Rozdział dwudziesty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Drugi na dziś. Będę wdzięczna za jakieś komentarze, opinie.

Miłego czytania i do zobaczenia niebawem (;

____________________________

W następnych dniach nie było więcej ofiar. Jednak on nie miał zamiaru odpuścić. Nie wierzył w zbiegi okoliczności. W mieście musiał być jakiś zimnoskóry, a on tym razem nie spocznie póki się go nie pozbędzie.
Prawie nie wracał do domu razem z innymi wilkami wciąż patrolując teren oraz zajmując swój wolny czas polowaniem na krwiopijcę. Nawet jak po kilkunastu dniach wielu odpuściło wracając do normalnego życia on nie miał zamiaru spocząć póki czegoś nie znajdzie.

We wtorkowy wieczór myślał, że mu się wreszcie poszczęściło. Że zaraz pozbędzie się mordercy i poczuje upragniony spokój. Przechodził między blokami kiedy nagle usłyszał czyjejś jęki i błagania o pomoc. Chwile później krzyk ustał, a on powoli podążał za zapachem człowieka którego słyszał. Trafił w ciemny zaułek. Kilka metrów przed sobą zobaczył postać w czarnym płaszczu która pochylała się nad człowiekiem, który już nic nie mówił tylko leżał bezwładnie w jej ramionach. Poczuł jak dreszcz przechodzi go wzdłuż kręgosłupa i ogarnia go wściekłość. Zaraz ruszył biednemu śmiertelnikowi na ratunek. Chwycił za ramiona białoskórego próbując odepchnąć go od człowieka. W końcu mu się udaje i całą siłą jaką ma w tej chwili udaje mu się odrzucić wampira na ziemię w miejsce z którego nie ucieknie póki on będzie zajmował się rannym. Dotyka palcem szyi poszkodowanego by wyczuć puls jednak nic nie wyczuwa. Chłopak na jego rękach jest zimny, a jego oczy są zamknięte. Chce go reanimować i próbuje wyczuć oddech przysuwając swoje ucho do jego ust. Jednak nic nie słyszy. Powinien rozpocząć resuscytację.

– Jego serce już nie bije. Nie ma czego ratować. – słyszy znajomy głęboki głos. Jak na zawołanie wstaje i z wściekłością wpatruje się w Harolda który już teraz bez kaptura na głowie z szelmowskim uśmieszkiem opiera się plecami o ceglany murek i powoli przy pomocy stojącego obok kontenera ze śmieciami wstaje z ziemi. To on. On zabił tego chłopaka. Nie odszedł. Tylko jest tutaj i patrzy się na niego z nieznanym mu wcześniej drwiącym wyrazem twarzy. Zazwyczaj był miły i uprzejmy lecz teraz nawet nie starał się wyglądać w jego oczach na dobrego. Cały czas to był on. Jego szukał. Twarz wampira wciąż jest piękna, a usta pulchne i malinowe. Zręcznie je oblizuje jakby pokazując swoje zadowolenie. Nie rozumiał jednak jego wyrazu zadowolenia. Był w ślepym zaułku. Nie miał dokąd uciec.

– Pozwoliłem ci łaskawie odejść, a ty masz czelność być tutaj i zabijać mieszkańców mojego miasta? Czy nie zrozumiałeś tego co ci powiedziałem? – mówi ostro głosem alfy chwytając gwałtownie wampira za płaszcz i jeszcze mocniej przyszpilając go do ściany. – Jesteś głupcem. Dałem ci szansę żyć. A ty ją zmarnowałeś. – trzyma mocno Harolda. Ten nie ma szans na ucieczkę. Dlaczego wrócił. Na prawdę chciał zginąć? Widzi jak ten się uśmiecha lekko przekrzywiając głowę i patrząc na niego spod rzęs, prześwietlająco tymi swoimi wielkimi zielonymi oczami. Cóż on myśli, że zyska. Czego oczekiwał. Przecież właśnie mu pokazał kim na prawdę jest. Mordercą. Zabił tego niewinnego chłopca leżącego metr od nich. Nie podoba mu się to. Nie chciał go zabijać. Jego serce krwawi. To sprawi mu ogromny ból. Ale to zrobi. Nie jest tchórzem.

– Zrozumiałem. Ale wybacz, musiałem wrócić. Po za tym stęskniłem się za tobą. – wychodzi z ust wampira, a ten nie wydaje się zbyt przerażony. Znów go próbuje omamić. Zagadać. Tak jak Mitch. Jak każdy głupi wampir. Nie może na to pozwolić. Ani słuchać tego co mówi. To jest kłamstwo. Ten właśnie zamordował bezbronnego. On już nie odpowiada. Nie będzie wchodził dalej w tą bezsensowną dyskusje. Zaciska szczękę i chwyta Harry'ego za szyję. Jest mu bardzo przykro. Ale musi.

– Twoje ostatnie słowa? – wychodzi z jego ust. Chyba udało mu się brzmieć obojętnie ponieważ lokowany prawie od razu obejmuje swoimi delikatnymi dłońmi jego ręce jakby to miało go powstrzymać. Czuje doskonale ich miękką fakturę i chłód który sprawia, że te jego zaczynają się pocić od przyjemnego dotyku.

– Poczekaj. – jego głos już nie jest skrajnie pewny siebie tylko proszący. Jego dostojna twarz przez moment wygląda na zaniepokojoną jakby docierało do niego właśnie co się tutaj dzieje i że to nie żadna gra. – Nie możesz mnie skrzywdzić. Daj mi swoją dłoń Louis.

– Nie zmienisz mojego zdania Harold. Już mówiłem, że jesteś dla mnie tylko zwykłym krwiopijcą. Powiedziałem również, że jak jeszcze raz cię ujrzę to zginiesz. A ty niedość, że wciąż tutaj jesteś to wciąż mordujesz. Nie próbuj mnie błagać o litość bo to nic ci nie da. – mówi beznamiętnie nie okazując żadnych uczuć. Nawet jego oddech był spokojny i chyba to również przerażało stojącego przed nim wampira, który chyba oczekiwał, że Louis jest wciąż tym samym zakochanym w nim idiotą i znów puści go wolno. Niedoczekanie. Zimnoskóry sam chwyta mocno za jego dłoń, a on jedynie zaskoczony zaciska zęby nie rozumiejąc cóż ten chce takiego zrobić. Nie zmyli go. Nie pozwoli mu uciec. Niech ten gest, że nie wyrwał ręki będzie dla niego przysługą zamiast możliwości wypowiedzenia ostatnich słów.
Pozwala brunetowi na położenie jego dłoni, na swoim brzuchu. On tylko marszczy brwi w niezrozumieniu, a na Harolda twarzy z powrotem wykwita zadowolony z siebie uśmieszek.

– Czujesz? Oczywiście, że czujesz. Jesteś alfą nie mógłbyś nie czuć. Chyba nie zrobisz nam krzywdy? – akcentuje „Nam" dosyć wyraźnie, a jego wzrok schodzi na swoją własną dłoń oplecioną tą wampira, która spoczywa na jego brzuchu. Druga ręka utkwiona dotychczas na jego szyi mimowolnie opada tuż przy jego boku. Jego serce zaczyna łomotać. Wie o tym. I zimnoskóry z całą pewnością również jest tego świadom. Jego ciało się niemiłosiernie spina, a wargi zaczynają drżeć. Nie potrafi zapanować nad ciałem ani mięśniami twarzy. Jest niespokojny, a to co czuje pod dłonią rozpala w nim nieznane dotąd ciepło i strach. Jego alfa szaleje. Piękna twarz Harolda ma na sobie kpiący uśmieszek i unosi swoje smukłe palce oraz delikatnie zaczyna głaskać go po zaroście. – Oj nie martw się kochany. Nie bój się. Wiem co czujesz. Kiedy tylko się dowiedziałem od razu wróciłem. Byłem pewien, że bardzo się ucieszysz.

On znów zaciska szczękę lecz nie odpowiada. Widzi, że wampir nieźle się bawi i przygląda się jego niemocy z głupkowatym uśmieszkiem na ustach. Patrzył na niego wyzywająco, a on widząc ten wzrok jak oparzony ściąga dłoń z jego brzucha i cofa się gwałtownie na kilka metrów.
To niemożliwe. To znaczy wiedział, że biologicznie możliwe, a wampiry bardzo szybko się rozmnażały. Lecz nawet nie pomyślał, że taka może być konsekwencja ich jednej wspólnie spędzonej nocy. Przecież kiedy to robili był przekonany, że ten jest człowiekiem. A zwykły chłopak nie mógłby zajść w ciąże. Natomiast jego alfa w nim szalała. Niedość, że odzyskała chłopaka przez którego głupiała to czując małe rozwijające się życie w jego ciele pragnęła tylko zabrać go ze sobą i chronić przed całym światem, ktokolwiek by chciał zrobić mu krzywdę mimo, że tak na prawdę sam chłopak był największym zagrożeniem dla innych.

– Po co tak na prawdę wróciłeś? Czego ode mnie chcesz? Wiesz, że nie możesz tu zostać. Nie pozwolę ci zabić nikogo więcej w tym mieście – mówi z małym drżeniem w głosie, a kiedy Harold powoli idzie w jego stronę on jedynie zaciska pięści i próbuje wyglądać na silniejszego niż był w tym momencie. Ponieważ tyle skrajnych emocji sprawiało, że nie miał pojęcia jak powinien się zachować. Wie jedynie, że ten próbuje go czarować swoimi wampirzymi urokami. I choć był wolny wrócił  tutaj by najwyraźniej coś zyskać.

– Stęskniłem się Lou. A ty nie? – pyta słodko wampir powoli krocząc ku niemu i nieśmiało poprawiając swoje loki. – Długo się nie widzieliśmy. Nasza relacja tak dobrze się rozwijała i nagle zostaliśmy rozdzieleni przez los by nie widzieć się ponad miesiąc. Ale teraz znów możemy być razem. – wampir jest już przy nim i znów wyciąga ku niemu dłoń by gładzić nią delikatnie jego policzek. Jego wyraz twarzy mimo iż jest niewinny to zdradzają go jego czekające na alfy reakcje oczy. Ale on nie wie jak ma zareagować. W oddali widzi leżącego martwego chłopaka, a tuż przy sobie ma zimnoskórego, który mimo iż nie powinien rozbudza w nim ponownie te wszystkie uczucia które mieli. – Zaopiekujesz się nami, prawda? Przez ten stan robie się nieostrożny. Nie radzę sobie zbyt dobrze sam.

Słysząc to znów mięknie i jak oczarowany stoi wpatrując się w Harolda. Jego alfa aż się wyrywa żeby się zgodzić i zabrać go ze sobą do domu i nigdy więcej nie wypuszczać. Przez małą chwile w tym tkwi po czym nagle i gwałtownie się budzi z otępienia. To jest wampir. Zabił wielu ludzi. Eleanor. Twoją przyjaciółkę. Próbował zabić ciebie. Jest bezwzględny i liczy się dla niego tylko krew. Twoje siostry i mama będą w niebezpieczeństwie przed którym tak usilnie od urodzenia ich chronisz.
Harry jakby odczytał z niego to, że zaraz mu odmówi i ponownie chwycił jego dłoń i położył ją na swoim brzuchu uśmiechając się do niego delikatnie.

Nie powinien nigdy tego uczynić. Pozwolić mu zostać. Za pewne będzie tego żałował. Lecz nie potrafił w głowie znaleźć żadnego innego rozwiązania. Zimnoskóry będzie tam bezpieczny. Przejmie wartę w tym budynku i żaden inny alfa nie będzie tam zaglądał.
Trzymał w stalowym uścisku nadgarstek wampira i szedł z nim chodnikiem w stronę domu z którego jeszcze niedawno wykurzył Harolda i w którym zabił Mitcha. Więcej tam nie wracał. Za wiele miał tam niemiłych wspomnień.
Oboje milczeli przez całą drogę. Krwiopijca był bardzo spokojny i pokornie dawał się ciągnąć nie narzekając. Nie raz razem szli tą trasą lecz wtedy nie trzymał go mocno w obawie, że ten ucieknie i dalej będzie zabijał w jego miasteczku. Raczej wspomnienia związane ze wspólnymi spacerami były całkiem przyjemne. Trzymali się za ręce, posyłali sobie czułe uśmiechy, a czasem nawet zatrzymywali by skraść sobie kilka pocałunków.
Kiedy już są przy furtce lokowany zerka na niego po krótce. Pewnie czuje jak jego puls gwałtownie podskoczył. Nie lubił tego miejsca. Kojarzyło mu się zbyt mocno z tamtym dniem. Mijają razem ogród. Zatrzymuje dłużej wzrok na miejscu w którym razem z Liamem zakopali drugiego wampira.
W końcu są w środku. Uderza go upiorny chłód. Wciąż nie puszczając mężczyzny chodzi z nim po domu w poszukiwaniu pieca. Znajduje kominek w salonie. Puszcza chłopaka i patrzy na niego ostro.

– Ani drgnij.

Po tych słowach chwyta za drewienka ułożone przy kominku i je do niego wkłada, po czym rozpala ogień. Podchodzi do zasłon i wszystkie okna dokładnie zasłania. Upewnia się czy wszystkie okna są dokładnie zamknięte po czym wraca do salonu w którym zgodnie z oczekiwaniem stoi wampir. Jest wyprostowany, a jego wyraz twarzy jest neutralny.
On czuje się nieco spięty. Nie wie co jeszcze powinien zrobić. Powinien go przywiązać? Za pewne to by była najlepsza opcja, by ten stąd nie uciekł. Nie może być z nim tutaj przez cały czas. Lecz ten jest ciężarny, a także nie może go trzymać przez całe życie na uwięzi. Sam nie wie czego oczekuje ani czego właściwie chce. Jego alfa chce jego komfortu i bezpieczeństwa. Ale także i alfa i rozum chcą bronić swojej rodziny i mieszkańców przed niechlubną śmiercią. A zostawiajac go tu przecież ryzykuje. Nie ma gwarancji, że zimnoskóry rzeczywiście będzie go słuchał. Musi się z tym przespać. Na spokojnie przeanalizować co powinien zrobić. Jednak w tym momencie to chyba niemożliwe.

– Tutaj będziesz bezpieczny o ile nie będziesz robił niepotrzebnego hałasu. Czy mnie rozumiesz? – mówi surowym głosem alfy do Harolda który przekrzywia głowę i patrzy na niego swoimi pięknymi oczami. – Nie wolno ci się stąd ruszyć. Nie możesz nawet rozsłonić zasłonki bez mojego pozwolenia. A jakby ktoś pukał do drzwi masz się zachowywać jakby cię tu nie było. Jeśli chcesz zostać w Glasgow musisz mnie słuchać. – kiedy kończy Harold mruży oczy dalej się w niego wpatrując, a on chrząka. Nie wie co miałby dalej powiedzieć. Ma zagrozić, że i tak go znajdzie jak ucieknie? Że zabije go jak złamie zasady lub znów kogoś uśmierci? – Możesz usiąść – wampir posłusznie siada na kanapie na przeciwko kominka. On również siada tyle, że na ziemi opierając się o ścianę. Musiał go pilnować. Skoro pozwolił mu zostać jest za niego odpowiedzialny. I za wszystkich których ten może skrzywdzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro