Anna - 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Anna spoglądała na świeże oraz chrupiące grzanki, znajdujące się na jej talerzu, nie mogąc jednocześnie przełknąć choćby najmniejszego kęsa. Bowiem dzisiejszego ranka w kuchni spotkała obcego mężczyznę, przyodzianego jedynie w bokserki, który, jak gdyby nigdy nic, przywitał się z nią, a następnie zajął się robieniem kanapek.

Wieczorem natomiast słyszała głos swojej matki, choć przez pewną chwilę zdawało się jej, iż ma omamy. Jednakże po chwili zdała sobie sprawę, że jej głos jest całkowicie realny. Na dodatek stoi ona na parterze i rozmawia z jakimś mężczyzną - co od tylu miesięcy już się nie działo.

Pomimo niechęci dziewczyny, natychmiast powróciły do niej wspomnienia z pierwszego roku, tuż po wypadku jej ojca oraz brata. Jej matka po przeciągającym się urlopie - bo trwał on aż miesiąc - powróciła do pracy. Zdawać by się mogło, iż wszystko jest w miarę dobrze. Jej matka przyszła do pracy po spożyciu alkoholu jedynie jeden raz, a w ciągu tygodnia jedynie czasem popijała. Wszystko, co okropne, miało się bowiem dopiero rozpocząć.

Mijały wtedy przeszło dwa czy też może trzy miesiące od pogrzebu - blondynka nie była tego pewna, bowiem zdarzało jej się tracić poczucie czasu, żyjąc jedynie obecną chwilą, nie spoglądając na kalendarz. Zaczęło się od tego, że podczas wolnych dni często wychodziła wyszykowana - w obcisłej spódniczce lub święcącej się sukience - co jej córka miała okazję obserwować przez okno swojego pokoju w niemalże każdą sobotę. Czasem wracała pijana. Anna poznawała to po tym, iż odkluczenie drzwi zajmowało jej znacznie więcej czasu niż zazwyczaj, lub też po widoku rozsypanych po kuchni tabletek.

Następnie, tym razem często już mniej wyzywająco oraz bardziej elegancko ubrana - co zdawało się bardziej pasować do jej matki, wychodziła również, jak wcześniej, w sobotę wieczorem - oraz wracała po dwóch czy też trzech godzinach, aczkolwiek już nie sama, lecz zawsze z jakimś mężczyzną u boku. To wtedy Anna postanowiła ostatecznie skreślić swoją matkę.

Anna nigdy nie spotkała żadnego z tych mężczyzn w cztery oczy, przy śniadaniu czy też obiedzie. Zdawało się też i że dla jej matki były to jedynie powierzchowne znajomości, ponieważ jej córka nigdy nie zauważyła, aby kobieta wychodziła gdzieś popołudniami czy kogokolwiek zapraszała na obiady.

Na przekór temu, iż blondynka starała się nie myśleć o wszystkich przykrych zdarzeniach minionych lat, kiedyś często zadawała sobie pytanie: czy jej ojciec cokolwiek znaczył dla jej matki?

***

Polly wydawała się przybita - ciemnowłosa ściągnęła głowę w dół, patrząc się praktycznie jedynie na swoje buty. Akurat wtedy, gdy Annie brakło słów. Nie wiedziała, jak podejść do przyjaciółki, którą najwyraźniej coś trapiło, gdy musiała panować nad tym, aby jej własne zmartwienia nazbyt jej nie przygniatały.

W Camiliestone rozpoczęła się zima. Wszelka roślinność niemalże wymierała na dobre, a śnieg zaczął przysypywać trawniki oraz nagie korony drzew.

Anna nie miała jakiegoś specjalnego podejścia do zmian pór roku, nie uwielbiała ani kwitnących kwiatów, ani kolorowych jesiennych liści. Choć gdyby już musiała wybrać swą ulubioną, zapewne byłaby nią zima - która kojarzyła jej się z spokojem oraz jej ulubioną herbatą, którą, swoją drogą, i tak pijała przez cały rok, niezależnie od temperatury.

Papieros, którego trzymała w dłoniach, stopniowo się kończył. Anna sięgnęła więc do kieszeni kurtki, poszukując w niej paczki swoich ulubionych Malboro.

- Polly, spytam prosto z mostu - oznajmiła Anna, skupiając na sobie parę brązowych oczu. - Co się dzieje?

- Nic - odpowiedziała Polly.

- Chcesz zapalić? Przecież wiesz, że ci dam.

- Przecież wiesz, że nie palę.

- Ale kiedyś musiałaś mieć papierosa w ustach, a to najlepszy sposób na odstresowanie się.

- Podziękuję - oznajmiła Polly, patrząc jakby w bok i tak, jak gdyby nie mówiła do Anny, lecz do kogoś znajdującego się obok.

Anna wyjęła więc jedną sztukę z paczki, podpalając ją ciemną zapalniczką, a następnie się zaciągając, choć zdawała sobie sprawę, iż nawet jeżeli zapaliłaby dzisiaj sto papierosów, gdzieś z tyłu głowy widok tego mężczyzny w kuchni będzie rozsadzać jej czaszkę. Była pewna, że matka skończyła ze sprowadzaniem facetów do domu. Jakby tego było mało, wyglądało na to, iż ten ktoś czuł się bardzo swobodnie, opróżniając lodówkę ledwo znanej mu zapewne kobiety. Blondynka nie miała najmniejszej chęci na codzienne spotykanie, a nawet słuchanie jakichkolwiek obcych mężczyzn przewijających się przez dom, który zamieszkiwała, na dodatek przypuszczalnie ciągle innych.

- Wybierasz się na imprezę do Christiana, prawda? - zagadnęła ponownie Anna.

- Właściwie, to nie dostałam żadnego zaproszenia, więc... - zaczęła Polly.

- Nie wygłupiaj się, Polly, nie potrzebujesz żadnego zaproszenia. Przecież się wszyscy znamy - ty i ja, a nawet on i my. Na pewno możesz bez problemu przyjść - przerwała jej Anna.

- No nie wiem... - odrzekła Polly. - Christian zakomunikował ci w jakikolwiek sposób, że możesz przyjść?

- Jasne, a nawet gdyby tego nie zrobił, to chyba oczywiste, iż się tam pojawię.

***

Po upewnieniu się, że została w domu sama, Anna weszła po schodach na górne piętro swego domu. Obejmowało ono drugą łazienkę, sypialnię jej matki, składzik oraz dawny pokój jej brata, więc dziewczyna nie zapuszczała się tam od dłuższego czasu.

Korytarz oraz kilka par dębowych drzwi były pierwszymi rzeczami, jakie ujrzała. Na pierwszy rzut oka oczywiście nic się nie zmienio - na podłodze leżał ten sam dywan, ściany nadal były brązowe, a na drzwiach od pokoju Jacka nadal widniały ślady po tym, jak wieszał czy przyklejał na nich różnorakie plakaty, naklejki lub też znaki. Dziewczyna pamiętała, że jej brat co roku przyozdabiał je w inny sposób, aż pewnego dnia ściągnął z nich wszystko, pozostawiając je w obecnym stanie.

Blondynka podeszła do dębowych drzwi, a następnie zaczęła głaskać ich klamkę. Wyzbyła się wszelkich sentymentów oraz stale próbowała zapomnieć o ranach z przeszłości, lecz teraz naszło ją niepohamowane pragnienie otworzenia tych drzwi, może nawet sprawdzenia czy Jack przypadkiem nie jest w środku.

Powoli otworzyła drzwi, wchodząc do środka. Jej oczom ukazał się schludnie posprzątany pokój - wydać by się mogło, iż Jack nigdy nie odszedł. Może jedynie gdzieś wyjechał, na przykład na wymianę.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła po przekroczeniu progu pokoju, było otworzenie szafy. Ku jej niemałemu zaskoczeniu, wszystkie jego ubrania były starannie ułożone, wszystko było na swoim miejscu. Wnętrze biurka również wprawiło ją w osłupienie, bowiem w szufladach znajdowały się nadal zeszyty, długopisy oraz notesy, których chłopak używał. Wszystko było na swoim miejscu. Wszystko, tylko nie Jack.

Ostatnim krokiem Anny był rzut oka na jego ukochaną klasyczną drewnianą gitarę. Jack często na niej grał, a jego siostra wsłuchiwała się w brzmienie jego muzyki. Dla dziewczyny ten instrument symbolizował brata.

Blondynka podeszła więc do gitary, biorąc ją w objęcia i zadając sobie w myślach pytanie: gdzie jest Jack?, jednocześnie stale powstrzymując się od płaczu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro