Smutna Pani z Aldburga

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Podobno chciała rzucić się pod koła wozu – zaczęła żona kowala, rozsiadając się wygodniej na szerokiej ławie.
- Głupstwo – skwitowała jej sąsiadka. – Nawet nie podeszła do noszy.
- Podobno straciła dziecko...
- Była przy nadziei? – zdziwił się ktoś trzeci. – W jej wieku?

Eedha skrzywiła się boleśnie i oparła o szynk. Widząc to, dziadek postawił przed nią kufel mocnego piwa. Upiła długi łyk i zakrztusiła się łzami. Wspomnienia ostatnich dni sprawiały, że nie potrafiła skupić się na pracy i ochmistrzyni niemal wymusiła na niej wykorzystanie przysługujących jej wolnych godzin. Opierała się jak mogła, tłumacząc że dzieci jej potrzebują, ale musiała przyznać sama przed sobą, że chłopiec i tak nie chciał z nikim rozmawiać, a dziewczynka... Mała Eowina płakała tak długo, aż dano jej ziół na uspokojenie. Zasnęła po nich mocno, ale Eedha słyszała, jak płacze nadal, tyle że przez sen.

Ci ludzie o niczym nie mieli pojęcia! Zawsze widzieli tylko fasadę. Wystudiowane uśmiechy i powściągliwe gesty. Państwo na pierwszy rzut oka wyglądali bardzo poważnie, zwłaszcza pani była jak wykuta z kamienia. Jednak to Eedha od sześciu lat opiekowała się dziećmi, to ona mieszkała we dworze. Owszem, Theodwina słabo mówiła po rohirricku, od dziecka przyzwyczajona do Westronu. Dlatego rzadko wdawała się w dłuższe rozmowy z poddanymi, zostawiając to mężowi.

Theodwina była żywa, zawsze uśmiechnięta, chociaż skora do kłótni, do których nie dochodziło ze względu na spokojny charakter męża. Eomunda nie dało się wyprowadzić z równowagi, ale Eedha słyszała, że gdy ruszał do bitwy, stawał się gwałtowny i nieobliczalny. Oboje dobrze traktowali służbę i tego samego nauczyli dzieci. Eowina miała roczek, gdy Eedha została piastunką jej brata. Z miejsca pokochała złotowłose maluchy i gdyby mogła, oddałaby za nie życie. Czuła się bezsilna, że teraz nie mogła zrobić nic, żeby pomóc.

Eedha uwielbiała swoją pracę. Kochała dzieci, a dzięki pobytowi wśród dobrze urodzonych nauczyła się Wspólnej Mowy i często rozmawiała z panią Theodwiną, która nie zadzierała nosa i jeśli tylko rozumiała rozmówcę, stawała się bardzo towarzyską osobą. Spędziły wiele wieczorów na rozmowie i Eedha wolała sobie nie wyobrażać, co teraz dzieje się w głowie jej dobrodziejki.

Wyprawili się przed trzema dniami, jak wiele razy wcześniej. Było ich niewielu, najwyżej dwudziestu. Eomund jak zawsze przyszedł do pokoju dziecięcego. Eowina rzuciła mu się na szyję. Eomer stał w drzwiach, udając dorosłego, chociaż rozglądał się ciekawie po pomieszczeniu, w poszukiwaniu łakoci. Zapamiętała każdy szczegół, nawet to, jak postanowiła, że przemyci coś z kuchni specjalnie dla niego.
- Nie zamęcz Eedhy – nakazał córeczce i postawił ją na ziemi, a potem razem z żoną i synem wyszedł przed dwór. Chwilę później usłyszała, jak odjeżdżają. Cieszyła się, że jej narzeczony pracuje przy spławianiu drewna i nie wyprawia się na orków.

Tego ranka Eomer wbiegł do dworu z radosnym okrzykiem, jak zawsze.
- Mamo, wrócili!

Eowina zerwała się na równe nogi i, nie czekając, aż Eedha poda jej płaszczyk, wybiegła przed dwór. Theodwina ze śmiechem podążyła za nią. Eedha też poszła, na wypadek gdyby małą trzeba było wyciągać spod końskich kopyt, co już się zdarzało. Gdy wracał ojciec, świat przestawał dla dziewczynki istnieć.

Nie zdążyła wyjść za drzwi, gdy usłyszała tamten dźwięk. Trochę jak gardłowy jęk rannego zwierzęcia. Nie pamiętała, w jaki sposób znalazła się przy Theodwinie. W pewnym momencie po prostu zorientowała się, że tam stoi, przyciskając twarz Eowiny do swego ramienia, żeby nie patrzyła na to, co zostało z ciała ojca.

Rozorali mu pierś i pozbawili go ręki. Opatrunki były czerwone od krwi, z części twarzy pozostała krwawa miazga. Cuchnął krwią, a zapach płoszył konie w pobliskich stajniach. Był bez zbroi, a szeroko otwarte oko wpatrywało się w szare niebo nad Aldburgiem. Skonał niedawno, może przed momentem.

Theodwina nie rzuciła się pod koła wozu.

Nie straciła dziecka, bo nie była przy nadziei.

Kłamstwem było, że nie podeszła do noszy. Eedha i Eomer z trudem ją od nich oderwali.

Siostra króla krzyczała, dopóki nie zachrypła. Gdy straciła głos, ukryła twarz w dłoniach i wbiła paznokcie w policzki. Eedha do tej chwili miała przed oczami dwie zakrwawione twarze. Wiedziała, że tej wrzawy nie zapomni do końca życia. Theodwina krzyczała, Eowina płakała, a Eomer, ten mały, zagubiony chłopiec, patrzył na wszystko z miną dorosłego, złamanego człowieka. Już nie udawał. Był mądry i wiedział, że właśnie został panem Aldburga. Odrobina dziecka, która nadal próbowała dojść do głosu, nie miała pojęcia, co zrobić.

- Eedho – dziadek położył dłoń na jej ręce. – Nie zamartwiaj się. Nas to nie dotyczy...
- Ona na to nie zasłużyła – odparła dziewczyna, prostując się. Przed oczami miała zakrwawione twarze, brudne od posoki dłonie. – Została sama z dwójką dzieci...

- Zabierze ich i wróci do Gondoru, mówię wam! – rzuciła przekupka z wypiekami na twarzy i skierowała się do wyjścia. Eedha gwałtownie odsunęła od siebie kufel i podeszła do drzwi.
- Brednie! – warknęła i trzasnęła drzwiami.

Deszcz uderzył ją w twarz kłującym zimnem. Otuliła się płaszczem i ruszyła w stronę dworu. Była wściekła, smutna i zmęczona, ale wiedziała, że i tak nie zaśnie poza dworem. Zamknęła za sobą drzwi dla służby i zdjęła przemoczony płaszcz. Po cichu przemknęła do pokoju Eowiny.

Dziewczynka spała, wtulona w poduszkę. Czoło miała gorące i mokre od potu. Eedha odsunęła mokre kosmyki z buzi Eowiny i poprawiła okrywającą ją kołdrę. Będzie musiała zajrzeć do kuchni po coś na gorączkę.

Eomer też spał, ale bałagan panujący w komnacie wskazywał, że chłopiec długo nie mógł poradzić sobie z żalem. Zasnął, ściskając w rękach sztylet, który dostał od ojca. Ostrożnie wyjęła mu z dłoni ostrze i odłożyła na parapet.

Dwór spał, pogrążony w ciężkiej ciszy. Eedha wyszła na korytarz i skierowała się w stronę kuchni, z której dochodziły odgłosy cichej rozmowy. Nagle zatrzymała się gwałtownie. Ktoś krzyczał. Zawróciła, a krzyki zaprowadziły ją pod drzwi komnaty państwa. Eedha zawahała się na chwilę i zapukała do drzwi.
- Pani? – zapytała cicho. Theodwina nadal krzyczała, więc zapukała głośniej. Krzyk urwał się nagle, więc przerażona dziewczyna popchnęła ciężkie drzwi. – Pani...

W nikłym świetle dogasającego ognia zobaczyła obszerne wnętrze: mroczny zarys okna, poszczególne meble i duże łoże, na którym siedziała biała postać. Eedha szybko zapaliła świece i podeszła do Theodwiny.

Rozpuszczone włosy opadły jej na twarz mokrą od łez, a szramy po paznokciach spuchły brzydko i ostro odcinały się od bladej twarzy z migotliwym blasku świec. Wyglądała jak śmierć we własnej osobie i Eedha niemal odskoczyła przerażona. Po chwili jednak złudzenie znikło i miała przed sobą jedynie załamaną kobietę.
- Eedha?- Theodwina popatrzyła na nią zaskoczona.
- Krzyczałaś, pani – szepnęła Eedha, przysiadając na łóżku.
- Śniło mi się... - zaczęła i spojrzała na puste miejsce obok siebie.

Eedha przysunęła się powoli i położyła dłoń na ramieniu Theodwiny, a ona pozwoliła się objąć i ukołysać. Dziewczyna pomyślała, że nie ma wielkiej różnicy między siostrą króla, a jej córką. Obie uspokajały się, gdy obok był ktoś jeszcze. Potrzebowały cichego, spokojnego głosu i ciepła.
- Co ja teraz zrobię? – szepnęła Theodwina, gdy Eedha już zasypiała na siedząco.
- Teraz musisz zasnąć, pani – odparła dziewczyna i pomogła się jej ułożyć. – Pomogę ci z dziećmi i ze wszystkim, obiecuję. Ale teraz zaśnij.
- Wiedział, co robi, gdy cię przyjmował... - powiedziała sennie i zamknęła oczy.

Eedha otarła oczy i wyszła z komnaty. Przygotowała lek dla Eowiny, obudziła ją i zmusiła do wypicia. Potem zajrzała jeszcze do Eomera. Spała krótko i niespokojnie i następnego dnia ledwie trzymała się na nogach.

Do Aldburga zaczęli zjeżdżać goście, którzy mieli wziąć udział w pogrzebie. Po południu przyjechał sam król i zamknął się z siostrą w jej komnacie na długie godziny. Eomer niespokojnie krążył pod drzwiami. Za wszelką cenę starał się być wsparciem dla matki i siostry, ale nie miał pojęcia, od czego zacząć. Następnego dnia odbył się pogrzeb. Miasto pękało w szwach, ale Theodwina zdawała się nie zwracać na to uwagi. Cała w czerni, stała przy kurhanie i trzymała Eowinę za rączkę. Eomer stał najbliżej wejścia do kurhanu. Blady, poważny, nagle bardziej poważny. To on poprowadził zebranych do dworu, mimo że drżała mu broda.

Od tamtego dnia Theodwinę zaczęto nazywać Smutną Panią. Ubierała się tylko na czarno, zakrywała złote włosy i snuła się cień po dworze i okolicach. Schudła, a jej twarz przybrała kolor niezdrowej bladości. Król wyjechał, mimo targających nim złych przeczuć.
- Dbajcie o nich – powiedział służbie, która była obecna podczas jego odjazdu, a Eedha czuła się, jakby mówił do niej.

Niedługo później pojawiły się pierwsze plotki. Theodwina podobno oszalała. Mówiła do siebie po rohirricku, jakby uczyła się czegoś na pamięć. „Jak długo go masz, jestem bezpieczny". Dla Eedhy te słowa nie miały sensu, ale uznała je za nieszkodliwe. Towarzyszyła Theodwinie, gdy ta siadała na wzgórzach i patrzyła na step, jakby na kogoś czekała. Nie jadła, nie spała. Po prostu trwała, chudnąc na oczach zrozpaczonej służby. Eedha opiekowała się całą trójką, ale zdawała sobie sprawę, że dzieci potrzebują rodziny, nie piastunki.

Orkowie stali się zuchwali, ale gdy zabrakło Eomunda, wyprawy stały się mniej skuteczne. Nawet rycerze wyprawiający się bezpośrednio z Edoras nie zawsze byli w stanie zapewnić ludziom bezpieczeństwo. To było jak lawina: jedno wydarzenie pociągało za sobą kolejne, jeszcze gorsze.

Tego lata miała wyjść za mąż, ale postanowiła, że zaczeka, aż pani poczuje się lepiej. Geralt zrozumiał i zamieszkał na poddaszu gospody, pracując u jej dziadka. Theodwina jednak gasła w oczach, a w jesieni zachorowała. Wszyscy wiedzieli, co nastąpi już niedługo, jednak nikt nie mógł się z tym pogodzić. W Aldburgu zamieszkał strach. Eowina nie mogła zasnąć, jeśli była sama, a Eomer znikał na długie godziny na stepie, by całe wieczory spędzać z matką. Niegdyś szczęśliwa rodzina stała się grupą widm o złotych włosach.

Pewnej nocy przyszedł do pokoju siostry, gdzie Eedha dopiero ukołysała ją do snu. Usiadł ciężko na podłodze i oparł czoło o jej kolana. Płakał bezgłośnie, chociaż szloch wstrząsał jego ramionami i Eedha już wiedziała. Zsunęła się z łóżka Eowiny i objęła chłopca ramionami. Oparł policzek o jej ramię i poczuła, jak łzy moczą jej rękaw sukienki.
- Dlaczego płaczesz? – szepnęła Eowina, podnosząc się na łokciach.
- Mama... - wychrypiał. – Była... Taka spokojna. Nawet się uśmiechnęła. A... A potem zamknęła oczy i... I przestała oddychać! Umarła...

Eedha spędziła resztę nocy, przytulając osierocone dzieci. Rano okazało się, że tknięty złymi przeczuciami król postanowił odwiedzić siostrę.
- Przygotuj dzieci – rzuciła jedna ze służących. – Król chce je widzieć.
- Wuj – jęknął Eomer i przetarł twarz. Szybko pobiegł do siebie i wrócił przebrany i z umytą twarzą – Chodź, Eo.
- Chcę do mamy!
- Mama nie żyje.
- Chcę do mamy!
- Uspokój się, Eowino – powiedział Theoden. Eedha nie wiedziała, kiedy wszedł do pomieszczenia. – Spakuj ich.
- Ale... - zaczął Eomer.
- Po pogrzebie jedziecie ze mną. Spakuj ich – powtórzył, a Eedha zorientowała się, że pierwsze polecenie zignorowała.
- Natychmiast, mój panie.
-Chcę do mamy! Eedho, chcę do mamy.

Eedha bezradnie spojrzała na króla. Mężczyzna też nie wiedział, co zrobić. Jego syn był już młodzieńcem, którym wcześniej zajmowały się piastunki.
- Zostaw mnie z nimi – westchnął i wyciągnął rękę w stronę Eowiny.

Dzień po pogrzebie gospoda pękała w szwach. Eedha wyrwała się na chwilę z przepełnionego dworu, upewniwszy się, że dzieci śpią. Mieli wyjechać następnego dnia, a ona pierwszy raz od dawna poczuła, że musi się napić, żeby to wytrzymać. Najpierw Eomund, potem Theodwina, do której była tak przywiązana!

- Podobno znaleźli ją zamarzniętą przy jego kurhanie – oznajmiła jedna z kobiet, poprawiając się na ławie.
- A gdzież tam! Podcięła sobie żyły jego sztyletem.
- Ja słyszałam, że się powiesiła.

Eedha powoli wstała i podeszła do plotkujących kobiet. Z trzaskiem postawiła na stole swój kufel.
- Gdybyście połowę sił, które marnujecie na gadanie po próżnicy przeznaczyły na coś pożytecznego, może dałoby się z wami wytrzymać!
- Zapominasz się, mała.
- Nie powiesiła się, nie podcięła żył, ani nie zamarzła. Zmarła w swojej komnacie, w towarzystwie syna. Jeśli jeszcze raz usłyszę takie plotki, król się o tym dowie.
- To co ją zabiło, mądralo? – Kowalowa pociągnęła długi łyk i spojrzała na nią tak, jakby Eedha nie zagroziła jej właśnie donosem.
- Tęsknota – odparła Eedha i wyszła.

* * *

Ludzie powoli zapominali. Król przysłał do Aldburga nowych możnych, żeby zajęli się majątkiem do osiągnięcia przez Eomera pełnoletniości. Plotki ucichły, kurhany porosły trawą. Smutna Pani znalazła swoje miejsce wśród miejscowych opowieści. Przez pewien czas nawet straszono nią niegrzeczne dzieci. Eedha wyszła za mąż i założyła rodzinę. Jej dzieci również usłyszały o smutnym losie państwa z Aldburga. Jednak w opowieściach Eedhy nie byli widmami nawiedzającymi wąskie uliczki. Byli po prostu ludźmi, którzy odeszli zbyt wcześnie.


Chyba muszę napisać coś weselszego, bo z wyjątkiem jednego, wszystkie moje shoty nawiązują do śmierci XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro