BN - 07

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Luke otworzył oczy, gdy znajomy dźwięk pałeczek uderzających o perkusję rozbrzmiał w jego uszach.

    Wychodziło na to, że był jedyną osobą w sąsiedztwie, która się tym przejmowała, i szczerze, zaczynało się to lekko wymykać spod kontroli.

    Sądził, że hałasy w nocy się skończyły, ale okazało się, że się srogo mylił.

    Powoli wciągnął na siebie jeansy i leniwie związał buty, po czym wyszedł z domu i skierował się do Ashtona.

    Czy on naprawdę musiał ćwiczyć o trzeciej nad ranem?

    Zapukał do drzwi. Hałasy ucichły szybciej niż się spodziewał i w jednym momencie drzwi zostały otworzone.

    Na twarzy nowego sąsiada pojawił się ogromny uśmiech, kiedy spotkał się spojrzeniem z Lukiem. Sapał, co najpewniej było spowodowane wcześniejszym graniem na perkusji.

    – Hej – powiedział Irwin bez tchu, lekko zmęczonym tonem, ale z uśmiechem, który nie znikał z jego twarzy.

    Lecz Luke nie przyszedł tutaj na pogoduszki, dlatego od razu przeszedł do rzeczy.

    – Tak, cześć. Mógłbyś skończyć grać? Dzięki. – I z tym, odwrócił się, zamierzając odejść.

    Jednakże Ashton w czas chwycił go za  ramię, obkręcając go tak, że znów stali twarzą w twarz.

    – Nie! nie Idź.

    Luke gapił się na niego z    niedowierzaniem.

    – Dlaczego? Jest późno – mruknął blondyn.

    – Ponieważ byłem głośno tylko dlatego, żeby nie musieć czekać do rana, by cię ponownie zobaczyć.

    Luke wziął głęboki oddech, motylki w jego brzuchu powodowały, że oddychanie stawało się trudniejsze.

    Na moment kompletnie zaniemówił, ale zanim w ogóle mógł pomyśleć o jakiejś odpowiedzi, Ashton wciągnął go do domu.

    Hemmings był niezdolny do wyrwania się z uścisku, ale w głębi duszy w ogóle mu to nie przeszkadzało.

    Wyższy puścił go, kiedy dotarli do salonu, i oddech Luke'a zamarł, gdy jego spojrzenie ponownie skrzyżowało się z Ashtonem.

    Wyglądał tak niewinnie w świetle księżyca wpadającym przez otwarte okno, kompletnie zapierał dech w piersi.

    – Hej. – Starszy uśmiechnął się. Luke prychnął. – Przepraszam, nie wiedziałem, co powiedzieć.

    Blondyn zachichotał i uśmiech Ashtona poszerzył się. Chichot Hemmingsa był czymś zdecydowanie nowym, normalnie utrzymywał całkowitą powagę.

    Cóż, przynajmniej próbował.

    – Więc, co z tą ofertą prywatnego koncertu? – zapytał Luke, na co oczy Ashtona rozszerzyły się.

    – Czekaj, poważnie? – zapytał z szokiem w głosie.

    – No wiesz, jestem tutaj, więc równie dobrze możemy.

    Serce Irwina podskoczyło z radości, tak samo jak zrobił to on sam. Pośpiesznie chwycił z powrotem dłoń chłopaka, ciągnąć go do garażu.

    Luke przegryzł usta, by powstrzymać chichot, w sekrecie kochając sposób, w jaki palce Irwina idealnie pasowały do tych jego.

    Ich dwójka zatrzymała się, Ashton wskazał Luke'owi, by się nie ruszał, kiedy pomknął za perkusję, kręcąc się lekko na stołku.

    Blondyn zaśmiał się delikatnie, obserwując szeroko uśmiechniętego Ashtona przygotowywującego się do 'występu'.

    Luke obrócił się, widząc stół do ping ponga stojący dokładnie naprzeciwko perkusji i wskoczył na niego, zaczynając machać nogami w momencie, w którym na nim usiadł.

    Kręconowłosy wysłał jeszcze jeden ostatni uśmiech w kierunku sekretnie szczęśliwego blondyna i zderzył ze sobą pałeczki do perkusji.

    Zaraz po tym dźwięk werbli i talerzy rozniósł się echem po garażu.

    Luke przegryzał wnętrze policzków, obserwując grającego Ashtona.

    Wydawał się wszystko blokować, skupiając jedynie na swoich bębnach, nie przejmując się nawet bandanką ześlizgującą się delikatnie z powodu potu.

    Zauważył również sposób, w jaki mocno przegryzał swoje usta, kiedykolwiek uderzał pałeczkami w kolejną sekcję. Można było powiedzieć, że naprawdę czerpie przyjemność z grania.

    Starszy chłopak zakończył z ostatnim dźwiękiem górnego talerza. Luke zaczął klaskać i wiwatować od razu, gdy spojrzenie orzechowych oczu uniosło się znad perkusji.

    Naprawdę mocno się szczerzył. Miło było widzieć szczęśliwego Luke'a, a nie tego wiecznie skrzywionego i uszczypliwego.

    – Czy… – Ashton przerwał, by wziąć głęboki oddech, wycierając pot z czoła – chciałbyś spróbować?

    Luke był gotowy odrzucić ofertę, ale pomysł wypróbowania bębnów Ashtona naprawdę nie wydawała się taką złą alternatywą.

    – Cóż, odkąd zapytałeś – skłamał, ale szybko ruszył w stronę perkusji.

    Rozejrzał się, zauważając, że nie było wolnego krzesła, na którym mógłby usiąść.

    – Więc, gdzie powinienem usiąść?

    – Po prostu usiądź na moich kolanach – powiedział Ashton całkowicie swobodnie.

    Oczy Luke'a rozszerzyły się. Patrzył się na Ashtona z lekko zszokowanym wyrazem twarzy, ale ten nie wydawał się zaskoczony przez swój komentarz.

    – U-um, okej, niech będzie – wydukał i z wahaniem zrobił to, co mu powiedziano.

    – W porządku, więc najpierw uderzasz w ten, a następnie w ten. A potem musisz improwizować najlepiej jak potrafisz – wytłumaczył, wręczając Luke'owi swoje pałeczki.

    Hemmings pokiwał głową, po czym uderzył w bębny, które wskazał mu Ashton, i zanim o tym wiedział, grał jak opętany, nie dbając o nic poza tym.

    Ani trochę nie będąc świadomy tego, jak Ashton przegryzał swoje usta, najmocniej jak potrafił, próbując utrzymać się w ryzach.

    Luke znajdował się na jego kolanach i mógł kręcić się delikatnie, przez co starszy naprawdę z całych sił starał się powstrzymywać swoje jęki.

    Luke wydawał się nie zauważać rosnącego problemu chłopaka, ani tego jak złapał się stołka, gdy młodszy ocierał się o niego z każdym uderzeniem w bębny.

    – Jak mi poszło? – zapytał niewinne blondyn, kiedy skończył grać.

    Ashton jedynie pokiwał głową w odpowiedzi. Oczy Luke'a rozświetliły się, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że naprawdę był dobry w czymś, co dopiero zaczął ćwiczyć.

    – Myślę, że powinieneś, mm, już wstać – powiedział napiętym głosem Ashton, popychając lekko talię Luke'a, by zmusić go do podniesienia się.

    Luke zmarszczył lekko brwi, lecz podniósł się, obserwując, jak ciemny blondyn pośpiesznie ucieka w kąt garażu, próbując bardzo mocno wyglądać tak, jakby poprawiał swoją koszulkę.

    Ułożył dłoń na ścianie, zamykając oczy i myśląc o czymkolwiek, co mogłoby pomóc mu pozbyć się jego 'problemu'.

    Od razu, gdy stwierdził, że jego problem był przynajmniej 'wystarczająco niewidoczny', obrócił się i ostrożnie podszedł do blondyna.

    Oczy Luke'a przeskanowały sylwetkę Ashtona i z jakiegoś powodu na jego ustach zaigrał uśmieszek, kiedy obserwował powoli zbliżającego się do niego Irwina.

    – Okej, więc, um… – zaczął starszy, ale Luke w ogóle nie zwracał uwagi na jego słowa, skupiając się jedynie na sposobie, w jaki poruszały się jego usta.

    I zanim w ogóle dotarło do niego, co robi, doskoczył do kręconowłosego chłopaka, całując go szorstko.

    Pocałunek wziął wyższego z zaskoczenia, jego źrenice rozszerzyły się i wypełniły całą białą przestrzeń w tęczówkach.

    Jednak już po kilku sekundach uśmiechnął się z zadowoleniem poprzez pocałunek i przyciągnął Luke'a tak blisko jak tylko mógł.

    Wiedział, że Hemmings w końcu ulegnie.

    Blondyn uświadomił sobie, jak mocno tego pragnął, energicznie wplątując palce we włosy Ashtona i pociągając za końcówki.

    Irwin chwycił młodszego za biodra i chwiejnie zniósł go do swojej sypialni.

    Pokój znajdował się dość daleko od garażu, ale dla ich dwójki wydawało się to być niczym, obaj byli skupieni jedynie na całowaniu.

    Drzwi do pokoju Ashtona były otwarte i wszedł do środka, powoli opuszczając Luke'a na łóżko i zwisając nad nim.

    – Więc księżniczka mnie lubi – odezwał się niskim głosem i kąciki jego ust uniosły się.

    Luke jęknął z powodu braku proksemiki. Chciał po prostu mieć Ashtona najbliżej siebie.

    – Ja… Wcale nie – skłamał z zamkniętymi oczami.

    – Więc to dlatego ty pierwszy mnie pocałowałeś? – Ashton uniósł brew, a odpowiedzią blondyna była cisza. – Właśnie tak myślałem. – Zaśmiał się, pochylając się, by złożyć delikatne pocałunki na szyi blondyna. Luke zachichotał lekko, ponieważ to gilgotało. – Po prostu się do tego przyznaj.

    Luke odmówił, udając, że tego pytania w ogóle nie było. Ashton uważał jednak inaczej.

    Przesunął swoją rękę w dół do rozporka Luke'a, obejmując go mocno dłonią przez jeansy, na co chłopak sapnął, nieprzygotowany na to niespodziewane działanie.

    – Ok, tak, tak, lubię cię... Cholera – powiedział Luke pospiesznie, kiedy Ashton przycisnął dłoń mocniej, zanim szybko ją odsunął.

    – Okej, okej, nie ekscytujący się teraz za bardzo, księżniczko.

    Luke przegryzł z całej siły wargi.

    – Wiem, ale po prostu, o Boże… zrób coś, Ash, proszę – poprosił błagalnym tonem. Nie podobało mu się, gdy Ashton przerywał i zaczynał od nowa, kiedy mu się to podobało.

    – Cii, skarbie – wyszeptał Irwin.

    Powoli rozpiął guzik i rozporek w jeansach Luke'a i ściągnął je w dół.

    Hemmings zacisnął dłonie na pościeli. Tak naprawdę pragnął tego od momentu, w którym jego spojrzenie pierwszy raz padło na chłopaka, który właśnie teraz się nad nim unosił.

    – Jak bardzo księżniczka mnie potrzebuje? – zapytał Ash z diabolicznym uśmieszkiem.

    – Tak bardzo, tak bardzo… – zaskomlał Luke, nie chcąc tracić więcej czasu.

    – Błagaj o mnie.

    Niski głos Ashtona podniecił Luke'a jeszcze mocniej.

    – Ash, po prostu, o kurwa, proszę.

    Bez chwili wahania, Ashton ściągnął z chłopaka bokserki i chwycił jego długość w dłoń, delikatnie pompując go z zadowolonym uśmiechem na ustach.

    – Jest ci dobrze, skarbie? – wyszeptał do ucha blondyna, otrzymując skinięcie głową w odpowiedzi.

    Luke zajęczał.

    – Tak, tak dobrze.

    Ashton uśmiechnął się. Pochylił się, ponownie całując blondyna, i zaczął szybciej poruszać dłonią.

    Luke stał się jęczącym bałaganem, ale Ashton był wstanie zakryć każdy pojedynczy dźwięk swoimi ustami.

    Pośpiesznie wycofał się, pozwalając sobie podziwiać blondyna przez moment.

    – Cholera, jesteś taki śliczny, cały zarumieniony.

    Luke poczuł ciepło w brzuchu, które spowodowało, że zadrżał i wyrzucił biodra do góry.

    – Cholera, jestem tak…

    – Cii, skarbie. Wytrzymaj jeszcze trochę dłużej.

    Luke syknął, będąc bliski orgazmu. Pragnął już dojść, lecz nie chciał zawieść Ashtona.

    – Aw, cholera, jestem tak blisko, proszę… – Wyrzucił głowę do tyłu podczas wypowiadania tych słów.

    – Jeszcze troszeczkę dłużej, skarbie. Chcę zobaczyć, jak długo możesz wytrzymać.

    – Proszę, Ashton, nie potrafię…

    Ashton nie odpowiedział, w zamian zaczął szybciej poruszać dłonią w górę i w dół długości Luke'a, na co jęki blondyna zrobiły się jeszcze głośniejsze.

    – Jesteś takim dobrym chłopcem, czyż nie?

    Luke przytaknął z mruknięciem, nienawidząc sposobu, w jaki Ashton się z nim bawił.

    – Dobrym chłopcem dla kogo? – zapytał Irwin, wciąż utrzymując ten sam rytm.

    – Dla ciebie, jestem dobrym chłopcem dla ciebie – odpowiedział młodszy, mając nadzieję, że spowoduje tym, że Ash przestanie się z nim droczyć i pozwoli mu dojść.

    – Przepraszam, dobry chłopiec dla kogo? – Kącik ust Ashtona uniósł się, kiedy poruszał dłonią tak szybko jak potrafił, by zobaczyć jak daleko może popchnąć Luke'a.

    – Dla ciebie! Jestem dobry dla ciebie… Oh kurwa, proszę, tatusiu.

    Oczy Ashtona rozszerzyły się. Gapił się na naprężonego Luke'a, który nawet nie wydawał się być przejęty tym, co właśnie powiedział.

    Zdecydował mu odpuścić, ignorując to, jak go nazwał, i skupiając się w zamian na przyjemności chłopaka.
    Z kilkoma kolejnymi przesunięciami dłonią, Luke stał się kwilącym bałaganem.

    – O kurwa – wydyszał, sapiąc z zamkniętymi oczami.

    – Jak było?

    Luke był wciąż oszołomiony, jego spojrzenie było zamglone z powodu niespodziewane fali przyjemności.

    – Dobrze, tak tak… – przerwał, by ziewnąć, zakrywając usta dłonią – dobrze.

    – Taka śliczna księżniczka – wydyszał Ashton, pochylając się, by kolejny raz pocałować Luke'a. – Wydajesz się być zmęczony, chcesz zostać na noc?

    Luke pokiwał głową z głupkowatym uśmiechem.

    – Mhm – mruknął w odpowiedzi.

    Wyprostował ramiona, próbując chwycić wyższego chłopaka.

    Ashton zaśmiał się i położył obok blondyna, owijając ramię wokół jego pasa.

    – Branoc, Ashy. – Luke uśmiechnął się, wtulając nos w klatkę piersiową starszego.

    – Dobranoc, piękny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro