Mike - 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kiedy dochodzi do samobójstwa pokroju tego Polly, w powietrzu wiszą głównie dwie emocje: żal i wstyd. Wszyscy się głowią - najbliższa rodzina, ale też ta dalsza, przyjaciele, nauczyciele, znajomi czy sąsiedzi. Nawet listonosz, usłyszawszy o śmierci młodej dziewczyny, zatrzymałby się przy skrzynce pocztowej Carterów o paręnaście sekund dłużej, aby oddać się zadumie.

Biorąc pod uwagę ludzkie odruchy, którymi mogli pochwalić się mieszkańcy Camiliestone, żal, który ich opanował, był naturalny. Kilku z nich zderzyło się też w pewien sposób ze śmiercią po raz pierwszy. Opłakiwano nie tylko Polly, ale też jej rodzinę, najbliższych, pozostawioną pustkę oraz przede wszystkim młodość. Nie łkano by równie mocno i gorliwie, gdyby nie fakt możliwych do przeżycia lat przez samobójczynię; gdyby nie wisząca nad ludźmi świadomość i domysły o tym, czego dziewczyna nie doceniła i czego nie zdążyła przeżyć; gdyby nie ukłucie serca, które pojawiało się na myśl, jak bardzo musiała poczuć się ona zraniona, że postanowiła odebrać sobie życie, choć teoretycznie wśród jej rówieśników następował rozkwit wieku.

Wstyd ujawniał się natomiast, gdy w głowie zostawało zrodzone pytanie: jak mogliśmy nie zauważyć? Bowiem dzięki podstawowej wiedzy na temat życia mieszkańcy ów uroczego miasteczka pojmowali, iż nikt nie odbiera sobie życia ot tak. Nikt nie podejmuje takiej decyzji z dnia na dzień. Zanim do niej dojdzie, przez nasze głowy przewijają się setki myśli spowodowanych określonymi bodźcami. A potem argumenty - za i przeciw. Jak to jest, że nikt nie przyuważył żalu w oczach Polly? A może nikt nie chciał reagować?

Trudno uwierzyć, że była na tyle cicha, aby nikomu się nie zwierzać. Ludzie nie dowierzali, że przez ten cały czas, gdy we wnętrzu najwyraźniej toczyła straszną mękę ze sobą, potrafiła utrzymać neutralne zachowanie.

Jednak nikt nawet nie chciał pisnąć o tym, co takiego mogło popchnąć Polly Carter do zawiązania pętli wokół własnej szyi. Co niektórzy szeptali za plecami jej rodziców, inni nalegali na wywiad wśród uczniów, a jeszcze kolejni przeklinali nic niewiedzące o życiu bachory, które podają się jako chore na depresję.

Wszyscy zostali na wskroś przesiąknięci lamentami, które unosiły się nad Camiliestone, świadomi tej bolesnej tragedii. Jedynie Mike wyprał się z emocji. Leżąc na materacu między czterema ścianami swego pokoju, do którego nie zdążył przywyknąć, głaskał swoją dziewczynę po głowie. Błądził palcami między jej gęstymi rudawymi włosami. Znów były długie. Chłopak uśmiechnął się ochoczo, cicho parskając śmiechem. Nie widział jej twarzy, nie był pewien, czy przypadkiem nie znużył jej sen. Jednak w razie takiej ewentualności wolał jej nie budzić. Nie musieli rozmawiać - wystarczyło mu uczucie jej ciepłych dłoni na jego łydkach, splecionych między palcami kosmyków włosów i dźwięk jej oddechu.

Nie zwykliśmy posiadać świadomości wagi najważniejszych momentów naszego życia w chwili, w której się toczą. Mike jednakże znajdował się poza tymi schematami, doskonale wiedział, że oto i jest najpiękniejszy dzień w jego życiu. Nie będzie już żadnych lepszych. Będą już tylko mniej lub bardziej - nawet jedynie odrobinę - gorsze.

Pozornie znajdował się na skraju wyczerpania. Im bliżej było do egzaminów, tym mniej się uczył. Nie czuł potrzeby podtrzymwania znajomości, które i tak niedługo zostaną zakończone. Rozmawiał jeszcze mniej ze swoimi rodzicami, również usprawiedliwiając się świadomością bliskiego pożegnania. Już niedługo miał zupełnie wylecieć z gniazda, poszybować ku nieznanemu. Nie przytłaczało go to. Pojęcie „domu" już dawno zatarło się w jego świadomości. Praktycznie nigdzie nie było już miejsca, gdzie mógłby się udać za potrzebą bezpieczeństwa.

Pozbawił się czułości ze swojego życia. Przestał przywiązywać wagę do tego, jakim torem toczy się jego los. A niech się toczy, gdzie tylko chce! Gdzie mnie wyrzuci, tam też zostanę - myślał. Pozostawił wszystko przypadkom, bez, jego zdaniem, zbędnych komplikacji. Cieszył się, iż jest poza zmartwieniami, które zewsząd otaczają jego równieśników; college, przyjaciele, rodzina, prace dorywcze, dodatkowe zajęcia, nauka - nie musiał wyważać żadnej z tych rzeczy.

Nagle uczucie ciepła, które dawała mu rudowłosa, zaczęło zanikać. Mike poczuł, jak spada w dół, choć w rzeczywistości nadal siedział na swoim materacu. Chcąc podeprzeć wygodniej głowę o ścianę, wykonał gwałtowny ruch, uderzając tylnią częścią czaszki o bok. Opadł, ssuwając się po ścianie. Obraz rzeczywistości zaczął się rozmazywać. Zawitał do niego mrok.

Chłopak stał się w pewnym momencie tak zobojętniały, że najchętniej nie ruszałby się z miejsca. Gotów był nawet nawiązać nić porozumienia ze swoimi rodzicami, jednak sposób, w który próbował uzmysłowić sobie i pojąć śmierć skrzywdzonej przez niego na imprezie dziewczyny, krzyżował jego wszystkie plany. Przeszedł z jednej skrajności w drugą. Potem marzył już tylko o tym, aby móc się wynieść. Jak najdalej, zarówno od jego starego, jak i nowego domu. Czuł potrzebę odcięcia się od przeszłości. Przeczuwał, że jeśli tego nie zrobi, ściągnie się na jeszcze głębsze dno, takie, z którym tym razem już się nie pogodzi.

Podczas gdy brał prysznic czy kładł się spać, nawiedzała go myśl o udziale jego winy w utracie córki przez państwo Carterów. Zaraz potem odrzucał ten pomysł przy śniadaniu. To nie miało znaczenia, skoro dziewczyna i tak prawdopodobnie leży już w trumnie i oczekuje na zejście do piachu. Przyznając się do próby gwałtu, rozpętałby tylko niepotrzebne dodatkowe piekło dla jej rodziców.

Jak każdy słyszał wiele plotek na temat jej śmierci - głównie tych dotyczących rodziny i rozwodu jej rodziców. Właśnie o takich rzeczach najczęściej mówi się, gdy jest już za późno na reakcję. Mike modlił się więc cicho w duchu - tak slabym szeptem, aby nawet do niego samego nie dochodził on w pełni - aby tylko wina leżała po innej stronie. Oby tylko był jednak w tej akcji duchem. Cichym obserwatorem. Ewentualnie jednym płatkiem śniegu wśród lawiny śnieżnej, która zmiotła Polly Carter z powierzchni ziemi.

Mike wpatrywał się w sufit. Jego dziewczyna zniknęła. Nadchodziła ciemność. Chłopak przeczuwał, że na jego rękach jest krew.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro