Stara Maud

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Często jest tak, że nie mamy pojęcia, kim są nasi sąsiedzi. Nie znamy ich dalszych rodzin, zainteresowań. Oczywiście wszyscy kochamy miejscowe plotki, domniemania, gdybania. Nie musimy znać prawdy, wystarczy nam to, co sądzą inni. I tak żyjemy obok siebie, zaraz za ścianą i nie wiemy, jak było naprawdę.

Stara Maud od dwóch lat zarzekała się, że umrze. Jedni czekali z niecierpliwością, inni kiwali głowami z udawanym zrozumieniem. Ja nie czekałem i nie kiwałem głową. Nie obchodziło mnie to. Nie znałem jej zbyt dobrze, chociaż od trzech lat byliśmy sąsiadami. Poza tym Stara Maud wcale nie była stara. Nie miała jeszcze pięćdziesięciu lat, chociaż była wyniszczona alkoholem i, jak ludzie mówili (nie wnikając, przypuszczając) wstydliwymi chorobami.

Aż pewnego dnia umarła. Odeszła po cichu, zupełnie niespodziewanie, podczas robienia zakupów. Wtedy przyjąłem to spokojnie. Zdarzało się. Miesiąc wcześniej zmarł staruszek z kamienicy naprzeciwko. Zdziwiłem się dopiero, gdy okazało się, że zapisała mi swój dobytek.

Tak jak mówiłem, nie znałem jej. Raz czy dwa przyniosłem jej drewna, pomogłem uszczelnić okno i tyle. Cała nasza „znajomość". Z resztą, co stara panna z rohirrickim akcentem mogła mieć wspólnego z młodym krasnoludzkim kowalem z Dale?

Tamtego wieczoru przyniosłem do zajmowanego przeze mnie lokum mój „spadek", czyli średniej wielkości drewnianą skrzynkę. Długo zastanawiałem się, czy warto ją otwierać. W końcu ciekawość zwyciężyła i uchyliłem lekkie wieko.

W środku znajdował się plik podniszczonych listów, dwa kawałki wstążki: zielony i brązowy, zasuszone kwiaty, drewniana figurka konia i połamane pióro. I tyle. Cały wspaniały spadek, wart niewiele więcej od mojego zniszczonego płaszcza składającego się już z samych łat.

Zamknąłem skrzynkę i zapomniałem o niej na wiele dni. Ponownie rzuciła mi się w oczy pewnego wyjątkowo paskudnego jesiennego wieczoru. Ponownie ją otworzyłem i wziąłem do ręki plik listów. Byłem przekonany, że to korespondencja z jakąś jej dawną miłością. Niewiele się pomyliłem, bo wszystkie listy zaczynały się od „Najmilszy" lub „Ukochany". Później jednak zwróciłem uwagę na daty i na imię owego mężczyzny.

Stara Maud pisała do Theodreda, księcia Rohanu, który w chwili stworzenia pierwszego listu był martwy od ponad trzech lat. Zdziwiłem się, bo nie wyglądała na wariatkę.

Opisywała jakąś zbrodnię. Zabiła młodą służącą i próbowała kogoś otruć. Początkowo motywowała swoje działania, wskazując dlaczego tak postąpiła. Jednak z każdym kolejnym listem ze słów biła gorycz i smutek. Kolejne fragmenty sprawiały, że czułem się jak intruz, jednak czytałem dalej.

Zrujnowałam sobie życie, Theodredzie. Tak bardzo chciałam chwały naszego kraju, że nie zauważyłam, kiedy zaczęłam pragnąć jej dla siebie. Nie byłbyś ze mnie dumny.

Lothiriel świetnie sobie radzi. Czasem słyszę o królowej Rohanu i nie mogę przestać zastanawiać się, do czego doszlibyśmy razem. Minęło piętnaście lat od Twojej śmierci, Najdroższy.

Czuję, że niedługo umrę. Jestem już zmęczona. Freda opuściła mnie niemal na początku, zamieszkała z daleką rodziną. Od lat nie mam od niej wieści.

Mają piątkę dzieci. Mieliby trójkę, gdyby mi się udało... Czasem siadam przy oknie, patrzę na Dale i myślę. Zastanawiam się, czy warto było tak jej nienawidzić. Patrząc na moje postępowanie z perspektywy czasu widzę, jaka głupia byłam. Teraz na wszystko jest za późno. Miałam wielu mężczyzn, raz czy dwa mogłam mieć dom, ale wolałam korzystać z życia.

Jestem chora. Zawsze gardziłam ladacznicami, ale teraz nie jestem od nich lepsza. Ruda, przeżarta alkoholem i chora. I stara. Oto jak nisko upadłam. Od narzeczonej księcia, przyszłej królowej do Starej Maud, zrzędliwej ubogiej kobiety.

Dwa ostatnie listy nie były adresowane do księcia. Oba były krótkie, miały tylko kilka zdań.

Piszę do Ciebie, Lothiriel, przekonana, że to moje ostatnie dni .Ostatnie lata ciężko mnie doświadczyły. Zaznałam samotności, straty i niezrozumienia. Zrozumiałam swoje dawne błędy, których omal obie nie przypłaciłyśmy życiem. Nie myśl, że zaczęłam Cię lubić. Nie, zapewne naszym przeznaczeniem od początku była wzajemna niechęć.

Piszę, żeby zawiadomić Cię, że zrozumiałam. Jedyne, czego teraz pragnę, to wybaczenie. Gdy odczytasz ten list, będę martwa od tygodni, a...

Tu list się urywał, zupełnie jakby pisząca stwierdziła, że jednak go nie napisze. Kolejna strona zaczynała się od mojego imienia.

Foinie!

Zapewne otrzymałeś już mój dobytek. Tylko pierścień jest coś wart, wiem. Tylko ty masz tyle oleju w głowie, żeby poprawnie nadać list. Niech idzie do Edoras, o ile się nie rozmyśliłam i nie spaliłam kartki.

Jeszcze raz przejrzałem zawartość skrzynki. W jeden z jej rogów wciśnięto kawałek szmatki. Rozwinąłem materiał i moim oczom ukazał się złoty pierścień z dwoma zielonymi kamieniami. Królewska własność, zapewne podarunek zaręczynowy. Jedyna pamiątka dawnej miłości mojej sąsiadki.

Nie zwracamy uwagi na żyjących obok nas. Dwa lata mieszkałem obok rohirickiej szlachcianki, zabójczyni i zdrajczyni. Maud, córki Erkenbranda, Marszałka Zachodniej Marchii, narzeczonej księcia Theodreda, syna Theodena, damy dworu królowej Lothiriel. A wszyscy znaliśmy ją tylko jako Starą Maud!


Ale mam dzisiaj wenę! Korekta pierwszego rozdziału Lothi idzie lepiej, niż zakładałam i już teraz wiem, że będę musiała go podzielić.

To coś powstawało przez godzinę, zupełnie spontanicznie. Już dawno chciałam jakoś nawiązać do Maud, ale dopiero dzisiaj wymyśliłam, jak. To również pierwszy raz, kiedy zdecydowałam się na narrację z perspektywy mężczyzny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro