BN - 06

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Dzisiaj Luke zamierzał spędzić cały dzień w domu Caluma.

    Ostatnio nie za często spotykali się poza szkołą i trochę tęsknił za ich pizzowymi imprezami i nocami filmowymi.

    Ruszył w dół schodów i pobiegł sprintem do drzwi wejściowych, ale tak szybko jak je otworzył, jego oczy wylądowały na znajomo wyglądającym samochodzie zaparkowanym na zewnątrz.

    A samochód ten należał do jednego i jedynego Ashtona Irwina.

    Brutalnie zatrzasnął drzwi i pomaszerował do kuchni, gotowy przesłuchać swoją mamę.

    – Mamo, proszę, wytłumacz mi, dlaczego samochód Ashtona stoi zapakowany przed naszym domem? – zapytał, starając się wyglądać na tak wyluzowanego jak to możliwe.

    – Zapytałam czy nie chciałby towarzyszyć ci u Cala – odparła Liz najspokojniejszym tonem znanym chłopakowi.

    – A dlaczego to zrobiłaś?

    – Ponieważ dzięki temu, że posiedzi z tobą i Calumem, będziesz miał szansę go lepiej poznać.

    Luke nabrał głęboki oddech i agresywnie go wypuścił.

    – Mamo, ja już znam Ashtona o wiele za dobrze i naprawdę nie potrzebuję 'poznać go lepiej'.

    Liz przestała kroić warzywa i powoli odłożyła nóż na deskę.

    – Luke kochanie, tracisz tylko czas. Po prostu już idź.

    Młody Hemmings pokręcił głową, krzyżując ramiona na piersi.

    – Nie ma mowy, odmawiam jazdy w tym samym samochodzie co on.

    – Luke'u Robercie Hemmingsie, wejdziesz do tego samochodu i spędzisz czas z Ashtonem i Calumem albo słowo daję.

    Luke wyraźnie słyszał złość w głosie swojej mamy i bez sekundy zastanowienia przytaknął, zgadzając się na wszystko.

    – Tak, mamo, oczywiście, mamo. – Wybiegł z kuchni i szybko wyszedł z domu.

    Maszerując ciężko, dotarł do auta. Otworzył drzwiczki i zamknął je z większą siłą, niż było to potrzebne, siadając na miejscu pasażera.

    Bez odrobiny cierpliwości zapiął pas, słysząc klikający dźwięk, i wyjrzał za okno, odmawiając spojrzenia na Ashtona.

    – Wszystko w porządku, księżniczko? – zapytał chłopak głosem pełnym spokoju.

    – Nie – warknął młodszy w odpowiedzi, wciąż nie patrząc na opalonego chłopaka.

    – O co chodzi? Mogę jakoś pomóc? – odezwał się cicho starszy, układając dłoń na udzie Luke'a, próbując go uspokoić.

    Hemmings kolejny raz poczuł przepływające przez niego ciepło, tak jak działo się zawsze, kiedy Ashton go dotykał. Udawał jednak, że ani trochę to na niego nie podziało, i odepchnął jego dłoń.

    – Nie, nie będziesz w stanie pomóc, patrząc na to, że to ty jesteś problemem.

    Ashton poczuł jak jego serce zacisnęło się lekko przez słowa Luke'a. Wiedział, że blondyn nie do końca go lubił, ale to zabolało trochę mocniej niż powinno.

    – Auć. Okej, w takim razie.

    Ashton zdecydował odpalić silnik.

    Luke oczywiście nie był w humorze na jego wygłupy i równie dobrze mógł już uznać ten dzień za totalną porażkę.

    Blondyn zauważył niespodziewaną zmianę w postawie sąsiada i natychmiast przepełniło go poczucie winy. Nie chciał być dla niego aż tak ostry.

    – Przepraszam – wymamrotał, patrząc w na swoje palce i bawiąc się nimi niezręcznie.

    Ashton na ułamek sekundy przerzucił na niego spojrzenie i ogromny uśmiech uformował się na jego twarzy.

    – Jest okej – odpowiedział, a Hemmings rzucił mu wyszczerzony uśmiech.

    Ich dwójka dzieliła szczery moment, zwyczajnie uśmiechając się i patrząc (w wypadku ashtona – zerkając, odkąd prowadził samochód) na siebie nawzajem.

    – Jednakże, może pocałunek mógłby sprawić, bym poczuł się nawet lepiej. – Ashton uśmiechnął się z zadowoleniem, poruszając brwiami.

    – I wracamy do normalności.

    Śmiech Irwina odbił się echem w małym samochodzie i z jakiegoś powodu Luke również zaczął się śmiać, z oczami wciąż utkwionymi w opalonym chłopaku.

    I kiedy mu się przyjrzał, zauważył tak dużo rzeczy, na które wcześniej nie zwrócił uwagi.

    Na przykład to, jak oczy Ashtona rozświetlały się i wydawały się dziwacznie zielone, kiedy się śmiał.

    Albo to, że gdy się uśmiechał, jego dołeczki były najbardziej uwydatnione i praktycznie formowały resztę rys na jego ładnej twarzy.

    I w normalnych okolicznościach od razu skarciłby się za te obserwacje, ale dzisiaj tego nie zrobił.

    Po prostu siedział tak, podziwiając Ashtona tak bardzo jak mógł, dopóki nie dotarli na miejsce.

———

    Ich dwójka dotarła na miejsce i Luke wykonał swój obowiązek, przedstawiając sobie wzajemnie dwójkę chłopaków, by uniknąć niezręczności podczas dalszej części dnia.

    Jednakże po kilkunastu chwilach potrafił myśleć jedynie o Calumie i o tym, jak najzwyczajniej w świecie obczajał Ashtona.

    I z jakiegoś powodu to naprawdę go irytowało i wywoływało dziwne supłowate uczucie w dole jego brzucha, które z każdą chwilą robiło się coraz bardziej uciążliwe.

    Ashton wyszedł, by bardzo szybko skorzystać z łazienki, zostawiając dwójkę przyjaciół samych.

    – Jest naprawdę dobrym towarem – powiedział Calum od razu po tym, jak Irwin zniknął im z oczu.

    Luke wywrócił oczami na komentarz Caluma, jedynie mrucząc w odpowiedzi.

    – Myślisz, że mam jakieś szanse?

    Oczy Luke'a niemal wypadły z oczodołów.

    – Nie! – krzyknął z prędkością światła.

    Hood obejrzał Luke'a od góry do dołu z wyrazem czystego zdezorientowania na twarzy.

    – To znaczy, naprawdę nie sądzę, żebyś był w jego typie – skłamał. Czuł się trochę źle z powodu oszukiwania najlepszego przyjaciela, ale po prostu nie chciał, żeby Calum uderzał do Ashtona.

    To nie tak, że był zazdrosny, on tylko dbał o dobro ich dwójki. Tak, to o to chodziło.

    – Oh – wymamrotał cicho Calum.

    – I może powinieneś przestać się gapić, on nie lubi ludzi, którzy go cały czas obserwują.

    – W porządku – przytaknął, kompletnie nieświadomy wszystkich kłamst, którymi karmił go blondyn.

    Zaraz po tym Ashton wrócił, wycierając mokre dłonie o jeansy.

    – Co mnie ominęło?

    – Nic – odpowiedzieli wspólnie Luke i Calum i przez resztę spotkania Hood z całych sił starał się nie flirtować z Ashtonem.

    Co bardzo uszczęśliwiało Luke'a.

———

    Luke i Ashton ponownie siedzieli w samochodzie, jadąc z powrotem do domu.

    – Więc nie lubię obserwujących mnie ludzi, huh?

    Mniejszy z ich dwójki wyprostował się na siedzeniu, kiedy słowa opuściły usta Irwina.

    – Słyszałeś? – zapytał z nutką paniki w głosie.

    – Yep. Słyszałem wszystko. Wygląda na to, że mały Lukey chce mieć mnie tylko dla siebie – naigrywał się, szybko pukając Luke'a po nosie, zanim z powrotem przeniósł uwagę na kierownicę.

    Młodszy wytarł nieistniejący znak, który Ashton zostawił na czubku jego nosa, niespodziewanie czując się niesamowicie zdenerwowanym.

    – N-nie. To tylko to, że Calum uważa dosłownie wszystkich za atrakcyjnych i czasami muszę przywołać go do porządku – skłamał.

    Ashton zaśmiał się lekko, zmuszając Luke'a do patrzenia na niego z mieszanką irytacji i zdezorientowania.

    – Co?

    – Jesteś taki uroczy.

    Luke poczuł zabawne uczucie furmujące się w jego brzuchu i próbował z całej siły je odeprzeć, przez uderzenie Ashtona w ramię. Żartobliwie, oczywiście.

    – Zamknij się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro