Emily - 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Emily zrzuciła z siebie nocną koszulę, po czym powoli zanurzyła swe stopy w wannie. Jej ciało musiało się przyzwyczaić do odurzającego ciepła. Lecz gdy już z powodzeniem zanurzyła się cała w wodzie — aż po ramiona — przeszedł ją przyjemny dreszcz. Ciepła kąpiel zawsze rozluźniała jej mięśnie oraz zdawała się koić nerwy. Nieprzerwana gonitwa za dobrymi wynikami w ostatniej klasie coraz bardziej odbijała się na dziewczynie.

Poza tym zaczęła czuć się nieswojo w środowisku, w którym dotychczas przebywała, nosząc niektóre ubrania, w których miała zwyczaj wychodzić z domu, przebywając wśród ludzi, z którymi niedawno gawędziła czy chodziła na imprezy. Powoli dochodziła do wniosku, iż rozmawiając z większością z nich, nie jest w stanie znaleźć wspólnych tematów.

Towarzystwo, wokół którego się obracała, posiadało miano wiecznych imprezowiczów lub dziewcząt, które chętnie zaliczano na kolejnych imprezach. Nawet jeśli wokół Emily znajdowały się jakieś interesujące osoby, to dotychczas ich nie zauważała. Jedyny wyjątek stanowiła Polly, która dotychczas tak mocno ją onieśmielała.

Emily próbowała sobie przypomnieć czasy, w których czuła się podobnie w towarzystwie Christiana, lecz nie była w stanie odnaleźć owych wspomnień. Było im dobrze, póki chłopak nie przypominał jej o tym, że są razem. Tak, potrafili się razem śmiać, bawić, cieszyć, a nawet nawzajem wspierać. Lecz istniał pewien zgrzyt, pewna nieprawidłowość, coś dotychczas dla Emily niestabilnego, choć niezmiennego. Nie uwielbiała chłopców, uwielbiała Polly. Po prostu.

Dziewczyna wynurzyła się z wanny, stawiając swe stopy na miękkim ręczniku. Dotychczas spoglądając w lustro, widziała Emily Carter — dziewczynę pragnącą sprawiać wrażenie pewnej siebie osoby, zawsze idealnie umalowanej, długowłosej piękności, której koledzy zawsze zdawali się zazdrościć Christianowi. Była jedną z tych, której obecności zawsze pragnięto na imprezach, tą, która nie potrafiła pokazać się bez makijażu, w pełni oddaną chłopakowi, zabawną, miłą i śliczną licelistką. Taką, jakich tak naprawdę było pełno. Jednakże tamtego dnia ujrzała coś zupełnie innego. Założyła kosmyk swych krótkich włosów za ucho, po czym uśmiechnęła się do własnego odbicia. Teraz była Emily — po prostu Emily. Szczerze przyznawała się przed samą sobą do tego, że nienawidzi nakładania na siebie wielu warstw makijażu, przestała kręcić włosy czy też zjawiać się na imprezach u kompletnie obcych jej ludzi, a nawet zapragnęła wykrzyczeć światu, iż po prostu wielbi Polly oraz jej niewinny uśmiech. Chciała coś zmienić i powoli, choć dość zdecydowanie, dążyła do tego celu.

Emily otworzyła drzwi łazienki, po czym nagle poczuła dotyk miękkiego futra na swych kostkach. To był Peter. Łasił się, mrucząc przy tym głośno oraz ocierając się o nogi swojej pani. Dziewczyna chwyciła więc go jak zawsze na ręce, po czym trzymając go mniej więcej na wysokości swojego ramienia, wtuliła swój policzek w jego ciepłą sierść. Czuła się ukojona.

Stąpając po schodach wraz Peterem na rękach, zaczęła kierować swe kroki ku salonowi. „Codziennie jakaś zmiana, jakieś osiągnięcie lub odkrycie, małe lub duże” — oto, co obiecała sobie Emily; tamtego wieczoru stale powtarzała w myślach te słowa.

Jej matka również była przyodziana w szlafrok, właśnie oglądała program kulinarny, zajadając się mocarellą oraz pomidorami. Serce jej córki dudniło. Emily przysiadła na kanapie, jednocześnie uwalniając ze swojego uścisku persa.

Ciemnowłosa kobieta w średnim wieku przypatrywała się jej kątem oka. Chwilę potem położyła dłoń na jej ramieniu, wykonując ręką kilka ruchów. Był to zarówno sposób przywitania, jak i pocieszenia czy rodzaju czułości w ich relacji. Zdaniem Emily matka robiła tak od zawsze.

Dziewczyna szczególnie zapamiętała dzień, w którym w wieku ośmiu lat grała w szkolnym przedstawieniu. Nie pałała nawet tak mocno zachwytem z racji, że jej ojciec raczył się zjawić. Niezmiernie za to cieszyły ją słowa matki, która zaraz po występie, z ledwością, położyła swą trzęsącą się dłoń na jej ramieniu, po czym szlochając, oznajmiła: „Jestem z ciebie tak bardzo dumna”. Dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała jej równie poruszonej. Nawet podczas rozwodu córka nie zauważyła, aby uroniła ona jakieś łzy, bardziej rozpierała ją wtedy po prostu złość. Była silna kobietą i Emily pragnęła brać z niej przykład, pragnęła, aby jej idolka nadal mogła być z niej dumna. Tak właśnie kończyła szkołę, a jej wzorcem do naśladowania była matka, lecz nie zamierzała się tego wstydzić. Bardziej niż sam fakt jej podziwu do tej kobiety żenowało ją to, iż ostatnimi czasy umykał jej ten cel.

— Mamo, chciałabym ci o czymś powiedzieć — oznajmiła Emily, wyczekując jakiejś reakcji lub odpowiedzi swojej rodzicielki, lecz ta jak gdyby czekając na kontynuację wypowiedzi, nadal wpatrywała się w ekran telewizora z tym samym wyrazem twarzy. Emily chrząknęła.

— Dobrze — odpowiedziała kobieta, opierając twarz na dłoni oraz kierując swój wzrok na córkę. Dziewczyna nie wypowiedziała jeszcze żadnych znaczącyh słów — choć nawet to pierwsze zdanie wymagało od niej wysiłków — aczkolwiek próbowała już jakoś przeanalizować reakcje swojej rozmówczyni. Kobieta przybrała jedynie lekki uśmiech, nic nie znaczący, nie miał żadnej troski, żalu, zmartwienia czy złości w oczach.

— Jest taka dziewczyna w szkole, która mi się podoba — zaczęła Emily nieśmiało, lecz bez zająknięcia. — Chyba coś do niej czuję — stwierdzia, po czym spuściła głowę.

— Tak? Chciałabyś ją do nas zaprosić? — zapytała kobieta, podczas gdy jej córka poczuła uderzenie fali zaskoczenia. Nie potrafiła przewidzieć jej reakcji, lecz jednocześnie nie spodziewała się również takich słów. Zaparło jej dech w piersi, po czym wraz ze szklącymi się oczami oraz uśmiechem ponownie spojrzała w oczy swojej matce.

— Nie jesteśmy parą — oznajmiła Emily, drapiąc się po głowie oraz parskając cicho śmiechem. Myśl o tym, iż z Polly mogłoby ją łączyć coś więcej niż przyjaźń, była dla niej tak naprawdę dość abstrakcyjna i odległa, nadal niczym marzenie wylotu w kosmos, do którego brak nam odwagi.

— Jak ma na imię ta dziewczyna?

— Polly — powiedziała Emily, a jej serce zabiło kilka razy szybciej.

— Czy Polly ma chłopaka? — spytała się kobieta, na co córka w odpowedzi szybko zaprzeczyła. — Więc teoretycznie póki co nic nie stoi wam na przeszkodzie.

— Mamo, ale skąd mam wiedzieć, czy ona też jest w stanie mnie lubić w ten sposób? — spytała dziewczyna, kładąc sobie rękę na sercu.

— Póki nie wykonasz jakiegoś kroku, nigdy się nie przekonasz.

Emily czuła się szczęśliwa, było jej ciepło, uśmiechała się, spoglądając na swoją matkę, a świadomość, że owego dnia wykonała kolejny duży krok, napawała ją dumą. Czuła ulgę, uniesienie oraz spokój — jednocześnie, w tym samym momencie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro