•Rozdział 44•
- Już? Skończyliście? - Spytałaś, gdy cali w śniegu chłopcy, stanęli przed tobą.
- Tak. - Odpowiedzieli jednocześnie.
- Czy ta bitwa na śnieżki w czymś wam pomogła? - Skrzyżowałaś ramiona pod biustem.
- Nie. - Znów odpowiedzieli w tym samym czasie.
- Macie coś jeszcze co powiedzenia?
- Przepraszamy! - Skłonili ci się wpas.
- Okej...Po prostu...Nie róbcie więcej problemów, dobrze? - Pokiwali głowami, a ty wzięłaś wdech - Waka-Chan, mogę cię na słówko?
- Oczywiście. - Zielonowłosy podszedł do ciebie.
- Ai-Chan, masz pięć minut. Za chwilę odjeżdżamy. - Poinformował cię Oikawa.
- Daj nam chwilę. - Złapałaś zielonowłosego za dłoń i odeszliście ponownie na stronę - Mam nadzieję, że nie rzuci nas znowu śnieżką.
- Chciałaś porozmawiać, ja również. - Złapał cię za dłoń i westchnął - Chciałbym, żebyśmy znowu byli razem.
Niespodziewanie go przytuliłaś, na co odetchnął z ulgą. Nie mogłaś go odrzucić, nie byłaś w stanie.
- Tęskniłam za tobą. - Szepnęłaś i dalej trzymając jego dłoń, splotłaś wasze palce.
- Kiedy powiedziałaś, że chcesz wyjechać po studiach...Myślałem, że cały świat mi się zawali. - Szeptał, przyciskając policzek do twojej skroni - Błagam cię...Nie wyjeżdżaj, zostań ze mną. Nie dam rady żyć ze świadomością, że jesteś tak daleko.
- Nie wiem. - Pokręciłaś głową - Musiałabym nad tym pomyśleć.
- Jest tyle dobrych uniwersytetów w Tokio...Jesteś naprawdę mądra i poradzisz sobie na każdym z nich, jestem tego pewien.
Minimalnie się od niego odsunęłaś i ucałowałaś jego policzek, a potem uśmiechnęłaś się do niego.
- Trzeba wracać, zaraz będziemy jechać. - Pociągnęłaś go w kierunku autokarów.
Zobaczyłaś Tendō, który był niemal przyssany do szyby, niczym glonojad i trzymał telefon w ręku. Pokazałaś mu potajemnie środkowy palec i prychnęłaś, żegnając się z Ushijimą. Weszłaś do swojego autokaru, a wzrok wszystko spoczął na tobie.
- Czemu się tak na mnie patrzycie? - Spytałaś, idąc na swoje miejsce.
- Niezłe romanse tam odwalałaś. - Makki pokazał ci kciuki w górę - Wyślę ci filmik.
- Makki! - Oburzona zdzieliłaś go ręką po głowie, a ten zachichotał.
Czerwona na twarzy przeszłaś na koniec autokaru i usiadłaś na przed ostatnich miejscach. Spojrzałaś na Iwaizumi'ego i Tooru, którzy siedzieli w telefonach ze słuchawkami w uszach i mieli w poważaniu cały świat. Westchnęłaś, rozkładając się na dwóch fotelach i przykrywając się kurtką, którą zdjęłaś, no i poszłaś spać.
W tym samym czasie Tendō postanowił trochę podroczyć się z kapitanem.
- Wakatoshi-Kun~...Wszystko widziałem, na szczęście się już pogodziliście! - Tendō oparł się przedramionami o oparcie swojego fotela i spojrzał na siedzącego za nim Ushijime.
- Nie interesuj się tym za bardzo. - Wymamrotał, przeglądając coś w telefonu.
- Jesteś taki głupi, Wakatoshi-Kun~, dziwię się, że Ci z tobą jest, ale niezmiernie mnie to cieszy! Od razu jesteś jakiś weselszy, pewnie cały mecz będziesz uważał, żeby się przed nią nie zbłaźnić! - Satori wybuch śmiechem, a Ushijima się spiął.
Faktycznie. Miałaś być obecna na meczu i wszystko obserwować, wcześniej Wakatoshi nawet by na to nie zwrócił uwagi, a teraz? Zrobił się blady jak ściana.
- Huh? Wakatoshi-Kun, ty się stresujesz? - W odpowiedzi siatkarz zamknął oczy i wziął głęboki wdech.
- Niedobrze mi. - Mruknął.
- Oi, Wakatoshi-Kun, nie martw się to tylko twoja dziewczyna i kilkadziesiąt innych osó...Wakatoshi-Kun! Nie wymiotuj na mnie! - Krzyknął przerażony - Moje ukochane dresy!
~•••~
- No, chłopcy! Ruszamy się, dalej, dalej! - Poganiałaś chłopaków, a trener Karasuno do ciebie podszedł.
- Yamashita Ai, tak?
- Hai, miło mi znów pana widzieć. - Uśmiechnęłaś się i uścisnęłaś z nim dłoń.
- Przepraszamy, że to tak nagle, ale to była najlepsza okazja na mecz sparingowy...A i przepraszam za moją ciekawość, ale czy ty czasami nie trenowałaś Shiratorizawy?
- Z powodów prywatnych przeniosłam się spowrotem do Aoba Johsai. - Odpowiedziałaś miło.
- Oh...Dobrze, więc zapraszamy, Hinata zaprowadzi chłopców do szatni, a ciebie jakbym mógł, to poprosiłbym na halę.
- Oczywiście. - Kiwnęłaś i spojrzałaś na Oikawe - Tooru-San, Chibi-Chan zaprowadzi was do szatni, a ja idę na hale.
- Chibi-Chan? No nie... - Mruknął załamany.
- Oikawa... - Powiedziałaś ostrzegawczo, a szatyn się wzdrygnął - Bez żadnych awantur, rozumiemy się?
- Hai! - Tooru stanął na baczność i zasalutował ci.
- Ohayo, Ai-Senpai! - Zwróciłaś głowę w stronę Hinaty - Cieszę się, że cię widzę!
- Cześć, Shōyō-San. - Podniosłaś dłoń i poczochrałaś mu fryzurę - Zaprowadzisz chłopców do szatni, prawda?
- Oczywiście! Chodźcie za mną! - Rudowłosy zniknął wraz z całą twoją drużyną, a ty poszłaś za trenerem Karasuno na hale, gdzie była cała drużyna Kruków.
- Ohayo! - Przywitałaś się radośnie i im pomachałaś.
Podeszły do ciebie dwie dziewczyny, wysoka czarnowłosa i niższa blondynka, oczywiście miło cię powitały. Potem przyszedł również trener Shiratorizawy i wszyscy zaczęliście nawzajem rozmawiać.
- Czyli co...Teraz ona reprezentuje Aoba Johsai? Wróciła do dawnego liceum? - Spytał zdziwiony Tobio.
- Najwidoczniej, a z tego co zdążyłem zasłyszeć, to zerwała z kapitanem Orłów. - Tsukishima poprawił oprawki palcem wskazującym.
- Nie wygląda na to. - Dodał Sugawara, patrząc jak Ushijima do ciebie pochodzi i obejmuje dłonią w talii - Wydają się szczęśliwa parą. - Uśmiechnął się szczerze.
- Ta... - Mruknął Kageyama, przyglądając ci się.
- Waka-Chan, życzę ci powodzenia. Niech wygra lepszy. - Zachichotałaś, odsuwając się od niego delikatnie.
- Postaram się wygrać, dla ciebie. - Szepnął ci na ucho.
- Jak już mówiłam, niech wygra lepszy. - Pogłaskałaś go po przedramieniu - Nie będę miała za złe nikomu, w końcu musi być wygrany i musi być przegrany. Taki jest sport, jedni płaczą, a drudzy się cieszą.
- Będziesz zła, jeśli wygramy? - Spytał, nieco się pęsząc.
- Nie, oczywiście, że nie. - Pokręciłaś natychmiast głową - Nie mam prawa mieć ci tego za złe.
- Ai... - Spojrzał na ciebie - Jesteś wspaniała.
- P-Przestań! Jeszcze ktoś u...usłyszy. - Mruknęłaś, odwracając zażenowaną twarz.
- I słodka... - Pogłaskał cię po policzku, co jeszcze bardziej cię zawstydziło.
- Waka-Chan...Nie przy ludziach. - Odsunęłaś się od niego ponownie.
- I znów moja. - Uśmiechnął się i schylił ku tobie - Idę się rozgrzewać. - Odszedł w stronę Tendō, który poklepał go po ramieniu i zrobił głupią minę.
C-Co to było?! Jeszcze nigdy się tak nie zachowywał publicznie...To było takie bezczelne!
Starałaś się ochłonąć, więc poszłaś do swojej drużyny. Zaczęłaś z nimi rozmawiać o przebiegu meczu, tłumacząc im co nieco. Zrobili porządną rozgrzewkę i miał zacząć się pierwszy mecz. Shiratorizawa kontra Karasuno. Chciałaś już pójść po bidony z wodą, a wtedy ktoś dotknął twojego ramienia.
- Ai-Senpai. - Odwróciłaś się i spojrzałaś pytająco na czarnowłosego.
- Cześć, Tobio-San. Miło cię widzieć. - Uśmiechnęłaś się miło - Czy coś się stało? - Spytałaś, robiąc zmartwioną minę.
- Chciałem, żebyś...Proszę, kibicuj nam, Ai-Senpai! - Skłonił się wpas przed tobą.
- Um...Nie kibicuje dzisiaj nikomu, przykro mi, Tobio-San.
- Nie szkodzi! - Dalej był przed tobą pochylony, więc podniosłaś dłoń i kładąc mu ją na ramieniu, wyprostowałaś go.
- Wiem, że to z szacunku do starszych, jednak nie powinieneś się przede mną kłaniać. Proszę, nie rób tego więcej.
- O-Oczywiście! Przepraszam!
- Idź na boisko, Tobio-San i daj z siebie wszystko.
- Dziękuję! - Krzyknął i odbiegł od ciebie.
Wzięłaś głęboki wdech i potarłaś kark dłonią. Szykował się trudny mecz i ogólnie, ciężki dzień.
******************************************
Wstawiam dzisiaj drugi rozdział, gdyż nie jestem pewna, czy jutro zdołam wstawić kolejny.
Nie mówię, że go nie będzie, może się pojawić w godzinach wieczornych, lecz bądźcie przygotowani na to, że rozdziału może jutro nie być.
Bardzo przepraszam. >_<
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro