Bagaż Doświadczeń

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Macie czasami tak, że nie możecie się ruszyć?  Od kilku minut siedzę i nie umiem się ruszyć. Czuję się tak jakby ktoś mnie sparaliżował, i widzę wszytko, ale nie mogę nic z tym zrobić. Słyszę głos, który mówi "Wstań dasz radę. Jesteś silna". I kiedy już chcę wstać, przez niego przebija się kolejny "Nie dasz rady, nikt ci nie pomoże, jesteś słaba". Chcę wstać. Próbuję zapomnieć o złych słowach. Nie da się. Nie da. One cały czas są w mojej głowie. Siedzą i obijają się o ściany mojego umysłu, którym już dawno zawładnęły. Podnoszę się, ale zaraz upadam. Tak jakbym miała wielką kulę u nogi i ręki, która pozwala się ruszyć, lecz tylko na chwilę, bo zaraz ciągnie w dół. Ledwo ją podniesiesz już upadasz. Choć bardziej czuje, jakby to moja głowa ciągnęła mnie coraz niżej. Pełna myśli, głównie tych nie bezpiecznych. Próbuję powstać kolejny raz, ale znów upadam. I znowu w mojej głowie pojawiają się myśli "Dasz radę, próbuj", "Nie dasz rady, dobrze ci tak, zrobiłaś tyle złego".  Zaczynam toczyć walkę ze samą sobą. I przegrywam. Kolejny raz już nie próbuje wstać, bo boje się że znów upadnę. Ten ból ciągnie mnie coraz niżej. Frustracja, że nie mogę wstać, a próbuję. Próbuję.
Tyle ludzi na mnie liczy. Tylko czemu skoro ja ich zabijam. Zabijam. Bez najdrobniejszego zawahania się. Jestem mordercą. I po raz kolejny ten głos "Jesteś mordercą Nathasa. Zrozum to. Nie zasługujesz na nic, oprócz śmierci. Zrobiłaś tyle złego, zakończyłaś życie tylu istot. Spójrz prawdzie w oczy nikt cię nie  uratuje, nikt cię nie rozumiem. Wszyscy mają swoje problemy. Ludzie mają większe problemy niż ty. A wszystkie twoje zostaną rozwiązane jak umrzesz. Wszystkim będzie lepiej bez ciebie".
Ma rację. Ten głos ma rację. Mówi prawdę. Nie zasługuje na nic, prócz śmierci. Wszyscy myślą że im pomogę. Jak? W wymordowaniu połowy życia na tym świecie. To chyba nie jest pomoc. Powinnam się usnąć w cień. Odejść jak najdalej i najgłębiej jak się da. Te wszystkie myśli krążą po mojej głowie. Na przekór im wstaje, podnoszę się, ale jeden dobrze wymierzony cios i upadam. Czasami tych ciosów jest więcej. Co w tedy? Można się bronić lub poddać. Ja się już chyba poddałam. Nie mam już siły. Ile można? Ile można próbować tego samego, by wiedzieć że i tak skończy się tak samo? Odpowiedź jest prosta, zależy kim jesteś. Jestem Rosjanką, znaczy byłam. Stara ja by się nie poddała, teraźniejsza ja już tak. Teraz mam coraz cięższy bagaż życiowy. I właśnie ów bagaż ciągnie mnie w coraz większy mrok. Zamiast go rozpakowywać, ja do niego jeszcze dopakowuje. Walizka z nadmiarem rzeczy wybucha. Ja jestem walizką. Wybucham. Moje emocje opuszczają moją głowę i czuję się... wolna. Chyba tak, chyba czuję się wolna. Nie wiem, nie znam tego uczucia, bo gdy tylko przychodzi, ktoś lub coś mi je odbiera. Nagle moja walizka znów jest, jakby nic się z nią nie stało. Tylko jest pusta. Mam dwie opcje: zacząć pakować się od nowa lub spakować rzeczy które wypadły. Wybieram drugą. Pakuje wszytko co wypadło. I walizka znów jest ciężka. Po jakimś czasie dodaje do niej nowe rzeczy, bo uznaje że się zmieszczą. Mylę się, bo im więcej dodaje, tym robi się większa i wybucha...znowu. Koło się powtarza, tylko za każdym razem mój bagaż wybucha szybciej. Aż w końcu już nie umiem go unieść i go wyrzucam. Znów pojawiają się dwie opcje: jedna-  zapominam o starym, buduje nowy i idę dalej. Druga- nie potrafię żyć bez starej walizki, więc wracam po nią. Po raz kolejny muszę dokonać wyboru, i teraz w mojej głowie znów pojawia się wojna. Jedna ze stron mówi "Jeszcze żyjesz, mimo całego zła żyjesz, dasz radę, nie poddasz się, nie chcesz się poddać i nie poddasz się. Potrafisz zbudować wszytko od nowa. Od zera". A druga strona mówi "Żyjesz, lecz zabijasz innych. Żyjesz, bo jesteś okrutna i nie obliczana. Poddasz się, bo to jedyne słuszne wyjście." Bije się z myślami, nie pozwalam wygrać żadnej ze stron, przez to się gubię we własnej bitwie i tracę z przed oczu wroga. Ponieważ myślę cały czas o tym, żeby się nie poddać. Zamiast skupić się na walce z przeciwnikiem. I kiedy nie patrzę on atakuje w najbardziej czułe miejsce. Nagina mnie do swojej woli przez co wracam po stary bagaż. I wszytko zaczyna się od początku. Pytania za każdym razem brzmią tak samo "Jak się nie poddać? Jak być silniejszym od siebie samego? Jak pokonać siebie samego? Jak pokonać własne lęki? Jak pokonać to co zabija mnie od środka?". Każdy normalny człowiek idzie do lekarza lub mówi w końcu o swoim problemie, ale nie ja. Ja...właśnie ja. Mnie to chyba już nie ma. Zniknęłam za brała mnie wojna, moja wojna. Przed ludźmi udaje silną, pewną siebie, nie do złamania. To wszytko to kłamstwa. Całe moje życie to kłamstwo. Bo tak naprawdę jestem słaba, wrażliwa, zepsuta i zbyt zraniona, by poprosić o pomoc i być sobą. Mnie już nic ani nikt nie uratuje. Sama muszę sobie poradzić z moimi lękami i demonami. Sama muszę poradzić sobie z samą sobą. Mój bagaż już do końca moich dni będzie ze mną. Jednak póki mogę chcę pomóc innym z ich ciężarem, z ich walizką. Chcę pomóc im się go pozbyć i rozpakować. I właśnie to w końcu mnie podniesie. To, że chcę pomóc. Tyle, że moje dawanie rady kończy się za zwyczaj tak, że nie pomagają albo nie da się ich zastosować. Jednym słowem psycholog ze mnie żaden. Ale kto wie może kiedyś komuś pomogę, nie zabijając go. Jak na razie jestem zwykłą morderczynią i szpiegiem z rozbitą psychiką. Może kiedyś wygram wojnę we mnie, jeśli nie...to odejdę nie żegnając się. Tak będzie łatwiej. Po co kogoś zamartwiać moimi problemami i rozterkami ma przecież swoje. A ja jak sobie poradzę, to poradzę jeśli nie, to nie. Na razie staram się nie poddać i nie zamknąć się w swoim pokoju. Siedzieć tam i płakać. Wiem, że jeśli tak zrobię nagle wszyscy zaczną widzieć mnie i mój problem. Będą chcieli wyjaśnień a ja nie będę chciała im ich dać. Dlatego wolę mieć maskę i ściągać ja tylko, kiedy jestem sama. Jesteśmy jak księżyc mamy stronę której nie pokazujemy innym. I chcę by tak zostało. Niech myślą, że nie mogą mnie złamać i ze mną wygrać, choć jest na odwrót. Kiedy jestem sama zaczynam wszytko analizować, rozkładać na części pierwsze. Myślę za dużo. W śród ludzi łatwiej jest nie myśleć, nie pokazywać emocji. Jednak nie zawsze się udaje, wtedy wybucham. Wtedy zaczynam bać się sama siebie. Inni też zaczynają się mnie bać. Bo jeśli ja pokazuje innym, że można mnie złamać, oni będą tak myśleć. Jeśli ja pokaże innym,że boję się siebie inni też zaczną się mnie bać. Wiem, że to trochę dziwne, ale tak jest. Dlatego udaje inną niż jestem. Starą mnie. Twardą, pewną siebie i nie do złamania.  Tak ma być. Taką mają mnie widzieć. Nie mają prawa zobaczyć moich emocji, bo wykorzystają je przeciwko mnie. Twój wróg nie może wiedzieć co czujesz, wtedy przegrasz. Jeśli dowie się kogo kochasz, obróci to przeciwko tobie. Dlatego staram się nie kochać. Jednak kocham...kocham moich przyjaciół. Właściwe dzięki nim chodzę jeszcze po świecie. Avengers stali się moją rodziną, której nigdy nie miałam..prawie nigdy. Stworzyli dom, w którym chcę przebywać, chcę być, i tam czuję się bezpieczna. Boję się jednak, że coś im zrobię. Że stanie im się krzywda przeze mnie. Wiem, że oni nie uważają mnie za zagrożenie, mimo iż nim jestem. Jestem mordercą, szpiegiem i bronią. Nie potrafię wytrzymać sama ze sobą, bo boję się tego co mogę zrobić. Jak przypominam sobie o wszystkim co zrobiłam i co zrobiono mi...Wszyscy mówią,by zapomnieć. Tony, Clint, Steve i reszta. Zdarza się, że otwieram się przed nimi. Starają się mi pomóc widzę to i doceniam, ale mi się nie da. Wiele osób próbowało. Jednak dobrze jest wiedzieć, że obok  jest osoba, która cię wysłucha i postara się zrozumieć. Za to ich właśnie kocham. Często powtarzają mi, że oni tez zabijają, że każdy z nas to robi, bo nie jesteśmy w stanie utrzymać porządku bez ofiar. Choć bardzo się starym...nie wychodzi.  Tylko, że oni nie mają za sobą kariery mordercy. Kiedy tak o tym myślę chcę spróbować jeszcze raz. Zacząć od nowa. Ruszam się. Wstaje, ale nagle w głowie pojawiają się głosy. "Brawo, próbujesz. Dasz radę." Kiedy już się uśmiecham i zaczynam w siebie wierzyć, pojawia się te szydercze i drwiące myśli. "Próbujesz? Serio znowu? Przecież wiesz jak się to skończy. Skończy się jak za każdym razem. Na końcu i tak upadniesz." I w głowie znów pojawia się walka i pytania: "Co jeśli ma racje? Co jeśli znów upadnę? Czy ma sens wstawanie jeśli znowu upadnę?" Zaraz pojawiają się odpowiedzi: "Ma sens, to tylko durne negatywne myślenie. Wstawaj masz przyjaciół on ci pomogą. Wesprą i pomogą wstać. Nie poddać się." Wiem, że to prawda, ale i tak pojawia się myśl, która zachwieje moją pewność. "To jest bez sensu, przecież twoi przyjaciele udają, że cię lubią. Nie pomogą ci. Po co? Przecież widzą co robisz? Nienawidzą cię. Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że ktoś będzie chciał się z tobą zadawać? A tym bardziej cie lubić?" Nie, nie, nie. To nie prawda. Nie prawda. Nie myśl tak. Wstawaj. Nawet jeśli nikt ci nie pomoże wstań. Zrób to dla siebie. Nie poddasz się. Dasz radę. Masz przyjaciół oni ci pomagają. I wstaje. Wstaje i staram się ruszyć. Odnaleźć w nowym świecie, bo kiedy próbowałam wstać świat się zmienił. Wszystko wokół mnie się zmieniło. Ja się zmieniłam. Teraz dam radę, bo skoro dałam radę wstać. Dam radę iść.  Wiem,że będzie źle, ale postaram się nie upaść. Postaram się. Wyrzucę mój stary bagaż i zacznę od początku. Nie poddam się, bo nie chcę. Wmawiam sobie to, postaram się być lepszym człowiekiem. A jak będzie to się okaże...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro