🪔one🪔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szósta trzydzieści godzina o której zawsze budzi się młody Byers, kiedy lekcje mają na siódmą trzydzieści.
Budzi się tak wcześnie, ponieważ nigdy nie umie zdąrzyć na czas, więc lepiej, żeby przyszedł szybciej niż później.
Wyłączywszy budzik, powoli wstał z łóżka po nie przespanej nocy, jak codzień zawiała na niego fala zimna, przez to, Że jego okno jest otwarte 365 dni w roku. Kocha spać w zimnym pomieszczeniu, kocha zimno.
Zmęczonym krokiem podszedł do szafy z której wyciągnął czarne jeansy, sweter w zielono-brązowe paski oraz najzwyklejszą białą oversize koszulkę.
Położył ubrania na łóżku I zaczął ściągać swoją piżamę, czyli za dużą szarą koszulkę oraz dlogie spodnie w niebieską kratkę. Jak zawsze po ściągnięciu górnej części spojrzał na siebie w lustro I znów nie zadowolony z widoku swojego ciał westchnął i zaczął się dalej ubierać.
Nigdy nie lubił swojego ciała i nie sądził, że to się zmieni. Według niego jest brzydki, bardzo brzydki, stara się ile może, ale zawsze wygląda źle.
Następnie udal się do łazienki doprowadzić swoje dłuższe niż powinny być lekko faliste włosy do porządku, nie lubił swoich loków wręcz nienawidził.
Następnie umył zęby i wrócił do pokoju spakować się.

Do beżowej torby wsadził wszystkie potrzebne zeszyty oraz książki.
Włożył również szkicownik i ołówki, bo bez nich tam nie wytrzyma.
Zostało mu jeszcze trochę czasu, ale musi też dojść do szkoły więc raczej nie ma chwili dla siebie.
Powolnym krokiem poszedł do kuchni i wziął butelkę wody, po czym pod szedł do szafki z butami i zaczął ubierać swoje porysowane czarne conversy.
Bylu już tak stare, ale jednak on je kochał, ponieważ miał na nich rysunek wykonany przez Mike'a, a mianowicie serduszko z ołówkiem w ręce. Rysunek był wykonany nie najlepiej, ale był od serca co dodawało mu uroku.
Już miał wychodzić z domu, lecz głos jego rodzicielki go zatrzymał.
- Will skarbie, wziąłeś sobie coś do jedzenia? - zapytała troskliwie brunetka.
- Tak, a teraz muszę już iść bo sie znowu spóźnię, pa - skłamał, ale co miał zrobić inaczej byłby skazany na wykład o tym dlaczego powinien brać to śniadanie, albo co gorsza jego ojciec z nim porozmawia.
- pa, miłego dnia - odpowiedziała lekko zawiedzionia przez nie udana próbę rozmowy z synem. Szatyn lekko się do niej uśmiechnął a następnie wyszedł zamykając drzwi z trzaskiem przez jesienny wiatr.

Po drodzę spotkał swoją przyjaciółkę Max, albo to raczej ona go spotkała.
- Witam, jak ci dzień leci? - zapytała owijąc jego ramię swoją ręką.
- jest 7:15 a ty mnie pytasz jak dzień mi leci? Serio? - odpowiedział opierając się o rudowłosą.
- kłócili się w nocy? - zapytała widząc niemrawe nastawienie chłopaka.
- niestety od 23 do 3 w nocy, a spać nie spałem do 4:27, potem moje ciało nie pozwalało mi mieć już otwartych oczu - odpowiedział zrobił nie zadowoloną minę.
- mówiłam Ci, że możesz przychodzić do mnie spać w takie noce, masz pokój na parterze więc wyjście z okna nie robi dużego problemu, a moja mama wie więc zawsze pozwoli Ci zostać na noc - powiedziała troskliwie i zaczęła smyrac go po ramieniu dla dodania otuchy.
- wiem, wiem chętnie bym przyszedł, ale moja mama chyba zadzwoniłaby na policję jakby zobaczyła, że mnie nie ma - odpowiedział.
- a co z Mike'iem? Przecież Ci powiedział, że jak będziesz chciał to zawsze przyjdzie, poza tym jestem pewna, że z jego obecnosci bedziesz sie cieszył bardziej niz z mojej - zapytała, wiedząc jak skończy  się wypowiedź chłopaka.
- Nie będę go budził bo jestem piętnastoletnim chłopem, który sobie nie umie poradzić sam, i coś Ci mówiłem na jego temat. Mike to tylko przyjaciel - odpowiedział, sam nie wierząc w swoje słowa.
- Niech Ci będzie - odpowiedziała sarkastycznie.
Resztę drogi to szkoły przeszli w ciszy.

Po przekroczeniu progu budynka, ich uszy zapachy się falą chałasu wykonanego przez ludzi, czyli dwie najgorsze rzeczy. Z zniechęconymi minami podeszli do swoich szafek i odłożyli podręczniki z matematyki, biologii i fizyki i wzięli chemię, zktorej teraz mają sprawdzian. Najlepsze rozpoczęcie tygodnia jakie może być.
Nagle twarz rudowłosej jakby nabrała kolorów.
- Will, mogę iść do Jane? - zapytała z nadzieją.
- oczywiście, idź zakochany gołąbeczku - odpowiedział ze śmiechem na co dziewczyna pokazała mu środkowy palec i w podskokach udała się do przyjaciółki.
Will jeszcze przez chwilę patrzył z uśmiechem  jak się oddalają, po czym zamknął szafkę u chciał udać się do sali chemicznej, lecz ucisk na jego ramieniu go zatrzymał. Na początku myślał, że to Troy lub James, dlatego uśmiech zniknął z jego twarzy i już się przygotowywał na kolejną falę wyzwisk, ale ucisk był delikatny i przekazywał ciepło, więc to nie mógł być żaden z nich.
- hej - uśmiech wrócił na jego usta, gdy usłyszał głos swojego przyjaciela.
- hej - odpowiedział I odwrócił do uśmiechniętego czarnowłosego.
Na jego twarzy zawiatalo życie, którego nie było przez cały weekend.

- umiesz na chemię? - zapytał i zaczął iść w stronę sali razem z szatynem.
- kompletnie nie, cały czas mylę Fe z Re którego nawet nie ma - odpowiedział zdruzgotany.
- pieprzysz, zawsze mówisz, że nie umiem, a potem mi piątką przed nosem machasz - powiedział na co niższy się zaśmiał.
- i z czego sie śmiejesz? - dodał udając obrażonego, chociaż na niego nie potrafił być.
- a z tego, że zawsze masz najwyżej tróję. Jak ty w ogóle zdajesz? - zapytał.
- Jestem tak cholernie upierdliwy, że nauczyciele  dla własnego spokoju mnie przepuszczają. - odpowiedzial dumny w tym samym czasie przepuszczając Will' a w drzwiach od klasy.
- No faktycznie masz się czym chwalić - odpowiedział I z wielkim uśmiechem popatrzył się na czarnowłosego.
- jesteś super wspierającym przyjacielem - powiedział I założył ręce na piersi.
Niby zwykle słowo przyjaciel, a jednak obu zabolało. Nie chcieli być tylko przyjaciółmi, ale niestety tylko nimi mogli być.
Uśmiechy z ich twarzy drastycznie zniknęły, a zamiast nic ukazały się pelne przykrosci wyrazy twarzy.
- wiem, polecam się na przyszłość - odpowiedział, żaby rozluźnić atmosferę, lecz nie wiele to dało.

Usiedli razem do przed ostatniej ławki, i przygotowali się do lekcji, która rozpoczynała się za dwie minuty.
Do klasy idealnie z dzwonkiem wszedł profesor Charles ze stosem sprawdzianów.
- ci ktorzy się nauczyli, to nie będą mieć problemu z napisaniem tego, a inni mogą spróbować na dwóję napisać - powiedział I zaczął rozdawać arkusze uczniom.
Meżczyzna zawsze tak mówił, żeby nastraszyć młodzież, ale i tak zawsze dawał najłatwiejsze zadania.
W klasie zapadła cisza, a wszyscy zaczęli pisać. profesor jak zawsze wygodnie rozsiadł się na krześle i obserwował każdego. Moze i nie wiedział co jest napisane na tablicy bez okularów, ale to jak ktoś ściągał zawsze ejego oko wychwyciło.
Czterdzieści minut upłynęło jakby w przyspieszonym tempie.
Wiele osób już skończyło pisać i po prostu siedzieli nudząc się.
- jak ktoś już skończył można oddać - powiedział I poklepał biurko.
- skończyłeś? - zapytał Will I wystawił rękę w jego stronę.
- Tak, dzięki - odpowiedział I podał swój arkusz do rąk chłopaka.
Szatyn w drodze do biurka przeczytał niektóre odpowiedzi czarnowłosego i już wiedział, że znowu dostanie słabą ocenę.
Wrócił do ławki i od razu zaczął.

- czy ty serio napisałeś, że wodór to O?
To najłatwiejszy pierwiastek - powiedział z niedowierzaniem.
- No bo się zestresowałem, jeju wielkie mi halo - odpowiedział I przewrócił oczami.
- lepiej zacznij uczyć się na poprawę - zkwitował.
- pomożesz mi? Bo ja serio nie nadaje się do uczenia - zapytał I zrobil proszącą minę.
Will dobrze wiedział, że nawet nic nie mówiąc już się zgodził, ale udawał, że się zastanawia.
- No dobrze, dzisiaj o 16 u ciebie, bo ja mam bałagan w pokoju i głupio mi kogos zapraszać - odpowiedział I lekko się zaczerwienił ze wstydu.
- jeśli znów mas zna myśli pozgniecane kartki na podłodze, nie powukaldane rzeczy na biurki u ręcznik na krześle to nawet mnie nie denerwuj, dobrze wiesz jak wygląda mój pokój - odpowiedział I zaczął się cicho śmiać.
- Ale to jest bałagan, a poza tym czyiś bałagan mi nie przeszkadza, ale mój tak - odpowiedział poważnie na co w odpowiedzi dostał jeszcze większy śmiech z estrony chłopaka.
Już miał odpowiadać, lecz nauczyciel go wyprzedził.
- co cię tak bawi Wheeler? Moz esie podzielisz z klasą - powiedział I oczy wszystkich spoczęły na nich co bardzo zestresowałem, niższego chłopaka.
Nienawidził być w centrum uwagi.
Mike miał już odpowiadac, ale dzwonek go uratatował.

Reszta lekcji minęła im szybko u całkiem spokojnie, nie licząc uwag  nauczycieli za rozmowy na lekcjach. O 14:40 wyszli ze szkoły I udali się do swoich domów.
Will I Max wracali razem jak zawsze bo mieli domy bardzo blisko siebie.
- ide do Mike'a dzisiaj o 16 - odpowiedzialam tryskajac radością.
- tylko łóżka nie złamcie - odpowiedziała złośliwie rudowłosa. Od zawsze robią sobie nawzajem takie złośliwości i żandemu to nie przeszkadza.
- Dobrze, że Jane w szkole wzrokiem nie rozebralas, bo serio już się stresować zacząłem. - odpowiedzial z chytrym usmiechem.
- jakby to się stało mogłabym być jej bohaterem i dać jej swoją bluzę a ona by w podzięce dała by mi buziaka - ekscytowala się dziewczyna.
- serio jesteś jakaś dziwna - zaśmiał się lekko przerażony.
- dobra tam, narazie grzybie - powiedziała I skręciła w prawo.
- pa rudy szympansie - odpowiedział I skręcił w lewo.

Wchodziwszy do domu zdjął buty i chciał udać się do pokoju, lecz głos jego matki go zatrzymał.
- Nie zjesz obiadu? - zapytała zdziwiona.
- przepraszam nie jestem glodny, jadłem w szkole nie dawno i muszę przygotować się do pójścia do Mike'a bo obiecałem że pomogę mu nauczyć się z chemii - odpowiedział I szybkim krokiem udał się do pokoju, z którego słyszał głos jego ojca znowu krzyczący na matkę przez to, że pozwoliła mu iść do Wheelera, którego on nie lubi. Twierdzi, że prze zniego jego syn jest gejem i niestety coś w tym jest.
Byers jeszcze bardziej przez to nienawidzi mężczyzny.





📚
Ale dojebany rozdział co jest XD
1558 słów. Nieźle.
Mam nadzieję że się podobał.
Za bledy przepraszam.

Pozdrawiam💞💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro