Rozdział dwudziesty drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Jako wilk sam również jest drapieżnikiem. Od wieków wilkami straszy się dzieci i zazwyczaj w bajkach i powieściach to oni są ciemnymi charakterami. Ale ludzie również nimi są. On po prostu je mięsa dziennie tyle co człowiek tygodniowo. Tak samo jak oni, chce żyć, jeść i wychować swoje młode. Nie wie dlaczego tak na prawdę wilki mają taką złą prasę. Jest pożytecznym drapieżnikiem, a nie takim jak wampiry które mordują bez ustanku i nie tyle co dla pożywienia co dla zabawy. Nikogo nie atakuje bez powodu, a zimnoskórzy robią to bez kiwnięcia palcem i bez żadnych wyrzutów sumienia. Jako alfę denerwowało go obarczanie winą ich rasy za to co robią wampiry o których istnieniu ludzie nie mają pojęcia.

Teraz czuł się jak negatywny charakter. Ganianie po lesie za zwierzętami które są przerażone nie było dla niego czymś co sprawiało mu satysfakcję. Oczywiście rozumiał sens istnienia  łańcucha pokarmowego i sam przecież żywił się mięsem jednak preferował kiedy robili to za niego myśliwi w taki sposób by nie stresować zwierzęcia przed niechlubnym końcem. Wolałby to zrobić bardziej humanitarnie. Jednak była noc i nie było innej możliwości niż ganianie za zającami czy wiewiórkami. Czuł się trochę jak idiota. Nie był w tym najlepszy i sam nie wie ile czasu zajęło mu złapanie czterech leśnych zwierząt i schowanie ich martwych zwłok do plecaka. Był spocony i zirytowany. Przeklinał pod nosem wracając do domu wampira i wyrzekał się, że będzie to robił kiedykolwiek więcej. Nie wyobraża sobie spędzać tak swoich wieczorów. Po za tym kiedy któryś z jego przyjaciół przyłapałby go z wiewiórką przerzuconą przez ramie pomyśleliby, że już do końca zwariował.
Ma nadzieję, że to co przyniesie na długo starczy zimnoskóremu i że nie będzie musiał jutro tego powtarzać.

Wchodzi po schodach na górę z ociąganiem, po czym otwiera dosyć agresywnie drzwi i zrzuca plecak z ramion na ziemię nieopodal ramy łóżka.
Wampir przypatruje mu się z zaciekawieniem  ale milczy. On sam jest zmachany i niezadowolony. Nie próbuje wcale ukryć swojego złego nastroju.

– Proszę bardzo. Masz swoje martwe zwierzęta – wychodzi z jego ust po czym opada na fotel przy garderobie podnosząc wzrok na wampira by zobaczyć jego reakcję.

Ten powoli wstaje z łóżka i lekko niemal niezauważalnie unosi brew do góry.

– Martwe? – nie mówi tego z jakimś szczególnym zdziwieniem czy zawiedzeniem z delikatnym uśmiechem na twarzy, pochylając się nad plecakiem i rozpinając zamek. On porusza się w fotelu z lekkim skrzywieniem  obserwując jak ten wyciąga pierwsze martwe zwierzę.

– Oczywiście, że martwe. Myślałeś, że przyniosę żywe? I czy to w ogóle jakaś różnica?

Przypatruje się jak wampir zręcznie kładzie wiewiórki i zająca na stoliku nocnym nie dając mu odpowiedzi po czym z powrotem zapina zamek jego plecaka odkładając go na łóżku.
Ma wrażenie, że wszystko co dzieje się dalej widzi jak przez mgłę. Myślał, że widok Harry'ego który zatapia zęby w martwym zwierzęciu sprawi, że będzie czuł obrzydzenie i będzie go to od niego odrzucać. A nie czuł nic prócz lekkich zawrotów głowy. Harry dalej był piękny, jego palce otaczające martwe ciało zwierzęcia dalej były tak samo długie, a oczy których spojrzenie skupione było na swoim pożywieniu dalej były tam samo hipnotyzujące. Przełknął ślinę kiedy wzrok Harry'ego podczas pożywiania się spoczął na nim. Nie wiedział czy czuł się źle i niezręcznie czy czuł się w ten sposób kolejny raz podrywany i była to forma adoracji. O czym on w ogóle myśli. Nie może brać za pochlebstwo tego, że wampir najprawdopodobniej chciałby zatopić w nim swoje kły. On na prawdę przy nim wariuje.

– Lou. Dziękuje – nie wie czemu i kiedy to się dzieje, że pozwala wampirowi po zakończonym posiłku podejść do siebie tak blisko, a potem pochylić się nad nim i dać położyć sobie dłoń na policzku. Jego wdzięczny uśmiech sprawił, że zmiękł i nawet nie pomyślał żeby na niego nakrzyczeć i kazać mu wrócić do łóżka. Nawet nie drgnął kiedy ten delikatnie opuszkami palców zaczął śledzić jego żuchwę po czym zaczął ciągnąć delikatnie za włoski na jego przydługiej już brodzie. Wie, że to że nie oponuje jest poniekąd zgodą ale po prostu nie wyobraża sobie się teraz ruszyć i to przerwać. Harry przysiada się na ramię fotela po czym delikatnie i bardzo powoli i ledwo wyczuwalnie muska swoimi zimnymi, pełnymi różowymi wargami te jego. Ma wrażenie, że gdyby ten je rozchylił to najprawdopodniej poczułby jeszcze smak krwi z posiłku który ten przed chwilą spożywał. Zanim zdążył się zorientować, że oddał powolne muśnięcie poczuł jak zimna dłoń chwyta za tę jego i kładzie na swoim brzuchu uśmiechając się do niego uroczo. On tę rękę tam zostawia głaszcząc delikatnie kciukiem skórę. Przez pewien czas oboje milczą, a on czuje jakby tkwił w jakiejś nierealnej bańce przed tym wszystkim co się wydarzyło kiła tygodni temu. Był jak otępiony mimo, że zupełnie świadomy.

Po kilku minutach złapany za dłoń unosi się i pozwala ciągnąć wampirowi do wielkiego łóżka stojącego w centrum pokoju. Nie ma zbyt wiele myśli w głowie po za tą, że musi być czujny. Popchnięty delikatnie na pościel śledzi każdy ruch Harry'ego który z delikatnością i swoim czarującym uśmiechem siada na jego biodrach i pochyla ponownie łącząc ich usta ze sobą. Na początku są to tylko dłuższe cmoknięcia. Ma otwarte oczy i jego wzrok spoczywa przez kilka sekund na martwych zwierzętach leżących na stoliku nocnym. Miał je jak na wyciągnięcie ręki. Jego wzrok wraca do wampira kiedy ten rozchyla wargi mając zamiar pogłębić ich pocałunek. On robi to samo teraz już przymykając oczy. Ich pocałunki były co raz bardziej niechlujne i było wyczuwalne z obu stron co raz większe pragnienie. Nie potrafiłby się do tego przyznać ale tak bardzo tęsknił za ich bliskością. Jego uczucia wcale nie zniknęły i w tym momencie czuł jak jego alfa cieszy się mogąc mieć Harry'ego tak blisko. Jednak wciąż miał w głowie obrazy tego jak skończyło się to zeszłym razem. Kiedy przed oczami przeleciał mu obraz jak wampir wgryza się po skończonym stosunku w jego szyję zesztywniał przestając na chwilę oddawać pocałunki. Wampir otworzył oczy zerkając na niego po krótce ale wciąż nie przestając robić tego co robił. Po prostu przeniósł się z jego warg na policzki i brodę. Sztywnieje jeszcze bardziej kiedy te zeszły z brody na szyję. Poczuł gęsia skórkę która pokrywa całe jego ciało, a on kładzie dłonie ostrzegawczo na ramionach zimnoskórego. Ten wraca pocałunkami do jego ust uśmiechając się do niego szelmowsko. Widział w jego oczach zadziorne iskierki ale te zamiast go zirytować sprawiają, że robi mu się sucho w ustach, a on porusza się niespokojnie pod zielonookim.

Daje się rozebrać. Oczywiście, że tak. Oboje są nadzy całując się cały czas jak opętani. Same pocałunki sprawiają, że jest zadowolony i usatysfakcjonowany. Błądzi dłońmi po krzywiznach ciała białoskórego który leży na nim. Ten opiera się łokciami o jego klatkę piersiową i obcałowuje raz jego szczękę, a raz wargi.
Niedługo później już są zmienieni miejscami. On leży nad wampirem który wygląda w jego ramionach tak niewinnie i krucho. Zgadza się na wszystko co robi Louis i wydaje mu się podobać to, że alfa nim steruje. Jego włosy wyglądają pięknie rozrzucone na poduszce, a dłonie przyszpilone do poduszki, zamknięte w mocnym uścisku Louisa dodają mu jeszcze więcej uroku i pasywności. Nie mógł uwierzyć, że ktoś tak piękny i pozornie niewinny może krzywdzić innych ludzi. Przecież w jego ramionach jest taki niegroźny. Dlaczego ktoś taki go kręci i sprawia, że zapomina o całym świecie. Dlaczego pozwala wampirowi owijać siebie wokół palca?

Pomiędzy westchnieniami przyjemności zielonookiego w jego usta kiedy jest już w nim czuje jak ten zaciska paznokcie na jego plecach. Czuje lekki ból i satysfakcję z tego, że daje mu aż tak dużo przyjemności. To zbliżenie nie jest tak delikatne jak poprzednie. Wcześniej mając na uwadzę, że ma do czynienia z człowiekiem starał się być o wiele delikatniejszy nie chcąc zrobić mu krzywdy. Wampir jest silniejszy więc mógł pozwolić sobie na więcej. Bardziej głębokie i częstsze pchnięcia które sprawiały, że krwiopijca się pod nim wił z przyjemności. Potrafiłby dać mu jej jeszcze więcej jednak nie chciał nic zrobić dziecku które ten w sobie nosił. On słysząc jęki wydobywające się z ust zimnoskórego sam odczuwał jeszcze większą przyjemność ze stosunku mimo, że myślał iż bardziej już się nie da. Robili to długo. O wiele dłużej niż ostatnim razem. Nim skończyli za oknem zaczęło sie już przejaśniać. W pokoju było słychać tylko ich miarowe oddechy, pojedyncze jęknięcia i skrzypienie łóżka które raz za razem obijało się o ścianę.

Kiedy skończyli jeszcze długo leżał na Harrym nie wychodząc z niego i przewartościowując w głowie swoje życie. Czuł się winny. Był tak cholernie głupi i naiwny. Nie zasługiwał na bycie alfą stada. Ciągle podejmował głupie niezrozumiałe decyzje których on sam nie mógł pojąć. Jego ojciec pewnie widząc to przewraca się w grobie. On sam dobrze wiedział, że to co robi jest złe. Zimnoskóry który leży pod nim jest mordercą bez sumienia i moralności. Już raz chciał pozbawić go życia. A teraz się nim bawi. Kto wie czy pewnego razu się na niego nie przyczai i nie pozbawi go życia wyśmiewając go prosto w twarz. Po za tym zabił jego kompana który najprawdopodobniej był jego kochankiem. Być może będzie chciał się na nim zemścić. Albo na jego bliskich. Ma tak wiele wątpliwości i obaw.

Spogląda na leżącego pod nim wampira który najwyraźniej przysnął bo ma zamknięte oczy i lekko rozchylone wargi. Powoli z niego wychodzi i przykrywa jego nagie ciało skopaną pod ich nogami pościelą. Sam wychodzi z pokoju obiecując sobie w duchu, że to się nie powtórzy. Ten mężczyzna jest zły. Nie ma uczuć. Jego zauroczenie powinno się skończyć w dniu kiedy powiedział się prawdy a mózg w końcu przyswoić, że jego Harry'ego już nie ma i nigdy nie było. Jest tylko bezlitosny wampir który bawi się jego uczuciami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro