BN - 09

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Ashton nie potrafił przestać myśleć o pocałunku z Lukiem.

    Wszystko na stałe wyryło się jego pamięci i nie mógł pozbyć się tego dziwnego mrowienia, które ani na chwilę nie ustawało.

    Od samego początku nie ukrywał tego, że uważa Luke'a za atrakcyjnego i zdecydowanie coś tam do niego czuł, ale od czasu pocałunku rozbudowało się to tak bardzo, że doprowadzało go do szału.

    Reszta tego, co robili, nie była nawet dla niego aż tak ważna (okej, może troszeczkę). Jedyną rzeczą, która naprawdę miała znaczenie był sposób, w jaki Luke złączył ze sobą ich usta i jak przyjemne to było.

    Ashton zawsze był tym od flirtowania, zawsze tym pewnym siebie i zarozumiałym, chcącym zaimponować ludziom, którzy mu się podobali.

    Ale Hemmings był tak inny od wszystkich osób, które próbował poderwać.

    Wszyscy inni chichotali i od razu się temu poddawali. Kiedy Luke nawet nie odważył się tak szybko poddać, czy nawet wymusić uśmiechu na jakiekolwiek słowo, które padło z ust Ashtona.

    I to stanowiło o wyjątkowości blondyna i dlatego był wobec niego taki zawzięty.

    Ale teraz zabawa dobiegła końca. Jednakże Ashton nie potrafił po prostu zrobić tego, co robił zazwyczaj z innymi ludźmi, którzy mu się podobali.

    Nie chciał olać Luke'a zaraz po tym całym irytowaniu i wszystkim. Nie odważyłby się dać mu odejść.

    A więc zdecydował się na jedną rzecz.

    Którą było sprawienie, by Luke stał się oficjalnie jego. Miał już dość nazywania go tak tylko w swoim umyśle.

    Ashton widział i słyszał Hemmingsów przygotowujących się do opuszczenia domu, wyglądało na to, że wybierali się na jakieś rodzinne wyjście.

    Ale nie zamierzał tracić więcej czasu. Postanowił zmężnieć i porozmawiać z Lukiem tuż przed ich wyjazdem.

    Chłopak szybko wyszedł ze swojego domu i pobiegł w kierunku Liz, która układała  torebkę na tylnim siedzeniu auta.

    – Przepraszam, że panią niepokoję, pani Hemmings, ale czy mógłbym bardzo szybko porozmawiać z Lukiem? – powiedział szybko, starając się brzmieć tak niewinnie i grzecznie jak to możliwe.

    Spojrzenie Liz przebiegło przez jego sylwetkę, a na jej twarzy ukazało się delikatnie groźne spojrzenie.

    – Pewnie – odpowiedziała, brzmiąc lekko scepytcznie, czego Ashton nie zauważył. Pokiwał głową z uśmiechem i ruszył do ich ogrodu, gdzie Luke przygotowywał rzeczy na grilla.

    – Hej, uh, Luke?

    Chłopak odwrócił się, by sprawdzić, kto powiedział jego imię. Mały uśmiech uformował się na jego ustach, kiedy zobaczył, że był to Ashton.

    – Ashton, hej! – zawołał, niezręcznie trzymając rzeczy w swojej prawej ręce. – O co chodzi? – zapytał, zauważając jak starszy lekko się kręcił. To było urocze, widok Ashtona całego w nerwach, kiedy zazwyczaj był całkiem pewny siebie.

    – Cóż, widzisz… – zaczął Irwin, kiedy blondyn stał w całkowitym bezruchu, wsłuchując się uważnie w jego każde słowo, ponieważ jeśli Ashton się denerwował, musiało to oznaczać, iż chodzi o coś ważnego.

    – To, co wydarzyło pomiędzy nami… To jakby, po prostu zacząłem się zastanawiać, widzisz… – Kręconowłosy spojrzał w dół na swoje buty. – Po prostu chciałem wiedzieć, czy jest możliwość, że ty jakby, być może, chciałbyś, by ta cała rzecz stała się oficjalna?

    Oczy Luke'a rozszerzyły się, pojedyncze mrugnięcie było wszystkim, co mógł dać w odpowiedzi.

    – Żartujesz, tak? Że chłopacy-razem-oficjalnie?

    Ashton jedynie przytaknął.

    – Oh,um, wow – zdołał powiedzieć Luke, wciąż całkowicie zszokowany tą całą sytuacją.

    – Więc, to oznacza nie?

    – Luke! Spóźnimy się! – zawołała Liz sprzed domu.

    Orzechowooki chłopak mógł powiedzieć, że Luke był lekko niepewny przez to niespodziewane pytanie, więc zdecydował, że najlepiej będzie, jak po prostu sobie już pójdzie.

    – Wiesz co? Nieważne, zostawię cię, żebyś…

    Ashton nie zdołał nawet wypowiedzieć ostatniej sylaby zdania, ponieważ dłoń Luke'a chwyciła za jego ramię i popchnął go do przodu, tak że ich usta zderzyły się ze sobą, całkiem brutalnie.

    Blondyn odchylił lekko głowę w bok, by pogłębić pocałunek, wciąż mocno trzymając ramię Ashtona.

    – To nie było 'nie'. – Luke uśmiechnął się cwanie, a Ashton mógł poczuć jak kącik jego ust unosi się ze szczęścia.

    – Wow, um, nie oczekiwałem 'tak', ale ty powiedziałeś tak, więc… wow – wybełkotał wyższy, na co Hemmings zachichotał lekko.

    – Muszę iść, ale do zobaczenia potem, chłopaku. – Luke puścił mu oczko, zanim odszedł z dumnym uśmieszkiem.

    I tym razem to Ashton był z ich dwójki tym, który się zarumienił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro