•Rozdział 62•
Całe przedszkole, zwane także twoimi współlokatorami, wpadło do szpitala i czym prędzej chciało cię zobaczyć. Lekarz, który dobrze cię już znał, wiedział, że nie może pisnąć nawet słówka nikomu z twoich przyjaciół.
- Proszę się uspokoić. - Lekarz spojrzał karcąco na każdego z nich, Ushijima zabrał nawet szczeniaka - Proszę pana, tutaj nie wolno przyprowadzać psów.
- Ale...On jest szczepiony i szkolony na psa przewodnika.
Lekarz nieufnie spojrzał na szczenię, ale ono tylko ziewnęło.
- Dobrze, tylko proszę trzymać go na smyczy. Nie chce mieć problemów. - Powiedział po chwili namysłu - Ja teraz muszę iść do innego pacjenta. Proszę nie wchodzić do sali pani Yamashity.
Odszedł od nich, a Oikawa przyssał się do drzwi, żeby przez dziurkę od klucza coś zobaczyć. Niestety, klucz był z drugiej strony i krótko mówiąc, gówno zobaczył.
~•••~
Od twojego obudzenia się minęło dwie godziny, niestety, ale chłopcy nie mogli do ciebie wejść. Czekałaś tylko, aż zobaczysz Wakatoshi'ego, chciałaś się do niego przytulić i wszystko powiedzieć. Byłaś tym wszystkim tak przerażona, że dalej przechodziły cię dreszcze. Nie wiedziałaś nawet, jak zareagować w tamtej chwili, byłaś znacznie drobniejszej postury od wykładowcy, a mężczyzna miał znacznie więcej siły. Zgryzłaś wargę i zamknęłaś oczy, próbując się nie rozpłakać.
- Widzę, że się obudziłaś. - Usłyszałaś, ale za cholerę nie chciałaś otwierać oczu - Przyniosłem kwiaty.
Uchyliłaś powieki i podniosłaś się do siadu.
- Wyjdź stąd. - Wywarczałaś - Wyjdź, albo zawołam lekarza!
- Nie przesadzaj, przecież nic złego się nie stało. - Zaczął do ciebie podchodzić.
- Nie zbliżaj się! - Twój głos delikatnie się załamał, wystawiłaś dłoń przed siebie.
Mężczyzna się zaśmiał i złapał za twoją rękę, splatając wasze palce razem. Zachciało ci się ryczeć jeszcze bardziej, gdy nachylił się ku tobie.
- Posłuchaj mnie, bo więcej razy nie powtórzę. - Usiadł na brzegu łóżka - Nie piśniesz nikomu ani słówka, jasne? - Pogłaskał cię po policzku - Nikt ci nie uwierzy tak, czy inaczej, w końcu jestem zaufanym wykładowcą i w dodatku nie jestem karany. Nie masz żadnych dowodów, a przecież w głowę nikt ci nie zajrzy. Poza tym, wiele dziewczyn dałoby naprawdę wiele, by być na twoim miejscu. Nie doceniasz tego, co ci życie daje.
- A żebyś wiedział, że wszystko powiem. - Trzepnęłaś jego dłoń, ale wtedy złapał cię za kark, przyciągając do siebie.
- Ty też masz swoje za uszami, kochanie. - Uśmiechnął się - Byłoby smutno, gdyby twój kochany braciszek się o wszystkim dowiedział, nie sądzisz?
Zacisnęłaś szczęke, patrząc z nienawiścią w jego oczy.
- Nic mu nie powiesz.
- Oj, żebyś się nie zdziwiła. - Uśmiechnął się - To jak? Załatwimy to po dobroci, czy po złości?
- Czego chcesz i czemu mi to robisz? - Spytałaś, czując łzy, które cisnęły ci się pod powiekami.
- Chce ciebie, a powód...Nie jest ci to do szczęścia potrzebne.
Odwróciłaś głowę w bok i zaczęłaś coraz szybciej mrugać, nie wiedziałaś co się działo. Dlaczego ten facet chciał wyrządzić ci tyle zła? I skąd on to wszystko wiedział?
- Słuchaj, na razie udawaj, że wszystko jest w porządku. Zrobiło ci się słabo i zemdlałaś, jesteś sprytna, więc na pewno wymyślisz jakąś porządną wymówkę. - Przejechał kciukiem po twojej dolnej wardze - Potem zerwiesz z tym swoim siatkarzem i...Hm...Później się pomyśli nad resztą. - Pocałował twój policzek.
- Odsuń się, jesteś obrzydliwy. - Odepchnęłaś go - Nie zerwę z Wakatoshim, bo go kocham, rozumiesz?
- Jeśli tego nie zrobisz, Hayato o wszystkim się dowie. Chciałabyś tego? Jak myślisz, czy nie znienawidziłby cię, gdyby się dowiedział, że...
- Zamknij się. - Warknęłaś, zaciskając pięści.
- No co? Czyżby to było, aż takie złe? - Spytał ironicznie.
Zamknęłaś oczy, spuściłaś głowę i wzięłaś wdech.
- Idź stąd.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, kruszynko. - Znów ucałował twój policzek, na co się skrzywiłaś i wstał - Pamiętaj, ani słowa nikomu. Bo pogadamy inaczej. - Puścił ci oczko i wyszedł z sali.
Patrzyłaś tępo w ścianę przed sobą i schowałaś twarz w dłoniach, zaczynając cicho płakać.
- Cholera, cholera, cholera. - Mówiłaś, uderzając czołem o podciągnięte kolana - Kurwa mać. - Warknęłaś sama do siebie, siąkając nosem.
Do drzwi ktoś zapukał, więc szybko wytarłaś zapłakane policzki wierzchem dłoni i wzięłaś wdech. Do sali weszła Chizuru, która po zobaczeniu ciebie, od razu rzuciła się w twoją stronę, by cię uściskać. Odwzajemniłaś gest, który nie trwał zbyt długo.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest! - Powiedziała uradowana - Chwila...Płakałaś? - Spytała, marszcząc brwi.
- Nie. - Pokręciłaś głową z lekkim uśmiechem.
- Kłamiesz. Masz przrkrwione oczy i dalej mokre policzki. - Wskazała na ciebie palcem.
- No dobra...Ugryzłam się w język, pasi? - Podniosłaś jedną brew w górę.
- Aż tak?
- Wbrew pozorom jestem delikatna. - Przewróciłaś oczami i spojrzałaś w stronę okna.
- Dobra, opowiem ci parę fajnych rzeczy. - Chizuru potarła dłonie o siebie - Na pewno poprawią ci humor.
~•••~
Spojrzałaś na szczeniaka, który z radością wbiegł do twojej sali. Wzięłaś go na ręce z uśmiechem i przytuliłaś, a następnie przeniosłaś wzrok w stronę drzwi. Ushijima odetchnął z ulgą widząc, że jesteś w dobrym stanie.
- Na szczęście, nic ci się nie stało. - Rzekł i przytulił cię w ten sposób, by nie ścisnąć Kiseki.
- W auli było strasznie duszno i zrobiło mi się słabo, przepraszam, że musiałeś się martwić. - Posłałaś mu blady uśmiech.
- Nie masz za co przepraszać. - Chciał cię pocałować, ale ty się odsunęłaś. Nawet tego nie kontrolowałaś - Coś się stało?
- Nie, po prostu...Nadal źle się czuję, a jeśli to jakaś grypa, czy coś to...Nie chce, żebyś się zaraził.
Ushijima od razu zauważył, że jesteś jakaś przybita i małomówna. To było widać, nie tylko po twoim zachowaniu, ale i w oczach. Były smutne, a ich barwa znacznie ciemniejszą, niż zazwyczaj.
- Czy mógłbyś zapytać lekarza, kiedy będę mogła wyjść? Nie chce tu dłużej siedzieć...Nie chce mieć zaległości w szkole. - Powiedziałaś, patrząc na swoje nogi.
- Dobrze, zaraz wrócę. - Ushijima wyszedł, a ty położyłaś się z psem.
- Dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć? - Spytałaś cicho samą siebie.
Czułaś, że teraz będzie tylko gorzej.
******************************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro