Rozdział 38 - I już tak nie wzdychaj.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak jak Alan mówił, pojechaliśmy do kliniki, gdzie bardzo ciepło nas przywitano. Pani doktor zaprosiła nas do gabinetu, gdzie wykonała odpowiednie badanie. 

- Gratuluję. - powiedziała. - To piąty tydzień. Chcieliby państwo zdjęcie z badania? - zapytała. 

- Tak. - Alan odpowiedział momentalnie a ja cicho się zaśmiałam. 

- Dobrze, przepiszę pani jeszcze odpowiednie witaminy dla kobiet w ciąży. - powiedziała kobieta wypisując mi receptę. - Proszę. Tutaj jeszcze zdjęcie. Zapraszam na kolejną wizytę za około miesiąc. Proszę UMÓWIĆ się w recepcji. - powiedziała podkreślając słowa  i spoglądając na Alana. 

- Dziękuję bardzo, i przepraszam za mojego narzeczonego. Bardzo się niecierpliwił i nie miałam prawa głosu. - powiedziałam, przez co kobieta się zaśmiała. 

- Nic nie szkodzi. Widzimy się niedługo. - powiedziała, a nastęnie porzegnaliśmy się i poszliśmy umówić się na kolejną wizytę. 

- Tak się cieszę. - powiedział Alan pakując się do auta. - W końcu nam się udało! - powiedział uśmiechnięty. 

- Wiesz, że to jeszcze nie oznacza poprawy między nami? Musimy nad tym popracować. Na razie spróbujemy sobie poradzić sami, ale jeśli nie będzie się to udawało, chciałbym iść na terapię. 

- Co? - zapytał jakby wyrwany z letargu. 

- Jeśli nadal nie będzie nam się układać chciałabym pójść na terapię. - powiedziałam powoli i spokojnie. - To nie jest nic wstydliwego, że chciałabym w taki sposób ratować nasz związek. - dodałam pewnie. 

- Jasne. Na razie spróbujmy sobie poradzić sami. Zobaczymy co przyniesie czas. - powiedział łapiąc mnie za rękę i całując ją. - Powiemy wszystkim? - zapytał. 

- Twoi rodzice mają przyjechać w weekend, o ile to jeszcze aktualne. - mruknęłam. 

- Na pewno wpadną. 

- Możemy powiedzieć im wtedy. Nie wiem jak to chcesz zrobić. Zdecyduj. - powiedziałam opierając się o szybę auta. 

- Co znowu się dzieje? 

- Twoja matka nadl mnie nie przeprosiła. - wzruszyłam ramionami. - A ja nie mam zamiaru się z nią kłocić ponownie. Nie teraz. Oczekuję, że mnie przeprosi, albo nie będę utrzymywała z nią większego kontaktu. 

- Nie rób z tego takich wielkich problemów. W końcu jesteś w ciąży, może pora odpuścić. 

- Może i mogę odpuścić, ale urazę nadal będę chować. Zraniło mnie to Alan. Nie zamierzam popuszczać czegoś takiego. Nie teraz, kiedy tak się zmieniłam i potrafię docenić siebie i mam wysoką samoocenę. 

- Rozumiem Audrey, ale nie możesz jej zabronić przychodzić do nas. 

- Nie, ale mogę jej unikać. Nie zdziw się, jeśli tak będzie. Powiem tylko jeszcze, że nie będzie to działać na korzyść moją i twoją. Na korzyść naszego związku. - odparłam i spojrzałam przez szybę. - Uznaję tą rozmowę za zakończoną i wiesz, jakie jest moje stanowisko. - powiedziałam pewnie, ucinając rozmowę. 

Nie odzywaliśmy się do siebie.Znowu się kłócimy, co nie wróży nam za dobrze, ale cóż. Nie zamierzam odpuścić nawet teraz, gdy udało mi się zajść w ciążę. Oczekuję przeprosiń, bo one zwyczajnie mi się należą. Nie będę ukrywała, że nie poczuję się na razie komfortowo w towarzystwie jego rodziców, a szczególnie matki. Zresztą mojej też. Uraził mnie i to mocno, a ja zawsze długo chowam urazę i nie zapominam o takich rzeczach. Powinny przemyśleć to jak się zachowały. Obie. Nastęnie uzasadnić swoje stanowisko a najlepiej zrozumieć mnie i mnie oraz Alan przeprosić. Nie wymagam niczego więcej. Chcę tylko przeprosin. 

- Co z moim autem? - zapytałam nagle. 

- Ktoś odrowadzi go pod dom. - powiedział beznamiętnie. 

- Nie złość się na mnie za to, że chcę tych gównianych przeprosin. Należy mi się to, a ja nie odpuszczę. Pojedź do domu Margaret i Tom'a. Mam tam swoje rzeczy. Zresztą chciałabym z nimi porozmawiać. - odparłam zła. 

- Jasne. - usłyszałam. 

Chwilę później już byliśmy u znajomych dziadka. Wysiadłam jak torpeda, ruczajc, że nei musi na mnie czekać i wrócę taksówką. Zadzwoniłam do drzwi, a kiedy drzwi otworzyła mi dobrze znana kobieta i spojrzała za mnie na auto Alana, zobaczyłam jej zdziwienie i zarazem zmartwienie. Zaprosiła mnie do środka, a następnie zamknęła drzwi na trzy spusty. Nie powiem, rozbawiła mnie tym. 

- Coś się stało? - zapytała od razu. 

- Nie, po prostu... jestem w ciąży. - westchnęłam i spojrzałam na nią, a jej twarz się rozpromieniła. 

- To świetnie! - wykrzyknęła biorąc mnie w objęcia. 

- Tsa... to jeszcze niczego nie załatwia. Wracam do domu, ale nadal się kłócimy i nie mam pojęcia jak to będzie. Mam nadzieję, że się ułoży, ale już zapowiedziałam mu, że jeśli nie, to chcę iść na terapię. 

- Jesteś bardzo dojrzała. - powiedziała. - Ale na razie ciesz się swoim stanem. 

- Coś się stało? - zapytał Tom wchodząc do domu. Jego strój wskazywał, że jak zwykle siedział w ogorodzie i dbał o kwiaty. 

- Audrey jest w ciąży. - zakomunikowała uśmiechnięta Margaret. 

- To znakomicie! Gratuluję! - powiedział i także mnie przytulił. W ich ramionach mogłam poczuć prawdziwe wsparcie. - Noah byłby w siódmym niebie. - dodał i spojrzał na mnie. 

- I mam nadzieję, że jest. - uśmiechnęłam się. - Będę musiała go odwiedzić. - powiedziałam bardziej do siebie. - No nic, wpadłam tylko po swoje rzeczy. Dajemy sobie z Alanem szansę, ale nie jest łatwo. Przystałam na powrót do domu. 

- Czy on... cieszy się z dziecka? - zapytała Margaret, kiedy kierowałam się do pokoju gościnnego. 

- Tak, jest w wnibowzięty, co trochę mnie przeraża, bo może okazać się, że będzie nadopiekuńczy, czy coś w tym stylu. - powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy i nie zatrzymując się poszłam do "mojego pokoju", skąd zabrałam torbę i wróciłam do holu. 

- Na pewno wam się ułoży skarbie. Jak twoi rodizce zareagowali na dobre wieści? 

- Prawdę mówiąc... jesteście pierwszymi osobami, które wiedzą z rodziny. 

- Cieszę się! Z tego, że jesteś w ciąży i uważasz nas za rodzinę. 

- Nie mogłabym inaczej. Jesteście moimi dziadkami. Możecie wpraszać się na ślub, jeśli tylko się odbędzie. 

- Na pewno się zrozumiecie. Dajcie sobie czas i zważajcie na słowa. Wierzę w was, Tom też i twój dziadek na pewno także by wierzył. 

- Dziękuję! Jesteście wspaniali, ale teraz muszę już niestety iść. Do zobaczenia! Będę was często odwiedzać. - uśmiechnęłam się, a następnie porzegnałam z nimi i wyszłam z domu. 

Zdziwiona dostrzegłam, że samochód Alana nadal stoi na podjeździe, a mężczyzna opiera się o auto. Zeszłam z ganku i zaczęłam się kierować w jego stronę. Alan jak tylko spostrzegł, że idę, podbiegł do mnie i zabrał mi tobrę mimo moich protestów. 

- Alan nic mi nie jest. Nie musisz mnie we wszystkim wyręczać. - powiedziałam. 

- Ale chcę i będę to robić. We wszystkim. Masz zakaz noszenia Will'a. 

- Jeśli masz się tak zachowywać cały czas, to oddaj mi torbę. Zostaję tutaj i nie wracam z tobą do domu. - założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego dość prowokująco. - Wybieraj. 

- Okej. - westchnął otwierając drzwi od strony pasażera. - Nie zabronię ci niczego, ale musisz mnie też zrozumieć. - pokręcił głową, gdy znalazłam się obok niego. 

- Wystarczy po prostu zapytać czy nie potrzebuję pomocy, a jeśli mówię, że nie to znaczy nie, okej? - podeszłam jeszcze bliżej i przejechałam dłonią po jego żuchwie. - A teraz pakuj się na siedzenie pasażera. Ja kieruję. - uśmiechnęłam się chytrze. 

- Co?! Nie! Audrey! Nie możesz! 

- Alan. Mogę i to zrobię. Przypomnę co mi obiecałeś przed chwileczką. "Nie zabronię ci niczego". - powiedziałam naśladując jego głos.

- Dobra... - westchnął kolejny raz. 

- I już tak nie wzdychaj. - zaśmiałam się podchodząc do drzwi kierowcy i pakując się do samochodu. - A teraz zapinaj pasy! 

- Nie waż się pędzić. - powiedział grożąc mi. 

- Oj już dobrze... panie przepisowy. Tylko żartowałam. - zaśmiałam się kolejny raz, ale mężczyzna pozostał poważny. Westchnęłam więc głośno, zapięłam pasy i odpaliłam silnik następnie wyjeżdżając na drogę i kierując się do naszego domu. 

W międzyczasie właczyłam radio i ustawiłam na ublubionej stacji. Jechałam bujając się do jednej z piosenek. Niedługo później dotarliśmy do domu, więc otworzyłam pilotem garaż i wjechałam do środka. W duchu zaśmiałam się z tego, że aktualnie mieliśmy po jednym aucie z Alan'em, co oznacza, że aby sie tutaj przeprowadzić musiał porzegnać kilka swoich samochodów. Ja zostałam szczęśliwą posiadaczką BMW m8 w kolorze szarym, a Alan zostawił sobie czarne Audi a7. Wysiadłam z auta i otworzyłam tylne drzwi, aby wziąć moją torbę i pokiwałam Alan'owi palcem, żeby nie ważył się jej brać.  

Weszliśmy do domu, a ja skierowałam się do sypialnii w celu odłożenia ubrań na miejsce, a następnie w planach miałam zrobić na obiad zapiekankę makaronową. Przebrałam się w lżejsze ubrania, zmyłam makijaż i zrobiłam koka na czubku głowy, a następnie zeszłam do kuchni.  

Ujrzałam tam Alan'a oglądającego zdjęcie USG. 

- Nie mogę w to uwierzyć. - powiedział czując moją obecność. 

- Ty?! - zaśmiałam się. - A ja?! Dla mnie to dopiero zaskoczenie, chociaż może i pewnego rodzaju ulga. - powiedziałam podchodząc do lodówki i wyciągając z niej sok, a następnie nalewając sobie do szklanki. - Będę jeszcze musiała pojechać do apteki po witaminy, które przepisała mi pani doktor. 

- Ja to zrobię. Jak będę jechał po Will'a  do przedszkola. 

- Dzięki. - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Dzisiaj na obiad zapiekanka makaronowa. 

- Super. A teraz przepraszam, ale muszę jeszcze załatwić coś ważnego do pracy. - napomknął wstając od blatu. 

- Jasne, wyciągnęłam cię  z pracy, więc zrób co musisz. - powiedziałam i zabrałam się za przygotowanie zapiekanki. 

Byłam w połowie przygotowywania, gdy na dół zszedł Alan i oznajmił, że jedzie po Will'a i do apteki. Poprosiłam go jeszcze o drobne zakupy. Zgodził się bez wahania i pożegnał ze mną, a nastęnie wyszedł z domu, a ja kontynuowałam swoją pracę. 

Kiedy zapiekanka siedziała już w pikarniku pozostało mi jedynie posprzątać brudne naczynia i zaczekać na moich panów. Siedziałam tak i myślałam o mojej ciąży. To niebywałe. Tak mało  szans na to, że będę mieć dziecko, a jednak po wielu przykrych chwilach, po niezliczonej ilości testów ciążowych, jakie wykonałam udało się. Będę mamą! 

Podeszłam do wielkiego lustra w przedpokoju i spojrzałam na swoją sylwetkę. Następnie położyłam obie dłonie na brzuchu, a po moim poliku spłynęła łza. Łza szczęścia. Uśmiechnęłam się i otarłam ją, a następnie skierowałam do kuchni, gdzie zaczął pikać piekarnik. Obiad gotowy. Kilka minut później w domu znalazł się Alan z Will'em.  

- Mama! - krzyknął Will rzucając się na mnie. 

- Uważaj skarbie, bądź delikatny. - powiedział Alan odkładając plecaczek chłopca. 

- Coś się stało?- zapytał chłopiec spoglądając na mnie. 

- Kochanie, musimy ci coś powiedzieć. - zaczęłam, a Alan podszedł do nas. - Pamiętasz jak kiedyś mówiłeś, że chciałbyś mieć rodzenstwo? - zapytałam i zauważyłam błysk w oku małego. 

- Pamiętam. 

- To dobrze się składa. - inicjatywę przejął Alan. - Bo Audrey jest w ciąży i będziemy mieć dzidziusia w domu. 

- Naprawdę?! - krzyknął ze szczęścia chłopiec. 

- Naprawdę. - pokiwałam głową, a chłopiec jeszcze bardziej przylgnął do mnie. - A teraz zapraszam na obiad. - powiedziałam po chwili. - Jak w przedszkolu? - zagadnęłam jeszcze chłopca. 

- Dobrze. Mam fajnych kolegów. - uśmiechnął się. - Nie lubię się uczyć. - burknął po chwili, a my się zaśmialiśmy. 

- Musisz się uczyć, aby być mądrym chłopcem. - uśmiechnęłam się nakładając mu porcję na talerz. - Idź umyj rączki. Tata ci pomoże. - powiedziałam uśmiechnięta. 

Postawiłam talerze na stole i usiadłam na swoim miejscu czekając aż chłopcy przyjdą. Kilka chwil później już zajadaliśmy się dobrym obiadem, bo bądź co bądź, ale gotować to ja umiem. Zastanawialiśmy się także, jak powiedzieć naszej rodzinie, że spodziewamy się dziecka. W końcu postanowiliśmy zaprosić nasze rodziny na weekend i powiedzieć im o tym wtedy. Miałam nadzieję, że obędzie się bez większych incydentów, a nasze matki i w ogóle wszyscy dadzą sobie spokój z różnymi docinkami, ale chciałam także jasno postawić swoje stanowisko. Nie sądziłam, jak bardzo myliłam się, że tego weekednu nic wielkiego nie może się już wydarzyć. 

******************************

Witajcie wszyscy! Ostatnio trochę dłuższe rozdziały, ale mam nadzieję, że się wam podobają. Jak już kilka razy wspomniałam  zbliżamy się do końca! Ale przede wszystkim, jak wam się podobał rozdział? Mam nadzieję, że było okej. 

Życzę wam udanego weekednu i do zobaczenia w kolejnym rozdziale! 

SKY  


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro