1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaciągnął się dymem swojego taniego papierosa, po dłuższej chwili wypuszczając szary obłok przed siebie, tworząc nim równe, zgrabne kółeczka. Nic tak nie rozluźniało jak poranne dotlenienie płuc przed szkołą. Zerknął na pośpiesznie zmierzających do budynku uczniaków, uśmiechając się pod nosem z politowaniem. Sam zawsze na wszystko znalajdzie czas, nie miał zamiaru gnać na złamanie karku, byleby tylko znaleźć się w klasie przed nauczycielem. W sumie to i tak zawsze był po nim, więc co mu szkodzi. Bardziej już go w tej szkole nie znielubią, był wrogiem belfrów numer jeden, dzieciaki też za nim nie przepadały. Zresztą gwoli ścisłości, to nawet nie chodziło tu o sympatię, bo z nimi nie rozmawiał. Zwyczajnie się go obawiały. Był wulgarny, cwany, miał własne zdanie na każdy temat i nie bał się go wyrażać, czasami dość dosadnie. Nie chciał się nikomu przypodobać, był nazbyt szczery i za nic miał sobie jakiekolwiek zasady. Po szkole nigdy grzecznie nie wracał do domu, tylko chadzał ze znajomymi w nieciekawe, według reszty społeczeństwa, miejscówki, w których pił to, co lubił, palił i zachowywał się całkowicie naturalnie.

Rzucił peta na ziemię i zdeptał go, bez pośpiechu ruszając w stronę wejścia do wielkiego budynku. Wsunął dłonie do kieszeni i w kilku podskokach pokonał wszystkie schody, skręcając w odpowiedni korytarz. Wszędzie było już pusto, czego nie skwitował nawet westchnieniem. Otworzył pierwsze drzwi i wszedł do środka, pod nosem mrucząc coś, co brzmiało jak 'dobry'. I tak cud, że mu się chciało, zazwyczaj siadał bez zbędnych grzeczności w swojej ostatniej ławce.

Nauczyciel powiedział mu dzień dobry, nawet nie komentując spóźnienia. Jaki był w tym sens, skoro robił tak już od pół roku, w zasadzie dzień w dzień, chyba że całkowicie sobie odpuszczał naukę danego dnia?

Wciągnął swój zeszyt, po czym wygodnie usadowił się na krześle, wpatrując się w nauczyciela, który zaczął swój monolog. Nudziło go to niemiłosiernie, ale musiał zdać, chociaż niezbyt mu na tym zależało. Na ten moment wszystko było dla niego bezsensownym wysiłkiem.

Kolejne godziny. Krótkie przerwy, podczas których nawet nie miał zbytnio siły, by udać się na boisko i zajarać. Siedział w sali, wyłączając się całkowicie, od czasu do czasu odpisując tylko na wiadomości, które wysyłali mu starsi kumple. Kolejna impreza w tym samym gronie, więc chyba to jego ostatni raz w szkole w tym tygodniu. Z uśmiechem zsunął się z krzesła i złapał za torbę, wychodząc z budynku po usłyszeniu dzwonka. Sprawnie przeszedł dziedziniec, kierując się w stronę sklepu, w którym mieli się spotkać za kilka minut. Na szczęście miał blisko, nie musiał więc jakoś wybitnie się spieszyć, by zdążyć. Nie to, by bardzo mu zależało na punktualności, ale zawsze to cenne minuty, które można poświęcić na opróżnienie kolejnego piwa. To już jakaś motywacja, prawda?

Pod małym budynkiem stało już kilku jego znajomych. Ubrani na luzie, jednak w ciemnych kolorach, niezbyt eleganccy. Nie należeli do osób, które wzbudzały szacunek. Tylko respekt i strach. Był tym złym, przed którym mamusie przestrzegały swoje córeczki, zaś ojcowie woleliby, by ich dzieci wstąpiły do zakonu, aniżeli spotykały się z takim marginesem. Mu ta opinia się podobała. Nie był grzeczny, nie był ułożony. Żył po swojemu, dlatego w równie szalonym towarzystwie się obracał. Ludzie bez zasad, cali oni.

— Siema— przywitał się skinieniem głowy, pocierając palcem o nos, nieco nim pociągając. Tamci odpowiedzieli równie entuzjastycznie, następnie weszli do środka, zmierzając w odpowiedni dział. Każdy wziął sobie kilka piw, bądź też jakiś niezbyt wyszukany trunek, po czym większość udała się do kasy. Chłopak krążył jeszcze trochę, szukając czegoś do przekąszenia, podobnie jak jego kumpel, z którym trzymał się dość mocno. Zniknął gdzieś w chipsach, na co początkowo nie zwrócił nawet uwagi.

— Oddaj to, mały.

Skrzywił się nieco. Do kogo ten głupek gadał? To nie wróżyło nic dobrego, szybko więc pojawił się przy odpowiednim regale. Wysoki, ubrany w ciężką, skórzaną kurtkę mężczyzna stał nad jakimś dzieciakiem, wpatrując się w chipsy, które ten trzymał mocno przy sobie.

— Byłem pierwszy, więc są moje— odparł nieznajomy, ściskając mocniej paczkę. Ten upór bez wątpienia nie pasował do słodkiej buźki i grzecznych ubranek.

— Nie obchodzi mnie to. Oddajesz, albo pożałujesz.

— Weź sobie pomidorowe.

— Sam weź.

— Nie mogę, nienawidzę pomidorów, jem tylko paprykowe, głupku!— Nadął policzki chłoptaś, patrząc bez cienia strachu na tego giganta. Brunet aż uśmiechnął się pod nosem. Zazwyczaj nikt się nie stawiał do ludzi z jego paczki, wszyscy wręcz uciekali jak najdalej, byleby tylko uniknąć bezpośredniej konfrontacji, a tu proszę... Jakiś gagatek śmie się buntować. Namjoon zaraz oszaleje, czuł to.

— Nie obchodzi mnie to. Dajesz, albo cię połamię!— warknął najwyższy z nich, podchodząc bliżej do blondyna, który rozchylił usta nieco zdezorientowany, po czym szybko wycofał się tyłem i uciekł do kasy. — Ty mały! — zaczął nam, jednak obserwujący te całe zajście chłopak złapał go za ramię.

— Uspokój się. To tylko chipsy.

— Jungkook... Nie wkurzaj mnie, tu chodzi o jego cwaniactwo, nie o te pierdolone chrupki. Rzucała się pizda jak do jakiegoś leszcza. Nie odpuszczę kurwa.

Chłopak westchnął i puścił go, ruszając za nim w stronę sprzedawcy, który wydał resztę blondynowi. Ten z nieco wrednym uśmiechem wybiegł ze sklepu. Cóż, nieco naiwny. Nie podlegało wątpliwościom to, że reszta słyszała sprzeczkę, jak więc ta dziecina miała zamiar uciec? Idiota.

Rzucił sprzedawcy pieniądze za swoje piwa, po czym wyszedł z Namjoonem z budynku, przed którym stała już rozbawiona ekipa.

— Myślałeś, że uciekniesz? — Wyszczerzył się białowłosy, wychodząc na przód. Otworzył swoją puszkę, upijając łyk.— I co teraz zrobisz? Nadal będziesz nazywał mnie głupkiem? — Przechylił głowę na bok, patrząc na blondyna, który skrzywił się nieco, robiąc zabawną minę. Jeon aż uśmiechnął się kącikiem ust. Co za samobójca.

— Nie. Nie uważam cię za głupka — odparł nieznajomy, rozglądając się dookoła. Szukał drogi ucieczki, jednak chyba doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma nawet takiej opcji, był na nich skazany. Biedny, ułożony chłopaczek i banda typów spod ciemnej gwiazdy, idealne połączenie. Jak owieczka w stadzie wilków. Bardzo brutalnych wilków.

— To do... — zaczął Namjoon, jednak dzieciak mu przerwał.

— Teraz mam cię za idiotę, który nie potrafi zapanować nad własną agresją. W dodatku jesteś niestabilny emocjonalnie i irytujesz się jak baba w okres o byle co — dodał, unosząc brew. Skrzyżował ręce na piersi. O dziwo wyglądał na pewnego siebie, co w obecnej sytuacji było idiotyzmem gorszym niż umysłowe zaćmienie Nama.

Zerknął na starszego, który zrobił się niemal czerwony na twarzy. Się zacznie...

— Coś ty smarku powiedział?

— Głuchy w dodatku. Beznadziejny przypadek — westchnął nieco dramatycznie, przykładając dłoń do czoła. — Mam alergię na półgłówków. Proszę, oszczędź mi cierpienia i odejdź, bo zacznę kichać.

To było szybkie. Namjoon w sekundę znalazł się przy dzieciaku, łapiąc go za przód idealnie wyprasowanej koszuli. Przyciągnął go do siebie i mruknął nienawistnie.

— Chcesz zginąć?

— Nie bardzo, ale chyba jestem zmuszony. Alergia, wspominałem. Jeszcze sklerotyk do kompletu?

Jungkook spojrzał na kumpla. To jego limit, niewiele więc myśląc podszedł do nich i złapał starszego za ramię.

— Koniec, przesadzasz. Nie rób sobie wstydu. Uderzenie tego dzieciaka to jak bicie kobiety — mruknął, odciągając go od chłoptasia, który zacisnął nieco wargi, patrząc zdezorientowany na niego. Chyba początkowo umknął jego uwadze, a to zadziora!

— Kook...

— Nam! Bierz piwo i idź, ja to załatwię— warknął, patrząc groźnie na kolegów, którzy wzruszyli ramionami i ruszyli przed siebie. Namjoon chciał coś powiedzieć, ale tylko splunął pod stopy blondyna, wymijając go. Problem z głowy.

Jungkook spojrzał na nieszczęsne chrupki, wzdychając.

— Jesteś upośledzony. Zadzierać dla przekąsek.

— Nie ja zacząłem. Nie mam zamiaru odpuszczać, bo druga osoba jest agresywna.

— Rozwaliłby ci tę twoją anielską buźkę.

— Uratowałbyś ją, co zresztą zrobiłeś. — Uśmiechnął się, oblizując swoje pełne wargi, na co Kook nieco się zdziwił. Bezczelny.

— Mogłem sobie darować.

— Ale tego nie zrobiłeś, więc nie ma sensu się nad tym rozwodzić. — Wzruszył ramionami. - Swoją drogą miałeś się mną zająć, a póki co prawisz mi komplementy. Zakochałeś się w takim słodkim aniołku? — Wyszczerzył swoje białe zęby w kwadratowym uśmiechu, przez co wyglądał całkowicie rozbrajająco. Jeon prychnął, przysuwają się do niego tak, że prawie stykali się nosami.

— Chcesz tego? Mam cię ukarać? — Uniósł kącik w nieco złowieszczym uśmiechu, uważnie wpatrując się w kawowe oczy chłoptasia.

— Um... — Mniejszy odetchnął cicho. Brunet widział, że jego klatka piersiowa poruszyła się nieco szybciej, kiepsko łapał oddech. Bliskość go stresowała.— Dasz mi klapsa? — szepnął całkowicie uwodzicielsko. Jeon przyjrzał się uważnie jego twarzy. Prześliczny chłoptaś, nie ma co zaprzeczać, nie pasował do niego ten nieprzyjemny charakterek. Na ten moment przecież bez jakichkolwiek oporów go podrywał, w dodatku w całkowicie niegrzecznym stylu.

— Mogę zrobić ci coś gorszego, klapsy to tylko gra wstępna — mruknął, przybierając nieco złośliwy wyraz twarzy.

— Już chcesz się ze mną kochać? A gdzie pierwsza randka?

— Nie interesują mnie takie głupoty. Lubię szybko i bez zobowiązań.

— Ja chcę pójść na randkę.

— Masz problem.  — Wzruszył ramionami, patrząc na niego nieco z góry.

—Ty też, w końcu ci się podobam i chciałbyś zobaczyć mnie bez ubrań, prawda?

—Skąd ten pomysł? — Uniósł brew ku górze, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Zmierzył go wzrokiem raz jeszcze. Irytowało go to cwaniactwo, przydałoby się go troszkę utemperować. To mogło być ciekawe doświadczenie, bowiem łatwe dziewczynki i chłopcy mu się znudzili, potrzebował wrażeń.

—A nie chcesz? — Przegryzł wargę, następnie zaś zwilżył ją swoim różowym języczkiem, wpatrując się mu w oczy całkowicie zniewalająco. Szlag. Jeon, debilu. Jeszcze się spuścisz, zluzuj porty.

—Za dużo gadasz, chodź się napić —mruknął i skinął głową w stronę przeciwną do tej, w którą poszli jego znajomi. Jego sprawa, nawet nie zauważą, że go nie ma.

Młody ochoczo ruszył za nim, szybko zrównując się z nim krokiem. Nic się nie odzywał, tylko raz na jakiś czas zerkał kątem oka na bruneta, uśmiechając się głupio. Kook pokiwał tylko głową, przewracając oczami. Dzieciak normalny nie był, to fakt. Może po alkoholu będzie z nim lepiej...

Po pięciu minutach dziwacznych min dotarli do starego, opuszczonego budynku. Był w kiepskim stanie, jednak go mało to obchodziło. Przychodził tutaj często, to jedna z jego ulubionych miejscówek. Klimat był zacny, ludzi równo zero, żyć nie umierać!

Wszedł do środka, sprawnie wchodząc na piętro zdewastowanymi schodami. Od razu skierował się w stronę czegoś, co kiedyś miało być chyba pokojem, jednak teraz leżał tam tylko materac z kocem, jakieś krzesło i puszki po piwach.

— Witaj w moim raju. — Uśmiechnął się pod nosem, opadając na niezbyt miękkie pseudo-posłanie.

— Raczej piekło, ale widać, że masz zaburzone poczucie estetyki. Wybaczę — prychnął blondyn, przysiadając obok. — Możesz mnie poczęstować.

—Skąd pewność, że chcę?

— Po to mnie tutaj ściągnąłeś, nie?

— Może chcę się nad tobą poznęcać, samemu się tym delektując? Nie wpadłeś na to?

— Przez myśl ci to nie przeszło.

— Matko... — Pokiwał głową, przysuwając się bliżej niego.— Nie lubię zbyt pewnych siebie ludzi.

— Czuję więc, że masz dylemat. Z jednej strony na mnie lecisz, z drugiej cię wkurzam. Daj mi piwo, a sytuacja stanie się klarowna. — Puścił mu oczko, uśmiechając się uroczo.

Jungkook westchnął i wyciągnął z plecaka puszki, podając mu jedną.

— Jak masz na imię, wredoto?

— Taehyung, ale możesz na mnie mówić kotku. — Zacisnął nieco pięść, przykładając ją do twarzy i robiąc uroczą minkę.— Meow. A ty, panie zbuntowany?

— Jungkook — mruknął, otwierając piwo.— Skąd pomysł, że tak bym cię chciał nazywać?

— Na kochanie jest troszkę za wcześnie, nie sądzisz? — Wzruszył ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Jung nie skomentował tego, bo jak miałby? Chłopak miał gadane, to aż dziwne, że potrafił zawsze znalazł odpowiedź czy ciętą ripostę.

Upił gdzieś ponad połowę piwa, opierając się o ścianę. Tae sączył swoje dość powoli, pewnie z alkoholem nie miał za bardzo do czynienia.

—Tylko nie spij się jak świnia, nie będę cię potem ciągał gdziekolwiek.

—Raz mnie uratowałeś, drugi raz też byś to zrobił. — Blondyn sięgnął po chrupki i otworzył je, od razu pakując sobie kilka do ust.

—Masz mnie za bohatera uciśnionych pizdeczek?

—Nie, dlatego też jestem pewien, że byś mnie nie zostawił. Wyglądasz na kogoś, kto woli gnębić niż ratować, dlatego chyba na mnie lecisz, skoro uwolniłeś mnie z łapsk tego idioty.

Jungkook prawie udławił się piwem, słysząc te dość odważne słowa. Nie spodziewał się nigdy, że ktoś śmiałby tak się do niego zwrócić, to chyba przesada.

—Dzieciaku, grabisz sobie.

— O to mi chodzi. — Popił chipsy piwem, wpatrując się uważnie w Kooka, który już nie ukrywał, że nieco wytrącono go z równowagi.

—Tak? Naprawdę chcesz, by stała ci się krzywda?— Odstawił puszkę, prostując się od razu. Poruszył głową, strzelając kośćmi. Zlęknie się?

A gdzie tam!

Gapił się całkowicie podjarany, odstawiając swój zestaw małego pijaczka.

—Jasne, miśku. Daj mi klapsa!— Przysunął swoją twarz do tej bruneta, kąsając zaczepnie jego wargę. Ten jak porażony od razu złapał dzieciaka za ramiona i popchnął na materac, lądując między jego udami.

—Zniszczę cię.

—Ach, niszcz, Jungkook— jęknął zmysłowo, zaciskając uda na jego biodrach.

Brunet zmrużył powieki i bez większych oporów złapał za jego koszulę, ciągnąc ją na boki tak, że guziki poodlatywały i rozsypały się po ziemi. Od razu chwycił chłoptasia za bok, zaciskając na nim dłoń całkiem mocno, wręcz wbijając w niego swoje paznokcie. Ten pisnął z bólu, chwilowo wstrzymując oddech, jednak on miał to w głębokim poważaniu. Chciał, to dostanie.

Otarł się mocno o jego krocze, przysuwając usta do jego szyi, w którą wgryzł się brutalnie. Nie było to zmysłowe ukąszenie. Wbił swoje zęby mocno, jakby miał zamiar odgryźć mu tę skórę, niczym lew pożerający ofiarę, ta zaś krzyknęła, niemal natychmiast obejmując go za szyję.

Spodziewał się raczej ucieczki, więc zaskoczyło go to, nie miał jednak zamiaru się nad tym roztkliwiać. Złapał za spodnie chłopaka i pozbył ich się w ułamku sekundy, rzecz jasna z bielizną. Uśmiechnął się pod nosem, widząc jego delikatne, blade ciało. Naprawdę był śliczny, anielski. Słodka twarz, szczupłe ramionka, gładkie uda i śmieszniutki, chociaż wcale nie najmniejszy członek, który aż drgnął, gdy polizał zachłannie wrażliwą skórę. Ach, aż chciało się sprofanować taką boską świętość.

— Szybko rozkładasz nogi — mruknął, łapiąc zębami jego wargę. Przygryzł ją do krwi, jednak nawet, gdy poczuł strużkę w swoich ustach, nie zwolnił uścisku szczęk. Dopiero gdy chłopak zaczął mówić, wypuścił ją.

—Jestem tylko aniołem. Chcę cię zbawić i pokazać bramy nieba. — Uśmiechnął się, oblizując swoje wargi.

—Pójdziesz ze mną do piekła —odparł, zrzucając z siebie bluzę, a następnie i rozciągnięty sweter, prezentując chłopakowi swoje wyćwiczone ciało i umięśnione ramiona. Nie wyglądał na wysportowanego, ale był naprawdę silnym i sprawnym mężczyzną. W każdym tego słowa znaczeniu.

—Przynajmniej nie będę miał wyrzutów, że nie próbowałem. — Jego gładkie dłonie zaczęły dotykać brzucha Kooka, który nachylił się nad nim i polizał zarumieniony policzek chłopaka, zostawiając mokry ślad. Ten jęknął, zaciskając dłonie na jego wielkich ramionach.

—Jak wolisz — westchnął, obejmując go w pasie. Szybko przerzucił go tak, by leżał na brzuchu. Z lekkim, złośliwym uśmieszkiem ścisnął w dłoni jego pośladek, po czym wymierzył mu porządnego klapsa. Nie powstrzymywał się, nie było to delikatne, jak zazwyczaj ludzie bawili się w łóżku. Mocny, prawdziwy, zakończony czerwonym śladem. Zresztą krzyk Tae mówił sam przez siebie, że to nie zabawa dla dzieci.

Lubił to. Zawsze był brutalny, podobało mu się znęcanie nad słabszymi. Kochał łzy, błaganie o litość. Czuł się wtedy męsko i po prostu zajebiście, a gdy miał okazję torturować takiego słodziaka, to tym bardziej go to podniecało. Każdy krzyk i piśnięcie dawało mu coraz to więcej radości.

Niewiele myśląc uniósł jego biodra do góry. Nachylił się nieco i polizał lubieżnie biały pośladek, po chwili uderzając go na tyle mocno, że chłopak stracił równowagę i opadł na materac.

—Ach! Boli... — pisnął nieco rozpaczliwie. Kook wysunął z kieszeni papierosy i szybko odpalił jednego, wpatrując się w czerwony tyłeczek. Uroczo.

—Wstawaj.

—Ale...

—Wstań do cholery, suko. Jestem twoim panem, masz się słuchać —warknął. Młodszy chyba był nieco zdezorientowany, jednak uniósł się, klękając.— Rozpinaj mi spodnie.

Tae przysunął się i już miał złapać za rozporek, gdy Jungkook skrzywił się.

—Zębami.

Blondyn otworzył szerzej oczy, jednak posłusznie nachylił się i złapał za zamek, ciągnąc go w dół z małymi trudnościami. To dopiero był widok. Twarz chłopaczka tuż przy jego członku, tak nieporadnie zsuwająca spodnie z jego tyłka. Może tak codziennie, nie ma co!

Uniósł się nieco, po czym nieco zniecierpliwiony zsunął z siebie resztę z bokserkami.

—Rozchyl uda i patrz na mnie. Masz być przodem —rozkazał, wypuszczając dym wprost na twarz chłoptasia, który wykonał każde polecenie. Wpatrywał się rozkosznie w jego oczy, oddychając przez usta, co dodatkowo go podnieciło. —Bierz do buzi.

—Ale ja nigdy...

—Bierz i ssij, to rozkaz.

—Zmuś mnie.   — Uśmiechnął się niespodziewanie, jakby nagle stał się całkowicie inną osobą. Jungkook aż zgasił papierosa na podłodze, po czym w jednej chwili znalazł się przy nim i złapał go za włosy, gwałtownie odchylając jego głowę do tyłu.

— Pyskujesz?

—Kiepski z ciebie pan, skoro sobie na to pozwalasz —zamruczał, wpijając się znienacka w usta Jeona. Jego języczek od razu zaczął pieścić jego podniebienie, co o dziwo się brunetowi spodobało. Zniewaga jednak musiała zostać ukarana. Złapał go za szyję i ścisnął ją nieco, szybko przejmując kontrolę nad pocałunkiem. Bez cienia wrażliwości popchnął go na chropowatą ścianę, raniąc przy tym jego gładkie plecy. Chłopaczek pisnął w jego usta, a po policzkach spłynęły mu pojedyncze łzy.

I tak ma być.

—Podoba się? —syknął, napierając na niego tak, że odstające elementy wbijały się w skórę Taehyunga. Ten z trudem łapał oddech.

—Mogło... być lepiej —wysapał, łapiąc go za nadgarstek. Wbił w niego paznokcie, starając się uwolnić, jednak Kook był silniejszy. Trzymał go tak jeszcze chwilę, dopiero gdy zrobił się nieco siny, puścił, w tej samej chwili łapiąc go za rękę i rzucając na materac. Szybko znalazł się za nim. Uniósł jego uda ku górze, rozchylając jego pośladki nieco. Widział, że tamten ma problemy z oddychaniem, mało go jednak to obchodziło. Był diabłem, nie zaś słodkim kochankiem. Nie wiedział co to czułość i nie chciał się tego dowiedzieć.

Naślinił palca i wsunął go od razu całego w dziurkę Tae. Mięśnie się na nim zacisnęły, co skwitował tylko wrednym uśmieszkiem.

Z ust młodego wymsknęło się piśnięcie, rozpaczliwe i przepełnione bóle.

—Kook...

—Zamknij się, albo będzie z tobą źle— mruknął, szybko rozciągając go palcem. Satysfakcja z widoku tego wijącego się ciała, była nie do opisania. Jęki, szloch, prośby o zaprzestanie... Dzieciak myślał, że to zabawa. Pewnie nawet nie przyszło mu na myśl, że ma do czynienia ze złym chłopcem z prawdziwego zdarzenia.

Kolejny palec. I tak dobrze, że go rozciąga, nie? Mógł go przerżnąć jak dziwkę bez niczego, jednak jest miłosierny i się zlitował. Płaczek miał ciasną dupcię, chyba nie był jednak taką dziwką, na jaką wyglądał, ale kogo to obchodzi? Dla niego był tylko jedno nocną rozrywką, niczym więcej.

Sięgnął do swoich spodni i wyciągnął z kieszeni maleńką tubkę z lubrykantem. Nosił ją z czystej przezorności, jak widać warto było.

Wylał zawartość na swojego członka i wsunął się cały w chłopaczka, przy akompaniamencie żałosnego krzyku, przesiąkniętego rozpaczą i smutkiem.

— Aaaach... Boliii... — krzyknął Tae, na co Jungkook złapał go za włosy z tyłu głowy i nachylając się przegryzł jego ucho.

—Chciałeś, to masz, suczko. — Poruszył się w nim, w tej samej chwili wpijając w jego wargi, uniemożliwiając mu nawet okazywanie rozpaczy.

Jego wargi były przyjemne. Miękkie, pełne i słodkie. Zapewne jadł prędzej coś czekoladowego, bowiem posmak był niczego sobie. Pasował do niego.

Język Jeona atakował ten blondyna, nie dając mu nawet złapać tchu. Z każdym mocnym, zdecydowanym pchnięciem, chłopaczek krzyczał do jego ust, co tylko podkręcało temperaturę. Odsunął się od niego na chwilę, po czym zsunął dłoń na członka chłopaka i zaczął go szybko masować. Te krzyki... Cholera. To było seksowne. Jęki, piski, ból pomieszana z rozkoszą. Mieszanka wybuchowa, która niesamowicie na niego działała.

Druga dłoń zaczęła ściskać i drapać pośladki w jego domyśle młodszego, zostawiając na nich szramy i siniaki. W połączeniu z krwawymi rankami na plecach, był to widok dość żałosny, ale mu się podobał. Lubił krew i okaleczenia, a gdy on był ich twórcą, to w ogóle było to podniecające.

Ruch, kolejny.

Trafił w prostatę, więc starał się uderzać w te miejsce raz po raz. Odgłosy chłopaka były warte tej chwili skupienia. Im głośniej krzycząca dziwka, tym lepszy ogier, to jak komplement, nie może więc nie mieć z tego radości. Trochę bolesnej, ale jednak.

— Achhh!

Tak. Tak ma być. Raz, drugi, kolejny. Te cudne, ciasne wnętrze, które zaciskało się na jego członku.

Ruch dłonią. Wybuch, tyłek ściskający jego penisa. Kolejny wybuch.

Upadek z jękiem. Dwa zdyszane ciała.

Kook opadł na materac, zadowolony z siebie. Nawet nie był dzisiaj taki brutalny, to się ceni. Chłopak nie był pocięty, miał wszystkie kończyny... Aj, ale z ciebie dobry chłopak, Jungkook.

Spojrzał na dzieciaka, który pociągał nosem zapłakany. Wyglądał jak zraniony kotek, co może i by Kooka rozczuliło gdyby nie fakt, że nie miał serca. Uśmiechnął się więc tylko, zbierając z czoła kosmyki włosów.

Młody zerknął na niego i nieco niepewnie przysunął się do niego, wtulając w jego tors. Jeon aż na chwilę przestał oddychać. Tae powinien raczej spierdalać gdzie pieprz rośnie, a nie się jeszcze przytulać.

—Kookie... Następnym razem musimy mieć kajdanki i obrożę... Co to za pan bez tych dodatków? — Uśmiechnął się słabo, muskając ustami jego wargi. Czule i niewinne... Co z nim jest nie tak?!

— Eh... Następnym?— Utkwił w nim nieco nierozumne spojrzenie.

— To było tylko zapoznanie, chcę częściej —zamruczał, sięgając po koc. Zakrył ich, obejmując go udem w pasie, na co Jeon aż wstrzymał oddech. To nie było typowe...

—Ryczałeś...

—Chcę bardziej. Chcę dostać pasem. Chcę, byś mnie pieprzył mocniej i brutalniej. Jestem przecież twoją dziwką, a ty moim panem. Chyba nie stchórzysz, prawda? — Uśmiechnął się niewinnie. Kook odetchnął zdezorientowany.

I co miał powiedzieć? Nie miał zamiaru uciekać, ale takie relacje nie były w jego stylu. Z drugiej strony to niezła dupa, w dodatku chętna na brutalne zabawy. Masochista i sadysta to idealne połączenie nawet, jeśli tylko chwilowe.


***


Przeglądał właśnie wiadomości na telefonie. 

"Kupiłem coś fajnego"

 Szlag by to. Dzieciak wypisywał do niego cały wieczór. Chciał spotykać się codziennie i pieprzyć, chociaż widzieli się tylko ten jeden raz w życiu. Co to w ogóle za upośledzony kretyn? Ledwo spać mógł, bo mu pisał całą noc jakieś pierdoły.

Wrzucił telefon do kieszeni, wzdychając. Nauczyciel wszedł do klasy, po czym kazał się uspokoić. Standard. Potem drzwi się otworzyły w środku pojawił się uroczy chłopaczek w okrągłych okularach, ubrany w koszulę i obcisłe spodnie. Jego przydługawe włosy nieco się kręciły, przez co wyglądał jak aniołek.

—Kurwa... —wymsknęło mu się. Klasa zerknęła na niego zaskoczona, nauczyciel zaś skarcił go wzrokiem. Taehyung uśmiechnął się jednak słodko, przygryzając kusząco swoją dolną wargę.

—Nazywam się Kim Taehyung, klasa 3B. Od dzisiaj jestem przewodniczącym szkoły. Park Jimin niestety nie może już pełnić tych funkcji, więc przejmuję jego obowiązki. Tutaj macie plan na dni szkoły, wybierzcie salę i zadanie i zgłoście się do mnie, gdyż poprzednie listy są już nieważne. Mam nieco inne pomysły, musicie się do nich dostosować. — Wyszczerzył te swoje białe ząbki. —Wszyscy. — Tutaj wzrok spoczął na Jeonie, który przełknął ślinę, nie wiedząc co myśleć.

Chłopak zniknął po chwili, on zaś miał mętlik w głowie.

Przerżnął jak dziwkę starszego o dwa lata chłopaka, w dodatku przewodniczącego.

Mało tego. Ten chłopak to Kim Taehyung, o którym słyszał, ale na oczy nie ujrzał, bo zazwyczaj mało widział w tej szkole. Nie bywał w niej. Każdy jednak wiedział, że Kim Taehyung to ktoś, z kim liczyć się trzeba, bo to syn dyrektora i w dodatku mściwa zołza. Niejeden już wyleciał.

Kurwa. Wibracje.

Zerknął na telefon i odczytał smsa.

"To co? Mogę dzisiaj do Ciebie wpaść, kochanie?"

"Przerżnę Cię tak mocno, że tego nie przeżyjesz. Szykuj bandaże, bo to będzie ostre."

Cholera. Ruchanie pod presją, tego jeszcze nie było!


//// no to lecimy :DDDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro