koszmar i balkon

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dorosły już chłopak radośnie spacerował po cyrkowym namiocie, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Witał się ze wszystkimi akrobatami i zwierzętami. Następnie pobiegł do swoich rodziców, przytulił ich nie przestając się uśmiechać.
- Gotowy na dzisiejszy występ Dick?  Zapytał tata
- Oczywiście że tak!  Odpowiedział radośnie.
- Dużo trenowałeś, wyjdzie wspaniale zobaczysz. Powiedziała mama i ucałowała syna. Gdy już mieli wychodzić na występ w namiocie rozległ się strzał, przerażony rzucił spojrzenie na swojego tatę. Jego kostium pokrywała czerwona plama, następnie upadł na ziemię. Rozległ się kolejny strzał.
- Dick!  Powiedziała mama
- Nie!!!  Krzyknął widząc jak ciało kobiety pada martwe.
- Nie!!  Nie, nie!!  Nie mogę was znów stracić!!!  Nie mogę!!!  Proszę nie!!  Łkał chłopak. 
- Mamo!  Tato!!  Obudzcie się!!  krzyknął.
Zaczoł się rozglądać za mordercą.
Szybko wybiegł za kotare.
Zobaczył tylko znikające czarne postacie z karabinem.
Spojrzałem na swoje ręce, całe we krwi. Ich krwi.

Podniósł się z łóżka cały roztrzęsiony. Spazmatycznie oddychał. Z włosów leciał pot tak samo jak z czoła.
Przetarł zmęczone oczy i spojrzał na zegar. Była 2.50. Wstał i pokierował się na balkon. Świeże powietrze napewno nie zaszkodzi. Kiedy uchylił dżwi zobaczył że nie był sam.
Pov.Bruce
Siedziałem na balkonie rozmyślając nad kilkoma sprawami które nie dawały mi spokoju. Myślałem o ostatnich patrolach ale też o moich synach, zdecydowanie poświęcam im za mało uwagi. W pewnej chwili usłyszałem skrzypienie dżwi. Odwróciłem się i zobaczyłem Dicka. Chłopak jednak nie wyglądał dobrze, miał spocone włosy, wyglądał na bardzo zmęczonego i lekko przestraszonego.
- Co tu robisz Bruce?  Zapytał cicho.
Coś było nie tak.
- Nie mogłem spać. Odpowiedziałem.
- Coś się stało Dick?  Zapytałem
Chłopak Westchnoł kładąc ręce za barierką.
- Miałem zły sen to wszystko. Powiedział.
Zapadła cisza. Spojrzałem na chłopaka. Wiatr rozwiewał włosy. Natomiast dostrzegłem że po policzkach zaczęły spływać łzy.
- Dick co ci się śniło?  Zapytałem zmartwiony.
Chłopak spojrzał na mnie.
- Śmierć moich rodziców Bruce. Odpowiedział.
Podszedłem do niego i przytuliłem chłopaka.
- Lepiej będzie jak się położysz i spróbujesz zasnąć. Powiedziałem.
Dick pokiwał głową.
- Dobranoc Bruce. Powiedział.
- Gdyby coś było nie tak to przyjdź do mnie. Powiedziałem zanim wyszedł.
Uśmiechnął się lekko i wyszedł.
20 minut później wyszedłem z balkonu i poszedłem sprawdzić czy zasnoł. Wszedłem po cichu do pokoju. Dick leżał na łóżku, spokojnie oddychając. Uśmiechnąłem się i wyszedłem z pokoju. Pora iść spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro