#20 Pierwsza miłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Woda. Jedyne co czułam to woda. To śmieszne, ale właśnie tak było. Jakim cudem znalazłam się pod nią? Dlaczego? Zaczęłam ruszać chaotycznie rękami i nogami. Dlaczego się nie wynurzałam na powierzchnię? A, tak. Przecież nie potrafię pływać. Zostaje mi tylko się poddać, prawda? Nagle poczułam czyjeś dłonie oplatające mnie w pasie, a później znów nic, ciemność.

-Mel!- krzyczał głos gdzieś daleko w oddali, jakby po drugiej stronie przepaści. Wiem, że leżałam. Ale tym razem nie na ziemi tylko na czymś miękkim.

Ktoś mnie woła, prawda? Ale kto?

Nagle przed oczami, w moich myślach ujrzałam twarz tego chuja i zerwałam się gwałtownie do siadu. Oddychałam ciężko przerażona. Obok mnie siedział Jin. Przyglądał mi się zmartwiony. Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja pisnęłam.

Co się do cholery z Tobą dzieje Amelia!?

Puknęłam się piąstką w głowę lecz poczułam wyraźny ból rozchodzący się po całym moim ciele i z grymasem skrzywiłam.

-Ciii... Już nic Ci nie grozi- chłopak ostatecznie przyciągnął mnie do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Nie wyrywałam się, nie miałam sił.

-C...co teraz?- spytałam załamanym głosem. Aż trudno mi było uwierzyć, że ten głos należy do mnie i wydobył się z moich ust.

-Teraz? Teraz już jest dobrze, poszedł sobie- wyszeptał cichutko tak jakby bał się, że zrani mnie wysokim tonem głosu.

-A...ale... Co teraz zrobimy?

-Nikt nam nie uwierzy. Trzeba znaleźć na niego dowody...

Przełknęłam głośno ślinę.

-Jutro w wytwórni będę ciągle Cię obserwować, a Ty również nie schodź mi z oczu, dobrze?

Kiwnęłam delikatnie głową w odpowiedzi, mam nadzieję, że to zauważył. Poczułam po chwili jak moje ręce drżą. Działo się tak na samą myśl, że jutro będę musiała się tam pojawić, że spotkam go, człowieka, który mógł mnie...

Zagryzłam wargę i poczułam łzy wypływające z moich oczu. Chłopak najwyraźniej je dostrzegł, bo otarł kciukami moje policzki i pocałował mnie czule w czoło.

-A...ale... Jak tu się znalazłeś?- odsunęłam się spoglądając od razu na niego podejrzliwie.

-Zostawiłem telefon... Leżał u Ciebie na komodzie... Postanowiłem wrócić i no...

Poczułam jak serce mi przyspiesza ale znów ze strachu. Czyli to przypadek. Gdyby Jin nie zostawił telefonu to ja...

Znów łzy.

-Zostanę tu z Tobą do jutra, może wrócić- chłopak wtulił mnie w siebie mocno i zaczął gładzić moje włosy by jakoś dodać mi tym otuchy. Byłam mu cholernie wdzięczna za to, że zdecydował się przy mnie zostać.

Resztę dnia spędziłam w łóżku. Płakałam, wiłam się z bólu, przytulałam się coraz to mocniej do Jina, który ciągle przy mnie czuwał. I w końcu po długim czasie tych męczarni poczułam jak moje powieki robią się coraz cięższe i znów nastaje kojąca cisza oraz ciemność.

-Wstawaj! Ame! Ame!- słyszałam wyraźne krzyki lecz mimo to nie potrafiłam rozchylić oczu. Dopiero po jakimś czasie usłyszałam własny kaszel i automatycznie podniosłam powieki. Obraz był mimo wszystko rozmazany lecz widziałam czyjeś zarysy. Tak, jakaś postać znajdowała się przy mnie. Chłopczyk, z pewnością chłopczyk. Potrząsnął mną kilka razy, a ja zamrugałam. W końcu mogłam dostrzec jego twarz.
-T...Tae...- wymówiłam cicho imię należące do niego, a on się uśmiechnął. I nagle wszystko zrobiło się czarne, a ja poczułam dłoń na ustach ciągnącą mnie gdzieś i przypierającą do ściany.
-Tae!- krzyknęłam rozpaczliwie. Menadżer Gin zniknął i ujrzałam chłopaka. Był nim Seokjin, nie Taehyung. Poczułam silne ukłucie w sercu. Rozczarowanie. Wszystko znów zniknęło pokrywając się czernią.

-Kochanie?- usłyszałam głos Jina. Gładził mi włosy. Odsunęłam się od niego szybko. W oczach miałam przerażenie, a później łzy. Nie spływały one teraz z moich policzków z powodu próby gwałtu lecz z tego co ujrzałam kilka sekund temu.

Ten chłopak. Tae. Moja pierwsza miłość. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro