~Oneshot 1.0

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Od autorki~

Tutejszy oneshot jest specialem z okazji 200 follow, jest z fandomu countryhumans i nie jest on w żadnym stopniu powiązany z którąkolwiek z moich książek.

Jeszcze raz ogromnie dziękuję za tak liczne wsparcie mojej twórczości<3

TW: W shocie może występować wulgarny język i lekko pikantne sceny.

~•~•~•~•~

Polska nie był jednym z tych, co uśmiechali się, gdy nie było ku temu zbyt szczególnej okazji. W oczach wielu z tego powodu uchodził za osobę gburowatą, niezbyt sympatyczną i wiecznie niezadowoloną z życia. Niejeden pokusiłby się o zarzut "niewdzięcznika".

Polska personalnie miał inne zdanie w tej kwestii. Zdecydowanie bronił swojego stanowiska, bo uważał, że lepiej jest reagować adekwatnie do sytuacji, a nie udawać nad wyraz szczęście, którego i tak się nie czuło. Wszakże wtedy był o wiele bardziej szczery niż inne kraje i to nie on kłamał w żywe oczy, próbując wcisnąć kit, że "gnój w jakim stoi po kolana jest znośny, bo jest ciepły".

Polska był też typem obserwatora. Czytał sporo między wierszami i sam dopowiadał sobie rzeczy, które nie zostały dopowiedziane. Niezbyt łatwe dzieciństwo zdecydowanie miało na to wpływ, co akurat w tym przypadku było błogosławieństwem. Zawsze lepiej było zauważać szczegóły, niż obudzić się "z ręką w nocniku", gdy było za późno.

Stąd też Polska zauważył, jak w ostatnich dniach coś było bardzo nie tak w zachowaniu Niemiec. Zresztą nie tylko on zachowywał się inaczej - Francja również nie był sobą, lecz z tym osobnikiem od zawsze było wiadome, że brakuje mu piątej klepki i to, czy od jakiegoś czasu zachowuje się bardziej impulsywnie, nie robiło na nikim wrażenia. Francja po prostu był chodzącą sinusoidą i co jakiś czas był to lepszy, to gorszy. Ciężko się temu dziwić, skoro w jego kraju zamieszki i rewolucje wybuchały co chwilę z każdego możliwego powodu - odbijało się to w sporej mierze na jego osobie. Niestety uczłowieczone państwa miały to do siebie, że sytuacja na ich skrawkach ziemi, sytuacja społeczna, gospodarcza i polityczna bardzo się odbijały na ich samopoczuciu, zdrowiu psychicznemu i ogólnemu zachowaniu. Nie bez powodu kraje oddające pałeczkę w zarządzaniu państwem swoim młodszym następcom często znikały, bo zaszywały się w spokojnej dziurze, gdzie mogły zwyczajnie od tego wszystkiego odpocząć i prawdziwie skorzystać z "życia".

Polska w ten sposób mógł zauważyć, jak jego starszy brat, któremu zarządzanie państwem padło akurat na cały okres trwania komunizmu, dopiero po przejęciu władzy przez młodszego odzyskał odrobinę więcej życia i zaczął wychodzić ze swojego wiecznego przygnębienia. I faktycznie, jak każde państwo na "emeryturze", jak to prześmiewczo nazywają młodsi przedstawiciele krajów, zaszył się Bóg wie gdzie wraz ze swoim bliskim przyjacielem i obydwoje zdają się nie przejmować tym, co się dzieje w świecie. Polska wolał nie wiedzieć, co oni razem wyprawiają.

Uwaga biało-czerwonego ponownie skupiła się na jego jakże wspaniałym partnerze biznesowym. Chcąc nie chcąc Niemcy był dla niego istotny pod każdym gospodarczym względem, dlatego każde zawirowanie u niego w jakiś sposób mogło mieć znaczenie również dla Polski. Skoro więc Niemcy zachowywał się ostatnio inaczej, wzbudzało to sporą czujność w Polsce.

Polska przymrużył powieki i lustrował uważnie mężczyznę, który siedział na drugim końcu sali plenarnej. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał inaczej, niż zwykle. Białowłosy jednak znał go zbyt dobrze, by zauważyć nietypową dla niego nerwową zabawę długopisem, czy drobne niedoskonałości w fryzurze i ubiorze, które wskazywałyby na pewne roztrzepanie.

Polak w swoim skupieniu nie zwracał zbyt dużej uwagi na wypowiedź Finlandii na temat jakiegoś mniej naglącego problemu, jakim było ustalenie stanowiska Unii Europejskiej w sprawie sytuacji jakiegoś biedniejszego kraju afrykańskiego. Nawet nie do końca zarejestrował szturchanie ze strony siedzącej obok niego towarzyszki.

– Polska... – dopiero szept sprawił, że zwrócił uwagę na dziewczynę. Zdezorientowany obrócił głowę i spojrzał na Czechy, która wyglądała na lekko zmartwioną. Jego spojrzenie przybrało pytającego wyrazu. – Coś znowu zaszło między tobą, a nim? Przecież już masz napięte stosunki z Unią, czemu jeszcze bardziej to zaburzasz...

– Huh...? – zdołał tyle wydusić. Zmarszczył brwi. – Ale o co ci chodzi...?

– Patrzysz na niego choćby ci zabił matkę – wytknęła pretensjonalnie i wskazała głową na Niemcy. Polska zorientowawszy się, że chodzi tylko o to, wypuścił powietrze z małą ulgą.

– Nie o to chodzi. Ostatnio zachowuje się inaczej i mnie to martwi – odparł, poprawiając się w krześle. Fin skończył właśnie mówić, a na jego miejsce przyszła Włochy.

– Martwisz się o niego...? Ooo, Polska, nie podejrzewałabym ciebie, że ty i on... – uśmiechnęła się wrednie, wiedząc doskonale, że w ten sposób nadepnie na odcisk swojego towarzysza. Polska spojrzał na nią jak na wariatkę, ale gdy dostrzegł jej uśmiech, prychnął jedynie zrezygnowany.

– W tej rodzinie wystarczy jeden taki wybryk – burknął, wzrok znów zatrzymując na obiekcie ich rozmowy.

– Ta, racja. Wystarczy już, że twój brat dyma mi kuzyna – spojrzał kątem oka na niezbyt zadowoloną z tego faktu kobietę.

– Czyli obydwoje to zauważyliśmy. Cieszy mnie to – mimowolnie uniósł kąciki ust. Czechy westchnęła ciężko.

– Nie rozmawiajmy po prostu o tym. Mój najdroższy kuzyn nie raczy nawet zainteresować się rodziną, a potem wyskakuje z czymś takim. Słabi mnie – oparła brodę na ręce i utkwiła spojrzenie w kobiecie na środku sali.

– Jak jest w ten sposób szczęśliwy...

– Pewnie jest, ale my nie jesteśmy. Ja nie jestem. W pewnym etapie urwał po prostu kontakt. Boli mnie to o tyle, że naprawdę go lubię, jak nikogo w tej rodzince. Tęsknię za czasami, gdy prowadziliśmy ze sobą te małe kłótnie. Był mi jak starszy brat – mówiła z cichą nostalgią. Na końcu znów westchnęła. Spojrzała na Polskę. – To o co chodzi z tym Niemcem?

– Jest bardziej nerwowy. Nigdy taki nie był, choć stara się tego po sobie nie pokazywać. Obawiam się, czy ma to związek z jego krajem. Jeśli tak, to pytanie, czy to nie będzie wpływać i na mnie? – Czechy skinęła głową w zrozumieniu.

– Porozmawiaj z nim. Jak każdy dobry partner biznesowy powinien cię informować o problemach, szczególnie, gdy takie mogą ci zagrozić. Chociaż to jest Niemcy. On niechętnie mówi o jakichkolwiek problemach. Musi wyglądać perfekcyjnie i idealnie, nawet gdy wali mu się grunt pod nogami. Chyba ma jakieś kompleksy – stwierdziła od niechcenia. Polska zamyślił się.

– Nie jest to takie głupie. Pomówię z nim w przerwie, zaproszę do mojego biura. Musi mi to wyjaśnić – Czechy wzruszyła ramionami. Włochy skończyła mówić. Wstał Niemcy i podszedł do mównicy.


Polska pospiesznie wyszedł z sali plenarnej i cierpliwie czekał przy drzwiach na odpowiednią osobę.

Zdążył się zniecierpliwić, gdy cały tłum opuścił pomieszczenie, a on nadal nie natrafił na Niemcy. "Gdzieś się podział?" pomyślał w duchu, czekając kolejne kilka minut. Wreszcie postanowił sprawdzić, czy mężczyzna w ogóle jest w środku i czy przypadkiem nie prześlizgnął się niezauważony przez Polaczka wśród innych krajów.

Akurat w chwili, gdy Polska pokonał próg drzwi, ów mężczyzna również się w nich pojawił. Prawie na siebie wpadli, każdy z nich zrobił krok w tył w przestrachu. Żaden nie spodziewał się drugiego przed sobą.

Pierwszy mowę odzyskał Niemcy, który też zlustrował Polskę podejrzliwie. Przymrużył powieki, gdy wzrok ponownie utkwił w jego oczach.

– Polska – stwierdził, w jego tonie głosu słychać było wręcz delikatne oskarżycielstwo. Białowłosy wyprostował się.

– Niemcy – odparł Polaczek. By dodać sobie powagi założył z wyższością ręce na piersiach.

– Czekasz na kogoś? Już wszyscy wyszli z sali – wrócił jego chłodny, kamienny głos. Polska doskonale znał jego styl bycia, więc to zachowanie ani trochę go nie zraziło.

– Owszem. Czekałem. Na ciebie – powiedział pewnie. Niemcy nie wyglądał na zaskoczonego. W jego oczach przewinęło się poirytowanie.

– Jeżeli znowu chcesz rozmawiać na temat tego cholernego dofinansowania, to naprawdę...

– Chcę porozmawiać o tobie – przerwał mu, co całkowicie skołowało jego rozmówcę. Niemcy lekko osłupiał, potem uniósł brwi, by za chwilę znów je zmarszczyć. Polska twardo utrzymywał z nim kontakt wzrokowy.

– O mnie...? – spytał niepewnie, dalej nie do końca rozumiejąc, dlaczego mieliby rozmawiać akurat o nim. Polska odchrząknął.

– Proponuję, byś zrobił sobie chwilę przerwy i napił się ze mną kawy w biurze. Jest coś, o czym muszę z tobą pomówić – Niemcy przez moment milczał, rozważając słowa mniejszego chłopaka. Spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku, po czym przeniósł wzrok na Polskę i nieznacznie uniósł brwi.

– Znajdę chwilę – odparł obojętnie. Polska z zadowoleniem się odwrócił na pęcie.

– W takim razie zapraszam – chłopak zaczął go prowadzić w odpowiednie miejsce. Niemcy dotrzymywał mu kroku, idąc pewnie tuż obok.

Wyszli na korytarz, przeszli przez elegancki hol i dotarli do łącznika między dwoma budynkami. Łącznik ten zawieszony był nad rzeką, na niej pływały mniejsze łódki, które przewoziły turystów. W końcu Strasburg był bardzo popularnym pod względem turystyki miastem. Oprócz obecności parlamentu stare miasteczko mogło poszczycić się prześliczną zabudową, wprost przenoszącą do starych czasów, gdy to najpopularniejszym środkiem transportu były konie. Mimo tłoku na ulicach, zwiedzający mógł się zadowolić zachwycającym wprost widokiem. Mur pruski gościł na co drugim budynku, na myśl przywodził niemieckie, czy austriackie miasta, a jednak - Strasburg pozostawał za francuską granicą.

Dotarłszy do następnego budynku ponownie przemierzyli hol, w którym znajdowała się jedna z wielu kawiarenek rozmieszczonych w całym kompleksie budynków parlamentarnych. Przemierzyli długi korytarz, wspięli się po schodach dwa piętra wzwyż i ponownie przeszli korytarzem. Praca w tym miejscu miała to do siebie, że bardzo dużo trzeba było chodzić.

Zatrzymali się pod biurem Polski. Chłopak wyjął z kieszeni klucze i otworzył drzwi, puszczając przodem towarzysza. Ten się rozgościł i usiadł na kanapie, stojącej naprzeciw całkiem sporego biurka.

– Czarną? – Polak spytał, pamiętając, że Niemcy taką zazwyczaj pijał. Mieli między sobą dość napięte stosunki, ale sytuacja zmuszała ich do dość częstych spotkań. To z kolei przekładało się na to, że poznawali swoje małe rytuały dnia.

– Poproszę – odparł mężczyzna. Przeczesał dłonią włosy. Siedział dość sztywno, plecy miał wyprostowane, nie opierał się nimi o poduszkę. Conajmniej jakby planował stąd prędko wyjść.

Polska w tej samej chwili odwrócił się do niego tyłem, by móc obsłużyć stojący na szafce ekspres do kawy. Ustawił pod nim dwa kubki i wybrał odpowiedni program, który lał od razu dwie porcje. Zapadła między nimi względna cisza, podczas której oprócz głośnej pracy ekspresu nie było słychać nic.

W końcu Polska podszedł do mężczyzny i przekazał mu jego napój, a on sam przyciągnął sobie krzesło, aby siedzieć naprzeciwko gościa. Wziął łyk kawy, bacznie go obserwując.

– W czym jest rzecz, Polska? – spytał wreszcie Niemcy, zniecierpliwiony tą całą szopką. Polska przymrużył powieki.

– Coś ukrywasz – stwierdził, nawet nie zadając wcześniej tego w formie pytania. Niemcy nie dał się wybić z rytmu. Spokojnie uraczył się kawą.

– Każdy kraj coś ukrywa, na tym polega tajemnica państwowa. Ty również coś ukrywasz, a jednak nie nalegam, byś mi się z tego spowiadał – mruknął i odłożył na stolik kawę. Zdawało się, że zdobył więcej pewności siebie, bo wreszcie usiadł wygodniej. Polska prychnął.

– Przecież widzę, że coś jest bardzo nie tak, Niemcy. Innych możesz oszukiwać, ale nie mnie i doskonale o tym wiesz – wytknął. W niebieskich oczach Niemiec przemknął cień obawy, może nawet lekkiego stresu.

– Może jestem ostatnio bardziej spracowany, pomyślałeś o tym? – Polska wstał z krzesła i podszedł do drzwi. Wyjrzał na korytarz, ale nikogo nie dostrzegł. Zamknął je więc i przekręcił klucz, w razie czego. Stanął nad mężczyzną, który obserwował go przez ten cały czas. Na zwykle bezemocjonalnej twarzy Niemiec zagościła fałszywa kpina, która miała podburzyć Polaczka i sprawić, by porzucił temat. Zapomniał jednak, że Polska był odporny na jego zagrywki, szczególnie, jeśli był zdeterminowany tak, jak teraz.

Polska skrzywił się, niespodziewanie złapał za krawat Niemiec i do siebie przyciągnął. Ten ruch był tak nagły, że mężczyzna otworzył w szoku szerzej oczy. Polska poprawił jego krawat i poprawnie go ułożył. Korzystając, że ten był bliżej i dodatkowo był tak wytrącony z równowagi, spojrzał na niego twardo.

– Nie rób mnie w chuja, Niemcy – warknął i puścił go. Mężczyzna opadł ciężko na kanapę, oddychał ciężej. Zerkał na Polskę z lekkim przestrachem. Zawsze wiedział, że z Polaczkiem nie ma żartów, nigdy się jednak nie spodziewał, żeby ten był na tyle bezpośredni. Nie lubił, gdy ktoś miał nad nim przewagę, ale w tej potyczce słownej nie było sposobu, żeby Niemcy tą przewagę odzyskał. Polska odszedł na kilka kroków. – Ostatnim razem taka rozmowa między Niemcem, a Polakiem odbyła się mniej więcej sto lat temu. Wtedy mój ojciec zauważył dziwne zachowanie Weimara. Twój ojciec mówił dokładnie tak samo i temat został zamieciony pod dywan. Do czasu, gdy mu odbiło i doprowadził do największej katastrofy zeszłego wieku – Niemcy chłodno go mierzył wzrokiem. Nie lubił tych tematów. Polska uniósł brwi. – I co? Nic nie powiesz? Nie myśl sobie, że twoje problemy mają znaczenie tylko dla ciebie, bo uczyniłoby cię to większym egoistą i skurwielem, niż przypuszczałem. Jesteś jedną z najważniejszych osobistości w tym kurniku, który sam założyłeś, więc do cholery weź trochę odpowiedzialności w swoje ręce. Bo przez twoje wybryki cierpieć będziemy my wszyscy

Niemcy spuścił wzrok. Polska zauważył, że coś w jego ekspresji skruszało. Poczuł wewnętrzny napływ zadowolenia ze swojej roboty. Wiedział, że ten zacznie teraz sypać. Założył ręce na piersi. Niemcy całkowicie zrezygnowany skrzywił się i spojrzał na Polskę.

– Wolałbym, żeby pozostało to w tych czterech ścianach, Polska – imię wypowiedział z lekkim jadem.

– Masz gwarantowane to, że honoru mi nie brakuje, w przeciwieństwie do co niektórych – zniżył sugestywnie głos. Niemcy nabrał powietrze i ciężko je wypuścił.

– W ostatnim czasie nie czuję się najlepiej – wyznał na wstępie. Polska usiadł z powrotem na swoim krześle. – Nie jest to nic normalnego. Tak jakby coś żyło we mnie i siało spustoszenie w moim ciele. Jakiś pasożyt, który doprowadza mnie mnie do skraju. Czasem czuję ból, czasem mnie parzy, czasem jest nawet i chłód. Czasami nie śpię przez to po nocach, bo mnie to męczy. Nic jednak nie równa się z... – przerwał, niepewny, czy powinien to mówić. Polska mógł uznać go za wariata, a już teraz czuł presję, bo chłopak ciągle milczał i się w niego wpatrywał. Odwrócił wzrok. Niezauważalnie się skurczył. – ...z chaosem, jaki się dzieje w mojej głowie. Coś cały czas do mnie mówi. I mówi straszne rzeczy. Boję się o moich obywateli. Boję się, czy nie dzieje się z nimi coś złego

Polska skinął w zrozumieniu głową.

– Najczęściej jest to ich wina. Twój kraj został oblężony przez ludzi z innych krajów, rdzenni mieszkańcy mogą mieć dość

– Myślę, że w tym jest rzecz. Mnóstwo ludzi przyjeżdża za pracą i nie obchodzi ich nic innego jak zarobki. Dbałość o państwo podupada. Nie jest to łatwa rzecz do wyleczenia – Polska wzruszył ramionami.

– Sam jesteś sobie temu winny. Jest w tym spory problem, ale nie mam pojęcia, jak ci w nim pomóc – Niemcy złapał kubek.

– Znalazłem sposób na złagodzenie tych efektów, żebym mógł chociaż normalnie funkcjonować. Był kiedyś człowiek, który opracował taką metodę, niestety poszukiwania jego zapisków są bardzo trudne. Nazywał się Nikola Razumnik. Jedyne co wiem, to to, że współpracował z ZSRR. Pytałem o niego mojego brata, ale NRD nigdy nawet nie słyszał tego imienia – Polska przymrużył powieki. Przyszło mu coś do głowy.

– Mogę spróbować ci pomóc. Może mój brat cokolwiek o nim słyszał, jak nie on, to mogę pytać o to dalej – Niemcy posłał mu wdzięczne spojrzenie.

– Jeśli możesz to zrobić... masz u mnie dozgonną wdzięczność – Polska skrzywił się.

– Nie dziękuj, jeszcze w niczym nie pomogłem


PRL nie mógł narzekać na swoje towarzystwo. Szczególnie nie mógł już narzekać na te niewinne pieszczoty, jakimi obsypywał go jego ukochany. Delikatne usta błądziły po jego szyi, gdy on opierał się plecami o ścianę i cicho wzdychał. Był jak w niebie.

Odczuł więc spory zawód, gdy jego partner tak po prostu nagle się od niego odsunął. Czechosłowacja spojrzał mu chytrze w oczy i się uśmiechnął na widok niezadowolonej miny partnera. Uwielbiał się z nim w ten sposób drażnić.

Próbował od niego odejść, ale PRL był szybszy. Złapał go mocno i przyszpilił do ściany, blokując jego biodra, tym samym uniemożliwiając drogę ucieczki. Był zdecydowanie odważniejszy niż kiedyś.

Czech się cicho zaśmiał, gdy ten do niego przylgnął. Bardzo mu się podobało to, do czego to zmierzało. Już za moment jego usta zostały szczelnie zamknięte przez wargi PRL-u i zgrabnie poruszały się w rytm nadawany przez chłopaka. Dłonie intensywnie krążyły po ich torsach, szukając krańca materiału, pod który mogłyby się wsunąć.

Pocałunek był coraz żwawszy, a ciepło było coraz mniej do wytrzymania. Oddechy przyspieszyły, ruchy zaczęły być coraz bardziej chaotyczne. Pragnęli wspólnie rozwiązać ten problem, w jak najlepszy i najskuteczniejszy sposób. Już byli praktycznie w połowie tego zadania, ekscytacja wzrosła do punktu kulminacyjnego. Skóra drżała poruszana przyjemnymi dreszczami, gdy była dotykana palcami partnera. Zakończenia nerwowe łaskotały, policzki płonęły. Już, już prawie...

Dzwonek.

PRL przerwał. Powoli odsunął się od Czecha, jego brwi wygięły się w bardzo, bardzo niezadowolonym wyrazie. Z ust puściło się przekleństwo.

– Nikogo nie zapraszałem – burknął cicho. Czechosłowacja westchnął. Ponownie po mieszkaniu poniósł się dzwonek.

– Może to coś ważnego? – uniósł brwi. Jego spokój odrobinę się udzielił L-kowi. Chłopak spojrzał na Czecha, który był już praktycznie w samej bieliźnie. PRL wyglądał bardziej przyzwoicie. Czechosłowacja lekko się uśmiechnął i położył dłoń na policzku L-ka. – Otwórz. Wrócimy jeszcze do tego kochany

W ten sposób zachęcony PRL spróbował się uśmiechnąć do niego. Poprawił koszulkę i naciągnął na biodra spodnie. Podszedł do drzwi i gwałtownie je otworzył akurat w chwili, gdy osoba po drugiej stronie chciała ponownie nacisnąć na przycisk. Złość nadal bulgotała w jego wnętrzu, był gotów pobić tego, kto ważył się im przeszkodzić.


Polska cierpliwie czekał na to, aż jego brat postanowi mu otworzyć drzwi. Przez moment zdawało mu się, że chłopaka w ogóle nie ma w mieszkaniu, skoro nie odpowiadał na dwukrotny dzwonek. Chciał spróbować ostatni raz i sobie odpuścić, ale właśnie wtedy klucz w drzwiach się przekręcił, a drzwi stanęły otworem.

Frustrację PRL-u było widać z daleka. Zmarszczył gniewnie brwi, gdy rozpoznał swojego młodszego brata. Polska mimowolnie zlustrował go z góry na dół. Nabrał szybko powietrze i zamrugał powiekami, gdy dostrzegł, że spodnie starszego nie były w ogóle zapięte, a pas pobrzękując zwisał ze szlufek. Czując, jak chłód zstępuje na jego ciało, przyprawiając go o zawrót głowy, zmusił się, by ponownie spojrzeć w oczy L-ka.

– U... uhm... chyba ci w czymś... przerwałem – wydusił, ledwo stojąc na nogach. Nie chciał, naprawdę nie chciał tego wiedzieć, szczególnie o swoim bracie. Wolał dalej się domyślać, a niżeli dostać namacalny dowód swoich domysłów. PRL bardziej się zirytował, jego oczy wprost krzyczały "no co ty nie powiesz?".

– Spałem – burknął prędko, choćby miało to uciąć domysły Polski i oszczędzić mu tego wszystkiego. Polska się skrzywił.

– O siedemnastej...? – PRL przewrócił oczami.

– Poobiednia drzemka. Czego chcesz? – Polska nie był w stanie zignorować jego nadal czerwonych policzków, czy nabrzmiałych i wilgotnych ust. Ciężko było też przymknąć oko na pomiętą koszulkę, czy czerwonawe ślady na szyi. Rozbolał go żołądek. Zawiesił oko na zbyt długą dla przyzwoitości chwilę na jednej z najbardziej widocznych malinek. Otworzył usta i lekko się zawahał, zanim w końcu znów spojrzał w oczy PRL-u i częściowo odzyskał mowę. PRL wyraźnie był bardziej nim rozdrażniony.

– Chciałem... spytać cię o jedną osobę – z ledwością utrzymał skupienie na odpowiednim torze. PRL westchnął ciężko.

– Mogłeś zadzwonić – wytknął całkiem słusznie. Polska pokręcił głową.

– Trochę delikatny temat, wolałem pogadać w cztery oczy. Poza tym byłem akurat w okolicy... – w ów okolicy był tylko i wyłącznie z powodu PRL-u. Tak jednak brzmiał bardziej przekonująco. – Mogę... wejść...? – spytał niepewnie. Nie chciał stać na korytarzu, ale też nie wiedział, czy powinien wchodzić. Mieszkanie mogło być w różnym stanie.

PRL przesunął się i wskazał głową do środka. Polska posłusznie przekroczył próg, a jego brat zamknął za nim drzwi. Zostali w przedpokoju.

– O co chodzi? – spytał bez ogródek. Chciał po prostu jak najszybciej mieć temat z głowy i żeby Polska sobie poszedł.

– Długa historia. W skrócie szukam informacji o człowieku z imieniem Nikola Razumnik. Podobno współpracował z ZSRR, pomyślałem, że możesz się bardziej orientować w tej kwestii w końcu... no wiesz – PRL spuścił wzrok i przymrużył powieki, próbując przywołać sobie to imię w pamięci. Mruknął przy tym pod nosem. Spojrzał w oczy Polski.

– Gdzieś słyszałem to nazwisko, ale nie mam pojęcia kto to jest – wtedy do przedpokoju zajrzał Czechosłowacja. Oparł się o framugę drzwi i założył ręce na piersiach. Polska na ułamek sekundy wstrzymał powietrze i z lekkim zażenowaniem przeniósł wzrok na PRL. Czech nie raczył włożyć nawet spodni. Miał na sobie tylko przydługawą koszulkę, która ledwo zasłaniała jego bokserki.

PRL spojrzał na Czechosłowację i niezauważalnie się uśmiechnął.

– Razumnik był dość niebezpiecznym człowiekiem. Prowadził jakieś badania na temat nas, krajów. Była zimna wojna, a Amerykanie bali się jakichkolwiek ruchów wychodzących spod ręki ZSRR. Istniała obawa, że w swoich badaniach opracował między innymi sposób na wpływanie na całe społeczeństwo mając do dyspozycji dany kraj. Oficjalna wersja mówiła, że zmarł na zawał, ale to Amerykańscy szpiedzy go załatwili i przetrząsnęli jego mieszkanie. Nic nie znaleźli – opowiedział, patrząc uważnie na Polskę. Ten w końcu odwzajemnił spojrzenie.

– Czyli pójście do Ameryki to fałszywy trop? – Czech wzruszył ramionami.

– W ostateczności nigdy nie szkodzi tam pójść. Choć na twoim miejscu poszukałbym kogoś innego – Polska wyraźnie się tym zainteresował.

– To znaczy?

– Razumnik miał pewnego dobrego przyjaciela, od którego zaczął swoje badania. Poznał go dzięki paktowi szanownego pana Mołotowa – chłopak zamyślił się, próbując rozwikłać tą zagadkę. Niespodziewanie go oświeciło, a on zmarszczył brwi.

– Chodzi o... – Czech skinął głową.

– Rzesza jest jedyną żyjącą jeszcze osobą, która by mogła coś więcej powiedzieć. O ile oczywiście będzie chciał cokolwiek mówić – Polska w zrozumieniu pokiwał głową. Oczywiście, że nie zamierzał do niego iść. Zapewne był ostatnią osobą, z którą ten osobnik by rozmawiał. Przekaże te informacje Niemcom, a ten zrobi z tym to, co uzna za słuszne. Chłopak zwrócił się jeszcze do Czecha z czystą ciekawością.

– A ty skąd to wszystko niby wiesz? – Czech uśmiechnął się niewinnie i rozłożył ręce.

– Można powiedzieć, że swego czasu poznałem mnóstwo ważniejszych ludzi i lubiłem ich słuchać – PRL zakrztusił się i zaczął cicho kaszleć. Czechosłowak spojrzał na niego i lekko go zdzielił w ramię. – Uspokój się – mruknął ze śmiechem. Polska ledwo powstrzymał się od zareagowania w zły sposób.

– Dobrze... dziękuję w takim razie za pomoc, jest ona naprawdę nieoceniona – przyznał wdzięcznie.

– Nie ma problemu. Wpadnij kiedyś na kawę, PRL wstydzi się ciebie zapraszać – PRL posłał swojemu chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie. Czech w odpowiedzi złożył usta w dzióbek i posłał mu całusa. Polska zaśmiał się nerwowo.

– Taak... kiedyś napewno wpadnę. Zadzwonię i się umówimy – posłał Czechosłowacji nieśmiały uśmiech.

– Dobrze więc. Miło, że wpadłeś. Teraz wybaczcie mi, ale idę pracować dalej – PRL wiedział, że ten wymyślił wymówkę na poczekaniu, żeby tylko ponaglić Polskę do wyjścia.

– Czechosłowacja... – zatrzymał go jeszcze, zanim wyszedł. PRL posłał ostre spojrzenie swojemu bratu, ale ten je zignorował. Czech odwrócił się jeszcze i przybrał pytający wyraz. – Czechy o tobie ostatnio wspominała. Chce się z tobą zobaczyć – chłopak zastygł, a uśmiech zniknął bez śladu. Pokiwał smętnie głową na znak, że rozumie. L-ek widząc to wiedział już, że będzie musiał z nim o tym porozmawiać.

Blondyn wyszedł z przedpokoju, zostawiając dwóch braci samych. Polska sam podszedł do drzwi, PRL poszedł za nim. Obydwoje się zatrzymali już praktycznie na korytarzu.

Młodszy spojrzał w oczy bratu i zmrużył powieki.

– Wy dwaj już długo tak...? – spytał, chcąc jasno dać do zrozumienia, że doskonale wie, co oni wyprawiają. Jakby to nie było oczywiste. PRL parsknął cicho, usta wykrzywił w wrednym uśmieszku.

– Uważaj, żeby ci straszni geje nie weszli tobie na głowę. Do zobaczenia, Polska – chłopak przewrócił oczami.

– Baw się dobrze braciszku. – odparł z przekąsem. PRL zamknął za nim drzwi. Polska ruszył klatką schodową w dół, potem w kierunku swojego samochodu. Gdy wsiadł do środka, wszystko z niego spłynęło, a świadomość tego, co się stało, dopiero teraz zabrała w jego głowie głos.

Zzieleniał lekko. Prędko napił się wody. Potem zadzwonił do Niemiec.


Zakład dla chorych psychicznie był całkiem złowieszczo wyglądającym ośrodkiem. Szare mury pięły się wysoko, odgradzając budynek od drogi i wzroku przechodniów. Niemcy zatrzymał się na moment, by przyjrzeć się dokładnie ośrodkowi. Gdzieś głęboko w jego sercu drzemał strach przed tym miejscem. Trzymał się od niego z daleka jak tylko mógł. Teraz jednak nie mógł od tego uciec.

Wziął głęboki wdech i pewnym krokiem dotarł do wejścia. Tam przeszedł przez odpowiednie procedury, zostawił swoje rzeczy. Jeden z pielęgniarzy, który się nim zaopiekował, zaczął mu tłumaczyć zasady postępowania. Potem ruszyli korytarzem do schodów prowadzących do piwnicy.

– Próbował kilkukrotnie uciec, na szczęście mamy tutaj ochronę, która się nim zajęła. Wydali odgórne zalecenie, żeby przenieść go na dół, łatwiej jest go mieć pod kontrolą. Przez większość czasu jest całkiem spokojny, ciężko czasem uwierzyć, że coś jest z nim nie tak, ale nie można dać się zwieść pozorom – opowiadał całkiem chętnie. Pielęgniarz miał w sobie dużo energii, zdecydowanie było to coś potrzebnego do pracy w takim miejscu. Niemcy w milczeniu go słuchał, twarz zachowywał w kamiennej ekspresji. – Dobrze, że nie przyszedł pan bez zapowiedzi. Często ludzie tak odwiedzają pacjentów, przez co muszą czekać, aż uda nam się ich przygotować i nastawić na spotkanie. Pan Weimar przyjął tą informację całkiem dobrze, był nawet szczęśliwy z tego powodu

– Rzesza – poprawił go Niemcy. Mężczyzna spojrzał na niego zdezorientowany.

– Co...

– Nazywa się Rzesza. Weimar zniknął wraz z ostatnimi resztkami jego zdrowego rozsądku – wyjaśnił, nawet nie poświęcając mężczyźnie jednego spojrzenia.

– Brzmi pan dokładnie tak samo jak on – skomentował krótko pielęgniarz. Już więcej się nie odezwał.

W końcu dotarli na sam koniec korytarza. Znajdowały się tam ostatnie drzwi, oddzielające sekcję niebezpiecznych pacjentów od reszty ośrodka.

– Tak jak panu wcześniej mówiłem - ja zostanę tutaj i będę pilnować wszystkiego na kamerach. Pan przejdzie przez te drzwi i pójdzie korytarzem. Pacjent znajduje się w siódmej celi, jest to ostatnia zapełniona cela, dalej są już same puste. Napewno pan trafi. Jak skończycie, wróci pan tutaj i odprowadzę pana do wyjścia. Wszystko jest jasne? – Niemcy kiwnął głową na potwierdzenie. Pielęgniarz wtedy otworzył drzwi i wpuścił do środka mężczyznę.

Niemcy nie rozglądał się zbyt szczególnie dookoła. Wolał nie patrzeć w oczy osadzonych, tylko ignorować ich obecność. Trzymał się blisko ściany będącej dokładnie naprzeciw szeregu wydzielonych pokoików. W myślach odliczał ile celi już minął. Pięć, sześć...

Zatrzymał się wreszcie. Zbierając całą siłę woli obrócił się i spojrzał przed siebie. Serce jego ścisnęło się boleśnie, adrenalina zaczęła krążyć w jego żyłach.

Rzesza stał tuż przy kratach i wpatrywał się w niego. W przebiegłych oczach panował nieodgadniony wyraz. Niemcy zrobił krok w przód, ale nadal zachowywał bezpieczną odległość.

– Witaj Rzeszo – nie bez powodu zwrócił się do niego po "nowym" imieniu. Gdy był młodszy i obserwował upadek własnego taty, już nigdy nie odważył się nazwać go inaczej. Jego ojca już nie było, a nowy byt ostro naciskał na to, jak powinno się go adresować.

Rzesza drgnął nieznacznie na dźwięk swojego imienia. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.

– Witaj, RFN. Długo czekałem, aż się pojawisz – stwierdził miękko. Głos zadrżał mu w krtani, choćby nie używał go od dawna. Niemcy zesztywniał.

– Traktują cię tu dobrze? – spytał, choć troska ta wynikała z czystej uprzejmości. Rzesza wbił swój wzrok głęboko w oczy chłopaka. Niemcy miał wrażenie, że ten wysysa z niego jego duszę.

– Przywiodła ciebie tutaj jakaś obawa – mężczyzna zmienił temat, ignorując wcześniejsze pytanie. Niemcy zacisnął zęby.

– Co masz na myśli? – spytał cicho. Rzesza przechylił sztywno głowę.

– Nie wiem. To ty mi powiedz, co ciebie dręczy. Przecież nie przyszedłbyś tutaj, żeby sprawdzić, czy jeszcze żyję

– A co jeśli tak właśnie się stało? – oczy mężczyzny pociemniały, nieznacznie pochylił głowę, patrząc w ten sposób na chłopaka spod byka.

– Nie oszukujmy się, Niemcy. Wiem, że wygodniej jest ci beze mnie. Wolisz o mnie nie myśleć – na to skarcenie Niemcy skurczył się w sobie. Poczuł gdzieś we wnętrzu wstyd i lekkie wyrzuty sumienia. Były one jednak bardzo subtelne. Mężczyzna zadrżał w nienaturalny sposób. Spazmy, świadczące o pewnych nieprawidłowościach w jego organizmie.

– Podobno wiesz coś o pracach Nikolaia Razumnika – wyrzucił prędko. Rzesza zrobił krok w przód i objął palcami kratę na wysokości twarzy. Przymrużył powieki i przyjrzał się uważnie chłopakowi. Potem nagle na jego twarzy wykwitł niepokojąco szeroki uśmiech, a z ust puścił się szyderczy śmiech. Niemcy cofnął się jeszcze do tyłu, zwyczajnie przerażony.

Wtedy nagle Rzesza zamilkł, rozbawiona iskierka nadal błyszczała w jego oczach. Uśmiech pozostał na jego ustach.

– Stary chemik i alkoholik. Jak każdy zdolny Rosjanin – stwierdził, po czym wyciągnął swój chudy palec przez kratę i wskazał nim na ziemię. – Tu. Podejdź

Niemcy nie chciał podchodzić. Zrobił mały, niepewny krok, jednak nadal stał bardzo daleko. Rzeszy się to nie spodobało. Warknął poirytowany.

– Podejdź. Tutaj. Od rozszarpania ci krtani powstrzymuje mnie ta krata – Niemcy poczuł dreszcze na plecach. Zrobił jeszcze dwa kroki. Nie czuł się zbyt komfortowo, stojąc tak blisko mężczyzny. Rzesza wyciągnął wtedy rękę i złapał za dłoń chłopaka. Nim ten zdążył zareagować, ten go mocno przyciągnął, aż Niemcy obił się o kratę. Jęknął cicho, by za chwilę utkwić wzrok przerażonych oczu w oczach swojego ojca. Włosy na jego karku stanęły dęba, a on na moment zapomniał, jak prawidłowo oddychać. – Badania Razumnika w żadnym stopniu nie rozwiążą twoich problemów – wycedził ostro. Puścił gwałtownie rękę chłopaka, który zaraz znów się wycofał. Nabierał panicznie powietrza.

– Ale... – Rzesza swoim prychnięciem całkowicie go uciszył. Wygiął usta z niesmakiem.

– Pójście na łatwiznę w taki sposób mnie słabi, Niemcy – burknął niepocieszony. Niemcy zmarszczył brwi. – Napędziłeś sobie biedy, więc musisz podjąć radykalne kroki, by ją odpędzić. Używanie formuł Razumnika jest jak naklejanie plastra w miejscu utraconej kończyny. Prędzej czy później się wykrwawisz

Niemcy poczuł, jak coś w jego środku zamiera.

– Ale chociaż żeby... tak nie bolało... – wydukał. Rzesza odsunął się od kraty.

– Ból jest znakiem ostrzegawczym. Ból informuje cię o zagrożeniu. Otępiając go ignorujesz zagrożenie. To, co ci się dzieje, oznacza, że twój kraj jest w rozsypce. Jeśli chcesz zaznać spokoju, musisz się zająć prawdziwym problemem – chłopak spuścił wzrok. Przecież to było niemożliwe. Rozpaczliwie szukał odpowiedzi na to wszystko na betonowej ziemi. "Nie ma nadziei..." pomyślał ze zgrozą.

– Nie mam... jak... – wyszeptał na skraju wytrzymałości. Podniósł gwałtownie wzrok, gdy usłyszał śmiech mężczyzny. Rzesza rozłożył ręce i wyszczerzył się złowieszczo.

– Oczywiście, że masz jak – Niemcy zaniepokoił się na te słowa. Nie chciał wiedzieć, do czego on zmierzał. – Wprowadź porządek na ulice, kontroluj to, o czym myślą ludzie, zduś wszystkie niepożądane zachowania. Twoi obywatele już są zmęczeni, mają absolutnie dość tego, co się dzieje. Buntują się, spierają z innymi. Czuję jak buzuje we mnie więcej energii, Niemcy. Faszyści rosną w siłę, pragną powrotu silnego państwa. Będą pragnąć rozlewu krwi! Jeszcze trochę, a to ja wszystkim się zajmę! – znów głośny śmiech poniósł się echem po korytarzu. Niemcy wpadł na ścianę, niezdolny do zrobienia kolejnego kroku w tył. Strach wykręcił jego wnętrzności.

– Nie...

– To jest nieuniknione! Historia wraca i wraca i kręci się wkoło! – kolejny śmiech wstrząsnął ciałem chłopaka. Nie wiedział nawet kiedy jego własne nogi wymusiły na nim ucieczkę. Biegł, choćby zależało od tego jego życie. – Nie uciekniesz od tego Niemcy! Jesteś na to skazany! Jeszcze tu wrócisz, a wtedy twoje problemy odejdą w niepamięć! – krzyk dotarł do uszu Niemiec, gdy dobiegł w końcu do drzwi. Ponowny szaleńczy śmiech dogonił go chwilę potem.

Dyszał, choćby przebiegł maraton. Pielęgniarz nachylił się nad nim i posadził na ziemi. Strach jak czarna odchłań pożerała jego umysł. A w ciemności dalej słyszał chichot swojego ojca.

~•~•~•~•~

Yaur.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro