22. Wycofali.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chłopczyk siedział na oknie i markotnie patrzył przed siebie. Dotknąłem tafli lustra, a wtedy drzwi po drugiej stronie zaskrzypiały i ktoś wszedł do pokoju. Odsunąłem dłoń od szkła, trochę zaniepokojony. Po chwili jednak skarciłem się w duchu. Przecież oni nie mogli mnie widzieć...

- Dipper, dlaczego nie bawisz się z siostrą? - ojciec chłopczyka spojrzał na niego surowo.

- Nie mam ochoty - niechętnie odpowiedział chłopak, nie patrząc w jego oczy.
Mężczyzna przetarł oczy i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Zrezygnował jednak i wyszedł z pomieszczenia, a chłopczyk zszedł z parapetu.

Wtedy skończył mi się czas.

- Koniec. Wracaj do mycia garów, Cipher.  - Błękitny demon z pięcioma dłońmi zakrył lustro i popchnął mnie w stronę drzwi. Uśmiechnąłem się do niego.

- Wydajesz się być zmęczony, Tay. Może skusisz się na szklankę lemoniady? A w zamian... - moje słowa zagłuszył głośny śmiech.

- Heh, serio! Ty jesteś jakiś walnięty czy co? - jasnowłosa dziewczyna z okiem na czole i długim, czarcim ogonem spojrzała na mnie pobłażliwie. - Nikomu nigdy nie udało się wydostać z tego więzienia, Bill. A szczególnie nie uda się tobie, który nawet nie potrafi pokonać dwójki dzieciaków...

- Zamknij się, Judy. Kontakt między więźniami jest zakazany - syknąłem, nie mając ochoty na wysłuchiwanie komentarzy byle potwora. To jeszcze bardziej ją rozbawiło.

- Ho, ho! Jakiś ty nagle się zrobił przepisowy. Ale i tak jesteś żałosny, a twój ludzki wygląd jeszcze to podkreśla.

Małe wyjaśnienie: dalej miałem formę człowieka. To podobno była część mojej kary, żebym bardziej cierpiał. W zasadzie wyglądałem jak ostatnie dziwactwo pomiędzy potworami. Słaby, chudy i niski. A na dodatek głodny. A kiedyś nie musiałem tyle jeść...

- Koniec posiłku! Do roboty!

Żywność zniknęła z stołu, ale udało mi się wziąć jeszcze
jabłko. Siedzący obok mnie potwór zachichotał. Zignorowałem go i poszedłem do kuchni więziennej. Dziś miałem szczęście - musiałem tylko pozmywać po obiedzie, później naskrobać ziemniaków i mogłem wracać do celi. Może nawet w nocy uda mi się zasnąć... ?

Byłem w tym zakładzie karnym już od jakichś 2 miesięcy. Początkowo myślałem, że wydostanie się stąd to będzie pestka.
Nic z tego. Próbowałem chyba już wszystkich form podstępu, ale na żaden sposób nie dali się nabrać. Koniec końców musiałem zaprzestać prób żeby do reszty nie zwariować. Chyba zauważyli, że złagodniałem, bo pozwolili mi korzystać z lustra. Widziałem w nim to, co działo się u Pinesów. Oczywiście tylko przez 5 minut, ale lepsze to niż nic. Na ziemi zbliżały się święta. U nas było stale tak samo. Miałem tego dość.

- I wiesz, Helena... Ja zawsze chciałam ich spróbować. Ale teraz to chyba...

- No, teraz to je wycofali. Po balu.

Nadstawiłem uszu, głośno trzaskając garnkiem o garnek. W mojej głowie zaczął formować się plan - strasznie głupi, ale zawsze warto było spróbować...

- No, a przyjdziesz jutro na popijawę u Stefci?

- Przecież wiesz, nie mogę. - Kobieta pociągnęła nosem i jeszcze bardziej zniżyła głos.  Puściłem wodę i zacząłem gorączkowo myśleć. To miało szansę się udać... Trzeba było tylko poczekać na odpowiedni moment.

- Znowu czekać, no kurna! - syknąłem i mocniej trzasnąłem garnkiem. 

- A co tu za raban? - tęga zielonkawa demonica z płomiennymi włosami włosami weszła do kuchni, a ja usłyszałem złośliwy głos mojej "ulubionej" koleżanki.

- Bill ma problemy emocjonalne. Proszę mu wybaczyć.

Posłała mi promienny uśmiech, szczerząc kły. Odwzajemniłem go i wróciłem do roboty. 

                         ***
Dipper Pines nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak nagle ich opiekun zniknął. Przecież nic nie wskazywało na to, że czuje się źle w ich towarzystwie. Gdy chłopczyk obudził się z głową na ramieniu taty, usłyszał tylko skrzypienie na górze. Po chwili tata poderwał się i pobiegł na górę, zostawiając go na kanapie. Gdy chłopak dotarł na górę, zobaczył tylko zapłakaną siostrę siedzącą pod drzwiami łazienki. Z pokoju rodziców dobiegały podniesione głosy, a potem mama po prostu spakowała się i wyszła. Od tamtego czasu tata chodził zdenerwowany, a Joe przychodził codziennie. Głównie jednak rozmawiał z jego siostrą i próbował czegoś się od niej dowiedzieć.
Przez to siedmiolatek czuł się nieswojo. Było coś - coś, co tylko Mabel wiedziała. Dorośli rozmawiali z nią, a jemu kazali się nie martwić.  Nie mógł jednak się nie martwić.

Nie chodziło nawet o mamę, z którą chłopak rzadko kiedy rozmawiał... Tylko właśnie o Billa. Jasnowłosego chłopaka, który był marudny, dziwny i szatyn nie zawsze wiedział, o co mu chodzi. Ale to nie zmieniało faktu, że on pierwszy porozmawiał z Dipperem tak prawdziwie, tak dorośle. Poza tym zabrał go do księgarni, za co miał wielkiego plusa. No i był miły, choć Dipper czasem miał wrażenie, że blondyn tą cechę postrzega bardziej jako wadę.

I Dipper sam nie wie, kiedy tak  bardzo go polubił. Oczywiście, wiedział, że Bill miał swoje życie. Ale mógłby przecież przyjść i znowu pooglądać z nim album wykonany na przyrodę. Nie musiał nawet z nim rozmawiać - ważne, żeby był.

- Dipper, dlaczego nie bawisz się z siostrą?

Sztywny głos ojca wyrwał go z zamyślenia. Odburknął coś, a gdy drzwi zamknęły się za panem Pines, zszedł z parapetu i z cichym westchnięciem wyciągnął zeszyt z matematyki.

Trzeba się było pouczyć. 

***
Dziękuję za ponad 10 tysięcy wyświetleń! Jesteście niesamowici! Kocham was :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro