7. *SPECIAL*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po stu latach powraca malutki dodatek, bo Gin strasznie chciała. Stylowo będzie ogromna przepaść, bo Bad Boys to mój pierwszy taekook jeszcze z czasów, gdy rządziły blogi, a wattpada nikt nie znał... No, w każdym razie zapraszam do czytania i podróży w przeszłość <3



 Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział Jungkookowi, że zakocha się i przez ów miłość zmieni się nie do poznania, to zapewne by go wyśmiał, a i przy okazji walnął pięścią w nos w ramach nauczki. Brak ambicji, chęć bycia najgroźniejszym samcem w stadzie, czy też zamiłowanie do lansowania się swoim zdeprawowaniem, to była jego codzienność od małego. Z uporem maniaka pilnował, by żaden szlachetny gest nie naruszył jego wywalczonej i ugruntowanej pozycji na blokowisku, które zamieszkiwał wraz ze swoją ani trochę nie lepszą rodziną. Nikomu zresztą nie przeszłoby przez myśl, że istniała szansa, by młody buntownik wyszedł z dołu, który ochoczo kopał sobie od chwili, gdy po raz pierwszy zaciągnął się tanim papierosem i upił butelką najobrzydliwszego wina, jakie oferował osiedlowy sklepik. Jeon Jungkook był od dziecka skazany na dołączenie do miejscowej patologii.

I nikt, nawet on sam, nie przypuszczał, że tego ciepłego dnia, zamiast siedzieć ze swoimi równie nieprzyjemnymi kumplami na jakiejś odosobnionej miejscówce, stać będzie przed ogromną tablicą, wypatrując na niej swojego nazwiska. I nie chodzi tu o to, że wspomniani przyjaciele gnili teraz w więzieniu i zwyczajnie nie miałby z kim pić taniego wina. Nie, on sam z siebie sterczał tu i szaleńczo przeglądał kolejne pozycje na liście. Niestety nazwisko 'Jeon Jungkook' usilnie się ukrywało. Przez myśl już mu nawet przeszło, iż się przeliczył.

— Ach! Jesteś! — Brunet usłyszał nagle pisk przy swoim uchu, chwilę później zaś ostre pazurki wbiły się w jego ramię.

— Co? Gdzie? — Nieco podenerwowany spojrzał na fioletowowłosego chłopaka, ten zaś wyciągnął wypielęgnowaną dłoń, wskazując sam koniec tablicy.

— Wprawdzie jesteś sto czterdziesty siódmy na sto pięćdziesiąt miejsc, jednak i tak jestem dumny. Zawsze mogłeś być ostatni albo w ogóle odpaść przy rekrutacji.

Wyższy spojrzał na wspomniany numerek i zacisnął wargi. Nie wiedział, czy powinien teraz pisnąć, podskoczyć, czy może wpić się w usta swojego uradowanego malucha, bo, kurwa, studia i Jeon Jungkook to jeszcze większa abstrakcja, aniżeli Namjoon i przestrzeganie prawa. Tak po prostu się nie da, a jak widać stał się cud i takim oto sposobem otrzymał od losu szansę na stanie się wykształconym człowiekiem.

W końcu będzie mógł zadbać o Taehyunga.

Minęły już ponad dwa lata, od kiedy wyznali sobie uczucia w szpitalu i oficjalnie nazwali swoją relację związkiem. Od tego czasu Jungkook starał się jak mógł, by uczynić życie Tae przyjemnym, by dać mu wystarczająco dużo. Nie było to rzecz jasna łatwe, cóż bowiem ktoś tak prosty miałby zaoferować inteligentnej i pochodzącej z dobrego domu osobie? Świadomość, że jest się tak naprawdę nikim, bywała frustrująca i chociaż latami Jungkook żył w przeświadczeniu, że nie potrzeba mu niczego, poza fajką i piwem, tak odkąd poznał Tae, zapragnął być dla niego kimś wartościowym. Zaczął się uczyć, w weekendy pracował, aby od czasu do czasu móc kupić mu jakiś drobny prezent. Cały jego świat stał się Taehyungiem i każde działanie dążyło tylko do jednego - uszczęśliwienia tego ślicznego skarba.

Nigdy oczywiście nie przyznał się, że to dla niego się starał i zarywał nocki, by nauczyć się głupich dat z historii. Że to przez głupią miłość podszedł do matury i postanowił pójść na studia, by zdobyć zawód i móc kiedyś utrzymać rodzinę na poziomie. Nie pisnął też słówkiem, iż cała ta praca nie jest po to, by jakoś przeżyć, a by rozpieszczać pewnego jasnowłosego dzieciaka. Sam przed sobą nie potrafił przyznać tego, że całkowicie oszalał na punkcie swojego chłopaka i chociaż z pozoru zdawał się być obojętny i nie rzucał wyznaniami na prawo i lewo, to w środku wariował za każdym razem, gdy ten go choćby przytulił.

Kim Taehyung go zmienił. Sprawił, że stał się lepszym człowiekiem.

Kim Taehyung tak naprawdę był jedyną osobą, na której mu zależało.

Kim Taehyung tak mocno go w sobie rozkochał, że gdyby poprosił go o to, by skoczył z dziesiątego piętra, to Jungkook zapewne z uśmiechem by to uczynił, w duchu dziękując niebiosom, iż mógł coś dla niego uczynić.

Kim Taehyung dokonał niemożliwego, stając się najważniejszym i najukochańszym skarbem tego niegdyś złego chłopaka.


***


— Myślałeś w ogóle o kwestii mieszkania, Jungkookie? — Jasnowłosy usiadł obok swojego mężczyzny, wtulając się niemal od razu w jego bok, na umięśnionych kolanach kładąc miskę z chipsami, by mieć do nich dobry dostęp. Leniwe popołudnia stały się ich nawykiem i coraz częściej zdarzało się, że zwyczajnie trwali tak oparci o siebie, wpatrując się w telewizor, gdzie leciał jakiś głupi, amerykański serial. Początkowo czuli się zobowiązani do szalonych wypadów czy wiecznego ruchu, jednak z czasem w jakiś sposób ich relacja się ustabilizowała i momentami przypominali małżeństwo z wieloletnim stażem. Z tym, że ich uczucie w żaden sposób nie wygasło, a z dnia na dzień wręcz rosło w siłę.

— Nie. — Pokręcił głową, biorąc kilka chrupków, które wrzucił do ust, zaraz głośno nimi chrupiąc. — Będę dojeżdżał, nie jest to aż tak daleko, a szkoda mi kasy na wynajem.

Taehyung zmarszczył nos, pociągając się nieco, by mieć twarz na wysokości tej kochanka.

— Ale przecież możesz mieszkać ze mną. Będziesz mieć trochę do swojego wydziału, ale zawsze lepiej jechać kilka minut, a nie godzinę — zamruczał cicho, obejmując rękoma szyję bruneta, który tylko westchnął, krzywiąc się. Znowu ten sam temat, wałkowany już od jakiegoś czasu.

— Twój ojciec chyba padnie na zawał, poza tym nie stać mnie na zrzutę. Serio, to nie przejdzie.

— Nic mu do tego, a płaceniem się nie przejmuj. I tak musi za to założyć, więc możesz mieszkać ze mną za darmo. To nie problem. — Zadowolony fioletowowłosy odstawił miskę na bok i wgramolił się na kolana Jungkooka, wpatrując się przy tym w jego zmęczoną twarz. — Jungkookie nooo...

— Skarbie, to dla mnie jest problem, bo będę czuł się jak idiota. Nie chcę żyć za twoją kasę, powinno być przecież na odwrót.

— To ty sobie coś w tej swojej głupiej głowie ubzdurałeś. To, że mnie ruchasz nie oznacza, że musisz zgrywać wielkiego mężczyznę, który pracuje na moje utrzymanie. To tak nie działa, wiesz? — Mniejszy wydął nieco wargi, wsuwając dłonie w jego włosy, którymi zaczął się bawić.

— Dla mnie właśnie tak. W mojej głowie wygląda to inaczej, chyba jestem tradycjonalistą.

— Taaaa. Taki z ciebie konserwatysta, a sypiasz z chłopakiem — prychnął, krzywiąc się przy tym.

Nieco bardziej rozchylił swoje nogi, przysuwając się przy tym ku młodszemu. Jego szczupła klatka piersiowa przylgnęła do umięśnionej bruneta. Jednocześnie jego wargi znalazły się tuż przy ozdobionym kolczykami uchu.

— Będziemy mogli być razem cały czas, mój panie. Nie chciałbyś mieć mnie codziennie? Moglibyśmy każdej nocy pieprzyć się i bawić. Kupiłbym nowe wdzianka i uprzęże... To naprawdę pociągające, nie uważasz?

Kusząco objął wargami płatek jego ucha, zasysając się na nim lubieżnie. Ostre pazurki wbijały się w kark mężczyzny, a gdy poczuł silne ręce na swoich biodrach wiedział, że miał szansę na przekonanie tego upartego osła do zmiany zdania. Z Jungkookiem wszystko bywało kłopotliwe i trudne do zrealizowania. Nie chciał poddawać się jego woli, zawsze wtrącał swoje bezsensowne uwagi i wymyślał niestworzone problemy, na które jasnowłosy nawet nie zwróciłby uwagi, bo w jego mniemaniu należały do banalnych głupot. Jeon jednak zawsze odstawał i utrudniał nawet najprostszą decyzję.

— Tu nie chodzi o to, że nie chcę... — Młodszy zagryzł dolną wargę, wbijając palce w jego skórę, jakby tym samym chciał się w jakiś sposób wydostać z tej krępującej dla niego sytuacji. Taehyung jednak udawał, że nie rozumie, nadymając przy tym policzki niczym obrażone dziecko.

— To o co? — burknął cicho, wtulając się mocniej w jego ciało. — Czy ty mnie już nie kochasz? Tobie... Uh. Tobie chyba pasuje to, że teraz widujemy się tak rzadko, co?

— Tae, kurwa mać. Co ty pierdolisz? — Ciemnowłosy wytrzeszczył swoje oczy, kilkakrotnie mrugając z niedowierzaniem.

Widząc przerażenie wymalowane na twarzy Jungkooka wiedział, że wygrał.

— A mylę się?

— No. Głupi jesteś. Niby czemu miałbym chcieć być daleko od ciebie?

— Tak to wygląda, Jungkookie... — szepnął starszy, głaszcząc palcami jego szyję, a kochanek chwilowo wstrzymał oddech.

— Kocham cię przecież, mały gnojku.

— Ja ciebie też kocham, więc możemy jutro pojechać po twoje rzeczy? Chciałbym od razu zrobić tu mały remont, by było więcej miejsca. Chyba nie masz zbyt wielu pierdół, prawda?

Jeon pokręcił głową z niedowierzaniem, ostentacyjnie wzdychając. Jak zwykle w ostatecznym rozrachunku przegrywał.


***


Brunet zacisnął swoje usta w wąską linię, wpatrując się w książkę, która z każdą minutą wydawała mu się jeszcze bardziej skomplikowana i zwyczajnie nieprzyswajalna. Pojedyncze wyrazy rozumiał, jednak całościowo dawało to bezsensowny misz-masz, którego w żaden sposób nie potrafił pojąć, a z każdą kolejną próbą zdawało się być to jeszcze trudniejsze.

— Prosty schemat, ich chyba pojebało. Jak to jest proste, to jakie musi być trudne? — Jego długie palce na nowo zaczęły terroryzować ołówek, którym bazgrał po narysowanym, krzywym kółku, które prezentować miało oko, z jego zdolnościami wyglądało jednak jak wyjątkowo krzywe jajko sadzone. — Mięsień rzęskowy... Jak kurwa, jak rzęsy nie rosną na oku, tylko nad nim? I od kiedy włosy mają mięśnie?

Skrzywił się i niezadowolony rzucił przedmiotem o biurko, odchylając głowę do tyłu. Przymknął powieki, starając się uspokoić, bo kolejny raz tego wieczoru go poniosło i miał ochotę cisnąć wszystkim przez okno, a potem wypić piwo przed telewizorem. Niestety nie wchodziło to w grę, bo kolokwium zbliżało się coraz większymi krokami, a on utknął na samym początku i nie zapowiadało się, by miał szybko wszystko nadrobić.

Sam nie wiedział, dlaczego zdecydował się na tak trudny i głupi kierunek, jakim było pielęgniarstwo. Nie był orłem z biologii, zdał ją cudem, w dodatku wizualnie też nie pasował do czegoś takiego. Dużo lepiej sprawdziłby się na czymś związanym ze sportem lub fizyczną pracą, jednak jak dziecko uparł się, że chce zostać pigułą. To całkowicie nielogiczne, abstrakcyjne wręcz, a mimo to tkwił teraz nad podręcznikiem, wkuwając budowę oka. Chciał w końcu zadbać o Tae, potrzebował więc stać się całkiem nową osobą, która zajmie się nim, gdy będzie chory, zmęczony lub obolały. Pragnął wiedzieć, że nigdy nic złego się mu nie stanie i da radę mu pomóc. Medycyna jednak nie wchodziła w grę, była zbyt skomplikowana i nigdy by się na nią nie dostał, praca w policji z racji pewnych wybryków również odpadała. Pielęgniarstwo, chociaż niezbyt prestiżowe i raczej babskie, wydało mu się najlepszą opcją. I teraz miał.

— Coś nie tak, seksowna pielęgniareczko? — Przyjemny głos obił się o ucho mężczyzny, jednocześnie go pieszcząc, jak i torturując. Jego chłopak umiłował sobie te określenie, męcząc nim jak opętany, gdy zaś zauważył, że Jeon reaguje aż nazbyt impulsywnie, to z tylko większą premedytacją prześlizgiwało się ono między malinowymi wargami.

— Czyżbyś się przebranżowił i popadł w chorobę, przez co mówisz sam do siebie? — burknął, Tae jednak tylko zamruczał i dosiadł się do biurka, zaraz opierając brodę o masywne ramię, odziane jedynie w dość cienką koszulkę. Oboje wiedzieli, iż pyskówka ta była dość żałosna i zostanie zignorowana, w tej jednak chwili bruneta nie było stać na nic więcej. Mózg był bliski eksplozji, nawał nowych informacji hulał w czaszce, waląc w nią od środka niczym młotem. Nie przywykł do takiego wysiłku, bo nawet praca na budowie nijak miała się do wytężania szarych komórek i budzenia zdolności zapamiętywania ze snu zimowego. Dopiero niedawno zaczął doceniać wszelkie teksty odnośnie tego, że praca psychiczna męczyła bardziej. Zawsze traktował to jak bezsensowny bełkot niemający odniesienia w rzeczywistości, życie jednak dobitnie pokazało mu, że kolejny raz się mylił. Już pot i bolące plecy lepiej prezentowały się w jego głowie, aniżeli budowa oka i te pieprzone mięśnie rzęs.

— Słyszałem twoje pomruki, nie zgrywaj więc kozaka, tylko mów w czym problem.

Jungkook skrzywił się i wskazał na kartkę, którą jasnowłosy byle jak przejrzał, nie wczytując się dokładnie w koślawe bohomazy. Zapewne wszystko to wiedział, nawet bez czytania, w końcu był kujonem. Z czymś takim nie było nawet jak dyskutować.

— Może na początek narysuj oko, nie zaś upośledzony kształt, co do którego ciężko się odnieść. Sądzę, że ci to ułatwi zadanie, siostro Jeon.

— Przecież jest oko. Nie mam cyrkla, by się bawić w jakieś perfekcjonizmy...

— Sryzmy. Dawaj to — mruknął jasnowłosy, wyrywając mu ołówek z dłoni i kartkę. Szybko narysował o wiele bardziej przypominający oko kształt, a Jungkook tylko opadł na biurko, uderzając w blat czołem. Typowo. Nawet nie studiując tego gówna wiedział więcej, niż biedny Jeon po godzinach żmudnej nauki. Życie było okropnie niesprawiedliwe.

— Wstawaj, nierobie jeden. Udzielę ci korepetycji, ale w ramach zapłaty masz mnie wypieprzyć tak, że przez tydzień nie usiądę, zrozumiano?

I kimże byłby Jungkook, gdyby odmówił wykonania tak przyjemnego zadania?


***


— Kurwa, Jungkook, naprawdę?

Zaskoczony Taehyung wpatrywał się w wykaz ocen młodszego, aż przecierając oczy, bo może z racji późnej godziny miał omamy.

— Serio, serio. Możesz mówić na mnie geniuszu Jeon — odparł młodszy, odchylając się z dumą na fotelu. Na jego ustach gościł cwany, pewny siebie uśmiech, jakby nie pokazywał właśnie kolumny trój, a piątek wraz z wykazem ponadprzeciętnych osiągnięć w kołach naukowych. Tae jednak chyba nie był tym faktem zawiedziony, bo odstawił wydruk i szybko wskoczył na kolana chłopaka, obejmując go za szyję.

— AAA! Jestem zachwycony! Mój najzdolniejszy mężczyzna. Jestem z ciebie taki dumny, wiesz?

— Się uczyło, się ma! — Jeon wyszczerzył się jeszcze szerzej, kładąc dłonie na biodrach mniejszego, który rozanielony złapał go za policzki i mocno pocałował. Nie było tu miejsca na bierność czy też rozmyślania, toteż namiętnie odwzajemnił pieszczotę, tylko mocniej przyciągając do siebie zgrabne ciałko.

— Moje korepetycje coś jednak dały, mój seksowny panie pielęgniarzu... — szepnął starszy, gdy oderwał się zarumieniony od władczego kochanka.

— Niedługo mam coś o życiu seksualnym, więc może lekcje praktyczne, panie Jeon Taehyung?

Zaczepne spojrzenia mówiły już tylko jedno - nauce tej nocy nie było końca!



~KONIEC~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro