Nawet nie spostrzegłam, że po moich policzkach leją się łzy. Zapięłam torbę, wzięłam jeszcze torebkę i byłam już gotowa do wyjścia.

Zatrzymał mnie Alan.

-Co ty robisz?!- krzyknął.

-Muszę iść. Muszę tam być. Przepraszam. Wszystko ci wyjaśnię. Tylko mnie puść. Muszę iść. Spóźnię się.- mówiłam ciągle. Na szczęście Alan mnie puścił.

Szybko znalazłam numer na lotnisko, więc wybrałam go. Po kilku sekundach w słuchawce usłyszałam kobietę.

-Dzień dobry, czy macie państwo wolne bilety na najbliższy lot do Denver?- powiedziałam i spojrzałam na Alana, który miał zdziwioną i pełną obaw minę.

-Przykro mi, niestety wszystkie dzisiejsze bilety na dzisiejsze loty do Denver są wykupione.

-Dobrze, dziękuję.- powiedziałam i rozłączyłam się, a następnie zadzwoniłam do Lilly.

-Hej kochana, co tam?- usłyszałam głos przyjaciółki.

-Lilly, potrzebuję cię, muszę jechać do Denver. Wszystkie bilety na dzisiejsze loty są wykupione. Ja nie wiem co zrobić. Muszę się tam znaleźć jak najszybciej, ja muszę zdążyć, nie wiem, ile czasu mi zostało, po prostu muszę tam być. Pomóż mi.- powiedziałam, szlochając.

-Kochanie, co się stało?

-Muszę tam jechać, pomóż mi, nie wiem co robić. Nie zdążę.- zaczęłam nagle mówić.- Nie zdążę, nie zdążę.- zalałam się łzami, a Alan wziął mój telefon.

-Hej Lilly, nie wiem, co się dzieje, zadzwoniła jej mama, Audrey wpadła w jakiś amok. Nie wiem, czemu chce tam jechać. Tak, jasne zabiorę ją tam swoim samolotem, spróbujesz się czegoś dowiedzieć? Dzięki, będę się nią opiekował.- powiedział i złapał mnie z rękę.- Chodź, polecisz moim prywatnym samolotem.- te słowa uderzył we mnie niesłychanie mocno. W tamtym momencie byłabym chyba gotowa za niego wyjść, byleby tylko znaleźć się obok mojego dziadka.

-Dziękuję ci!- rzuciłam się na niego, jednak po chwili wpadłam w panikę kolejny raz.- Musimy się pospieszyć, muszę zdążyć. Nie ma czasu.- mówiłam jak najęta.

-W takim razie idziemy.- powiedział i pociągnął mnie w stronę drzwi.

Bardzo szybko znaleźliśmy się na lotnisku. Alan wcześniej zdążył wszystko zorganizować i gdy tylko się tam pojawiliśmy, samolot był już gotowy. Wystarczyło wsiąść i wystartować. Tak też się stało. Przed lotem Alan zdążył jeszcze powiadomić swoich rodziców, że mamy kryzysową sytuację i czy mogliby zająć się Will'em, na co oczywiście się zgodzili.

Lot dłużył mi się niemiłosiernie. Mimo że było to około trzech godzin, to nie mogłam usiedzieć na miejscu. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. W końcu podeszłam do Alana i powiedziałam bez namysłu:

-Pieprz mnie.

-C-co?- zapytał.

-To, co słyszałeś. Pieprz mnie.

-To chyba nie najlepszy pomysł.- chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak nie pozwoliłam mu na to i zaatakowałam jego usta.

-Tylko to będzie w stanie odciągnąć mnie od myśli, które za mną chodzą.- spojrzałam na niego.

Jego oczy błądziły po mojej twarzy, a następnie pociągnął mnie w nieznanym kierunku. Jak się okazało, do sypialni. Zamknął za nami drzwiczki i zaczął namiętnie całować, a po chwili także ściągać moje ubrania. Nie pozostawałam mu dłużna i również zaczęłam go rozbierać. Tak jak myślałam, podniecenie było w stanie skutecznie oderwać mnie od kłębiących się w głowie myśli.

Alan spojrzał na mnie i zdjął ze mnie, a także z siebie bieliznę, a następnie zniżył się, że jego głowa była na wysokości mojej przyjaciółki. Jęknęłam głośno, kiedy jego język zaczął lizać moją łechtaczkę. Alan podniósł moją jedną nogę i położył ją na ramieniu, by mieć lepszy dostęp, co i ja niesamowicie odczułam. Jęczałam głośno i kiedy już prawie szczytowałam, on przestał. Nie dał mi orgazmu.

Jednak już chwilę później wstał na nogi i złapał mnie za uda tak, że musiałam opleść go nogami wokół bioder. Momentalnie poczułam, jak wchodzi we mnie. Pieprzył mnie. Nie kochał się ze mną. On mnie kurwa pieprzył. Dał mi to, czego chciałam. Jęczałam głośno i drapałam jego plecy moimi paznokciami. Miałam wrażenie, że będzie miał na nich później wręcz strupki.

Jęknęłam po raz kolejny, kiedy poczułam orgazm. Krzyknęłam jego imię, a następnie zalała mnie fala ogromnego orgazmu. Podczas tego lotu szczytowałam jeszcze dwa razy. Razem z Alanem. Ten facet skutecznie odciągał mnie od złych myśli. Ukajał je, pozbywał się ich.

Jednak kiedy wylądowaliśmy, one wróciły i to podwójnie.

*******************************

Hej! Witam was w kolejnym rozdziale i oczywiście muszę zapytać, jak się wam on podobał? Koniecznie dajcie też znać co u was. 

Mamy już październik! Matko, jak ten czas leci! Jakieś plany na ten miesiąc? Chętnie posłucham. Ja mam w planach obejrzeć wszysztkie części "Strasznego filmu". Nie lubię horrorów, ani innych takich, więc to wydaje mi się odpowiednią opcją. Haha. 

Tak czy inaczej, życzę wam dobrego weekendu, odpocznijcie trochę. Naprawdę, to jest to, co powiedziałabym sobie z czasów liceum. Nic na siłę, odpoczynek też jest ważny, przede wszystkim wasze zdrowie psychiczne, a jak nie dostanie z czegoś 4 czy 5, to świat się nie zawali. Nie staniecie się przez to gorszym człowiekiem, a oceny nie definiują tego, kim jesteście i chcecie być. Trzymajcie się i do kolejnego! 

SKY 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro