Alan - 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Jeśli masz zamiar głosić mi jakiekolwiek kazania — zaczęła niezadowolona Anna, a z każdym wypowiedzianym przez nią słowem w powietrzu unosiła się zimna bryza — to możesz spierdalać — dokończyła rzeczowo. Blondynka miała na sobie ciemny płaszcz, jej włosy przyozdabiały płatki śniegu, a szyję oplatał szal. 


— Nie, oszczędzę sobie — powiedział Alan.

— Następnym razem, jeśli nie będę prosić cię o pomoc, to po prostu mi jej nie udzielaj — oznajmiła blondynka, wyrzucając na chodnik niedopałek papierosa, a następnie przydeptując go butem.

— Byłaś kompletnie pijana. Miałem tylko stać i patrzeć? 

— Spierdalaj. Poza tym, ty też nie byłeś zupełnie trzeźwy — odrzekła Anna, mająca na myśli zdarzenia z zeszło-piątkowej imprezy, kiedy to chłopak odprowadził ją pod przymusem do domu. — Nie potrzebuję niańki — dodała dziewczyna, spoglądając Alanowi w oczy. — Pomiędzy nami nic nie ma, nawet się nie przyjaźnimy. Nie udawaj, że ratujesz mnie z opresji oraz się o mnie troszczysz.

Dookoła panował mróz, a w powietrzu wisiały słowa, których dziewczyna nie powinna była wypowiadać.

***

Alan wpatrywał się w lustro, analizując własną twarz — w odbiciu nie widział siebie, lecz jakiegoś kompletnie obcego oraz nieznanego mu człowieka. Czuł się skołowany.

Nie umiał określić własnych emocji — tego, jakich uczuć doświadcza względem danych sytuacji oraz ludzi. Niekiedy zachowywał się tak, jak gdyby nic go nie obchodziło. Nierzadko udawał, iż dana sprawa jest dla niego ważna. Lecz od dawna nie wypowiedział żadnych słów szczerze. Pogubił się.

Nie był przekonany co do tego, czy postąpił słusznie podczas imprezy. Czy powinien zostawić Annę, czy raczej mimo wszystko jej pomóc? Z jednej strony odpowiedź wydawała się oczywista — lecz z drugiej nie. Kiedy próbował przestać brnąć pod prąd, robiąc to, czego oczekiwali od niego inni lub jego rola, czy też to, co mogła podpowiadać mu pierwsza myśl — jego wybory stawały się niejasne oraz niepewne.

Poza tym Anna stała się dla niego wielką zagadką. Wypowiadała słowa, które zaprzeczały jej poprzednim stwierdzeniom lub czynom. Nie chciała przyjmować pomocy, stale się z kimś o coś wykłócała oraz zmieniała zdanie. Większość osób zdążyła zignorować tę sytuację lub do niej przywyknąć, czy też poprostu uznać Annę za sukę. Lecz nie on. Dla Alana dziewczyna nadal była stałym oraz ważnym elementem w przeszłości oraz teraźniejszości. Pragnął ją zrozumieć oraz z nią rozmawiać, lecz co rusz miewał wrażenie, że robi coś źle lub się jej naprzyksza.

Kim jest ten człowiek w lustrze? Kim ja jestem? Co czuję? — zadawał sobie pytania, błądząc gdzieś we własnych myślach. Czy jestem obojętny? Nieczuły? Pusty? — zastanawiał się tak długo, aż w jego głowie pojawiło się ostateczne pytanie: Czy w ogóle coś mnie boli?

Nie był pewien tego, czy nie zatracił swej cząstki człowieczeństwa. Był już zmęczony stałym udawaniem oraz tłamszeniem własnych emocji. Teraz to wszystko zaczęło go przytłaczać, nie był pewien, kim jest w danym momencie. Co było prawdziwie, a co jedynie częścią przedstawienia? Jak ma odróżnić od siebie te wszystkie elementy?

Z jednej strony odczuwał pustkę, jednocześnie czując z drugiej wezbrane w sobie emocje. Był przytłoczony.

Alan przyjrzał się jeszcze raz znajdującemu się w lustrze widokowi, po czym wycelował pieścią w twarz znajdującego się w odbiciu człowieka. 

***

Chłopak dotykał własnego policzka jak gdyby w geście niedowierzenia, iż popełnił owy czyn. Pomimo lekkiego odrętwienia oraz znikomej ilości bólu, jego twarz pozostała na szczęście bez skazy.

Aczkolwiek mimo wytchnienia — które odczuwał za sprawą uderzenia — czuł się niezaspokojony. Jakby pomimo tego brakowało mu jeszcze jakiejś rzeczy. Jego myśli były prawdziwą plątaniną.

Gdzieś z tyłu głowy jawiło mu się pytanie „Czyż nie oszalałem?”, lecz, tłumione innymi myślami, zdawało się ono być dla Alana mało istotne.

Nigdy przedtem nie odczuwał potrzeby zadawania sobie bólu. Nawet o tym nie myślał. Po prostu żył, wczuwając się w swą rolę — którą to odgrywał w stworzonym przez siebie przedstawieniu. Według złudzeń po prostu szedł naprzód — tak naprawdę stojąc w miejscu. Nie wypełniał swojego życia żadnymi zainteresowaniami, nauką lub po prostu zagłębianiem się w cokolwiek. Zwyczajnie trwał.

Jego myśli zajmowało dziwne odprężenie, które nastąpiło zaraz po fali bólu, oraz sprawiło, iż poczuł się do głębi wstrząśnięty. Chłopak miał pewność, że nie był to ostatni raz, kiedy ulżył swojej psychice zadając sobie fizyczny ból.

***

Kolejnego dnia, niecałą godzinę tuż przed lekcjami, zarzucając na siebie ocieplaną, miekką kurtkę, Alan wyszedł z domu, aby spotkać się z Mike'iem. Należało przyznać, iż brunet miał w sobie jakiegoś rodzaju charyzmę. Choćby dzięki temu naturalnie przyciągnął do siebie chłopaka, który palił z nim wtedy prawie co dzień w okolicach szkoły czy parku.

Ktoś mógłby rzec, że jego kolega o czekoladowych oczach próbuje go wykorzystać — przyjaźniąc się z nim jedynie dla papierosów, na których kupno nie mógł sobie obecnie pozwolić, aczkolwiek Alan tak tego nie postrzegał. Praktycznie w ogóle nie zwracał nawet na to uwagi. Właściwie to częstowanie papierosami swoich znajomych było dla niego zupełnie normalną czynnością. Gdy ktoś nie miał przy sobie akurat paczki fajek — mógł go poratować. Rozumiał palaczy — w końcu sam nim był.

Kiedy Alan znalazł się już dostatecznie blisko Mike'a, aby móc przyjrzeć się jego twarzy, ujrzał na licu chłopaka wyraźne oraz szokujące zmęczenie. Oczy Mike'a były przygasłe i podkrążone, natomiast włosy w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj. Być może było to spowodowane jedynie siłą sugestii, lecz Alan posiadł wrażenie, iż nawet jego skóra nieco zbladła. 

Chłopak przywitał się z nim, klepiąc go po ramieniu, po czym podpalił Mike'owi papierosa.

— Marnie wyglądasz — odrzekł, zgodnie z prawdą, lecz siląc się na to, aby brzmieć beznamiętnie. Przybierając choćby odrobinie zmartwiony ton głosu, mógłby dać mu znak do swobodnego zwierzania się z dręczących go spraw, czego wolał uniknąć, nie będąc pewny tego, jak sprawdziłby się w roli pocieszyciela.

— Racja, nie spojrzałem nawet dzisiaj w lustro. Chcę uniknąć bólu oraz rozczarowania własną osobą — oznajmił Mike.

— Rozumiem — skwitował Alan, faktycznie zdający sobie sprawę z tego, jak wielki ból oraz rozczarowanie sobą może przynieść jedno zwykłe spojrzenie w lustro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro