Walentynki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Pov Midoriya]

-Kacchan! Wiesz co dziś jest?- Zawołałem radośnie podbiegając do łóżka w którym dalej leżał mój chłopak, jednocześnie zatrzaskując za sobą drzwi od jego pokoju.

-Poniedziałek, kalendarza nie masz?

-Walentynki są!

-I chuj mnie to walnsrynki.

-No czemu ty tak źle nastawiony co? Mógłbyś odłożyć tego Instagrama jak do ciebie mówię?- Powiedziałem ewidentnym smutkiem i zirytowaniem w głosie.- To są nasze ostatnie walentynki jeszcze w liceum! Potem wkraczamy w dorosłe życie! Nie będziemy mieć aż tyle czasu, na wspólne świętowanie takich prostych świąt.

-A to nie powinniśmy sobie miłości okazywać na co dzień czy coś? Jak dla mnie to banalny i beznadziejny pomysł na wymyślanie czegoś takiego jak to gówno.- Odpowiedział mi obojętnie, w końcu odkładając smartfona na bok.

-No ja wiem. I to robimy chyba co?

-No... 

-No to czemu nie możemy pójść na przykład do kina dziś? Nie musisz tego traktować jako przymus bo święto takie. Ja chcę cię po prostu na randkę wyciągnąć pod pretekstem.

Katsuki, się leciuteńko zarumienił a na jego wargi wtargnął zadziorny uśmieszek, natomiast w jego oczach. Krwistych tęczówkach które tak bardzo mnie hipnotyzują ujrzałem charakterystyczny błysk.

-Mogłeś tak od razu. To co? Po zajęciach... Nie wiem siedemnasta, kino i kolacja? Ja wymyślę co, gdzie i jak.

-Ja z wielką przyjemnością, zdam się na twój gust.- Uśmiechnąłem się szeroko, po czym pocałowałem swojego chłopaka w czoło.- A teraz, lepiej wstawaj, bo w  końcu pójdziesz do szkoły w piżamie.

-Mam jeszcze... O kurwa, jakim cudem dziesięć minut?!

-A nie mówiłem? 

Blondyn w podskokach, znalazł się w mgnieniu oka obok szafy z której wyrzucił całą jej zawartość w poszukiwaniu mundurku. Ja jedynie zaśmiałem się na ten widok i wróciłem do salonu, gdzie jeszcze napotkałem swoich znajomych. A dokładniej to Minę z Ejiro, którzy właśnie okazywali sobie jak bardzo się kochają. Nie chcąc im przeszkadzać udałem się do kuchni, jednak ta była okupywana przez Momo i Jiro, które poszły w ślady ich poprzedników. Tak i więc po prostu skierowałem się ku wyjściu. No cóż na Kacchana zaczekam przed akademikiem.

Tak właściwie... To są nasze drugie walentynki. Nasze pierwsze spędziliśmy w akademiku u niego w pokoju, oglądając komedie i horrory. Jednak tym razem chciałem jakoś to świętować, no bo w końcu, za kilka miesięcy zostaniemy pełnoprawnymi bohaterami. Wtedy już nie znajdziemy czasu na takie rzeczy...

///Skip Time///

Jest już szesnasta, niedawno wróciliśmy z zajęć i jestem okropnie zmęczony. W dodatku ten irytujący trochę fakt, obserwowania ciągle obściskujących się par nie był za przyjemny. Może i zabrzmię w tym momencie jak hipokryta, jednak ja z Kacchanem osobiście nie przepadamy za oglądaniem takich scen non stop. No bo ile można? My sami jakoś się nadmiernie nie całujemy i obmacujemy przy innych bo to w sumie nawet nie zręczne. Oczywiście czasem się zdarzy... Ale to czasem.
Jednak wracając aktualnie zamierzam iść wziąć prysznic, ogolić się i założyć czyste wyjściowe ciuchy. Bo po tym dniu mam dość czegokolwiek. No może oprócz spędzenia czasu z moim ukochanym...

Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej komplet (Czarne jeansy, ciemno zielona koszula, zapinana na guziki. oraz czysta bielizna) i skierowałem się do łazienki. Na miejscu napuściłem sobie wody  do wanny, bo czemu by nie? Chcę się pierw zrelaksować po tak ciężkim dniu... No bo kto wymyślił dwie godziny treningu wytrzymałościowego a zaraz po nim cztery z bohaterstwa, gdzie walczyliśmy między sobą w grupach, a potem pojedynczo z robotami?!
Rozebrałem się do naga i wszedłem do wanny wypełnionej gorącą wodą. 

Już po dwudziestu minutach moczenia się, stwierdziłem iż najwyższa pora by wyjść i się ubrać. W końcu za dwadzieścia minut wychodzimy. Tak i więc to zrobiłem. Jeszcze w między czasie wysuszyłem swoje zielone, faliste włosy, które także potem usiłowałem trochę ogarnąć bo jebane się nie słuchały. Ah znów przeklinam... Ewidentnie za dużo czasu przebywam z Kacchanem

-Dekuu!- Usłyszałem krzyk dobiegający spod drzwi od mojego pokoju.- Masz ostatnie pięć minut królewno. A mi się już nie chce czekać.

-Już idę Kacchan!- Zawołałem po czym podbiegłem do swojego biurka, po czym z szuflady wyjąłem niebieskie pudełeczko.

Tak na wszelki wypadek, schowałem je do kieszeni mojego płaszczu, bo wiem iż Kacchan lubi zapominać o tym. Chociaż pewnie tym razem pomyślał, to wolę na zaś zabrać je ze sobą.

Gdy już zgarnąłem także telefon i klucze wyszedłem na korytarz do mojego skarba.

-Pięknie wyglądasz, ale po co aż tyle się szykować?

-Hm, by ci się podobać?

-Głupi? I tak kurwa bym cie brał tu i teraz. Nawet jakbyś wyglądał jak półnieszczęścia jak po dzisiejszych treningach.

-Nie ma to jak komplementy po ciężkim dniu.- Pryhnąłem kierując się w strone schodów.

Kacchan od razu do mnie podszedł i objął ramieniem.

-Zawsze do usług. A teraz... Pierw mamy zarezerwowane miejsce w kinie.

-A na co idziemy?

-Horror. A dokładniej to "IT"

(Dop. Aut. Nie wiem co obecnie grają a to oglądałam i polecam serdecznie)

-Specjalnie to zrobiłeś?- Powiedziałem patrząc na niego z wyrzutem.

-Dalej nie rozumiem jak możesz bać się horrorów a walki w której możesz zginąć to już nie.- Zaśmiał się i otworzył mi drzwi, gdy już mieliśmy wychodzić z budynku.

-Też nie wiem. Ale i tak, sam fakt mi wystarczy, że potem nie śpię w nocy.

-To, żaden argument. Ty i tak śpisz po cztery godziny. A w ogóle, dziś mam plany nie pozwolić ci zasnąć..~- Ostatnie zdanie wymruczał mi do ucha, jednocześnie zniżając swój głos. Od razu przeszły mnie przyjemne ciarki, a także delikatnie się zarumieniłem. Wiedziałem iż będzie chciał to robić.

-Yhm.. Opowiedz mi więcej na ten temat.- Zacząłem ciągnąć rozmowę, udając debila który nie wie o co chodzi.

-No wiesz... Po filmie i kolacji, zabieram cię do siebie i dbam idealnie o twoje dobro, rozkosz i przyjemność~- Dalej wypowiadał słowa, wprost do mojego ucha, a ja na samą myśł co nas czeka, juz nie mogłem się doczekać tej nocy.

-Zapowiada się zajebiście, kochanie.~- Odpowiedziałemu mu w ten sam sposób po czym namiętnie pocałowałem.

-Uhm... A teraz chodźmy, bo się spóźnimy

///Skip Time///

-Jak mogłeś się wystraszyć tamtego zbiorowiska zwłok?! To było oczywiste!

-Jak oczywiste! Skąd mogłem wiedzieć, że tam będzie pełno trupów?- Zalytałem z wyrzutem, gdy ten po raz kolejny wytykał mi wszystkie momenty gdzie to albo prawie dostałem zawału, albo prawie płakałem.

-A to jak zaczął rozwalać szkło w labiryncie?

-No kto normalny rozbija szyby głową! W ogóle kto poluje na dzici i je zjada?!

-Ale to był kosmita Deklu, oni żądzą sje innymi prawami.- Zaśmiał się, po czym dodał.- Chociaż, muszę przyznać że fajnie bylo jak się tuliłeś, by poczuć sie bezpiecznie...

-Tak, a teraz będę się zastanawiał czy jakiś klaun, kosmita, ludożerca nie będzie chciał nas napaść.

-Obronię cię królewno.- Usmiechnął się do mnie i pocałował w czoło.-Jednak jak na razie idziemy do restauracji.

-A jakiej, jeśli mogę wiedzieć?

-A co jak nie możesz wiedzieć? Może to niespodzianka?

-Kocham je!

-Wiem, idioto dlatego właśnie ona cię czeka.

-Niby, nie lubisz walentynek a bardzo sie zaangażowałeś.

-Bo randki są zajebiste a tobie ewidentnie zależało. Gdyby nie te dwa fakty już dawno pewnie byśmy leżeli w łóżku i oglądali netflixa.

-Czyli tak jak ostatnio? I ogólnie prawie co tydzień w sobote?

-Jeszcze jak.- Powiedział, z pewnością siebie.-A po za tym jesteśmy już na miejscu.

Oznajmił mi gdy znaleźliśmy się pod restauracją, jedną z najlepszych które oferują japońską kuchnię. W sumie jest to moje ulubione miejsce, ale trudno jest o rezerwacje a także mają wysokie ceny.

-Skąd ty rezerwacje wytrzasnąłeś tak o?

-Mojej mamy, przyjaciółka miała u mnie dług, za to jak ostatnio pilnowaliśmy jej bachorów. A że jest tu menagerką to go łatwo spłaciła.-Powiedział obojętnie otwierając drzwi przede mną.

-Wow, i to wszystko za trzy godziny pilnowania bliźniaków?

-Tsa.

-Kacchan, ale tu jest drogo...- Szepnąłem, nie będąc pewnym kupna tu posiłku.

-O to też zadbałem. Bo teraz to my będziemy za kolejny tydzień pilnować jej domu i bachorów przez noc. Więc mamy zniżkę 60%.

-Ta kobieta to złoto nie człowiek.- Powiedziałem uradowany a ten sie ze mnie zaśmiał.

-Mają państwo rezerwację?- Zapytał nas jeden z pracowników, który stał przy wejściu na salę.

-Tak, na nazwisko Bakugo.

-Ah widzę, stolik dla dwóch, jak mnie wam? Proszę za mną.

Mężczyzna w średnim wieku, o czarnych włosach i niebieskich oczach, zaprowadził nas do stolika który znajdował się w rogu lokalu. Grzecznie zajęliśmy miejsca i czekaliśmy na obsługę która zaraz miała się zjawić. W między czasie przeglądaliśmy karty z daniami oraz rozmawialiśmy o bzdetach.

-W czym mogę służyć? Czegoś państwo sobie życzą?-Usłyszeliśmy głos kelnerki i unieśliwśmy wzrok na blondynkę.

-Tak my poprosimy...

Nie dokończyłem zdania. Nagle wielkie Shomu, wleciało przez okno chcąc niszczyć wszystko wokoło. Razem z Kacchanem od razu odskoczyliśmy od stolika i przyjeliśmy pozycje bitewne.

-Deku, ja go zajme ty za pomocą lassa wygoń wszystkich.-Zawołał do mnie, a ja na znak zrozumienia kiwnąłem głową.

A niech to szlak. Ta przerośnieta zmodyfikowana i ulepszona wersja starego Nomu, był dość rzadko spotykana a akurat teraz musiała napaść miasto? Shigarakiemu nie znudzi się niszczenie mojego życia?

Od razu użyłem daru czarnego lassa i związałem nim każdego kogo tylko zauważyłem. Za pomocą mocy latania wzbiłem się w powietrze i przez wybite okno wydostałem sie wraz z cywilami. Co prawda tu na ulicy walkę toczył już Katsuki, jednak nie mogłem ich tam zostawić z racji iż co chwilę któryś z nich był tam wrzucany podczas ataków.
Szybko ewakułowałem chyba wszystkich pięć ulic dalej i wróciłem na miejsce zdarzenia.

-Kacchan! Co robimy?

-Walczymy kurwa.

-Plan?

-Niech będzie 133.

-Ty atak ja osłona?

-Dymna.

-Dobra.

Szybko ustalilismy jeden z naszych lepszych formacji defensywy i ofensywy w jednym, która polegała, na wypuszczeniu dymu, w którym oboje się skrywamy. Ja wiąże przeciwnika a Kacchan go bombarduje. Plan nie zawodny o ile przeciwnik nie posiada daru do obrony a także nie zgubimy się w gęstej mgle.

Jak zawsze udało nam się wykonac formację. Złapałem bestię i ukryłem nas w dymie. Kacchan rzucił się na niego szykując niewiarygodnie dużą eksplozje. Jak tylko zdetonował ładunek zobaczyłem jak z chukiem odlatuje w przeciwnym kierunku. Czyli jednak wszepili mu dar obrony?
Bez większego rozmyślania poleciałem za bezwładnie spadającym blondynem i go chwyciłem.

-Nic ci nie jest?

-Cholerstwo ma utwardzenie jak Rekin!- Zawołał zirytowany, ignorując fakt iż się martwiłem o jego zdrowie.

-Podali mu dar osoby żywej?

-Najwidoczniej.

-Najlepsi bohaterzy szkoły UA. WRACAJCIE!- Wydarł sie na całe gardło nasz czerwonoskóry przeciwnik.- Zabiję was. Jesteście przeszkodą dla mojegi pana!

-Czemu do chuja wypuścili czerwonego? Kurwa pomarańczowe są łatwiejsze. Po chun im wypuszczać najwyższej klasy potwora j to na dwóch uczniów?!- Krzyknął sfrustrowany.

Racja, fakt iż ten był czerwony nie poprawiał mi humoru. Każdy potwór miał inny kolor w zależności od potęgi jaką posiadał. Czarne- Zwykłe Nomu. Pomarańczowe- Średnia klasa. Czerwone- Najmocniejsze.

-I skąd do chuja wiedzą, że należymy do piątki najsilniejszych?!

-Wykradli dane? Pewnei chcą się nas pozbyć, bo po otrzymaniu licencji szybko się nimi zajmiemy.-Powiedziałem jednlcześno obserwująst monstrum.- My już z nim walczylismy, ale wtedy był pomarańczowy. Patrz, na klatce piersiowej ma ślad od formacji 98.

-Ty faktycznie. Awansowali go?

-Najwidoczniej. On posiadał dar, regeneracji, siły, widzenia w ciemności, ziania ogniem oraz usypiający dym.

-To dolicz mu utwardnienie.- Powiedział zirytowany. -Dobra do ataku. Bez taktyki idziemy na żywioł.- Wyrwał się do przodu, z resztą jak zawsze, a ja ruszylem za nim.

I tak też zrobiliśmy, jak rozkazał blondyn. Zaczęliśmy z nim walczyć bez żadnych zachamowań. Nawet po woli szala przechodziła na naszą stronę i miwlismy szanse na pokonanie go. Jednak wtedy, ukazał swój nowy dar.

-Ukh..- Kaszlnąłem spluwając krwią, gdy nagle spod ziemi wyrusł zielony kolec jednocześnie przebijając mój brzuch na wylot.

-DEKU!- Usłyszałem rozżalony krzyk za sobą.- KURWA NIE! DEKU, SŁYSZYSZ MNIE?!

-Ka-Kacchan?- Odezwałem się z ledwością unosząc wzrok na jego zapłakaną twarz.

-Nie odzywaj się. Zaraz będzie pomoc. Wszystko będzie... Augh!- Także jęknął z bólu. Z racji iż przez nie uwagę, spóścił wzrok z przeciwnika, ktory zafundował mu te same cierpienie co mi.

-Kacchan! Ko-Kochanie...- Wyjąkałem z siebie poatrząc na zakrwawione ciało blondyna.- Ży-żyjesz?- W moich oczach nabrały się łzy. To nie może się tak skończyć prawda? Dlaczego nas musi to spotkać? Chcieliśmy tylko spędzić ze sobą miło czas...

-Izu-Izuś... T-To nasz koniec?- Wymruczał z ledwością kierując swój wzrok na mnie.

Jego oczy ukazywały cierpienie i żal. Z wargi jak i tez ogólnie z buzi sączyła się krew. Podobnie jak z dużej rany w brzuchu.

-B-Bo jak t-tak...- Resztkami sił próbował coś wyjąć z kieszeni. Tym razem w moich oczach było strasznie dużo łez.- M-Mam dla ciebie...

Wyciągnął zielone pudełeczko z którego sięgnął jakąś małą rzecz.

-Ręka...

Posłusznie wysunąłem do niego dłoń. Co prawda ledwie dałem radę ale nie zamierzałem nie wykonać tej czynności.
Kacchan delikatnie i z wielkim trudem wsunął na moją dłoń złotą obrączkę a ja myślałem że się chyba zabije.

-Wy-Wyjdziesz, za mnie..?

Gdyby nie fakt iż jesteśmy na łożu śmierci. Pewnie teraz bym płakał z radości i rzucił mu sie na szyję. Jednak t jestem aktualnie w stanie tylko wydusić z siebie:

-T-tak...

-Misja, udana. Panie wracam.- Powiedział głośno i wyraźnie stwór po czym zniknął w obłokach czarnego dymu.

Nagle wielkie kolce zniknęły a my padliśmy obok siebie. Żaden z nas nie miał siły by podnieść się do ucieczki, zapominając już o walce.
Ostatnie co udało nam się zrobić ro złapać za ręce i spojrzeć w oczy.

Jak i u mnie tak i u niego widniał ból, miłość i strach. Nasze oczy ukazywały to jak bardzo boli nas nasza rozłąka która jest nie unikniona bo zaraz umrzemy. Choć może razem trafimy do nieba? A może do piekła? Co będzie nas czekać po tej drugiej stronie..?

Dlaczego dziś musieli nas napaść?
Dlaczego akurat my?
Dlaczego, Kacchan zignorował przeciwnika?
Czemu dałem sie tak podejść?
To przeze mnie... Mogłem zostać w domu przy netflixie...

-Kocham...- Wydusiłem z siebie a po moim policzku popłynęła ostatnia łza.

-Cię...- Dokończył za mnie Kacchan.

I tak o to kochankowie zginęli. W walentynki, dzień miłości, dzień oświadczyn. Dzień nowego początku a jednak końca. Zmarli wyznając sobie wzajwmnie miłość, trzymając się za ręce. Będąc przy sobie już do końca.
I pomyśleć, że to wszystko tylko dlatego iż byli jednymi z najlepszych uczniów...

Gdy chłopcy wypuścili z siebie ostatni wydech na miejscu zjawili się ratownicy, ich przyjaciele oraz inni bohaterowie.
Ciała młodych, zostały odnalezione przez ich najbliższych przyjaciół...
Mina która nie mogła uwierzyć iż znalazła ich zakrwawione ciała w panice się rozpłakała i musiała siłą zostać od nich odciągnięta przez Kirishimę który z ledwością zachował zimną krew.
Uraraka która po ujżeniu swojego najdroższego przyjaciela a takze ukochanego upadła na kolana i głośno krzyczała.
Kaminari wskazał miejsce ratownikom.
Todoroki od razu przystąpił do pierwszej pomocy razem z Iidą.
Jednak to wszystko już nie miało sensu. Nawet najmniejszego.

Obydwoje byli już zimni.

Wykrwawili się, stracili oddech, serca stanęły a oczy z bezsilności zamknęły...
Jedna rzecz która się nie zmieniła, to ich pozycja dłoni. Które dalej mocno się zaciskiwały, bez zamiaru puszczenia.

Nastolatkowie dalej trzymali się za dłonie i to aż do momentu pogrzebu, w którym zostali pochowani w jednym grobie...
Już zawsze będą razem.
Na dobre,
Jak i na złe.

♡♡♡♡♡

Przepraszam że specjal taki smutny mi wyszedł, znaczy nie wiem czy was on ruszył, ale staralam sie jak mogłam by wyszedł poruszający.
Niby zwykła randka zakończyła się tragedią...

Mam nadzieje, że nie dobiłam kogoś jeszcze bardziej!

Dobranoc skarby<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro