Rozdział dwudziesty pierwszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Nie wie ile minęło dokładnie czasu. Ogień z kominka zdążył przyjemnie ogrzać pomieszczenie. Słyszał jedynie ciche skwierczenie palącego się drewna i swój równomierny oddech. Wampir nie kłócił się z nim, tylko tak jak mu nakazał posłusznie siedział na kanapie z przywiązanymi za plecami nadgarstkami. Był wyprostowany, a jego spojrzenie często spoczywało na nim. On milczał. Wiedział, że mimo iż w teorii ma przewagę, to przegrał. Krwiopijca osiągnął de facto to, czego chciał. Był w tego pełni świadom. Lecz co miał na to poradzić? Co by zrobił ktoś inny w jego sytuacji? Najgorsze było jednak to, że gdzieś w głębi siebie poczuł westchnienie ulgi. Jakaś zdradziecka część jego umysłu cieszyła się, że siedzi teraz tutaj, a piękny mężczyzna siedzący na sofie przed nim, jest znów blisko i jest bezpieczny. Bał się tego. Nie był już zaślepiony. Raczej naiwny.
Zdaje sobie sprawę, że zimnoskóry nieustannie go czaruje. Później kpi z niego pokazując swoją prawdziwą twarz. A jakaś jego część i tak wciąż pozostaje nim zauroczona. Nie wie czy powinien sobie ufać. Jeśli jego alfa głupieje od samego widoku krwiopijcy który robi niewinne oczy i mówi, że za nim tęskni to co będzie później. Jest obrzydzony, że ten zabija i pije ludzką krew. I czuje się oszukany. Ten cały czas go okłamywał i bawił się jego uczuciami. Robił z niego idiotę. Za pewne tamtej nocy miał zamiar go zabić. A on cudem się ocknął zbyt szybko by mu i jego przyjacielowi to uniemożliwić. Jak może po czymś takim być tak zraniony, a wciąż tak miękki by pozwalać mu żyć. Nie powinien zważać na głupi kilkutygodniowy płód, który może nawet nie być jego. Póki dziecko jest tak małe, nie potrafił tego jednoznacznie wyczuć. A nawet jeśli jest jego. To co gdy jego potomkiem okaże się być kolejny zimnoskóry? Czuł jak jego szczęka się zaciska. Jego twarz była poważna, a on nieufnie obserwował ciało krwiopijcy.
W pewnym momencie wstał i niedelikatnie pociągnął krwiopijcę za ramię i zaczął ciągnąć go za sobą kierując się schodami do góry. Kiedy znaleźli się już w sypialni, a wampir został popchnięty na łóżko z wciąż uwiązanymi za sobą dłońmi, on powierzchownie zeskanował pomieszczenie z którym miał tyle sprzecznych odczuć po czym gdy tylko znalazł klucz skierował się bez słowa do drzwi.

– Gdzie idziesz? – dostał pytanie od wciąż przyglądającego się mu wampira.

– Zamilcz. – odpowiada jedynie. – Nawet nie myśl o jakiejkolwiek próbie ucieczki bo nie wrócisz tu w jednym kawałku.

– Kiedy wrócisz? – dostaje kolejne pytanie jakby zimnoskóry nie usłyszał jego zeszłej ignoranckiej odpowiedzi. Nieprzejęty się tylko w niego wpatruje, a on czuje zimny dreszcz przechodzący po jego plecach. On tym razem również milczy nie mając zamiaru nawiązywać żadnej więcej interakcji z krwiopijcą. Za pewne wróci wcześnie rano jak tylko ukoi swoje nerwy i wciąż mocno hulające w piersi serce kilkoma godzinami snu. Choć wątpi, że w najbliższej przyszłości będzie mu dane zasnąć spokojnie.

To była ciężka noc. Mimo, że udało mu się zażyć kilka godzin snu to wciąż budził się z niepokojem zrywając się z łóżka chcąc jak najszybciej z powrotem udać się do domu krwiopijcy i sprawdzić czy na pewno temu nie udało się uciec. Ledwie się powstrzymywał tłumacząc sam sobie, że ten jest zamknięty i ciężko by mu było się uwolnić.
Odwiózł siostry do szkoły i ominął swoje zajęcia  tłumacząc się złym samopoczuciem. Kilka minut przed dziewiątą znów był w obskurnym i powodującym u niego obrzydzenie budynku. Ogień w kominku już całkowicie wygasł ale nie przejął się tym za bardzo, tylko od razu skierował swoje kroki ku górze. Włożył klucz do  zamka i ostrożnie wszedł do sypialni.
Tam zastał wampira leżącego na łóżku tak samo jak zostawił go zeszłej nocy. Wciąż w płaszczu i butach oraz od wejścia skanującego go wzrokiem od góry do dołu. Pewnie wyczuł już go zanim w ogóle zdążył wejść do tego budynku. Pewnie doskonale teraz czuje jak jego serce bije mocniej i jak wszystkie pozytywne i negatywne odczucia związane z nim samym powodują u niego skręt w żołądku. Poczuł jak pod jego intensywnym spojrzeniem się spina i mimowolnie odwraca wzrok od miejsca gdzie leży lokowany. Pierwszy gniew nieco już w nim ostygł ale nie zmieniało to faktu, że mimo iż on miał tu przewagę to czuł się jak głupiec. Nawet nie miał dokładnego planu oprócz tego, że będzie go tu przetrzymywać. Zdecydował, że nie powie ani Liamowi ani Zaynowi. Sam sobie nawarzył piwa będąc naiwnym idiotą więc musi je wypić. Po za tym bał się tego co tak na prawdę powinien zrobić. Chyba podświadomie czuł, że byłoby to coś czego by nie chciał zrobić.

– Gdzie byłeś? – słyszy pytanie od wampira i ma wrażenie, że wyczuwa w nim lekką pretensje.

– W domu. To chyba oczywiste.– odpowiada kpiąco, a wampir lekko unosi się do siadu nie spuszczając z niego wzroku.

– Mogłeś spać tutaj. – słyszy i prycha wykrzywiając usta kolejny raz w kpiącym uśmiechu.  Nie odpowiada na ten komentarz tylko otwiera drzwi do łazienki przy sypialni zerkając do niej po krótce.

– Masz jedyną szansę by skorzystać dziś z łazienki. – mówi twardo podchodząc do wampira, a ten przekrzywia lekko głowę i w jego policzkach pojawia się lekki zarys dołeczków. Jego wzrok schodzi na jedwabiste policzki które jeszcze nie dawno obcałowywał i czuł ich miękką chłodną fakturę. Jego żołądek kolejny raz się zaciska widząc ten lekki, niewinny uśmiech i obserwując jak krwiopijca się lekko obraca do niego plecami by on sam uwolnił jego nadgarstki. Wygląda tak niegroźnie. Ich wszystkie wspólne momenty przebiegają mu przed oczami, a on zaciska szczękę by przypadkiem nic nie można było poznać po jego pełnym refleksji wyrazie twarzy. Chwyta dość niedelikatnie jak na siebie za dłonie zimnoskórego i uwalnia je z mocnego zapięcia. Ten od razu się odwraca w jego stronę przypatrując się jego twarzy i lekko rozmasowując swoje nadgarstki.

– To bardzo miłe z twojej strony Louis ale nie korzystam z toalety. – słyszy i po słowach wampira ściąga delikatnie brwi zaciskając pięści. No proszę. Mógł się tego domyślić. – Jeśli nie masz nic przeciwko wziąłbym prysznic i przebrałbym się w coś wygodniejszego. – dodaje mówiąc to wolno i cały czas przypatrując się jego twarzy. On wie, że nie powinien ulegać i wyśmiać mu się w twarz mówiąc, że na takie luksusy będzie mógł sobie pozwalać raz w tygodniu albo kiedy najdzie go ochota ale oczywiście tego nie zrobił tylko otworzył pierwszą lepszą szafę wyjmując z niej przypadkową czarną koszulkę i materiałowe spodnie.

– Wstań. – mówi rozkazująco, a zimnoskóry oczywiście się go słucha i poprawia swoimi długimi palcami włosy. On chwyta go za bark i prowadzi w stronę znajdującej się nieopodal łazienki. Wampir nie wygląda jakby coś kombinował. Przeciwnie. Wygląda tak niewinnie i tak człowieczo powoli zdejmując z siebie płaszcz i co kolejne części garderoby, przy okazji składając je i odkładając na krzeslo, od toaletki, że sam nie wie co ma o tym wszystkim myśleć. Stoi oparty o łazienkowe płytki i próbuje zbyt ostentacyjnie nie obserwować tego jak Harold się rozbiera. To nie tak, że nie widział już jego ciała. Ale teraz po tym wszystkim co się wydarzyło cała ta sytuacja wydawała się być nie na miejscu. Ten sam niewinnie wyglądający, czarujący Harry jest bezwzględnym, pijącym krew wampirem który już raz odsłonił przed nim swoje prawdziwie oblicze. To jak wtedy był obojętny na smierć tamtego chłopaka. To jak pruderyjnie go podpuszczał czekając na jego reakcje. Ta słodka twarz nie była wcale taka dobra na jaką wyglądała. Musi o tym pamiętać i sobie przypominać właśnie w takich momentach. Harry jest na prawdę świetnym manipulatorem.
Jego wzrok lekko opada w dół, kiedy wampir ściąga z siebie spodnie, a potem koszulkę. Przechodzi wzrokiem po jego długich nogach i szerokich barkach. Ten był odwrócony do niego tyłem ale zdawał się wiedzieć, że on go obserwuje wszystko robiąc bardzo leniwie i powolnie. Upewnił się jedynie w tym, kiedy ten powoli ściągnął z siebie bieliznę i jak gdyby nigdy nic obrócił głowę w jego stronę by spotkać się z nim spojrzeniem. Potem wszedł do kabiny prysznicowej i zasłonił za sobą zasłonkę. On w tym momencie wypuścił kilkanaście sekund wstrzymywany oddech i skarcił się w myślach za swoje zachowanie. Oczywiście, że wampir był dla niego atrakcyjny. To chyba jedna z ich cech z którymi się rodzą by łatwiej byłoby im manipulować. Tylko większość wilków miała zmysł do zauważania tych wszystkich myczków, bijącego chłodu od zimnoskórego i wrodzonej podejrzliwości. Sam myślał, że też to posiadał. Wampiry zazwyczaj go odrzucały i prędko je rozpoznawał. Wciąż nie wiedział jakim cudem ten tak go oślepił i oczarował. Przecież byli ze sobą tak blisko.

Po kilku minutach dźwięk prysznica ustał, a zimnoskóry odsłonił zasłonkę i powoli wyszedł z kabiny prysznicowej. Po jego mokrym ciele spływała woda, jego włosy były przylepione do twarzy i okalały szyję, a on zdawał się nawet nie drgnąć. Dookoła było zimno przez nierozpalony piecyk, a ten nie okrył się ręcznikiem tylko od razu powolnie zaczął się wycierać. Jego wzrok zatrzymywał się chcąc nie chcąc dłużej na brzuchu wampira. Nie chciał o tym za wiele myśleć ale wiedział, że zapewne jego zachowanie i delikatność w stosunku do mordercy i wampira bez krzty moralności była spowodowana tylko jednym. Nie tyle co był oczarowany ale jego alfa nigdy w życiu nie potrafiłaby skrzywdzić tego dziecka. Nawet jeśli miało teraz kilka cali i tak na prawdę jeszcze nie żyło. Z zauroczenia mógłby się otrząsnąć i zapomnieć. Ale jak ma ukarać wampira za jego występki jeśli ten najprawdopodniej nosi w sobie jego potomka. To było jak sytuacja bez wyjścia.

Kiedy zimnoskóry był już przebrany on pociągnął go z powrotem do sypialni i bez słowa znów zapiął jego dłonie za plecami i nakazał położyć się w łóżku. Sam zerknął na zegarek nie mając ochoty dłużej siedzieć w tym budynku z wampirem i jak najszybciej opuścić to miejsce i zająć się czymś innym. Wampir chyba wyczuł, że on się zbiera do wyjścia i obserwował uważnie każdy jego krok zanim się odezwał.

– Kiedy wrócisz? Nie możesz mnie wziąć ze sobą? – zapytał na co on odwrócił głowę w jego stronę i parsknął.

– Ze sobą? Do domu? Do mojej rodziny? Masz mnie za idiotę? – powiedział ostro przybliżając się do wampira – Może i byłem tobą zauroczony ale twój urok już na mnie nie działa. Wiem już czym jesteś, co zrobiłeś i jaki na prawdę jesteś. Gdyby nie pewna..pewna niedogodność z chęcią pozbyłbym się już ciebie dawno problemu i spał spokojnie. A za to co zrobiłeś Eleanor sprawiłbym by twoja smierć była długa i nieprzyjemna. – uśmiecha się fałszywie i ma wrażenie, że widzi jak w dużych oczach wampira miga zaskoczenie. Ale ten chyba nie chce dać po sobie tego poznać bo nie reaguje w żaden sposób. Być może sobie to wymyślił. Czego ten wstrętny krwiopijca się spodziewał? Że Louis dalej będzie za nim latał i zapomni kim ten jest? Nie rozumie dlaczego ten wrócił i czego się spodziewał ale niech się przyzwyczai, że tak będzie wyglądała jego codzienność w najbliższym czasie dopóki czegoś nie wymyśli.

Kilka następnych dni jest podobnych. Choć teraz chodzi do szkoły i wieczory które ma być na warcie spędza w domu wampira, by wyczuć ewentualnie kręcenie się tu innych alf. Zayn był nieco podejrzliwy co do tego, że Louis chciał stacjonować akurat na tym terenie ale Liam chyba wybił mu to z głowy, próbując w jakiś pokrętny sposób mu wytłumaczyć, że przez to wszystko co się wydarzyło Louis może się czuć w obowiązku pilnowania tego miejsca na wypadek gdyby wampiry wróciły i chciały się tu osiedlić. Liam czasami był na prawdę nieco naiwny jeśli chodzi o Louisa i jego decyzje mimo iż ostatnio pokazał, że jako alfa stada wcale nie jest taki bystry jak wszystkim się mogło wydawać. Po za tym, że przetrzymuje w wampira w jego własnym domu dni mijają spokojnie. Pogodynka Ofelia narzeka na co raz gorszą pogodę, a wiadomości są przyjemne i nudne kiedy nie huczą w nich o dzikich zwierzętach kolejny raz zagryzających jakieś osoby. Mimo wszystko nie zrezygnował z nawyku odwożenia i przywożenia sióstr ze szkoły. Ostrożność przede wszystkim. I codziennie ma wrażenie, że powoli zaczyna się układać w jego życiu. Nie myśli już tak wiele i z taką nienawiścią o tym co się wydarzyło jego przyjaciółce, w szkole ludzie powoli przestają ocierać łzy i plotkować w związku z tym oraz zaginieciem pielęgniarki, a on powoli się odzwyczaja od uczucia tego przyjemnego ciepła od spotykania się codziennie z wyimaginowanym w jego wyobraźni idealnym słodkim Harry'm który nigdy nie istniał. Oczywiście odchyłem od normy jest pilnowanie budynku w którym przebywa wampir ale stara się nie przebywać za wiele w towarzystwie samego wampira by nie myśleć ani o nim, ani o tym co się w nim tworzy. Chciał o tym zapomnieć. Ten też nie ma za wiele okazji by go próbować czarować.

Teraz jak codziennie wchodzi do środka i zerka na łóżko na którym wampir leży. Ostatnie dwa dni nie przypinał mu już nadgarstków jedynie zamknął go w pokoju z ostrzeżeniem, że jeśli choć spróbuje przekroczyć próg tego pokoju to wrócą do niewygodnego przypięcia. Było to dla nich obu o wiele wygodniejsze. Zimnoskóry mógł się swobodnie przemieszać między sypialnią, a łazienką, a on nie musiał za każdym razem go przypinać i odpinać oraz pilnować gdy ten brał prysznic. Narazie to działało i miał nadzieję, że ten nie będzie nic kombinował.
Zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej łóżka przechodząc wzrokiem po wampirze od góry do dołu. Ten przeniósł także na niego swój wzrok i od razu usiadł na swoim posłaniu. Wydawał się nieco niespokojny jak na siebie kładąc dłoń na swoim brzuchu. Zawsze był stonowany i względnie spokojny, a teraz wręcz wywiercał w nim dziurę spojrzeniem i aż biło od niego, że chce mu coś powiedzieć lub o coś zapytać. Ale oczywiście jego samego wzrok powędrował na odkryty brzuch zimnoskórego i dłoń która delikatnie go masowała.

– Lou. – powiedział w końcu wyrywając go poniekąd z tępego wpatrywania się w jego dłoń głaskającą się po brzuchu. Przeniósł wzrok na jego twarz, a ten patrzał na niego słodko i wyglądając wręcz na lekko zawstydzonego. – Jestem głodny. – dodał niewinnie, a on poczuł jak mimowolnie cały się spina. Gdy tylko usłyszał te dwa słowa od razu do niego dotarło, że nie wystarczy aby poszedł do kuchni i zrobił mu kanapki. Albo chociażby zamówił pizzę. Nie wie jak mógł wcześniej o tym nie myśleć. Ma przed sobą cholernego wampira. Wampiry żywią się krwią. I co ma teraz zrobić? Przecież było oczywiste, że w tym cholernym krwiopijcy w końcu odezwą się instynkty.
Wie, że jego brwi zmarszczyły się, a on miał na twarzy niezbyt przyjemny dla oka wyraz. W głowie analizował co teraz powinien zrobić. Skąd ma wytrząsnąć cholerną krew a jednocześnie posiłek dla zimnoskórego. Czy w ogóle powinien to robić? A jeśli tak to jak często? Czy wampir przez te kilka dni był na głodzie? Za pewne patrzy teraz na niego jak na cholerny posiłek. Morderca który zabija ludzi żeby się pożywić. I teraz on ma go karmić? To przecież niedorzeczne.

– Mam ci złapać cholerną wiewiórkę? – pyta arogancko i z wyczuwalną irytacją w głosie.

– Oboje jesteśmy głodni. – zimnoskóry wskazuje na swój brzuch delikatnie wodząc po nim opuszkami palców.

– Kilka wiewiórek? – pyta tym razem mniej agresywnie przechodząc znów wzorkiem z twarzy na brzuch i odwrotnie. Otrzymuje na to przytaknięcie ale wciąż czuje jakby ten patrzył na niego jak na wiele lepszą opcję. Czuł na sobie jego przenikliwy wzrok i aż poczuł dreszcz wzdłuż kręgosłupa. W jego pamięci mignęło jak ten go ugryzł. Uczucie prądu kiedy kły rozrywały delikatnie jego skórę. Chyba dalej gdzieś ma od tego lekki zabliźniający się ślad.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro