BN - 08

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Luke wolno otworzył oczy, rozciągając ramiona z głośnym ziewnięciem.

    Ogromny uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy sięgnął do stolika nocnego, chcąc wziąć z niego swój telefon i sprawdzić powiadomienia.

    Był ogromnie zaskoczony, kiedy nie odnalazł przy łóżku żadnego stolika nocnego.

    Zaczął panikować, rozglądając się po pokoju i próbując zrozumieć, gdzie się znajduje.

    Jego spojrzenie padło na miejsce obok niego. Najbardziej czuły uśmiech rozprzestrzenił się na jego twarzy na widok cicho chrapiącego Ashtona, którego loki zakrywały mu twarz, a ramię było swobodnie przerzucone przez pas młodszego.

    Lecz jego panika wkrótce ponownie zaatakowała. Zazwyczaj nie budził się ze słodko śpiącym Ashtonem obok siebie.

    Lekko przerażony uniósł kołdrę, przeklinając, kiedy zobaczył, że nie ma na sobie żadnych ciuchów.

    Zaczął się delikatnie trząść, kiedy przetarł twarz, czując się +zwiedziony samym sobą.

    Nie do końca potrafił przypomnieć sobie, co tak dokładnie robili z Ashem, co było szczerze dziwne, zważywszy na to, że był całkowicie trzeźwy, kiedy pojawił się w domu chłopaka.

    Jednakże wszystko, co wydarzyło się po prywatnym koncercie, stanowiło w jego umyśle jedynie rozmazaną plamę.

    Ashton, czując, jak łóżko lekko się trzęsie, otworzył swoje oczy i zobaczył Luke'a, który wachlował się dłonią, by uspokoić nerwy.

    – Skarbie, hej, skarbie, uspokój się – odezwał się miękko, opuszczając ramiona Hemmingsa, tak by móc dokładnie widzieć jego twarz.

    – O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże… – powtarzał młodszy, całkowicie ignorując siedzącego obok niego Ashtona, który próbował go uspokoić.

    – Luke? Luke, co się dzieje?

    Blondyn nie potrafił nawet spojrzeć Ashtonowi w oczy.

    – Upraiwialiśmy seks, a ja jestem na to za młody. O mój Boże, zjebałem. Jeśli moja mama się o tym dowie…

    Irwin zmarszczył brwi.

    – Woah, Luke, nie uprawialiśmy seksu.

    – My… my nie? – Luke rozluźnił się po usłyszeniu nowej informacji.

    – Nie, nie zrobiliśmy tego. Pomogłem ci jedynie z twoim problemem, ale nie poszliśmy na całość. – Kręconowłosy zaśmiał się.

    Blady chłopak wziął głęboki oddech.

    – Okej. Uff.

    Ashton wysłał pełen adoracji uśmiech w jego stronę. Złapał za jego dłoń, składając po wewnętrznej stronie delikatny pocałunek.

    – Pewnie, jesteś gorący jak cholera, ale nie posunąłbym się do zrobienia czegoś, czego wiem, że nie chcesz.

    Policzki Luke'a zaczerwieniły się, boląc lekko przez ogromny uśmiech, który był przyklejony do jego porcelanowej twarzy.

    – Podoba mi się ten Ashton.

    – Jaki Ashton?

    – Ten przytulaśny, troskliwy Ashton.

    Kącik ust Irwina uniósł się do góry.

    – Cieszę się, że tak jest. Ale teraz powinieneś wrócić do domu, zanim twoi rodzice zaczną zadawać pytania.

    Luke zrzucił z siebie kołdrę, szybko zakładając bokserki i jeansy, skacząc dookoła podczas robienia tego, z Aahtonem rechotającym w tle z powodu tego, jak uroczo wyglądała jego księżniczka.

    – Pa, Ashton! – zawołał i zanim starszy mógł odpowiedzieć, drzwi zatrzasnęły się, by po jakimś czasie zostały otworzone drzwi domu Luke'a.

    – Lucasie. Robercie. Hemmingsie.

    Luke zacisnął powieki, mamrotając pod nosem ciche 'cholera'.

    – Gdzie, na dobre imię Boga, się podziewałeś!? – krzyknęła Liz, z dłonią ułożoną na biodrze i oczami wwiercającymi się w dusze Luke'a.

    Na twarzy blondyna zagościł nerwowy uśmiech, kiedy niezręcznie schował dłonie za plecami.

    – Ja, um, zostałem u Ashtona na noc.

    Liz prychnęła.

    – Oh, wiem o tym. Twoje jęki było słychać na drugim końcu kraju!

    Luke patrzył na swoją mamę oczami wielkości spodków, czując, jak przez jego ciało przebiega ciepło, spowodowane upokorzeniem, które właśnie odczuwał.

    – Jesteś wciąż niepełnoletni, zdajesz sobie z tego sprawę?! – Głos liz zrobił się o oktawę wyższy.

    – Ale my nie uprawialiśmy seksu! – odpowiedział chłopak, wyrzucając ramiona na boki, by pokazać, jak sfrustrowany był tym komentarzem.

    – Oh, tak? Więc co w takim razie robiliście? Hm?

    Luke wzdrygnął się, bawiąc się palcami i próbując z całych sił unikać spojrzenia swojej mamy.

    – On tylko… pomógł mi z moim problemem – wymamrotał, lekko zawstydzony swoim wyznaniem.

    – Boże dopomóż, Lucas…

    – Dobra robota, synu!

    Luke i Liz obrócili głowy w tym samym czasie, widząc Andrew wychodzącego z kuchni z napojem w dłoni i dumnym uśmiechem na ustach.

    Blondyn rozejrzał się po pokoju ze zdezorientowaniem.

    – Jestem z ciebie dumny! – zawiwatował, unosząc rękę do przybicia piątki, na co Luke przystał, wciąż zdezorientowany.

    – Ignoruj swoją matkę, ona nie rozumie, jak wielkim krokiem jest to do dorosłości! – wytłumaczył mężczyzna, biorąc łyk napoju.

    Luke rzucił matce zadowolony z siebie uśmiech.

    – Cóż, dziękuję, tato! – Obrócił twarz do Liz, unosząc brew z wyzwaniem.

    I z tym, szczęśliwie ruszył po schodach do swojego pokoju.

    Pani Hemmings wyciągnęła szyję, by spojrzeć na swojego męża, niewinne pijącego swój napój, wbijając w niego swoje najlepsze zabójcze spojrzenie.

    Kiedy w końcu złapał ekspresję swojej żony, wzruszył jedynie ramionami.

    – Co? – zapytał, nieświadomy irytacji swojej partnerki, kiedy Liz wywróciła oczami i pomaszerowała w stronę kuchni, zostawiając bardzo zdezorientowanego Andrew samego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro