•Rozdział 61•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zeszłaś na dół, do kuchni, gdzie zastałaś już kontaktującego Eite. Za tobą podążał Kiseki, radośnie merdający ogonem. Otworzyłaś lodówkę, z której wyjęłaś szynkę dla pieska, musiałaś go nakarmić, gdyż za około godzinę mieliście wyjść z domu do szkoły, więc szczeniak musiał zostać sam. Eita patrzył nieobecnie na nowego członka waszej małej rodzinki i był widocznie zdziwiony.

- Co to za pies? - Spytał, schylając się i wyciągając w jego stronę dłoń - Uroczy. - Stwierdził, gdy polizał go po dłoni.

- To Kiseki, znalazłam go wczoraj na ulicy. - Wytłumaczyłaś - Ale powiem ci, że ty też ciekawie go nazwałeś. - Uśmiechnęłaś się złowieszczo.

- Ja? Przecież wcześniej na oczy go nie widziałem. - Zmarszczył brwi.

- Może wytłumaczę ci to nieco dosadniej... - Odchrząknęłaś i zrobiłaś głupią minę - Oh...Przestań...Y-Yuri, nie tutaj...Ah...Ludzie patrzą! - Zaczęłaś wydawać z siebie najgłupsze dźwięki, a Semi w jednej sekundzie stał się pięknym pomidorkiem.

- Z-Zamknij się! - Krzyknął oburzony - I ani słowa o tym nikomu!

Roześmiałaś się radośnie, wiedząc jak bardzo go tym zawstydziłaś. Miałaś z tego niezły ubaw i to się liczyło, parsknęłaś jeszcze pod nosem i nakarmiłaś psa.

W końcu musieliście się zbierać, postanowiłaś otworzyć okno i zamknąć szczeniaka w pokoju, żeby nie wskakiwał na meble i czasami sobie czegoś nie zrobił. Pies położył się na łóżku i przytulił do poduszek, zamknęłaś drzwi i zeszłaś na dół, żeby razem z resztą chłopaków wyjść do szkoły.

~•••~

Siedzieliście już na ostatnim wykładzie, który miał zakończyć się za dziesięć minut. Niezbyt słuchałaś nauczyciela, bardziej byłaś skupiona na myśleniu o szczeniaku, pewnie było mu smutno tak samemu. Chizuru stuknęła cię stopą, więc spojrzałaś na nią.

- Co chcesz? - Spytałaś szeptem, a ona dyskretnie pokazała palcem na wykładowce.

- Cały czas ci się przygląda.

- Kto? - Spytałaś zdziwiona.

- No jak to kto? Wykładowca.

Przeniosłaś wzrok na mężczyznę i faktycznie, przyglądał ci się. Poczułaś się nieco niezręcznie, odwróciłaś wzrok i cicho odchrząknęłaś. Siedziałaś ze spuszczoną głową do momentu, gdy wykład się zakończył. Miałaś zamiar wyjść razem ze swoją małą grupką, ale zatrzymał się głos mężczyzny.

- Ai, czy mogę cię prosić?

Zatrzymałaś się i powoli odwróciłaś w jego stronę, kiwnęłaś głową i podeszłaś bliżej niego. Stanęłaś przed biurkiem, a granatowowłosy mężczyzna delikatnie się do ciebie uśmiechnął, był młody jak na nauczyciela, miał może dwadzieścia pięć lat...Albo nieco więcej. W każdym razie wyglądał bardzo młodo.

- Czy coś się stało? - Spytałaś uprzejmie.

- Zauważyłem, że byłaś dzisiaj bardzo rozkojarzona na zajęciach. - Rzekł opierając się wygodniej na fotelu - Nie podoba mi się to, wymagam od swoich studentów dużego skupienia.

- Ja...Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. - Udałaś skruszoną.

Mężczyzna wstał i stanął przed tobą, był wyższy o całą głowę. Schylił się nieco, a jego ciemne oczy wręcz błyszczały. Przełknęłaś cicho ślinę i cofnęłaś się o krok.

- Jeśli tak dalej pójdzie, będę zmuszony wyciągnąć konsekwencje. - Uśmiechnął się do ciebie pogodnie, przymykając powieki - A tego byśmy nie chcieli, prawda, Ai?

- T-Tak. - Zająkałaś się i odchrząknęłaś.

- Urocza jesteś. - Stwierdził ze śmiechem, szokując cię. Podniósł dłoń i założył kosmyk twoich włosów za ucho - Możesz już iść, do jutra.

Zdezorientowana jak nigdy wyszłaś z auli i od razu wpadłaś na Ushijime, zielonowłosy objął cię w pasie i spojrzał na ciebie delikatnie zmartwiony.

- Ai, jesteś blada, wszystko w porządku? - Spytał, gładząc cię po policzku.

Wzdrygnęłaś się na ten gest, co utwierdziło go w przekonaniu, że coś się stało. Wtedy z auli wyszedł wykładowca, zerknęłaś w jego kierunku.

- Ah ci młodzi ludzie. - Powiedział z rozbawieniem - Wszędzie sobie okazują miłość. - Parsknął i posyłając ci znaczące spojrzenie, odszedł.

Podążałaś za nim spojrzeniem, a gdy zniknął nawet tego nie kontrolowałaś, odetchnęłaś z ulgą.

- Wszystko dobrze...Po prostu trochę głowa mnie boli.

- Biedna... - Mruknął, całując cię w skroń - Chodź, położysz się w domu pod kołdrą, zrobię ci coś ciepłego do picia...Kiseki cię poprzytula, ja cię będę przytulać... - Mówił przekonująco - Co ty na to?

- Kocham cię. - Szepnęłaś cicho i złapałaś za jego dłoń.

- Tak, ja ciebie też.

~•••~

- Kochany jesteś. - Mruknęłaś cicho, głaszcząc psa po pysku.

- Wiem. - Odpowiedział ci Ushijima, na co parsknęłaś śmiechem.

- Mówiłam do psa, ale ty też jesteś kochany. - Zaśmiałaś się, kładąc głowę na piersi siatkarza.

- To było podłe. - Stwierdził, głaszcząc cię po głowie.

Kiseki gryzł małego pluszaka, którego postanowił sobie przywłaszczyć. Akurat jakoś tak się złożyło, że to był miś Ushijimy, którego przed tobą ukrywał.

- Ai...Mogę cię o coś zapytać?

- Już zapytałeś. - Zerknęłaś na niego - Ale dobra, pytaj śmiało.

- Dzisiaj po zajęciach... - Zaczął, a ty od razu znieruchomiałaś - Co się stało, że byłaś taka zdenerwowana?

- Um... - Wzięłaś cichy wdech - Po prostu byłam rozkojarzona na lekcjach, więc wykładowca poprosił mnie do siebie i chciał to wytłumaczyć.

- I co ci powiedział?

- Że wymaga od uczniów skupienia i poprosił, żebym przyłożyła się bardziej. - Nieco inaczej przedstawiłaś sytuację, ale sądziłaś, że nie ma sensu się tym przejmować.

Choć musiałaś przyznać, że ten dziwny komplement ze strony wykładowcy delikatnie cię przestraszył. Nie lubiłaś przyjmować komplementów, no chyba że z ust Ushijimy, to było zupełnie co innego. Komplement z ust zielonowłosego był jak miód na twoje uszy, działało to również w przeciwną stronę. Poza tym...To był pierwszy raz, gdy byłaś nieaktywna na lekcji. Obiecałaś sobie, że to więcej się nie powtórzy, a wykładowca nie będzie miał się do czego przyczepić. Skoro będziesz zachowywała się jak przykładny student, to przecież facet nie miał prawa zwracać ci uwagi, prawda? No, przynajmniej tak myślałaś.

*następnego dnia, ostatni wykład*

- Ai, czy mogłabyś chwilę zostać i pomóc mi w posprzątaniu książek?

Ścisnęłaś ramię plecaka w dłoni i pokiwałaś głową, westchnęłaś i odłożyłaś plecak spowrotem.

- Które książki mam wziąć? - Spytałaś spokojnie.

- Te, które leżą na biurku.

Podeszłaś do biurka i zaczęłaś układać książki na dwa stosiki, by łatwiej było ci je przenieść. Słyszałaś kroki wykładowcy, który przenosił książki do kantorka. Byłaś tak zajęta układaniem książek, że nawet nie zwróciłaś uwagi, gdy kroki mężczyzny ucichły. Sięgnęłaś po kolejną cienką książkę, ale wtedy zobaczyłaś dłoń wykładowcy, który złapał za twój nadgarstek. Momentalnie całą się spięłaś, a wtedy mężczyzna pchnął cię do przodu, przez co przylgnęłaś klatką piersiową do biurka.

- C-Co...Co pan robi?! - Spytałaś zszokowana - Proszę mnie puścić!

Twoje serce zaczęło niemiłosiernie szybko bić, zaczęłaś się stresować jak nigdy wcześniej. Poczułaś jego oddech tuż przy ucho.

- Nie ma powodu, żeby krzyczeć... - Szepnął i ucałował płatek twojego ucha.

Zaczęło robić ci się straszliwie duszno, zaczęłaś głośniej oddychać. Chciałaś się jakoś wyrwać, ale nie byłaś w stanie. Strach tobą zawładnął na tak dużą skalę, że twoja głowa opadła na biurko.

- Tak samo robi z tobą twój chłopak, nie podoba ci się?

Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale twoja zaciśnięta pięść się rozłożyła. Wykładowca zmarszczył brwi i odsunął się, a wtedy nieprzytomna upadłaś na podłogę, a z twoich ust pociekła stróżka krwi. Co tu dużo mówić, wystraszył się nie na żarty. Tak ni z tego ni z owego zemdlałaś, a do tego zaczęła lecieć ci krew. Mężczyzna syknął pod nosem i wyjął telefon, dzwoniąc po pogotowie.

******************************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro