🪔four🪔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Chyba nie pisałam jaki miesiąc co nie? Nie wiem XDD ale mam fanaberie że jest październik✌️😁)

Minął tydzień odkąd przyjaciele się spotkali. Czas płynął tak jak zawsze wolno, nudno oraz nie za miło.
To było już tak im znane, że nie przejmowali się tym w ogóle.
To była ich norma, norma praktycznie wszystkim w tym małym miasteczku.
W Hawkins czas po prostu płynął, nie za szybko, nie za wolno.
Niby tak samo jak w każdym innym zakątku świata, a jednak inaczej.
Można to porównać do spokoju w środku największego rumoru, coś się dzieje a jednak wszyscy nie wzracają na to najmniejszej uwagi.
Każdy w tym miasteczku ma swoje tajemnice, które chowa przed każdym z zewnątrz swojej skorupy.
Tak samo robili Mike i Will, chcieli powiedzieć, ale nie mogli.
Kiedy już mieli otwierać usta one się blokowały i po wszystkim.

Dzisiejszy dzień nie chłodny, ani ciepły, był po prostu idealny do spacerowania.
Wiatr lekko wiał, chmury były ciemne j nie przebijały promieni przez co panowała niesamowita atmosfera, powietrze było zimne, ale nie tak by nie przyjemnie się oddychało, a wręcz przeciwnie.
Po prostu idealna pogoda, dlatego też szatyn postanowił wyjść na łono natury.
Krążył po dworze już od półtorej godziny i bardzo dobrze się z tym czuł.

Chodził polnymi ścieżkami, bo takimi lubił najbardziej.
Nie przepadał jak większość za parkowymi spacerami, były nudne powtarzające się i nie tak piękne jak łąkowe.
Dlatego szedł właśnie pomiędzy wysoką trawą i patrzał w ciemne niebo, które było tak piękne i przyciągające, że coś kazało mu na nie patrzeć.
Kochał takie widoki, było mroczne w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Idąc tak doszedł do klifu, podszedł do krawędzi i jak zawsze usiadł na nim tak by jego nogi zwisały z niego.
Mimo, że miał lęk wysokości kochał patrzeć w dół, tafla wody zawsze ebyla spokojna to go zawsze tak strasznie zadziwiało. Nie rozumiał jak może być spokojna gdy wokół jest tyle zła.
Zawsze spędzał nawieksza część czasu nad tym klifem rozmyślając o tym.
Często też myślał jak to by było z niego skoczyć. Nie przez to że chciał zakończyć swoją egzystencję na tym świecie, tylko z czystej ciekawości.
Czy przeżyłby uderzę w wodę z takiej odległości i z taką siłą? Z jego obliczeń raczej nie, chyba, że poleciał by po dobrym kontem, ale stwierdził, że nie dałby rady tego zrobić, a tracić, życia dla testu czy jego myślenia jest dobre nie zamierzał.
W jego głowie jak zawsze pojawiła się niezliczona ilość myśli, które w tym wypadku są dozą zamyślenia i zaintrygowania.

Będąc zamyślonym nie zauważył kiedy dosiadsie ktoś do niego.
Ktoś kogo bardzo dobrze zna.
- hej - powiedział radosny głos, na co szatyn z przerażenia lekko podskoczył i wydał z siebie cichy krzyk.
Po zobaczeniu uśmiechniętej twarzy swojego przyjaciela, sam się uśmiechnął lekko.
- człowieku bądź normalny - odpowiedział i popatrzył się na niego srogo skrywając, swój usmiech.
- ja tylko powiedziałem hej nie wiem o co ci chodzi - odpowiedział niby urażony.
- a tak właściwie co tu tu robisz? - zapytał znów przekierowywując swój wzrok w kierunku tafli wody.
- często tu przychodzę, lubię to miejsce.
A ty co tu robisz? - odpowiedział u również zatrzymał swój wzrok na wodzie.
- lubię tutaj siadać i patrzeć w wodę, a przez to że akurat byłem blisko, stwierdziłem, że tu przyjdę - powiedział, po czym zaplanowałam cisza, nie niekomfortowa, ale też nie komfortowa.
Po prostu cisza.
- wiedziałem, że dziś wyjdziesz na spacer - po długich chwilach ciszy powiedział czarnowłosy.
- niby skąd? Śledzisz mnie? - zapytał pożartem pół serio.
- nie, po prostu zawsze podczas takiej pogody wychodzisz. Swoją drogą nie wiem co ty w niej tak lubisz, jest nie przyjemnie i ciemno robi się dwa razy szybciej niż normalnie - odpowiedział.
- żeby ją polubić trzeba zajrzeć w środek niej, że tak powiem. Jeśli patrzysz na nią tak jak teraz powiedziałeś to nie zobaczysz nic, a spójrz na niebo nie widzisz w tych chmurach historii? Same ją opowiadają - zaczął tłumaczyć, tym razem patrząc w chmury z lekkim uśmiechem.

Mike spojrzał na zaciemniona lekko pochyloną w górę głowę szatyna z pewnego rodzaju zachwytem.
Will zawsze umiały dostrzegać coś czego inni, a nawet on nie umiał, nie ważne jak bardzo by się nie starał zawsze nie wychodzi.
Lecz zawsze widząc uśmiechniętą twarz przyjaciela w pewnym sensie czuł to samo, mimo, że nie widział to czuł aurę bijącą od chłopaka.
Czarującą aurę.
Miała kolor fioletowy i zaklinała go.
Gby Will tylko o tym wiedział mógłby w takich momentach wykorzystać go do wszy tskiego, bo ten był uległy do niego, ale szatyn ma za dobre serce żeby to zrobić.
Na twarzy wyższego pojawił się uśmiech, który pojawiał się zawsze gdy coś było wspólnego z Byers'em.
Lubił go, bo był związany z jego ukochanym.
Chciałby żeby Will wiedział, że jest jego ukochanym, ale chciał też go nie tracić, a był w stanie odciąć sobie rękę, że tym zepsuje ich relację.

- chcesz się przejść? Razem - wycedził nagle czarnowłosy z wzrokiem wlepiony w piwne oczy szatyna.
Jego spojrzenie utkwiło tak głęboko w zachwycających oczach chłopaka, że nie potrafił go oderwać od nich.
Chciałby w nie patrzeć bez przerwy.
Wzrok Will'a przez to również została wciągnięty do galaktyki gałek ocznych wyższego, na tyle że nie był w stanie odpowiedzieć na jego pytanie.
- yhmm - wymruczała bo to jedyne co potrafił w tamtej chwili.
Przerywając wpatrywanie się czarnowłosy wstał z zarumienioną twarzą oraz podał rękę do niższego.
Ten ją ujął i podniósł się na nogi.
Dotyk ich dłoni sprawił przyjemne dreszcze na ciele obu z nich.
Nie chcieli puszczać swoich rąk szczególnie dlatego, że były ciepłe, aksamitne i sprawiały poczucie bezpieczeństwa.
Lecz musieli je puścić bo zrobiło by się lekko dziwnie.
Dotyk został przerwany, ale wypieki na twarzy obu były dowodem chemii między nimi.
- to gdzie idziemy? - zapytał zawstydzonym tonem głosu szatyn.
-- możemy iść do tej opuszczonej dzielnicy, tam raczej nikogo oprócz meneli nie ma więc nie będzie nam nikt przeszkadzać. - zaproponował czarnowłosy.
- świetny pomysł, chodźmy - szybko odpowiedział I razem z wyższym się ruszył w stronę dzielnicy.

Po nie całych piętnastu minutach byli już w miejscu docelowym.
Ta część Hawkins była jedna z najbardziej wyniszczonych, wyciszonych i opustoszałych miejsc w tym miasteczku.
Mimo to miała jednak swój urok.
Były tam domu z przed dwudziestu lat, w całkiem niezłym stanie.
Gdyby nie to, że była tam masa śmieci, graffiti i bezdomnych zwierząt.
To to było by naprawdę urokliwe i ksieżniczkowe osiedle.


📚
Witajcie, znowu była trochę długa przerwa ale nie miałam weny a shit'u pisać nie chciałam.
Miał to być jeden długi rozdział ale stwierdzam, że lepiej wyjdzie jak będzie podzielony na dwa, bo jestem zmęczona i nie napisze reszty już tak dobrze oraz pewnie nie zdarzyłaby tego odizs napisać i byście musieli do najprędzej środy czekać, więc nom.
Mam nadzieję że się podobało i przepraszam za błędy.

Słowa:1157

W OGOLE ZAJRZALAM DO MOJEGO POPRZEDNIEGO BYLER'A I ZOBACZYLAM COS CO MNIE WYKRECILO NA DRUGA STRONE
,, MISIU DASZ MI KOLDRE?,, CZY COS W TYM STYLU
JEZUS MARIA WSPOLCZUJE WSYZTSKIM KTORZY TO PRZECZYTQLI BO TO STARSZNE💀💀💀

Miłego dnia wieczora ranka lub Miłej nocy 💞💞💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro