•Rozdział 70•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaczęłaś szybciej mrugać, dużo szybciej, aż poczułaś cisnące się pod twoimi powiekami łzy. Otarłaś je kantem dłoni i nie mówiąc nic, po prostu klęknełaś przed nim i przytuliłaś się do niego. Zacisnęłaś usta w wąską linię i zamknęłaś oczy. Wakatoshi oddał uścisk i czekał, aż nieco się uspokoisz. Niespecjalnie spodziewał się tak emocjonalnej reakcji, choć tym tekstem z butem nieco go zdziwiłaś.

- Czyli...Co? Zgadzasz się? - Spytał cicho, a ty pokiwałaś głową, bo w tamtej chwili tylko na tyle było cię stać.

Siatkarz pozwalał siebie jeszcze przez chwilę przytulać, a następnie odsunął się od ciebie i wyjął z pudełeczka pierścionek. Założył go na twój palec i podnosząc dłoń, ucałował jej wierzch. Co tu dużo mówić, dalej byłaś w ogromnym szoku. Czyżby tamten przypadkowy żart ze śmieciami uświadomił mu, jak wielkie uczucie do ciebie żywi? Możliwe. Jednak nie byłaś w stu procentach pewna.

Kiedy wróciliście do domu, reszta siedziała w salonie. Za to ty byłaś na tyle skołowana, że nawet nie zwróciłaś na nich uwagi. Po prostu poszłaś do pokoju, żeby trochę ochłonąć. Twoje serce biło zdecydowanie za szybko, co mogło się później źle skończyć, więc chciałaś to jakoś uspokoić. Usiadłaś na łóżku i wzięłaś parę głębokich wdechów, poczułaś, jak powoli się uspokajasz. A przynajmniej do momentu, w którym nie spojrzałaś na pierścionek, widniejący na twoim palcu. Znów podskoczyło ci ciśnienie, to było dziwne. Nigdy wcześniej się tak nie czułaś.

- Ne, Wakatoshi-Kun, jak poszło? - Tendō spojrzał na zielonowłosego.

- Nie płacze, to chyba wszystko dobrze. - Parsknął Semi, posyłając przyjacielowi złośliwy uśmieszek.

- Zgodziła się, a co innego miała zrobić? - Wzruszył ramionami.

- Zgodziła się...Na co? - Spytał podejrzliwie Oikawa.

- Oikawa-Kun, ty nic nie wiesz? - Tendō udawał zdziwionego - Już niedługo Ai Yamashita nie będzie aktualne. - Uśmiechnął się szeroko.

- Jak to? - Widać było, że Tooru w ogóle nie ogarnia sytuacji.

- Od dzisiaj możesz do niej mówić pani Ushijima! - Roześmiał się, widząc zszokowanie na twarzy szatyna.

Iwaizumi też był zdziwiony, ale z drugiej strony szczęśliwy. W końcu jego najlepsza przyjaciółka zaczyna poważnie planować przyszłość i już niebawem wychodzi za mąż.

Mam narzeczonego.

Złapałaś się za głowę, wpatrując tępo w ścianę. Zastanawiałaś się, czy tylko ty jesteś jakaś dziwna i tak reagowałaś, czy może to normalne? W każdym razie nie mogłaś się uspokoić.

Podskoczyłaś na materacu, gdy drzwi się otworzyły, a do środka wszedł nie kto inny, jak twój...Narzeczony. Dziwnie to brzmiało, a przynajmniej na chwilę obecną.

- Ai, wszystko w porządku? - Spytał, cicho zamykając za sobą drzwi.

- O-Oczywiście...Po prostu jestem dalej zaskoczona i...

Ushijima kucnął przed tobą, opierając swoje przedramiona o twoje uda. Przyjrzał ci się i westchnął.

- Jeśli to dla ciebie za szybko, możesz mi powiedzieć. Uszanuje to i poczekam.

- N-Nie, to nie o to chodzi. - Uciekłaś spojrzeniem - Po prostu...Czuję się jakoś inaczej, lepiej. - Powiedziałaś, spuszczając wzrok na swoje uda, gdzie były ręce chłopaka - Serca bije mi tak szybko... Jestem niemal pewna, że zaraz wyskoczy mi z piersi.

Usłyszałaś jego cichy śmiech, więc podniosłaś wzrok. Zobaczyłaś urocze rumieńce na jego policzkach, ale sama pewnie lepiej nie wyglądałaś.

- A już myślałem, że to coś poważniejszego. - Pokręcił głową - Nie martw się, podobno to normalne.

- Skąd wiesz?

- To nie jest ważne. - Wstał i położył ci dłoń na głowie - Połóż się, prześpij. Będzie ci lepiej.

- Chyba masz rację...Dobranoc. - Schowałaś się pod kołdrą.

- Dobranoc.

~•••~

- Cholera jasna! Kiseki! Wracaj tu, ty głupi kundlu! - Krzyczał Tendō, biegnąc za szczeniakiem.

Uchyliłaś powieki, słysząc głośne kroki i szczekanie psa. Przewróciłaś się na drugi bok i zakopałaś w kołdrze, wtedy też poczułaś coś twardego obok. Podniosłaś głowę i zobaczyłaś śpiącego Ushijime. Opadłaś z powrotem na poduszkę i chciałaś ponownie zasnąć, ale nie dałaś rady. Zamiast tego ciągle słyszałaś darcie japy Tendō, który z niewiadomego powodu ganiał za Kiseki.

Upierdliwy dzban.

Westchnęłaś cicho i zarzuciłaś nogę na biodra chłopaka, bo zdawało ci się, że masz za mało miejsca. Kiedy zrobiło ci się za gorąco, przeturlałaś się na drugą stronę łóżka, jednak za chwilę było ci zimno. Znów przylgnęłaś do chłopaka, a sytuacja powtórzyła się jeszcze parokrotnie.

- Uspokoisz się? - Usłyszałaś jego poważny głos.

- Gorąco i zimno jednocześnie. - Mruknęłaś.

- To się odkryj i przytul.

- Ale wtedy będzie mi gorąco. - Zaczęłaś narzekać.

- Nie będzie. Chodź - Zgarnął cię ramieniem do siebie i unieruchomił - Idź spać.

Byłaś cicho tylko przez chwilę. Puknęłaś chłopaka w tors parę razy palcem, aż ten zwrócił na ciebie ponownie swoją uwagę.

- Co tym razem? - Spytał z westchnieniem.

- Muszę do toalety. - Powiedziałaś cicho.

- No to idź.

- No to mnie puść.

Ushijima rozluźnił uścisk, a ty wstałaś i poszłaś do łazienki. Po uwinięciu się ze wszystkim, a także umyciu rąk, wyszłaś i zamknęłaś za sobą drzwi. Wakatoshi leżał rozwalony na całym łóżku, brzuchem do dołu i cicho pochrapywał. Pokręciłaś głową i postanowiłaś go obudzić. Złapałaś go za kostkę i lekko pociągnęłaś, ale on ani rusz. Wydęłaś dolną wargę i oparłaś dłonie na biodrach i zastanowiłaś się chwilę. Ostatecznie, postanowiłaś wybrać najbardziej brutalny sposób.

- Ushi... - Powiedziałaś, biorąc rozbieg - Wsta-Je-My! - Krzyknęłaś, skacząc do góry w jego kierunku.

- Huh? - Odwrócił się na plecy, ale zaraz tego pożałował.

Wylądowałaś na nim, a siatkarz jęknął żałośnie, obejmując cię odruchowo ramionami. Położyłaś dłonie na jego torsie i zarzuciłaś włosami do tyłu. Opadły ci na prawą stronę, a ty pochyliłaś się nieco nad zielonowłosym.

- Wstajemy, Ushi... - Zaczęłaś spokojnym głosem - Chan... - Dodałaś słodko i uśmiechnęłaś się.

Momentalnie Wakatoshi usłyszał swoje głośne bicie serca, a koniuszki jego uszu poczerwieniały. Zrobiło mu się duszno.

- Nudzi ci się już? - Spytał, chcąc jakoś odciągnąć twoją uwagę od jego zawstydzenia - Jakie Chan? Eh...Mogłaś mnie normalnie obudzić. Zejdź.

Parsknęłaś śmiechem i zeszłaś z niego, kierując się do wyjścia z pokoju. Zanim jednak to zrobiłaś, położyłaś dłoń na futrynie i spojrzałaś na swojego narzeczonego przez ramię. Nagle nabrałaś ochoty na kąśliwe uwagi i głupie dogryzanie.

- Naprawdę ładna ta koszula, ale lepiej wyglądałaby na podłodze. - Obserwowałaś, jak atakujący niemal wybuchł od zawstydzenia.

Puściłaś mu oczko i wyszłaś z pokoju, żeby zaraz oprzeć się o ścianę i przetrzeć twarz dłonią.

- H-Hentai. - Mruknął pod nosem i zakrył się kołdrą.

~•••~

Oikawa już od przeszło dziesięciu minut wpatrywał się w pierścionek, będący na twoim palcu. Z jego wzroku nie mogłaś za wiele wyczytać, oczy miał puste. Widać było, że to go zdziwiło. Iwaizumi natomiast nabijał się z Oikawy, że już nigdy nie pozbędzie się Ushijimy. Na swój sposób było to śmieszne.

- Tooru, patrzysz na ten pierścionek, jak na jakiegoś robala. Coś ci nie pasuje? - Założyłaś nogę na nogę.

- Nie, skąd, tylko...Nie mogę uwierzyć, że to jednak ty pierwsza wyjdziesz za mąż. - Powiedział załamany - Przecież to miałem być ja!

- Jak tak bardzo chcesz ożenić się pierwszy, to śmiało, droga wolna. Tylko żebyś dobrze wybrał. - Parsknął Iwaizumi.

Oikawa jakby nagle dostał olśnienia, spojrzał z podstępną miną na czarnowłosego. Potarł swoje dłonie i złowieszczo się uśmiechnął.

- Iwa-Chan~!

- Nie! - Wrzasnął natychmiast i zdzielił go butem w twarz.

- Ale dlaczego?! - Spytał, łapiąc go za nogę - Nawet nie wiesz, o co mi chodzi!

- Spieprzaj, kretynie! - Odkopnął go i schował za tobą.

- Iwa-Chan, czemu tak agresywnie reagujesz? - Spytałaś, podnosząc jedną brew - Nawet nie dałeś mu dokończyć...

Zerknęłaś na wejście do salonu, w którym pojawił się zielonowłosy. Na twoich ustach pojawił się głupkowaty uśmieszek, gdy zauważyłaś, że unika twojego spojrzenia. Usiadł obok ciebie, jednak zachowywał bezpieczną odległość. Dalej miałaś ochotę na głupie żarty, a że Ushijima się nawinął, to już nie twoja wina. Twoja ręka wylądowała na udzie chlioaka, co nie uszło jego uwadze.

- Odkąd się obudziłaś, jesteś jakaś dziwna. - Szepnął ci na ucho - Coś się stało?

- Nie, dlaczego pytasz? - Uśmiechnęłaś się szeroko - Jestem po prostu... - Spojrzałaś przed siebie - Szczęśliwa. - Wzruszyłaś ramionami.

- Hayato do mnie dzwonił. - Powiedział, cicho wzdychając - Pytał, kiedy przyjeżdżasz.

- Nie mam pojęcia, mamy teraz dużo roboty. Niedługo pierwszy oficjalny mecz sparingowy, muszę obmyślić naprawdę dobre treningi, które odpowiednio was przygotują. - Mówiłaś, patrząc na swoje uda - Nie chce, żeby ludzie was lekceważyli, bo nigdy wcześniej nie widzieli waszej współpracy.

- Spokojnie... - Złapał za twoją dłoń, którą zacisnęłaś w pięść - Na razie o tym nie myśl.

Iwaizumi wybiegł z salonu, uciekając przed Oikawą, który za nim pobiegł. Ushijima objął cię ramieniem, ale ty wbiłaś mu palce pod żebra, kiedy włożył dłoń pod twoją koszulkę, a raczej próbował.

- Za co? - Spytał cicho, krzywiąc się i odsuwając.

- Ja już wiem, co ty masz w tej głowie. - Pokiwałaś palcem - Ushi-Hentai! - Zawołałaś z rozbawieniem, a z korytarza nadleciał kapeć Hajime, który uderzył w tył głowy Ushijimy.

- Odezwała się, niewinna. - Prychnął, masując swój bok.

- I tak mnie kochasz! - Podniosłaś palec i włożyłaś ich opuszki w dołeczki na swoich policzkach, uroczo się uśmiechając - Skidayo, Ushi-Chan!

- P...Przestań. - Mruknął, kładąc dłoń na twojej twarzy i delikatnie popchnął cię w bok, przez co opadłaś na poduszki.

- Haaa? Ushi-Chan, zawstydziłeś się~! -Kontynuowałaś swoją zabawę, ale Wakatoshiemu chyba nie bardzo to przypasowało, bo cały czerwony uciekł do pokoju.

Ty oczywiście za nim.

******************************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro