Polly - 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Polly przyglądała się okładce „Małego życia” jak gdyby z obrzydzeniem. Tak jakby książka ta skrywała same niewygodne prawdy oraz łzy. Czytanie nadal ją odtrącało. Dziwne, jak dana czynność przyległa w jej myślach do danych ludzi. Jakby nie patrząc, dziewczyna nie potrafiła nawet otworzyć owej książki. Choć obiecała to sobie. Przysięgła, iż sięgnie po utwór, który wręczyła jej Emily — lecz nadal nie potrafiła pokonać pewnej bariery. Westchnęła. Jakże głupie rzeczy powstrzymywały ją przed wzięciem głębszego oddechu.

W jej głowie tłukły się różne myśli, bo może gdyby była ładniejsza, mądrzejsza czy nawet głupsza — może żyłoby się jej lepiej? Może nie byłaby wtedy tak wielką porażką? Może wtedy bardziej starałaby się dla rodziców, może wtedy miałaby więcej przyjaciół, może wtedy chłopcy bardziej by się nią interesowali. Może wtedy wszystko byłoby inaczej, wszystko przedstawiałoby się lepiej, cały świat miałby więcej kolorów, a ona cały czas by się uśmiechała. Może Bóg popełnił błąd, zsyłając ją na ten świat? Może jest zwyczajną pomyłką? Może nie pasuje do tego miejsca? Może, może, może... Może Polly nie umiała już żyć, może wszystko już coraz bardziej i bardziej traciło barwy i sens, i może właśnie dlatego postanowiła otworzyć książkę, pokonać pewną barierę, może po prostu to już nie miało znaczenia, bo w głowie Polly tkwiło wielkie MOŻE.

***

Polly łykała słowa książki tak długo, aż nie zaczęły szczypać ją oczy, aby zaraz potem chwycić po krople i powrócić do czytania. Zagłębiała się w historie, ponownie ściskała okładkę w dłoniach, płakała ze wzruszenia czy złości, a czasem nawet bez powodu. Momentami chciała krzyczeć, może nawet wyć, łapała się wtedy za włosy i głęboko oddychała. Czuła jak gdyby każdy ból, jaki odczuwali bohaterowie, przenosił się na nią. Czuła, jak wszystkie zdania książki wkradają się do jej umysłu, sprawiając, iż myślała i czuła ona w zupełnie inny sposób.

Pochłonięta całkowicie przez słowa tworu, nie chciała spoglądać na ostatnią stronę. Nie chodziło nawet tyle o treść zakończenia, co o jego fakt. Dziewczyna nie dowierzała, przypominając sobie zdarzenia sprzed kilku godzin. Jeszcze tak niedawno z ledwością spoglądała na okładkę „Małego Życia”.

Łzy poplamiły ostatnią stronę tekstu, lecz póki co Polly kompletnie się nad tym nie zastanawiała. Zdawała sobie sprawę z tego, że historia tych mężczyzn straciła szansę na jakiekolwiek szczęśliwe zakończenie już kilka stron temu. Lecz do ostatniego słowa, przewracając ostatnie kartki i spoglądając ponownie i ponowie na okładkę, ciągle miała nadzieję, iż dane wydarzenia były jedynie koszmarem jednego z bohaterów. Może był to żart autorki? Może gdzieś zastanie jakiś napis w stylu „PS; Jednak wszystko kończy się dobrze.”.

Polly podziwiała autorkę, choć z drugiej strony nie potrafiła jej pojąć. Czyżby bohaterowie nie byli dla niej niczym synowie? Czyżby ich nie kochała? Czyżby tak bardzo pragnęła ich cierpienia? Dziewczyna nie potrafiła tego zrozumieć. Sama — jako czytelniczka — była w stanie tak mocno się do nich przywiązać, że nie byłaby w stanie ich skrzywdzić. Być może niektórzy autorzy są zwyczajnymi sadystami. Być może tym chełpią się dobre dramaty — brakiem szczęśliwego zakończenia.

Głowa Polly wypełniła się jeszcze większą ilością myśli, niedokończonych zdań, pytań czy obrazów. Wszystko było tak niejasne, że aż przejrzyste. Jej dom przeszedł z jednej skrajności w drugą, wcześniej wypełniony podniesionymi głosami rodziców dziewczyny, teraz boleśnie cichy. Co prawda nie znosiła hałasu, a cisza byłam czymś, czym chętnie się delektowała. Lecz to był inny rodzaj ciszy, bardziej ogłuszający, drażniący, dziwny, jakby głośny w swej próżni. Obecnie nienawidziła i kochała w tym samym momencie ludzi, książki i dźwięki.

Była w desperacji. Drążyła w swej głowie różnorakie tematy, lecz z czasem zaczęły się one powtarzać. Stale te same obrazy, ci sami ludzie, te same pytania oraz przytłaczająca rutyna. Wszystko się ze sobą mieszało, kotłowało i zlewało. Każda czynność, myśl oraz uczucie były dla niej udręką. Natomiast stan szczęścia okazał się dla niej jedynie poczekalnią, w której oczekiwała na łzy. Prosto ujmując — wszystko było nie tak.

Polly czuła, że nie daje rady, że nie znosi swoich wybuchów płaczu, które tak mocno ukrywa, i że nie chce tego dalej ciągnąć. Modliła się o odpoczynek, lecz nie było dane jej go zastać. Każdy krok, poranek, samotne popołudnie, godzina spędzona na bezcelowym wpatrywaniu się w podręcznik, spojrzenie na uśmiechy swych rówieśników czy zimna herbata, o której zapomniała — udawadniały jej, że coś było nie tak. Tyle że dziewczyna nie była pewna co do tego, co dokładnie się spierdoliło i co mogłaby zrobić, aby było lepiej. Nie przewidywała nawet możliwości zwrócenia się do kogoś o pomoc. Co by przecież powiedziała? Moi rodzice się rozwodzą? Pełno par się rozwodzi, a ich dzieci pomimo niesmaku jakoś brną przez życie — ona też powinna, tyle że nie potrafiła.

Ciemnowłosa opadła na łóżko, mrużąc oczy, przyglądała się rozwieszonym w jej pokoju lampkom. Spadała przez długi czas, a im dłużej to trwało, tym bardziej wyczekiwała końca. A tego wieczoru uświadomiła sobie, iż jest już na dnie. Lecz upadek jeszcze jej nie zabił.

***

Nie wiem czy ktoś to pamięta ale w pierwszej wersji Emily miała wręczyć Polly Córkę Laguny a nie Małe życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro