Mike - 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadszedł czwartek. Mike był na narkotykowym głodzie - choć, jak twierdził, nie tak silnym, w porównaniu do prawdziwie uzależnionych. Zniecierpliwiony spojrzał na zegarek - była dwunasta pięćdziesiąt osiem - po czym przeklął pod nosem. Ostatnio wszystko go frustrowało, nie potrafił się na niczym skupić oraz stale bywał zmęczony. Aczkolwiek spotkanie z Hope zdawało się go motywować w choć najmniejszym stopniu do tego, aby przetrwać ostatnie dni.


Od dawnego domu dzieliły go obecnie jakieś trzy godziny drogi. Zdziwiła więc go tym bardziej propozycja byłej dziewczyny - dotycząca spotkania. Był pewien tego, iż tamtego dnia, gdy Hope wykrzyczała mu wszystkie swoje żale, rozmawiał z nią po raz ostatni. Nie przewidywał bowiem w żadnym przypadku odwiedzin w mieście. Nawet gdyby za sprawą cudu znów tam zamieszkał - wątpił, aby była ona chętna do jakiejkolwiek wymiany zdań.

Zaprzestała witania się z nim na korytarzu, a nawet patrzenia na niego z pogardą - zaczęła go po prostu ignorować. Przestała odpisywać na jakiekolwiek wiadomości - więc Mike przestał je po pewnym czasie pisać - oraz odbierać telefony - wobec tego chłopak przestał również wydzwaniać. Nie chciała go widzieć, nie chciała o nim myśleć, ani nie chciała go słyszeć. Czemu więc postanowiła się wtedy z nim spotkać? Kwestia litości, czy też może sentymentu?

Mike ponownie spojrzał na zegarek - trzynasta zero-sześć.

Może przypomniała sobie o tych wszystkich wspólnie spędzonych chwilach? Może również odnalazła w telefonie, aparacie lub na dnie szafy jakieś fotografie. Na przykład tę, na której zaraz przed rozpoczęciem zawodów w bieganiu Hope całuje go - mówiąc, iż być może przyniesie mu to szczęście. Czy też te z biwaku, na który udali się wraz ze znajomymi.

Brunet westchnął głęboko. Pamięć o Hope nadal czasem go przytłaczała. Nierzadko czuł się tak, jak gdyby jego podświadomość nieprzerwanie, za sprawą wspomnień, próbowała go pogrążyć. Właściwie tego mógł się obawiać przed ujrzeniem dziewczyny - nagłej fali obrazów, ukazujących ich razem w blasku słońca, trzymających się jednocześnie razem za rękę.

Mike pomyślał o ranie na swoim sercu - podobno tego typu urazy zanikają z upływem czasu. Aczkolwiek najczęściej zostają po nich również blizny.

Chłopak potarł o siebie ręce, rozmyślając nad ciepłym wnętrzem szkoły - do której postanowił się wtedy nie udawać, choć, co prawda, w porównaniu do ostatnich temperatur, które panowały w Camilliestone, pogoda zdawała się być naprawdę dobra.

Mike'a męczyło pragnienie odpoczynku. Początkowe objawy grypy nie dawały mu zmrużyć oka. Godziny spędzone w szkole poświęcał głównie na podpieranie głowy rękoma oraz pustemu wpatrywaniu się w tablicę, podczas gdy jego rodzice ponownie rzucili się w wir pracy, nie zwracając na niego większej uwagi.

Właśnie w tym samym czasie spostrzegł zbliżającą się ku niemu dziewczynę o dziwnym odcieniu włosów - była to jak gdyby mieszanina ciemnego blondu z pomarańczem. Na dodatek rozpuszczone sięgały jej jedynie do okolic ramion - więc dopiero, gdy się do niego zbliżyła, w rysach jej twarzy dostrzegł dobrze mu znaną Hope.

- Cześć - rzekła, podczas gdy na jej licu nie można było odnaleźć choćby najmniejszego cienia uśmiechu.

- Cześć, Hope. Trochę się zmieniłaś - stwierdził Mike.

- Ty za to ani trochę. Lecz przejdźmy do rzeczy - oznajmiła, wyraznie poirytowana, w tym samym czasie odgarniając do tyłu swoje niedługie włosy.

- Czemu przyjechałaś, skoro jesteś teraz tak mocno podenerwowana?

- Chcesz teraz powiedzieć, iż wcale o to nie prosiłeś? Przestań, Mike - poleciła dziewczyna. Imię chłopaka wydawało się brzmieć tak nierealnie w jej ustach. - Po prostu boję się tego, co mogłeś zrobić. Po prostu mi to powiedz, po to tu przyjechałam.

- Hope, ja nie wiem, jak to powiedzieć. To jest dość zawiłe. - Dziewczyna spojrzała na niego wyczekująco. - Byłem pijany podczas imprezy. Nigdy nie zrobiłbym tego na trzeźwo - podkreślił, a przed jego oczami ukazała się zapłakana twarz Polly. - Ja... - zaczął, próbując jakoś przełknąć te słowa, po czym, niemalże jedynie na trzech wydechach, opowiedział dziewczynie całą historię.

Twarz Hope jasno przedstawiała zszokowanie. Pomimo makijażu dziewczyna wydawała mu się być bladsza. Jej wbity we własne buty wzrok był pusty i przepełniony odczuciami znajdującymi się gdzieś na granicy przerażenia.

- Boże, Mike. Ja pieprzę - powiedziała, łapiąc się za głowę. - Kurwa! Jak mogłeś coś takiego zrobić?! - wybuchła, nadal nie dowierzając. Mike miał wrażenie, iż za chwilę dziewczyna rzuci się na niego, łapiąc go za szyję czy też okładając rękoma. Lecz blondynka pozostała jedynie przy przyprawiającym o mdłości wrogim spojrzeniu.

- Nie chciałem, naprawdę, uwierz mi. Zadzwoniłem do ciebie, ponieważ nie mam żadnej bliższej osoby, która mogłaby mi pomóc. - Blondynka wymierzyła mu spojrzenie, sugerujące, iż jest mało inteligentny.

- Znaliście się? - spytała, na co chłopak odpowiedział skinieniem głowym. - Będziesz miał szczęście, jeśli okaże się, że była bardziej pijana niż ty - oznajmiła, nadal wyraźnie sfrustrowana. - Poza tym, czy ty aby napewno jesteś pewnien, iż to wina alkoholu? Może znów się naćpałeś?

- Boże, Hope, nie jestem pewien. Mało pamiętam z tej imprezy, ale... - urwał wypowiedź. - To nie były narkotyki - odrzekł łamiącym się głosem.

Hope zaczęła go mierzyć od stóp do głów, następnie uważnie i bez skrępowania przypatrując się jego twarzy. Tak jak gdyby czegoś w niej szukała. Jakichś poszlak i informacji, a może świadectwa jego prawdomówności.

- Teraz to już nie byle co - to nie zgodne z prawem. Aczkolwiek nikomu o tym nie powiem, jeśli wyświadczysz mi jedną przysługę.

- Jasne - odrzekł bez chwili namysłu.

- Przestań dzwonić. Nieważne czy będziesz naćpany, czy pijany, czy też nawet trzeźwy. Przyjechałam tutaj również ze względu na to, co kiedyś nas łączyło. Mieliśmy też dobre wspomnienia. Lecz teraz pragnę się od ciebie odciąć. Chcę zapomnieć o tym, że musiałam patrzeć, jak się staczasz. Rozpoczęłam nowy etap w życiu - oznajmiła. Jej twarz przeszył wyraz bólu i smutku. - Będę już iść, George czeka na mnie w samochodzie.

- Pozdrów ode mnie George'a, proszę - poprosił Mike, na co Hope odpowiedziała skinieniem. Pohamowanie się przed tym, aby jej wtedy nie przytulić, było dla Mike'a jeszcze trudniejsze niżeli powstrzymanie narkotykowego głodu.

***

Niemalże od razu po tym, jak znalazł się w domu, włączył Facebook'a, przekierowując się na profil swojej byłej dziewczyny. Tak jak podejrzewał, Hope i George byli parą - świadczyło o tym urocze zdjęcie, na którym nawzajem się obejmowali. Pomimo tego, iż chłopak niegdyś był jego przyjacielem - on również przestał się do niego odzywać przed przeprowadzką - nie miał mu tego wcale za złe. George był od niego po prostu lepszy. Nadszedł czas na to, aby z nadal krwawiącą raną w sercu życzył blondynce jak najlepiej.

Wciąż odtwarzał w myślach jej słowa. Te, które wypowiedziała podczas ich pamiętnej kłótni, oraz tamtego dnia w parku. Faktycznie ją skrzywdził. Lecz nie zupełnie nieświadomie - tak jak Polly - aczkolwiek niemalże umyślnie. Może dziewczyna go kochała, może był dla niej ważny - nawet wtedy, gdy zdzierała sobie gardło, wykrzykując, iż nie okazuje jej zrozumienia. Aczkolwiek chłopak ją niszczył, a ona nie chciała najwyraźniej ugrząznąć w jego problemach wraz z nim.

Mike potrafił wyobrazić sobie, iż ludzie są w stanie zrobić wszystko dla szczęścia osoby, którą kochają. Aczkolwiek wcześniej nie podejrzewał, że czasem najlepszą rzeczą, jaką można zrobić dla kogoś ukochanego, jest odejście.

***

Dziękuję, mojej korektorce - zawsze świetnie, wykonującej swoją prace.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro