•Epilog•
*dwa lata później*
Zrobiłaś z ust dziubek, kiedy wyszłaś z łazienki i podreptałaś do salonu w poszukiwaniu Kiseki. Ten pies ewidentnie miał na ciebie focha i uciekał gdzie pieprz rośnie. Czekałaś tylko na powrót Wakatoshiego z treningu. Skończyliście studia, co dało wam wolną rękę i mnóstwo wolnego czasu, a przynajmniej na początku, póki żadne z was nie wstąpiło do klubu. Wszyscy chłopcy, z którymi mieszkałaś, byli w reprezentacji Japonii, oczywiście w siatkówkę. Za to tobie udało się wywalczyć miejsce w reprezentacji piłki nożnej, przez co byłaś naprawdę szczęśliwa.
Po zakończeniu studiów i po uroczystym ślubie, wszyscy wyprowadzili się do osobnych domów, no...Prawie. W końcu nie nosiłaś już swojego dawnego nazwiska. Zamieszkałaś z Wakatoshim, w jego mieście, blisko jego matki i oczywiście Hayato, który był z tego powodu przeszczęśliwy. Swoją drogą, twój braciszek też w końcu się oświadczył, o dziwo.
Znalazłaś psa, kiedy siedział w kuchni i jadł karmę. Kucnęłaś obok niego i pogłaskałaś, akurat wtedy usłyszałaś dźwięk otwierających się drzwi.
- Wróciłem. - Wakatoshi zdjął w przedpokoju buty i kurtkę, a następnie wszedł wgłąb domu - Gdzie jesteś?
- W kuchni! - Odkrzyknęłaś, prostując się.
Oparłaś się tyłkiem o blat szafki kuchennej i skrzyżowałaś ramiona pod biustem, oczekując, aż siatkarz pojawi się w zasięgu twojego wzroku. Kiedy wszedł do kuchni, podszedł do ciebie i pocałował w policzek na powitanie.
- Coś się stało? - Spytał, gdy zauważył twój wyraz twarzy.
- Jesteś z siebie zadowolony? - Podniosłaś brwi.
Wakatoshi zrobił głupią minę.
- O czym mówisz? Co znowu zrobiłem?
Odsunęłaś go od siebie na pewną odległość.
- Wyciągnij rękę. - Z niepewnością zrobił, co kazałaś - Masz. - Położyłaś mu przedmiot na dłoni.
- Um...Co to? - Zamrugał kilkukrotnie.
- Zgaduj, geniuszu.
Ushijima przyjrzał się przedmiotowi, na początku w ogóle nie rozumiał, co to. Zerkał to na ciebie, to na plastikowy patyczek, aż w końcu zrozumiał.
- Czyli, że my...? Że niby ja...? - Wskazał na siebie palcem.
- Będziesz ojcem. Tak. - Kiwnęłaś głową.
Zielonowłosy jakby ogłupiał, ale zaraz po tym rzucił test gdzieś w bok i cię przytulił. Objęłaś go i przymrużyłaś oczy, uśmiechając się.
- Cieszę się.
*Dwa i pół roku później*
Mały Eiji siedział przed Wakatoshim i przyglądał mu się. Tendō za to siedział na fotelu i cicho śmiał się pod nosem.
- Tendō... - Zielonowłosy spojrzał na niego - Eiji pójdzie do Shiratorizawy. - Powiedział w pełni poważnie - Jestem tego pewny.
- Wakatoshi-Kun. - Zaczął ze śmiechem Satori - Nie przypominam sobie, żeby w Shiratorizawie był żłobek, albo przedszkole.
- To nieistotne. - Pokręcił głową - Mój syn jest za mądry na przedszkole. - Podniósł chłopca i odwrócił się do czerwonowłosego - Spójrz. Umie już blokować.
Brązowowłosy chłopiec zaczął wymachiwać rączkami i głośno się śmiać, przymykając przy tym oczy. Satori wstał i podniósł z podłogi piankową piłkę, którą położył sobie na dłoni i podstawił dziecku.
- Faktycznie. - Zaśmiał się, gdy Eiji zaczął uderzać w piłkę - Myślisz ze zbyt dużym wyprzedzeniem, Wakatoshi-Kun.
- Nie. - Zaprzeczył, przytulając do siebie dziecko - Będzie najlepszym siatkarzem. Niedługo zaczniemy już trening.
- Najpierw to naucz go mówić. - Zauważył, kręcąc z rozbawieniem głową.
- Dobry pomysł. - Posadził chłopczyka na łóżku i sam usiadł przed nim - Eiji, powiedz "Powinieneś był pójść do Shiratorizawy".
Dziecko przypatrywało mu się dziwnym wzrokiem, aż w końcu w kącikach jego oczu powstały malutkie łezki.
- Ushi... - Akurat weszłaś do pokoju - Co ty znowu robisz? - Spytałaś, robiąc zirytowaną minę.
- Uczę nasze dziecko podstawowych słów. - Uśmiechnął się niewinnie.
*dwa lata później*
- Wujku Tooru! - Krzyknął Eiji, dreptając do szatyna, który siedział na dworze.
Po drodze oczywiście masę razy się wywrócił, ale nie poddał się. Podbiegł do siatkarza i przytulił się do jego nogi, szeroko uśmiechając.
- Tęskniłem za tobą, wujku!
Oikawa kucnął i pogłaskał ciemnookiego po głowie, również się uśmiechając. Zaczęli rozmawiać i grać w piłkę, oczywiście siatkową, bo jakże by inaczej.
- Wujku, mam jedno pytanie.
Oikawa był w sumie też pod wrażeniem, że w wieku trzech i pół roku, Eiji tak płynnie rozmawiał, choć czasami używał naprawdę dziwnych słów, które sam sobie wymyślał, a później trzeba było się domyślić o co mu chodziło.
- Śmiało, pytaj.
- Bo...Mama jest z Shiratorizawy... - Tooru momentalnie złapał piłkę w dłonie - Tata też...Wujek Tendō i wujek Semi...Dlaczego ty i wujek Iwa nie poszliście do Shiratorizawy? - Spytał ciekawy.
Cholera. Widać, że to jego dziecko.
Tooru drgnęła powieka, westchnął tylko i postanowił się uspokoić.
- Bo poszliśmy do Aoba Johsai.
- Ale dlaczego nie do Shiratorizawy? - Dopytywał dalej.
- Bo nie. - Odpowiedział mu smętnie.
- "Bo nie" to nie odpowiedź, wujku. - Podszedł do niego i zadarł głowę - Tata zawsze mówił, że powinieneś był pójść do Shiratorizawy.
Chyba po Ai jest taki inteligentny, bo po tym bałwanie to za wiele się nie można spodziewać.
- Po prostu...Nie chciałem iść do tej szkoły.
- Dlaczego?
- Boże... - Wziął wdech - Bo twój tata tam był. Rozumiesz?
- To chyba dobrze, prawda? - Złapał piłkę w dłonie, którą podał mu rozgrywający.
- Nie.
- Dlacz...
- Bo nie lubię twojego ojca. - Powiedział w prost, przerywając chłopcu.
Eiji zrobił dziubek z ust i pokręcił głową, a następnie zamachując się, zdzielił Oikawe piłką w twarz.
- Nieźle, Eiji! - Powiedział zadowolony Iwaizumi - Ale sądzę, że to było za lekko. - Uśmiechnął się, kładąc dłoń na jego głowie - Wujek Iwa pokaże ci, jak to się robi. - Podwinął rękaw, idąc w stronę Tooru, który zaczął uciekać.
- Taak! Dawaj wujku Iwa! - Zawołał żywo, skacząc w miejscu i wymachując pięściami, niczym bokser.
Patrzyłaś na to wszystko z rozbawieniem w oczach. Westchnęłaś błogo, przed oczami miałaś was, ale młodszych. Któż mógł pomyśleć, że zostaniesz żoną największego gbura z Shiratorizawy? Kilka lat temu zapewne nikt, ale teraz to wydawało się śmieszne. Spojrzałaś na Ushijime, który z dumą obserwował swojego syna, który wskoczył na Tooru, powalionego na ziemię przez Iwaizumiego. Zaczęli wspólnie go łaskotać, przez co głośny śmiech rozgrywającego słyszalny był na całej działce.
- Jest uroczy. - Skomentowałaś patrząc na Eijiego.
- A dziwisz się? Jest synem kapitana i menagerki z Shiratorizawy.
Dostał od ciebie kuksańca w bok, na co oboje się zaśmialiście. Niedługo potem wpadł Semi ze swoją parterką. Oikawa o dziwo, również znalazł sobie dziewczynę, no teraz była już jego narzeczoną. Wszyscy ułożyliście sobie szczęśliwie życie. Na koniec jeszcze przyszedł Tendō w wielkim stylu, on za to związał się z twoją byłą kapitanką z klubu, Amane.
- Mamo! - Krzyczał Eiji, uciekając przed Oikawą - Ratuj! - Wskoczył ci w ramiona.
Zerknęłaś na Tooru, który od razu się zatrzymał i odwracając na pięcie, odszedł jak gdyby nigdy nic. Pokręciłaś głową i ucałowałaś czoło chłopca, który koniec końców skończył na ramionach Wakatoshiego.
**************************
Hmmm...
Delikatne wytłumaczenie.
Niby miało być te 200 rozdziałów, ale...No niestety, zaczęło brakować mi pomysłów, a nie chciałam was zanudzać do śmierci.
Co dalej...Chce też podziękować za to, że tak wytrwale czytaliście to opowiadanie. ^^
Nie spodziewałam się też takich wyświetleń i ogólnie, aktywności, za którą również dziękuję!
No cóż...Mam nadzieję, że opowiadanie wam się podobało i...Do następnych! ^^
Tak wiem, nie potrafię pisać "mowy pożegnalnej". XD
Jeszcze raz dziękuję i do napisania w następnych opowiadaniach! ♥️♥️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro