Alan - 02

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Właściwie to nie lubił tego wszystkiego.

Absolutnie to nie było tak, iż nie lubił swojego życia, samo to, że istniał, wcale nie było takie złe, bo nie chciał umierać. Nie podobało mu się to, co mówił, robił, rzekomo lubił, a czasem nawet myślał. To wszystko było rodzajem przedstawienia. „Ten Alan" miał za zadanie codziennie grać teatrzyk dla ludzi wokół. Chłopak nie pamiętał, kiedy ostatni raz rozmawiał z kimkolwiek szczerze, kiedy ostatni raz komuś się wyżalił i kiedy ostatni raz przy kimkolwiek płakał. „Ten Alan", którego wykształcił dla ludzi, był zupełnie odrębną jednostką, na dodatek całkowicie różniącą się od „tego prawdziwego Alana". Temu „prawdziwemu Alanowi" praktycznie wszystko było obojętne - czuł pustkę. Temu Alanowi dla ludzi zawsze zależało na rywalizacji, on zawsze szukał jakiegoś celu w życiu, a na co dzień chodził uśmiechnięty - nikt oprócz niego nie miał pojęcia, jak bardzo było to puste. Nie był typem osoby przesiadującej godzinami między czterema ścianami tylko po to, aby patrzeć się w sufit i rozmyślać. Alan mało myślał - pomimo tego, że w jakimś małym stopniu wypełniało to pustkę w jego duszy, to zazwyczaj również doprowadzało do smutku.

Alan przebudził się o trzeciej nad ranem, ostatnio miał bardzo nieregularny sen. Często budził się w środku nocy, czy też bardzo wczesnym rankiem. Sprowadzało się to do tego, że coraz mniej spał. Chłopakowi nie było to na rękę - już wcześniej zdarzało mu się zbyt mało sypiać przez częste imprezy. Przekręcił się na drugi bok i zamknął oczy. Powoli zaczynała mijać godzina, lecz pomimo ciągłego wiercenia się i nieudolnych prób zaśnięcia, nie zmrużył oka. Leżał na plecach z otwartymi oczami, które zdążyły już przyzwyczaić się do ciemności. Pochwycił telefon leżący na etażerce, urządzenie nie wyświetlało żadnych powiadomień. Ani jedno połączenie, jak i również zero nowych wiadomości - Anna nadal nie dawała mu żadnych oznak życia. Tak naprawdę dziewczyna rzadko odpisywała na jakiekolwiek wiadomości, a tym bardziej nigdy nie odbierała telefonu. Jednakże była jedna rzecz, która go zmartwiła, ostatnio nie zastał jej również w domu. Często wchodził do jej mieszkania przez okno, tym razem również odruchowo chciał to zrobić. Pukał w szybę jej pokoju, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi, pofatygował się nawet o próbę wejścia przez drzwi, w drugiej kolejności, lecz nikt mu nie otworzył. Martwił się o Annę - musiał to przyznać - pomimo tego, iż był być może przesadnie twardo stąpającym po ziemi realistą i wiedział, że dziewczyna zapewne sobie poradzi nieważne, w jakiej sytuacji się znajdzie.

Może zabawiła na jakiejś imprezie nieco dłużej i się upiła, ale za jakiś czas być może pośmieją się z tego razem, paląc papierosy.

Ich przyjaźń nie była skomplikowana, głównie chodzili razem na imprezy oraz włóczyli się po miasteczku, zazwyczaj w towarzystwie wspólnych znajomych. Alanowi raczej to nie przeszkadzało, ale czasem brakowało mu chwil sam na sam, może bardziej szczerych oraz dłuższych rozmów i być może czegoś jeszcze. Być może tym czymś było to spojrzenie, którego nigdy nie widział, a nawet nie był pewien, czy może zaistnieć. Zazwyczaj w jej jasnoniebieskich oczach widział pewne ciepło skryte za ignorancją oraz jakiś błysk. Nie umiał tego dokładnie określić oraz opisać. Czasem wydawało mu się, że próbowała pokazać za wszelką cenę czystą obojętność wobec wszystkich i wszystkiego, co ją otaczało. Miewał wrażenie, że gdy się uśmiechała, tylko jej usta się uśmiechały, a reszta twarzy nadal ociekała ignorancją oraz obojętnością. Może właśnie dlatego tak bardzo chciał, aby była mu ona bliska, bo widział w niej coś podobnego do siebie, jakaś jej część była pustą i nudną osobą taką, jak on. Nagle chłopak zerwał się z łóżka, zrzucając kołdrę na podłogę. Szybko przetarł twarz dłońmi, po czym rzucił okiem na elektroniczny zegarek, wyświetlający liczby zero i jeden. Musiał uwolnić się od natłoku myśli oraz tego długiego rozmyślania. Pospiesznie wkładając kapcie, zszedł schodami na dół, kierując się w stronę kuchni. Szedł praktycznie po ciemku, niemało brakowało, aby omsknęła mu się noga i z hukiem przewróciłby się, następnie lądując na podłodze. Po omacku zapalił światło w pomieszczeniu. Blask chwilowo przyćmił jego wzrok. Otworzył lodówkę, przez chwilę analizując jej zawartość, następnie dość głośno ją zatrzaskując. Sięgnął ręką do lewego górnego kredensu, znajdującego się tuż nad blatami. Cicho, niemalże niezauważalnie i tak jakby była to jakaś okrutna zbrodnia lub brak manier, zaśmiał się pod nosem, wykrzywiając kącik swoich ust w uśmiechu. Jeszcze niedawno musiał stawać na palcach, aby dosięgnąć do tej szafki - było to zabawne wspomnienie, wywołujące u niego śmiech, lecz jednocześnie też bardzo melancholijne i niezwykle przykre, bo pokazywało mu, jak czas szybko uciekał. Odszukał pudełko z torebkami zielonej herbaty. Nastawił wodę, wsłuchując się w ciche bulgotanie, jednocześnie wpatrując się w ulatującą parę. Dom sprawiał wrażenie zupełnie opustoszałego, z zewnątrz nie dobiegały żadne dźwięki, natomiast w środku było słychać tylko pracę czajnika. Chłopak zalał zawartość kubka wrzącą wodą, następnie udał się z nim ponownie na górę.

Zerknął na łóżko, przez myśli przebiegł mu pomysł o ponownej próbie zaśnięcia, z którego jednak szybko zrezygnował. Zaczął wpatrywać się w okno, czekając na ujrzenie jakiejś żywej duszy na ulicy, czy też jadącego auta. Wbrew jego oczekiwaniom chodniki świeciły pustkami, nie pojawiła się również żadna nadjeżdżająca maszyneria. Nie było w tym nic dziwnego, zazwyczaj nikt nie wybierał się o tej porze na spacer. Jednakże ruch uliczny był zupełnie odrębną sprawą. Nieważne, jaka była godzina, chociaż jeden samochód powinien się pojawić. Może było w tym coś dziwacznego, ale czuł, że widok oznak życia na tej planecie sprawiłby, iż poczułby się lepiej. Przeszywało go wtedy uczucie cholernej samotności, tak jakby coś kompletnie wyniszczyło życie na ziemi i pozostał on jedyną żywą osobą. Myśli na temat Anny ponownie próbowały wemknąć się w zakamarki jego umysłu. Chłopak odwrócił wzrok od szyby, przenosząc go na kubek wypełniony ciepłą oraz nadal parującą cieczą. Dokładnie się mu przyjrzał, podszedł do biurka, na którym go pozostawił, i wlepił w niego wzrok, tak jakby znajdowała się tam odpowiedź na jakieś bardzo ważne i nurtujące go pytanie.

Może dla kogoś innego to wydawałoby się drobnostką, ale właśnie w tamtym momencie Alan zdał sobie sprawę, że nie lubił herbaty, lecz mimo to często ją pił. Anna bardzo lubiła herbatę. To był krótki akt, mała scena, krótka wypowiedź oraz część przedstawienia.

Może nigdy nie był sobą - i z tą okrutną myślą oraz ciężką głową wypełnioną myślami położył głowę na twardej poduszce. Nie zasnął.

***
Witam ponownie!

Znowu ten stres przed wstawieniem rozdziału... Mam nadzieję że kiedyś w miarę zaniknie.

Za sprawdzenie tekstu dziękuję Shiawasena

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro