Rozdział 33- Decyzja należy do ciebie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spędziliśmy bardzo miłe chwile z moimi rodzicami. Mama zaprosiła nas na obiad, a słysząc, że Will także będzie, ucieszyła się niezmiernie. Jedzenie było pyszne, Will'owi też chyba smakowało. Alan za to nie mógł nachwalić się przyszłej teściowej.

Po skończonym posiłku mój tata.

W drodze powrotnej poprosiłam Alana, abyśmy zajrzeli na cmentarz, bo chciałam odwiedzić dziadka i synka. Kupiliśmy po róży, które będę mogła położyć na pomniku.

Poszliśmy najpierw na grób mojego dziadka. Oczywiście rozklieiłam się, jak zawsze, ale to nadal nowa sytuacja dla mnie. Starałam w objęciach Alana i szlochałam w jego kurtkę. Po chwili jednak opamiętałam się i uwolniłam z objęć ukochanego.

- Dałbyś mi chwilę? Chciałam pójść jeszcze na grób Noah.- powiedziałam ze smutkiem w głosie.

-Jasne, jeśli będziesz kiedyś gotowa to z chęcią poznam twojego synka.- powiedział mężczyzna, a ja pojrzałam na niego i uśmiechnęłam się przelotnie. Następnie rozdzieliliśmy się, a ja poszłam w stronę grobu mojego synka.

Będąc już na miejscu, oczyściłam go nieco i położyłam różę na mlutkim gobiku. Następnie kucnęłam.

-Cześć synku. Dawno mnie tu nie było co.- zaśmiałam się.- Mam nadzieję, że razem z dziadkiem jest wam dobrze tam, gdzie jesteście. Kocham was. Jak pewnie wiesz, dużo się u mnie ostatnio zmieniło.- ciągnęłam dalej.- Nie chcę, żebyś myślał, że o tobie zapomniałam i nie tęsknię, bo zawsze będę tęsknić, po prostu. Ehhh sama nie wiem, ale czuję, że to wszystko twoja sprawka. A teraz jeszcze masz tam pomocnika.- zaśmiałam się ponownie.- Przekaż dziadkowi, że wiem, że będziecie spiskować w mojej sprawie. Kocham was.- powiedziałam raz jeszcze i zaczęłam płakać.

Nie wiem dlaczego, nie wiem jak długo siedziałam przy grobie Noah, ale siedziałam i płakałam.

-Wiesz, jestem naprawdę szczęśliwa. Szkoda, że cię tutaj nie ma. Byłyś juz taki duży. Każdego dnia żałuję, że nie mogłam usłyszeć twoich pierwszych słów, zobaczyć pierwszych kroków. Nie mogłam śmiać się z tobą, pocieszać, kiedy zrobiłeś sobie krzywdę, nie odprowadzałam cię do przedszkola, nie widziałam jak rośniesz.- jęknęłam.- Ale jestem naprawdę szczęśliwa. W końcu, odnalazłam to szczęście po tylu latach... Chyba masz naprawdę dobre kontakty, że udało ci się sprawić, że moje życie nabiera barw. Mam nadzieję, że to nie koniec, ale tak bardzo mi ciebie brakuje i tak bardzo chciałabym, żebyś był tu ze mną, poznał Alana i Will'a. Pewnie byłyś super starszym bratem.- powiedziałam patrząc przed siebie i pociągając nosem przez łzy.- Przepraszam, że tak to wszystko się potoczyło, przepraszam, że nie mogłeś doświadczyć tylu cudownych rzeczy, przepraszam, że nie mogłeś poznać tylu ludzi, na których mi zależy. To moja wina, to wszystko moja wina kochanie.- mówiłam przez łzy.

- Nic nie jest twoją winą.- powiedział ktoś, a ja się przestraszyłam.- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - odwróciłam się i spostrzegłam Alana stojącego za mną.- Długo nie wracałaś, więc pomyślałem, że może coś się stało i chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko okej, już sobie idę.- powiedział i chciał odejść, jednak w ostatniej chwili zdążyłam złapać go za dłoń.

- Nie!- powiedziałam. - Nie idź, zostań ze mną. Poznaj Leo.- dodałam i odwróciłam twarz w strone nagrobka.

-Cześć Leo, miło mi cię poznać.- powiedział Alan i pojawił się obok mnie. - Masz wspaniałą mamusię, wiesz? Pozwolisz mi, że się nią zaopiekuję, razem z moim synkiem Will'em?- zapytał, a mi po policzkach poleciało jeszcze więcej łez niż poprzednio. - Mogę się nią zaopiekować? Obiecuję, że zrobię wszystko, aby była szczęśliwa, będę się o nią troszczył, najlepiej jak umiem. Nie pozwolę jej też zapomnieć o tobie, nie pozwolę jej myśleć, że to wszystko to jej wina. Na pewno byłyś super dzieciakiem. Mogę ją zabrać na gorącą czekoladę? Nie chciałym, żeby była chora.- powiedział i objął mnie ramieniem tuląc do siebie.

-Chodźmy.- zarządziłam niemal natychmiast.- Kocham cię skarbie. Nie zapomnę o tobie nigdy.- powiedziałam, a po chwili patrzenia na mały grobik, ruszyłam z Alanem do wyjścia.

Jednak łzy nie chciały przestać płynąć, wycierałam je jeszcze kilkukrotnie w drodze do domu, a i tak pewnie każdy będzie wiedział, że płakałam, bo moje oczy był czerwone i opuchniete od płaczu.

Kiedy Alan zatrzymał auto na podjeździe domu moich rodziców, złapał go za rękę, aby jeszcze nie wysiadał.

-Dziękuję. - powiedziałam. - Dziękuję, że byłeś tam ze mną i jak zwykle wspierałeś w tym wszystkim. Naprawdę nie wiem, czym sobie na ciebie zasłużyłam.- powiedziałam czując kolejne łzy wypłwające z oczu, dlatego zamknęłam powieki i poczułam, jak mój narzeczony ściera je kciukami.

-To ja nie wiem, czym sobie na ciebie zasłużyłem, ale chodźmy już, bo naprawdę będziesz chora, a obiecałem Noah, że nie pozwolę, żeby coś ci się stało.- powiedział, a ja spojrzałam na niego czule. - No już, wysiadka.- powiedział i otworzył swoje drzwi, a ja poszłam w jego ślady.

Chwilę później byliśmy już w domu, gdzie od samego wejścia biło niesamowite ciepło. Rozebraliśmy się i skierowaliśmy do salonu, skąd było słychać śmeich Will'a i mojego taty. Jak nie dało się nie zauważyć, mały był w siódmym niebie, że ktoś się z nim bawi i poświęca całą swoją uwagę, jednak gdy tylko nas zobaczył, podbiegł do ojca i wyciągnął rączki, aby go podnieść.

-Gdzie byliście?- zapytał niemal natychmiast.

-Mieliśmy troche spraw do załatwienia, ale jak myślę nie nudziłeś się.

-Nie! Było super!- krzyknął i wygramolił się z objęć Alana, i zaczął biegać po pokoju.

-Wybraliście coś?- zapytała mama.

-Nie, jeszcze nie. Chciałam na spokojnie przejrzec oferty jeszcze raz.- uśmiechnęłam się do niej siadając na kanapie.

-Dziadek pokazał mi domek na drzewie i obiecał, że latem go wyremontujemy i będzie mój!- krzyknął wesoło.- Chcę taki w naszym domu!- powiedział patrząc błagalnie na Alana.

-Jasne, jak już kupimy tutaj swój dom.- powiedział jakby nigdy nic, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

-Jak to? Kupimy tutaj swój dom.- powiedziałam nie wiedząc, jak interpretować te słowa.

-No tak to. Postanowiłem przenieść do Denver główną filię mojej firmy, dzięki czemu będziemy mogli się tutaj przeprowadzić i nie będziemy w rozjazdach przez większość czasu.- spojrzał na mnie niepewnie, jakby bojąc się mojej reakcji.

Nie mogłąm uczynić nic innego, niż wpaść w jego ramiona i pocałować. Nie chciało mi się wierzyćw to, co przed chwilą usłyszałam. Przeprowadzka tutaj, do Denver? Do mojego rodzinnego miasta?

- Ty nie żartujesz.- powiedziałam widząc jego poważny wzrok. - Ty naprawdę nie żartujesz i chcesz się tutaj przeprowadzić.- powtórzyłam, a on skinął głową. Pocałowałam go kolejny raz, a za sobą usłyszeliśmy głośne "Bleeeee!". Wszyscy w pokoju się zaśmiali. Podeszłam do Will'a i zapytałam:

- Chciałbyś mieszkać tutaj, niedaleko moich rodziców?- czekałam z niecierpliwością na jego reakcję, tak naprawdę to od niej wszystko zależało. Nie będę zmuszać go na siłę, aby przeprowadził się tak daleko od domu, od swojej prawdziwej rodziny.

-A będę mógł spędzać czas z babcią i dziadkiem?- zapytał słodko.

- Oczywiście kochanie. Decyzja należy do ciebie.- uśmiechnęłam się i przytuliłam do siebie.

-To chcę!- krzyknął głośno.

-No to nie szukamy żadnego mieszkania. Szukamy domu.- powiedziałam uradowana i spojrzałam na moją rodzinkę.

Trochę zasiedzieliśmy się u moich rodziców. Był późny wieczór, kiedy wracaliśmy do hotelowego pokoju, który wynajmowałam. Moja mama oczywiście zaproponowała, żebyśmy zostali, po co mamy się tułać nocą z małym dzieckiem przez miasto, skoro możemy zostać u nich. Wymigałam się tym, że moje ubrania zostały w hotelu, a pokój jest i tak opłacony. Poza tym nie chciałam nadużywać ich gościnności. Wiem, że to mój dom rodzinny, i że nie mieliby pretensji o to, że chciałabym tam zostać, ale bądźmy szczerzy, Jestem młoda i czasem zdarza mi się zaszaleć. A nie chcę aby moi rodzice usłyszeli w nocy jak uprawiam seks z Alanem. Chyba najadłabym się wstydu, gdyby rano zaczęli to w jakiś sposób komentować.

Dlatego najbezpieczniejszym dla wszystkich opcją, było abyśmy wrócili do hotelu. Myślę, że do naszego kolejnego przyjazdu tutaj, kupimy już jakiś dom. Co prawda, chciałam kiedyś wrócić do rodzinnej miejscowości, jednak nie sądziłam, że Alan to zaproponuje. W dodatku tak szybko.

-Miło mieć cię obok siebie.- usłyszałam głos Alana, na co się uśmiechnęłam.

-Ciebie też, tak samo Will'a.- powiedziałam nadal uśmiechnięta.- Jesteście dla mnie najważniejsi.- powiedziałam w stu procentach pewna swoich słów.

- Ty dla nas także. Cieszę się, ża udaje nam się tworzyć tak super rodzinę. Mam nadzieję, że niedługo się ona powiększy.- dodał skradając się do mnie i oblizując swoje wargi.

-Alan, proszę cię wiesz, jaka jest sytuacja.- napomknęłam o tym, co przeszłam.- A poza tym to Will śpi dzisiaj z nami.- mówiąc to pokazałam mu język i przytuliłam do siebie śpiącego chłopca. Will zasnął w aucie, kiedy jechaliśmy do hotelu i nie obudził się do tej pory. Mój tata naprawdę go dzisiaj wymęczył.

-Nie tłumacz się moim synem kochanie.- powiedział nadal patrząc na mnie z pożądaniem.

-Alan, naprawdę jestem zmęczona i nie mam dzisiaj ochoty na seks.- powiedziałam poważnie i położyłam się na łóżku okrywając siebie i chłopca kołdrą.

-Ehhhh, widzę, że cię nie przekonam, ale skoro tak to dobrze. Śpijcie dobrze, zaraz do was dołączę, tylko wezmę szybki prysznic.- powiedział i zniknął w łazience.

Ja natomiast zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Po kilkunastu minutach, poczułam, jak materac łóżka się ugina, a Alan kładzie się do łóżka i obejmuje mnie w talii. Ucieszyłam się, że nie jest na mnie obrażony, bo naprawdę bym tego nie chciała, a i on nie miałby ku temu powodów, przecież nie musimy kochać się codziennie. Ja dobrze rozumiem, że stwierdziliśmy, że będziemy starać się o dziecko, ale nic nie jest takie łatwe i może nam to zająć tak naprawdę bardzo długo. Westchnęłam i bardziej wtuliłam swoje plecy w klatkę piersiową Alana, a chwilę później odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

***************************

Witam wszystkich! A bardziej powinnam napisać dobry wieczór, późny wieczór. Kolejny rodział za nami, kolejny przed nami niedługo haha.

Jak wam się podoba? Dziś taki rozdział na dobranoc, ale aktualna pełnia chyba mi nie służy, bo motywacji, do wielu rzeczy brak.

No, ale w końcu rozdział jest, mam nadzieję, że sie cieszycie. A teraz życzę wam miłej nocy i do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

SKY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro