27. Nowe początki, znowu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Godzę się z oddaleniem z akademii, ale i tak łapie mnie strasznie dziwne uczucie. Takie poczucie porażki skręcające moje wnętrzności. Nie chcę tego czuć. Przecież zrobiłam dobrze. Prawda? Ta granatowowłosa dziennikarka chyba na zawsze mi zostanie w pamięci jako jakaś wiedźma. Z taką premedytacją zniszczyła moją szansę na lepszą przyszłość. Oby... oby dało to szansę innym.

Zerkam na hologram na przedniej szybie i widzę, że powoli dojeżdżam. Nawet nie wiem, kiedy mi to minęło. Za bardzo byłam zajęta kontemplacją nad swoją marnością i przesądzeniem cudzych losów, żeby skupić się na samej drodze.

Pojazd zwalnia i skręca w kamienistą dróżkę. Otwieram szeroko oczy i je przecieram. To... to jest posiadłość Mcdanielów? Łał. Znaczy się, mieszka tu ponad dziesiątka dzieci, więc jasne, że dom będzie wielki. Sama nie wiem, czego się spodziewałam.

W sumie można by powiedzieć, że wygląda jak mały zamek. Chyba ma dwa piętra i poddasze, ale jest bardzo rozległy. Ściany są z brązowej cegły, jest dużo ogromnych okien. Na podwórku, zaraz przy wjeździe, w ziemi jest zaokrąglony basen z krystalicznie czystą wodą, a po prawej altanka zbudowana w takim samym stylu, co cały dom. Ziemia jest głównie wyłożona kamieniem, ale znajdzie się poletko z zieloną, krótko ostrzyżoną trawą, gdzie stoi pełno różnych zjeżdżalni, domków, huśtawek, o dziwo nie kolorowych, a w czarnej tonacji.

Znów odwracam głowę i zauważam, że chyba wszyscy wyszli na zewnątrz mnie przywitać. Rodzice – Amara z małą Azjatką na rękach i Kai, David, trzy dziewczynki i jeden chłopiec. Trójka najmłodszych, szeroko uśmiechniętych dzieciaków wybiega w moją stronę.

Fioletowe drzwi auta otwierają się w górę, a do moich nóg uczepiają się brzdące. Znów zupełnie się rozklejam. Tyle czystej miłości za nic. Głaszczę je po głowach.

– Ty naprawdę wyglądasz jak David-dziewczyna! – mówi wniebowzięta wysokim głosikiem brązowowłosa dziewczynka z białym wiankiem o tak ciepłym uśmiechu, że można się rozpłynąć.

– Naprawdę, naprawdę – śmieję się, jednocześnie chlipiąc i pociągając nosem.

– Jestem Ruby, jeżeli Cas ci o mnie nie wspominała – przedstawia się poważnie.

Zdecydowanie jest najbardziej śmiała ze wszystkich.

David również podchodzi i maluchy mnie puszczają. Ramiona brata jak zawsze są silne i bezpieczne.

– Wiedziałem, że trzeba było jakoś przyjść na ten występ – śmieje się. – Zostawić cię samą...

Jego zielone oczy błyszczą radośnie. Dłonią ocieram mokrą twarz i dźgam go w żebra. Dobra, szukając pozytywów, to właśnie wróciłam do bliźniaka, który nienawidzi patrzeć jak płaczę, więc nie ma mowy, że długo będę przechodzić żałobę po akademii. W zasadzie od razu patrząc na niego, odrobinę poprawia mi się humor.

– Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – mówi Kai, kiedy podchodzimy do wejścia.

Kiwam głową. Nie ma, nie ma.

– Jeszcze raz wam dziękuję za... – Macham dłońmi wokół siebie. – ... wszystko. Za wszystko.

Amara rozbawiona przewraca swoimi zielonymi oczami. Gdyby jedno oko byłoby niebieskie, naprawdę miałabym problem z wytłumaczeniem sobie, że to nie jest Cassidy z przyszłości.

– Nie ma za co. Naprawdę.

Nagle coś mnie ciągnie za rąbek białek koszulki. Zerkam na źródło. Jest to mała, cudowna rudowłosa dziewczynka o nieśmiałych, brązowych oczach. Już się nie będę wyróżniać czupryną.

– Chciałabyś mnie ucesać? – sepleni. Rozpływam się w słodyczy. Kucam, żeby być z nią na równi. Cała się rumieni. Wygląda na to, że dużo ją kosztowało zebranie się na zapytanie mnie.

– Jasne. Jak się nazywasz?

– Neiva – odpowiada ucieszona.

– A mnie też uczeszesz? – dołącza się mały blondyn. Śmieję się lekko.

– Renzo, daj spokój. – Czochra go Kai, na co ten obrażony krzyżuje małe rączki na piersi.

– Jak będzie trzeba, to ciebie też uczeszę. – Puszczam mu oczko.

– Mam nadzieję, że nie czujesz się przytłoczona.

Amara łapie mnie za ramię. Wstaję z kucków. Dziewczynka na jej rękach wyciąga w moją stronę dłonie i maca mnie po twarzy. Jest taka urocza. Mierzwię jej czarną grzyweczkę. Ma całe czarne oczka, bez załamanej powieki.

– Powiedz, jak się nazywasz – zwraca się do niej matka.

– Nazywam się Danica.

– A ja jestem Jayne – pochodzi czarnoskóra dziewczyna z dwoma czerwonymi kokami.

– Błagała mnie, żebym pozwoliła jej nie iść do szkoły – komentuje Amara, przyjacielsko szturchając ją w bok.

– Moooże... – mówi, przewracając oczami.

No tak, reszta jest w szkole. Cas wspominała, że jest ich dużo. Tak jak nie tak dawno z trudem powstrzymywałam łzy, teraz nie mogę przestać się uśmiechać.

David znów obejmuje mnie ramieniem i zabawnie marszczy nos.

– Wyobraź sobie, że jak ja tu przyjechałem, to byli wszyscy naraz – śmieje się. – W końcu wszystkich ogarniesz.

Porozumiewawczo kiwa głową do Kai'ego i Amary i łapie mnie za dłoń, ciągnąc do środka.

Wewnątrz, tak jak na zewnątrz, zapiera mi dech w piersiach. Zdecydowanie nie odbiega luksusem od akademii. Czy każdy dom z wyższej sfery tak wygląda? Dlatego dziewczyny się na początku w P&B nie zachwycały tak bardzo jak ja. Czułabym się tutaj źle, ale że wiem, że Mcdanielowie robią, co mogą, żeby pomagać innym, to uczucie mnie omija. Na szczęście.

Od razu na wejściu znajduje się ogromna szara sofa skierowana w stronę, chyba, telewizora, ale aktualnie jest to przezroczysty prostokąt, więc to może być cokolwiek. Na lewo widzę otwartą kuchnię w białych barwach wraz z długim stołem i szklanymi krzesłami.

David porywa mnie w górę perlistych schodów ze srebrnymi barierkami, które na dole się rozszerzają. Tutaj też widać pokoje na wyższym piętrze, bo jest otwarta przestrzeń. Albo nie. Sufit jest przeszklony. Albo podłoga. Nieważne. Zależy, z której strony się na to patrzy.

Piętro jest całe wyłożone futrzastym, szarym materiałem. Ściany również. Czuję się, jakbym była otoczona ramionami misia. I tak, właśnie przechodzimy po dziurze w ziemi. To jest, przeszklonej części. Poza tym nie ma tu nic, tylko drzwi obite skórą i pikowane małymi diamencikami. Brat otwiera jedne praktycznie na samym końcu, najbardziej w rogu. Na twarzy ma szeroki uśmiech, aż mi się udziela.

– Znów dzielimy pokój, co?

Pomieszczenie jest utrzymane w tych samych barwach, co przedpokój. Po dwóch stronach znajdują się dwa pojedyncze łóżka, które wyglądają na bardzo wygodne. Siadam na jednym, nie myliłam się. Jest jak chmurka. David idzie w moje ślady.

Ziemia jest wyłożona panelami, a na jednej całej ścianie rozpościera się lustro, z drążkiem. Łał. Nawet to zrobili. Unoszę brwi ze zdziwienia.

– Mówiłem im, że nie muszą, ale wiesz... Domyślasz się, jak to wyszło – tłumaczy, śmiejąc się, kiedy zauważa moją minę. – To co? Znów razem, nie? – zmienia temat.

Ma rację, ale zważając na fakt, że zostałam wydalona z jednej najlepszych akademii w królestwie, powiedział to zbyt radośnie.

– Na to wygląda – wzdycham.

Sama nie wiem, czy się cieszę, czy ubolewam. Bo jednak tak to jest, że zawsze chce się mieć to, czego nie można mieć.

– A tobie, co tak humor dopisuje? Przecież, kurczę, twoja wspaniała siostrzyczka została wyrzucona z ekskluzywnej akademii w trybie natychmiastowym.

– Wiem, wiem. Po prostu widzę, czuję, słyszę cię tutaj na żywo, nigdzie mi nie uciekniesz, jesteś w jednym kawałku. Co mogę powiedzieć... Cieszę się.

Nagle zaczynam się histerycznie śmiać, aż brak mi tchu. To, co przeżyłam w ostatnim czasie, jest takie nierealne. David przygląda mi się z przekrzywioną na bok głową. Kiedy się uspokajam, chwytam za jedną z poduszek i w niego rzucam.

– Dzięki, brat – mówię rozbawiona.

Chwilę siedzimy w ciszy. Próbuję przetrawić wszystko, co dotychczas widziałam i przypominam sobie o tej rudej dziewczynce, Neivie. Obiecałam, że ją uczeszę. Coś czuję, że będę tutaj miała więcej rzeczy do roboty, niż w P&B.

– A dlaczego w ogóle cię wydalili – przerwał ciszę David. Zmienił ton na poważny. Jego zielone oczy lustrują moje. W końcu mogą patrzeć na swoje repliki.

Zamyślam się chwilę.

– Hmm... W zasadzie nie wiem. Dyrektor mi tylko to przekazał i powiedział, że mu przykro. I tyle – odpowiadam cicho.

David przysiada się na moje łóżko i mnie obejmuje.

– Mam nadzieję, że jest okej, tak? Przepraszam, że byłem taki wesoły, ale rozumiesz...

– Nie no, Dav, rozumiem, jasne. Spokojnie.

W sumie na jego miejscu też bym się cieszyła. Bo to nie koniec świata, a już stało się, to się nie odstanie. Pewnie było mu przykro, jak się o tym dowiedział, ale ileż można.

– Teraz to chyba muszę iść do Neivy – śmieję się lekko.

Kąciki ust Davida unoszą się w górę.

– Neiva... Taka mała księżniczka, ale serce ma ogromne. Jayne, ta z czerwonymi koczkami, też się cieszyła na wieść, że przyjeżdżasz. Co jest, trochę niefortunne, ale... Po prostu jesteś tutaj bardzo mile widziana, gdybyś w to wątpiła. Bo ja na początku nie byłem tego taki pewien. Ale szybko się ogarnąłem.

Opieram głowę na jego ramieniu. Biedny, musiał przez to przechodzić sam, a ja wtedy miałam swoje wielkie, życiowe rozterki. Jego ręka rysuje wzorki na moich plecach.

– Ale Rea. – Nagle się prostuje i zerka mi prosto w oczy. – Uważaj na nią – śmieje się. – Jest niepozorna, bo mała, ale taka butna, że lepiej nie zadzierać. Potrafi pyskować jak nikt inny.

– Spróbuję zapamiętać.


***


Siedzimy w szarym salonie. Wcześniej przezroczysty prostokąt, teraz kolorowy telewizor przedstawia jakieś bajki. Pierwszy raz w życiu widzę coś takiego. Niesamowite. Prawie jak reklamy z bogatszych części, tylko ruchome. Tak jak nagrania z tribkamer tylko w innej, cukierkowej rzeczywistości z nieprawdziwymi ludźmi.

Jayne przygląda się nam z boku. Na jej twarzy gości uśmiech. Wpatruje się we mnie jak w obrazek.

Nie wiem, czy Neiva będzie zadowolona z tego, co jej tworzę, bo w zasadzie... nie za bardzo robiłam to wcześniej. Kucyk, co najwyżej. Innymi takimi sprawami z moimi włosami zajmował się David.

– Ty chyba nie bardzo wiesz, co robisz, nie? – Podchodzi do nas Ruby z kwiatowym wiankiem. Wygląda tak niewinnie, ale buzia nie potrafi jej się zamknąć. Ciekawe, czy Agnes i Shai też takie były za młodu.

Rudowłosa, ubrana w krótką sukienkę księżniczki, odwraca się do tyłu i patrzy na mnie wielkimi oczami. Wzruszam ramionami, krzywo się uśmiechając.

– Nic się nie stało. Nie pseskadza mi to – mówi cicho, żeby przypadkiem nie zrobiło mi się przykro.

– W porządku – odpowiadam, bo nic innego nie wpada mi na myśl. Jestem zadziwiona jej reakcją.

David dosiada się do Jayne i równie uważnie wpatruje się w nas, wyraźnie rozbawiony.

– Mówiłem ci, żebyś nie zwiodła się jej włoskami – zwraca się do Neivy. – Ja się nimi zawsze zajmowałem.

Przewracam oczami.

Do salonu wchodzi dziewczynka o długich, czarnych włosach ze znudzonym spojrzeniem. To musi być Rea. W progu pomieszczenia pojawia się Amara, która patrzy się na nią wyczekująco. Ta przysiada się obok, obrażona.

W zasadzie się jej nie dziwię, bo teoretycznie jestem... intruzem? W jej domu? Nie wiem, co może o mnie myśleć.

Dziewczynka bez słowa zawzięcie zaczyna oglądać obrazki pokazywane przez telewizor. Amara zrezygnowana kręci głową, a ja wciąż siłuję się z upleceniem rudych włosów Neivy.

– Wybacz jej, ona często tak ma z nowymi osobami – mówi matka.

– Wcale nie! – krzyczy obrażona, krzyżując dłonie na piersiach.

Patrzy się na mnie ukradkiem. Posyłam jej uśmiech. Nie mogę narzekać.

– Gotowe! – informuję, po związaniu ostatnich pukli rudowłosej.

Czuję lekkie zażenowanie swoją osobą i się czerwienię. Nie wygląda to najlepiej, ale się starałam.

Neiva podbiega do lustra wiszącego na ścianie obok telewizora. Przegląda się w nim chwilę, krytycznie marszcząc brwi.

– Dziękuję bardzo, jest pięknie.

– Ja nie wiem, czy zaraz takie piękne – dorzuca swoje pięć groszy Ruby.

Zerkam na przyglądających się całej sytuacji Davida i Jayne. Równocześnie kręcą głowami, wyrażając swoją dezaprobatę do mojego dzieła.

– No co? – Unoszę w górę ręce. – Przecież nie mogłam odmówić takiej pięknej księżniczce.

Mała podbiega do mnie i przytula się do moich nóg. Głaszczę ją po praktycznie gnieździe, które stworzyłam na jej głowie. Jest taka kochana.

Kai przyłącza się do zgromadzenia, obejmując w pasie żonę i dając jej buziaka w policzek.

– Cassidy mówi, że chce porozmawiać przez hologram – zwraca się do nas. – Może... Cam, umiesz się obsługiwać?

Wybucham śmiechem. Ale on dalej się patrzy poważnie.

– Yyy... To było tak na serio? – pytam, odchrząkując i unosząc brwi.

Kiwa głową. David z boku również cicho zaczyna się śmiać. Pewnie trudno jest uwierzyć w to, że można nie potrafić używać takich cudów.

– Nie. Nie, nie potrafię.

– To co? David? Może ty jej pokażesz?

– Umm... A może jednak lepiej nie? – mówi wymijająco, odwracając od niego wzrok.

Jasne, że pewnie sam tego jeszcze nie ogarnął.

Czarnowłosa dziewczynka głośno wzdycha.

– Ja wam to pokażę, wy... nieuki.

Słyszę, jak Ruby chichocze. Pewnie mogłaby powiedzieć to samo.

– Mamo! – krzyczy z tyłu Neiva. Solidarność rudogłowych.

Humorzasta podchodzi do szklanego stolika pod telewizorem i macha do mnie dłonią zniecierpliwiona. Wstaję niepewnie i kucam obok.

Boję się zrobić jakikolwiek błąd, żeby mnie nie potępiła. Zabawne. Dziewczynka, co najmniej dwa razy młodsza ode mnie, a to jednak ja czuję się niepewnie. Zupełnie jakbym znowu była dzieckiem, które jest odpychane z każdej strony. Mała nie wie, jakie wspomnienia to we mnie wzbudza i staram się tego po sobie nie pokazać.

Tłumaczy mi mądrym tonem, do czego służy każdy przycisk. Słucham ją tak uważnie, żeby nic mi nie umknęło.

– Zadzwoń – mówi w końcu.

Robię wielkie oczy i patrzę na nią, mrugając parę razy.

– Cam, to nie jest takie trudne. – Słyszę z tyłu głosik Ruby.

David klęka obok mnie i oplatuje mnie ramieniem.

– Może spróbujemy we dwójkę, co Rea? Przy okazji sprawdzisz mnie.

– Ugh, jak musicie.

Brat patrzy na mnie z wyrazem twarzy pod tytułem a nie mówiłem. Klika coś, co wcześniej wytłumaczyła mi czarnowłosa i pojawia się sygnał na głośnikach, które nie wiedziałam, że istnieją. Dźwięk roznosi się po całym pomieszczeniu.

Po chwili przede mną pojawia się Cassidy. Odskakuję jak oparzona, a wszyscy wybuchają śmiechem. Wygląda, jakby tutaj stała, była tuż obok. Żywa. Ma na sobie jedną z sukni. Wygląda wspaniale.

– Cas! – krzyczy Neiva. – Już jesteś księżnicką? – pyta, na co ta się śmieje.

– Nie większą niż ty, mała.

– To... – wtrącam się, wciąż lekko spięta. – Wy chcecie mi powiedzieć, że miałam takie coś u siebie w pokoju i nie potrafiłam z tego korzystać?

Mała Ruby podchodzi i obdarowuje mnie swoim anielskim uśmiechem.

– No widzisz, głuptasku.

Jayne na kanapie cicho się śmieje.

– Dobra, dobra, już nie dręczcie mi tak Cam – mówi holograf. – To moja działka.

– A ty co, kolejną Agnes otumaniła? – Patrzę na nią oburzonym spojrzeniem.

– Słuchaj – zaczyna poważnie, ignorując mnie. – Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Bardzo, bardzo ważnego.

Nieświadomie wstrzymuję oddech i przygotowuję się na najgorsze. David obejmuje mnie jeszcze mocniej.

– No więc... Nie twoje zdjęcie wygrało! – Śmieje się.

Głośno wzdycham i przewracam oczami. Brat luzuje uścisk.

– Co ci mogę powiedzieć. Ostatnimi czasy miałam większe niepowodzenia, niż to – mówię ironicznie.

Cały pokój zaczyna się śmiać. W trakcie zamieszania do środka wchodzą dwie kolejne osoby. Nie zauważyłabym ich, gdyby nie to, że Cas nagle krzyczy:

– Kyle! Seraphina!

Chłopak to Azjata o przyjaznym spojrzeniu. Jest w garniturze, wygląda poważnie, a jednocześnie młodzieńczo.

Dziewczyna jest wyższa od Kyle'a. Ma łagodne rysy twarzy jak jakaś bogini. Jej jasno-brązowe włosy są długie i piękne. Oczy patrzą bystro. Ubrana jest w najprawdopodobniej mundurek – szara sukienka z kołnierzykiem.

Uśmiecham się do nich niezręcznie. Azjata podaje mi rękę, a brązowowłosa lekko kiwa głową.

– Camilia, tak? – pyta melodyjnym głosem.

– Yyy... T-tak, Camilia. – Sama nie wiem, czemu się waham. Może dlatego, że przy nich faktycznie trochę czuję się jak ktoś głupi.

Po chwili czarnoskóra dziewczyna, Jayne, przybiega przytulić Seraphinę. Rea odwraca się do matki.

– Czy ja mogę już iść?

– Rea! – Rzuca jej karcące spojrzenie.

– No co? Renzo nie musi tutaj być!

– Bo Renzo ma zajęcia, ty nie!

– Ja też chcę iść w takim razie! – przyłącza się Ruby, krzyżując rączki na piersiach, demonstrując tym swoje obrażenie.

Patrzę się na te całą scenkę dosyć nieswojo. To chyba przeze mnie w ogóle coś takiego ma miejsce. Drapię się po karku. Wtedy Seraphina kładzie dłoń na moim ramieniu.

– Nie przejmuj się – mówi radośnie. – One takie są. Zawsze. Ale... na pewno cię polubiły.

Kiwam głową, niepewnie unosząc kąciki ust w górę. Kyle stoi obok jak słup, ale skina głową, popierając słowa siostry. Wygląda na osobę, która nie bardzo odnajduje się w takich sytuacjach.

– Pani Amaro, w porządku. Niech idą. Przecież nie trzeba dla mnie żadnego komitetu powitalnego.

Chyba zapunktowałam tym u Rei, bo patrzy na mnie miło. Chociaż raz.

Matka ciężko wzdycha i robi przejście w progu.

– Niech wam już będzie, dzieciaki.

– Ale nie ujdzie wam to na sucho – dodaje Kai, machając do nich palcem.

Nie zważają na to i wybiegają zadowolone. Cassidy-holograf przygląda się temu z rozbawieniem.

– Ha! Im starsza, tym bardziej nie da jej się nic powiedzieć, co? – komentuje.

– Żebyś wiedziała – mówi łagodnie Seraphina.

Ledwie mija parę chwil, a już przez szybę widzę, jak dziewczynki bawią się na placu zabaw.

– No i nasza gwiazda, Timothy! – Amara wita nastolatka, wpuszczając go do salonu.

Na pewno jest najstarszy ze wszystkich. To musi być pierwszy brat Cassidy, od którego wszystko się zaczęło.

– Cześć, Cam.

– Cześć... Timothy.

Siada na sofie i wyciąga z kieszeni bluzy piłeczkę, którą zaczyna podrzucać w powietrze. Wygląda na sportowca.

Wszyscy wrócili ze szkoły... Zastanawiam się, jak to jest być w szkole. Nigdy tego nie przeżyłam. Właśnie dochodzi do mnie, że bez akademii nie pozostaje mi praktycznie nic. Rzednie mi mina, ale szybko ubieram sztuczny uśmiech, żeby nikt nie zdążył zauważyć.

– Trzymajcie się, baw się dobrze, Cam! – żegna się Cassidy. – Jeszcze coś tutaj ogarnę, mówię ci. – Rozłącza się.

Wszyscy zaczynają ze sobą rozmawiać, śmiać się i po prostu być razem.

Jednak David, który cały czas siedzi obok mnie i mnie uważnie obserwuje, widzi moje zamyślenie, najpewniej też zobaczył mój sztuczny uśmiech. Czuję jego rękę, gładzącą mnie po plecach, dodając otuchy. Uśmiecham się do niego smutno. Wie, o czym myślę. 



***

Hej, hej, hej! Nowe miejsce, wiem, że dużo nowych osób i można się pomieszać. Jestem trochę rozdarta bo jednocześnie nie chciałam ich wszystkich tak za razem przedstawić, ale też trochę chciałam, żebyście się poczuli jak Camilia, która sama została tam tak wrzucona :D 

Zostaw po sobie ślad! :) Czy to komentarz, czy gwiazdeczka, czy krytyka, nie będę narzekać!

Wondersrose

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro