Rozdział drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



___________________________________

Opiera się niechlujnie o ceglany murek na tyłach ich szkolnego dziedzińca. Ich paczka, a raczej piękne trio regularnie spotyka się tam na dłuższych przerwach by zapalić to co przemycił dla nich Zayn z różnorakich nocnych imprez, w większości zioło oraz by tak jak teraz pogadać w swoim alfim towarzystwie.

W całym Glasgow mieszkało łącznie szesnaście alf, w tym czterech emerytów, dwóch młodych kawalerów, siedem alf żonatych, posiadających rodzinę i ich trzech w wieku licealnym czyli on Liam i Zayn. Omeg było nieco więcej, w większości żony lub mężowie albo te młodziutkie jeszcze nieoznaczone jak na przykład Eleanor. Było to na prawdę niewiele jak na takie wielkie miasteczko przez co wampiry mając również upragnioną deszczową pogodę chętnie sprowadzały się w te tereny czując się prawie nietykalne. Lecz ich familia mimo iż nie była zbyt wielka była zżyta i jak dotąd udawało im się przeganiać krwiopijców próbujących polować na ludzi w ich mieście i na obrzeżach.
   Największą przeszkodą w zlokalizowaniu siedziby białoskórych było to, że ci potrafili świetnie się maskować, normalnie chodząc do pracy, szkoły, a nawet kościołów i żyjąc jak wszyscy inni. Tylko nocami żerując i pokazując swoje prawdziwe oblicze wysysając życie ze swoich upolowanych ofiar często nawet w centrum miasta czy polując na ludzi wracających po prostu w ciemności do domów lub w licznych przypadkach tych włóczących się w lesie.
Nie mieli zapachu co było atutem przez co mogli sobie takowy stworzyć wykorzystując różne mieszanki perfum dostępne na rynku. Również ich wygląd nie różnił się zbytnio od powszechnego ponieważ ci bez problemu mogli zamaskować nienaturalną bladość pudrem oraz dodać sobie potrzebnych kolorów. Przeszkodą w złapaniu ich dla alf również było to, że ci w przeciwieństwie do nich dobrze wiedzieli z kim mają do czynienia. Czy z wilkiem czy z człowiekiem. Dzięki czemu wampiry mogły bez problemu trzymać się z dala od zagrożenia.
Chodzą legendy, że doskonale czują bicie serca i ludzi i wilków, przez co mogą się spodziewać ich następnego kroku lub, że po zapachu wiedzą czy jesteś alfą czy omegą przez co są jeszcze groźniejsi niż się im kiedyś mogło wydawać.

Utarło się, że dla alfy wampir nie jest żadnym niebezpieczeństwem. To prawda, że wilkołak jest o wiele silniejszy niż pojedynczy białoskóry i bez problemu pozbawi go życia ścinając lub urywając mu głowę. Jednak trzeba pamiętać, że obie rasy są prawie na równi szybkie i  wampiry zazwyczaj uciekają przed silniejszymi alfami i często im się to udaje, przez co nie można ich dostatecznie zlikwidować bo te wciąż są. A w przypadku kiedy alfa jest sam na kilka białoskórych jego szanse maleją bo te wszystkie decydując się rzucić na alfę znacznie szybciej pozbawią ją krwi zanim ten zdąży się wyswobodzić.
Już miał okazje zobaczyć te okropne bestie przed laty. Podobno szybko się rozmnażają i trzeba je jak najszybciej wytępić zanim wyrzucenie ich będzie niemożliwe bo będzie ich zwyczajnie za dużo w stosunku do liczby alf którzy będą je łapać. Dlatego wraz z ojcem gdy tylko pojawiła się informacja, że te grasują na ich terenach wybierał się w całonocne wyprawy by je znaleźć i wytępić.
Nigdy nie zapomni najgorszego momentu w swoim życiu jak będąc sam na polowaniu z ojcem natrafili na kryjówkę tych besti, a tych była liczne skupienie i postanowiły nie uciekać od dwóch alf w tym jednej zdecydowanie młodej tylko atakować. Ojciec kazał mu uciekać za pewne wiedząc, że walka z tyloma białoskórymi nie skończy się dla nich zwycięstwem.
A on był głupim szesnastolatkiem i zostawił tam ojca. Powinien był z nim zginąć.

Dlatego teraz będą musieli wymyślić strategię postępowania co narazie robić nawet jeśli jeszcze nie maja całkowitej pewności co do tego, że to podwójne morderstwo to sprawka krwiopijców. Mimo wszystko nie był zbyt zadowolony, że zostawił lokowanego ponownie i że jest teraz tutaj z przyjaciółmi zamiast odprowadzać chłopaka na jego pierwszą lekcje w tej szkole. Że też problemy musiały się zacząć akurat teraz. Teraz kiedy coś dobrego miało się właśnie dla niego zacząć.

– Czy ta rozmowa nie mogła poczekać do następnej przerwy? – burknął zamaszyście otrzymując na to zmarszczenie brwi Liama i przekręcenie oczami Zayna który trzyma między swoimi szczupłymi palcami cienką podłużną fajkę i najwyraźniej nie jest już taki gadatliwy jak w szatni z której prawie siłą go wyciągnął. Wciąż to robią. Wszyscy troje. Palą papierosy, piją w klubach alkohol mimo, że działanie jest dla nich jako alf prawie nie wyczuwalne. Aż czasami sam zapomina, że nie jest zwykłym śmiertelnikiem. Na prawdę chciałby czasem zapomnieć. Przynajmniej teraz kiedy poznał tego mężczyznę, a tyle spraw nagle zrzuciło mu się na głowę i jest za nie odpowiedzialny.
Mimo wszystko patrząc na zadowoloną z siebie buźkę Zayna, że go tu przyciągnął ma ochotę mu wpieprzyć, bo przez to wszystko nawet nie zorientował się czy ma dzisiaj może z Harry'm jakieś wspólne lekcje czy będą widzieć się dopiero po południu przy obiecanej kawie.

– Mamy alarm trzeciego stopnia. Musimy się jakoś naradzić. Cokolwiek. No chyba nie zostawimy tej sprawy zabicia państwa Miller o tak! – mówi Liam nie rozumiejąc dlaczego Louis jest tak sceptycznie nastawiony i gestykuluje jakby przestraszony rękoma i chodzi niespokojnie z jednego miejsca na drugie jakby chcąc podkreślić wagę tej sprawy.

– Li. On wie. Spokojnie. Po prostu jakiś ludzki chłopiec w szatni go otumanił i Louis zamiast ratować świat woli iść go pieprzyć – mówi mulat z chytrym uśmieszkiem na ustach zaciągając się fajką.

Liam mruga rzęsami patrząc raz na niego, a raz na Zayna, a on głośno prycha i krzyżuje ręce na piersi.

– Przeze mnie wczoraj  prawie Harold zginął. Puściłem go samego, biednego wieczorem. A potem stało się to wszystko. Wybacz Zayn, że chcę jakoś odkupić swoje winy i sprawić by wyrzuty sumienia zniknęły. Nie darowałbym sobie gdyby coś mu się stało. Jak mogłem być tak głupi i pozwolić mu samemu iść – mówi niezadowolony i wyrywa mulatowi jego paczkę fajek którą ten rozbawiony kolejny raz otwierał by za pewne wyjąć sobie kolejną papierosa mimo iż miał już fajkę w tych swoich wciąż skrzywionych z rozbawienia ustach. Ma ochotę zetrzeć ten zadowolony uśmieszek z jego twarzy.

– Jasne. Jak zwykle chcesz chronić jakiegoś marnego nowo poznanego chłopca który ci się podoba przed całym światem – dodaje Malik rechocząc i pozwalając mu wkurzonemu poczęstować się papierosem. On fuka i chce na niego naskoczyć ale przerywa mu Liam z politowaniem.

– Czekaj. Zayn mówi o tym chłopaku z sex shopu? O to ta sprzeczka? Louis. Nie znasz go przecież – wzdycha Payne – Masz całe życie na to by mu wynagradzać, że go nie odprowadziłeś do domu, a teraz może zajmijmy się istotnymi sprawami. – ciągnie, ale przerywa mu szaleńczy śmiech mulata który uderza go po kumpelsku w ramie

– Byliście w sex shopie? Czemu ja nic nie wiem? Wybrałbym coś dla mnie i Payna na naszą noc poślubną – Louis zauważa jak Payne się rumieni i milknie kończąc te swoje mądrości, i teraz to on wywala oczami, bo przyjaciele zaczynają sobie dogryzać, a właściwie to mulat dogryza Liamowi który najwyraźniej jest zawstydzony tym, że był z nim w tym erotycznym sklepie i to na dodatek wieczorem. Zayn jest czasami okrutny celując w słabe punktu Payna który nienawidzi czuć się niekomfortowo i wtedy z potężnego i pewnego siebie Liama Payna robi się takie kruche ciasteczko w które podniecony Zayn za pewne ma wielką ochotę się wgryźć.

Mimo wszystko wie, że Liam miał racje. Czasami ma wrażenie, że to ten powinien po jego ojcu przejąć stanowisko przywódcy ich stada, bo jest o wiele bardziej odpowiedzialny i mniej emocjonalny i mimo iż on sam zawsze wywiązywał się z obowiązków i starał się wszystkim idealnie zarządzać to ma wrażenie, że tak jak mówił jego ojciec, wciąż w nim więcej młodzieńczego zapału i naiwności niż umiejętności dojrzałego i mądrego podejmowania decyzji. Tak strasznie by chciał by ten wciąż był z nimi i uczył go nadal jak zajmować się stadem w przyszłości. Te cholerne wampiry odebrały mu ojca kiedy najbardziej go potrzebował.

– Uspokójcie się. Jesteście jak dzieci – mówi poważnie zerkając na wyswietlaczu która jest godzina chcąc móc w myślach zgadywać czy lokowany najprawdopodobniej wciąż stoi na korytarzu czy może wszedł już do klasy, potem spoglądając krótko na tych idiotów którzy się szturchali nie mogąc powstrzymać się od wzajemnych żałosnych zaczepek.

– To Liam zachowuje się jak ciota gdy mówię, że możemy sobie kupić wibrator by było sprawiedliwie gdy będziemy się pieprzyć. Ja jemu, a on mi. Obaj na gorze i obaj na dole – mówi ze słodkimi oczkami czarnowłosy, a on mimowolnie rechocze i chowa z powrotem telefon do spodni.

– Kurwa. Powiedziałem wczoraj Liamowi to samo – dodaje i przybijają sobie z Zaynem piątkę, a Liam się krzywi niezadowolony jakby sama myśl o czymś takim wzbudzała w nim wielkie uczucie zażenowania.

– Wracając do istotnych rzeczy. Myśle, że powinniśmy na zmianę stróżować w lesie – zaczyna brunet, a mulat jęczy wydychając dym. Wie dlaczego ten tego nie chce. To było jasne, że cała ich trójka chce dla swoich rodzin i ludzi jak najlepiej ale pilnowanie miasta i lasu o tej porze roku wiązała się z niewiarygodnie niską temperaturą wieczorem i ciągłym deszczem a wiec z niezbyt przyjemnym wartowaniem.

– Raczej wątpię by to miało sens. Pewnie niedługo rada starszych kiedy będzie już potwierdzone, że w naszych rejonach są wampiry zwoła obrady i każe mi decydować jak będziemy pilnować terytorium. – mówi bawiąc się zapalniczką – Za pewne wtedy będziemy jak trzy lata temu robić to piątkami by całe terytorium było objęte ochroną, a ludzie by nie byli w zbyt wielkim niebezpieczeństwie. A teraz nie sądzę by udało nam się w pojedynkę, na własną rękę tego dopilnować. Miasto i las są za duże jak na jedną alfę. Po za tym. To niebezpieczne być samemu. – mówi, a jego głos delikatnie się łamie ponieważ myśli o swoim ojcu który został sam i bardzo źle się to skończyło.

– Dzięki szefie. Jesteś najlepszy – mówi słodko czarnooki salutując mu, pewnie myśląc, że najbliższą noc spędzi w wygodnym łóżku, ale on prycha i mówi dalej.

– Wybacz kochanie. Nie chciałem przez to powiedzieć, że Liam ma zły pomysł. Przeciwnie

– Jak to? – brunet unosi brew włączając się do rozmowy, a on się uśmiecha

– Możemy to robić dwójkami albo najlepiej we troje. Razem chodzić do miasta i lasu i powierzchownie pilnować. Może to wciąż zbyt mało, ale imprezowicze wracający nocą nie będą aż tak narażeni na te krwiożercze bestie – wie, że mulat ma ochotę go zabić, a Payne wzdycha bo przed nimi wiele nieprzespanych nocek ale on uważa, że to będzie jedyna słuszna decyzja póki nic nie jest potwierdzone i największa szansa by zminimalizować ryzyko śmierci kolejnego człowieka.

~*~

– A to jest Harry Styles. Nie wiem czy przestawili wam go już na poprzedniej lekcji ale sekretarka powiedziała mi dopiero na zeszłej przerwie, że będziemy mieć nowego kolegę wiec zrobię to za waszą wychowawczynię. Jest ze szkoły w Londynie i będzie w naszej klasie do końca liceum. – pani profesor z chemii mówiła z dość jednoznacznym dumnym uśmieszkiem w kącikach trzymając dłoń kurczowo na ramieniu chłopaka. – Powinniście brać go za przykład. Jest bardzo zdolny. Ma imponujące oceny i ciekawe zainteresowania. Nawet zgłosił się do pomocy u naszej higienistki. Przykład na to, że chłopcy w waszym wieku nie muszą lubić tylko kopania piłki i granie na tych waszych komputerach ale zależy im na stypendium i pójściu na dobre studia – mówi z wyższością na prawdę zadowolona. Nie mógł się jej dziwić. Cokolwiek lubił i robił Harry Styles rozsiewał wokół przyjazną aurę. Jakby wszystko w nim miało człowieka do niego przyciągać. Nie tylko człowieka. Bo jego również niesamowicie ciągnęło. A ich chemiczka, szkolna żyleta wydawała się również oczarowana mimo iż wie o nim od przerwy która niedawno się skończyła. Nawet ona zmiękła. To zachwycające.
Harry również się uśmiechał stojąc prosto i nienachalnie oczami krążąc po nowych twarzach. Według niego wyglądał na nieco zestresowanego i zawstydzonego ale wszystko z takim swoistym wdziękiem który bardzo na niego wpływał. Nie tylko on był zachwycony. Słyszał ten szum i dziewczyny ekscytujące się wyglądem i uroczym usposobieniem mężczyzny. Sam opierał się o ścianę w swojej ławce dokładnie obserwując każdy jego krok.
Chłopak w uśmiechu pokazał swoje dołeczki i lekko dygnął.
– Miło mi was poznać. Jestem Harold. – ich spojrzenia się na moment spotkały i w tej chwili był zadowolony, że już drugą lekcje mieli wspólną. Mógł obserwować jego zachowanie i to jak inni również doceniają uroki jego osoby.
Jak mówił jego pełne wargi lekko się wydymały, a oczy śmiały. Nie ma pojęcia czemu był taki oczarowany. Kiedy chłopak siada na wskazanym przez profesorkę miejscu on czuje jak Eleanor wbija mu łokieć w żebra. Fuka w niezadowoleniu i przenosi na nią wzrok. Ta uśmiecha się do niego czarująco chyba nieświadoma tego jak jeszcze przed chwilą pożerał wzrokiem kogoś innego niż ją.

– Kto się przenosi w ostatniej klasie do zupełnie innego miasta? – szepcze mu do ucha, a on wysyła jej niezrozumiałe spojrzenie. W tym momencie gdy ona się nad nim pochyla czuje kolejny raz wzrok lokowanego na sobie. I się nie myli. Ten na kilka sekund obraca się w tył, żeby wysłać mu najpiękniejszy uśmiech jaki widział po czym znów się obraca w stronę tablicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro