Rozdział dziewiętnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Postaram się dzisiaj wstawić jeszcze jeden rozdział jeśli uda mi się go w tym czasie poprawić (:

Miłego wieczorka!

_____________________________

– Jesteś wampirem. – wymyka się Niallowi i otwiera lekko buzie przypatrując się twarzy zimnoskórego, który na jego stwierdzenie lekko marszczy brew będąc już tuż przy nim. – Louis cię wygnał? Co takiego zrobiłeś? Chyba nikogo nie zabiłeś? Jesteś taki dla wszystkich miły i uprzejmy. Ale musisz coś jednak jeść. Inaczej pewnie straciłbyś nieśmiertelność. Pożywiłeś się Eleanor? Też bym ją wybrał. Była dla wszystkich niemiła. Oczywiście po za Louisem. Zawsze za nim latała jakby była zakochana. – mówi bez ładu i składu blondyn będąc jednocześnie zafascynowany i lekko wystraszony tym, że najprawdopodobniej stoi obok wampira którego tak uparcie od dawna szukał.

– Jeśli jestem wampirem to znaczy, że jesteś w wielkim niebezpieczeństwie bo jesteś zwykłym bezbronnym człowiekiem, a ja krwiożerczą bestią. Nie boisz się? – lokowany przekrzywia lekko głowę by przyjrzeć się z bliska blondynowi który nic chyba nie rozumiał. – Twoja krew pachnie rozkosznie. – przysuwa się nieco bliżej jego szyi i lekko go wącha – Zalecałbym jednak chipsy zamienić na marchewki. Byłbyś wtedy idealny. Każdy woli tych dbających o dietę bogatą w witaminy i zdrowe pierwiastki. Jednak wciąż wyglądasz jak idealne drugie śniadanie.

— Nie radzę mnie gryźć. Mam to! – mówi dumnie blondyn cofając się odrobinę w tył i wyciągając z wypchanej kieszeni czosnek i machając nim przed twarzą Harry'ego który wybucha gromkim śmiechem. Jego ręka lekko drży, a oczy mimo że świecą z zafascynowania to również bojaźliwe przypatrują się twarzy wampira.

– O nie! Czosnek! Będę mieć nieświeży oddech. – Harold uśmiecha się nieznacznie, a Horan wyrzuca czosnek za siebie.

– Czyli mit. A światło? Wypala ci skórę? – pyta ciekawsko wciąż odsuwając się w tył, a on jedynie znów uśmiecha się w zaprzeczeniu krocząc tuż za nim.

– Najwyżej powoduje ból głowy. Nie lubię gorąca ani zbyt wielu promieni słonecznych ale mnie to nie zabije. Jeśli celem tego pytania było zagrożenie mi, że rozsłonisz zasłony to niestety nic to nie da – odpowiada wampir, a Niall potyka się o kanapę i ląduje na ziemi.

– A Louis? Czemu cię już nie kocha? Co zrobiłeś, że się dowiedział kim jesteś? Chciałeś go zjeść? – pyta chłopak zbierając się z ziemi, a wampir podaje mu dłoń, a on nie bacząc na konsekwencje ją przyjmuje. Bladoskóry milczy, a on wciąga swoje ręce i mimo iż wie, że jest w wielkim niebezpieczeństwie wyciąga dłonie ku wampirowi i zaczyna badać dotykiem twarz mężczyzny stojącego na przeciw. – Ależ jesteś zimny. Jak lód. I taki perfekcyjny. Nieskazitelny. Masz twarz gładką jak mały bobas. Nie dziwie się, że Louis się w tobie zakochał. – mówi wciąż chłopak z zafascynowaniem dotykając wampira. Ten natomiast stoi wyprostowany bez ruchu. Był zaskoczony. Żaden człowiek nigdy nie odważył się zrobić tak wiele. Może nie zdążył. Nim ktoś się dowiedział, zazwyczaj już miał zęby wbite w tętnice szyjną i pożywiał się ofiarą. Wtedy było trochę za późno na zapoznawanie się.

– Prócz tego jestem też głodny. Louis zabrał moje zapasy po które wróciłem. Także lepiej zejdź mi z drogi i stąd odejdź. – mówi wciąż stojąc idealnie wyprostowany dając się dotknąć w każdym miejscu ciekawskim palcom. Nawet specjalnie nie był tym zirytowany. Lubił być uwielbiany. Nie może tknąć tego człowieka. Tomlinson by wiedział, że to on. Darował mu życie i nie chce by ten zmienił zdanie i zaczął go szukać po całej Wielkiej Brytanii. Tutaj żyje się wampirom najlepiej. Jest idealny klimat i prawo. Był oczywiście zły za to, że ten nie dał mu czasu na spakowanie się i na wzięcie potrzebnych rzeczy tylko wyrzucił go mokrego w szlafroku lecz wolał to niż smierć. Dziś chciał jedynie wkraść się na chwilę i zabrać to co dla niego ważne. Nie miał w końcu grosza przy duszy oraz nie miał gdzie się podziać. Potrzebował czasu by znaleźć nowe lokum i się osiedlić. Nigdy nie musiał robić tego sam. Zawsze robił to Mitch. Czuł się uwolniony ale jednocześnie był jak niepełnosprawny. Nie wie czy potrafił żyć i być całkiem sam. Jego przyjaciel zawsze mówił, że on będzie tym mądrym, a Harry ma być tym pięknym. Powinien chociaż raz go posłuchać i wypełnić to co zaplanowali.
Miał tylko stworzyć idealny klimat do gry wstępnej, by potem związać Louisa niby w zabawie. Następnie pójść ukradkiem po Mitcha i razem pozbawić życia alfę. Bardzo łatwy plan. Ale nie. On wolał zdradzić swojego partnera i uprawiać seks z wilkołakiem, kierując się swoim pożądaniem i nieznanymi dotąd ciągotami. Jedyne zbliżenia jakie miał z Mitchem to gryzienie siebie nawzajem i orgazm tym spowodowany. Nie dochodziło do penetracji. Louis od pierwszego dnia gdy go poznał, bardzo po pociągał. Lekko przerażała go jego alfia siła ale także sprawiała, że czuł się podniecony. I to go zgubiło. Najpierw zdradził kikusetnoletniego partnera, a później wgryzł się w szyję silniejszego wroga by go zasmakować. Co gorsza go nie zabił w chwili jego słabości. Niemądrze go zostawił samego i poszedł w pełni uradowany współżyciem i posiłkiem wziąć prysznic. Być może niecierpił swojego partnera jednak go w jakiś sposób potrzebował i nie wiedział jak bez niego teraz żyć.

– Głodny? Przewidziałem taką możliwość. Poczekaj. – mówi Niall kucając i zaczynajac grzebać w swoim plecaku. Po chwili marszczy brwi kiedy chłopak wyciąga z plecaka ku niemu zdechłego krolika. Pachniał świeżo, jakby był ledwo co upolowany. Mimowolnie oblizał wargi czując gorącą krew spływającą po szyi zwierzęcia.
Bez ostrzeżenia zabrał zębami zwierzątko z rąk blondyna i wbił w nie kły rozrywając zwierze i wypijając z niego krew. Chłopak przed nim patrzy na niego z zafascynowaniem. Słyszał jak jego serce waliło młotem ze strachu lecz uśmiech wskazywał na to, że mimo przerażenia był w jakoś sposób zadowolony.

– Niesamowite! Twoje zęby..to znaczy kły. To jest fantastyczne!

Kiedy kończy oblizuje się i patrzy na chłopaka który się w niego wpatruje. Powinien być obrzydzony. W końcu był krwiopijcą. Nikt normalny nie zachwyca się takim widokiem. Mordercą który zabijał ludzi z zimną krwią. Zabił wielu ludzi w tym mieście. Ten dzieciak wydawał się nie zdawać z tego sprawy.

– Zawsze nosisz przy sobie martwe króliki? – pyta nieco ironicznie poprawiając loki, czując się już nieco lepiej, a chłopak kiwa nieśmiało głową.

– Louis mnie ostrzegł, że jak będę szukał wampirów w lesie to mogę sam zostać kolacją. Pomyślałem sobie wtedy, że jak zawsze będę miał coś dla wampira do przekąszenia to może mnie oszczędzi. Po za tym. Mój ojciec jak żył uczuł mnie polować. Mam to we krwi.

– Żeby ułaskawić wampira musiałbyś mieć w tym śmiesznym plecaku z dwadzieścia martwych dzików. A i tak pewnie po zjedzeniu ich byłbyś deserem. – po tych słowach czuje sam narastający mimowolnie apetyt. Jeśli zaraz nie wyjdzie to chcąc nie chcąc w końcu się nie powstrzyma przed pożywieniem się blondynem. Ostatnio jego apetyt był bardzo wzmożony. Je albo myśli o jedzeniu przez większość czasu. – Muszę zniknąć. Nikomu ani słowa, że mnie tu widziałeś. Choć jesteś wariatem. Pewnie nikt ci i tak nie uwierzy. Żegnaj przyjacielu. Lepiej więcej nie szukaj wampirów bo jak w końcu spotkasz jakiegoś nie łudź się, że cię oszczędzi. – Harold powoli się od niego odwraca i idzie po swoją torbę i plecak by za pewne opuścić budynek. Jest niesamowicie szybki i za nim Niall zdążył mrugnąć ten był już na korytarzu.

– Poczekaj! Gdzie idziesz? Wrócisz do szkoły? – Niall zakłada swój plecak na plecy i od razu drepta za nim chwytając go lekko za ramię.

– Nie mogę tu zostać. Jestem wampirem. Zabiłem wielu mieszkańców Glasgow. Jak zostanę, Louis Tomlinson najpierw skręci mi kark, a potem wyrwie głowę. Mój żywot dobiegnie końca. A jak za pewne się domyślasz, wampiry idą do piekła.

– Och! Brzmi okropnie. – blondyn idzie z nim razem do wyjścia. Wygląda jakby nad czymś się zastanawiał – W takim razie dobrze myślałem. Louis, Liam i Zayn są wilkołakami. Strzegą miasto przed takimi jak ty. Co za dramatyczna miłosna historia! Wilk był zakochany w wampirze. A wampir w wilkołaku.



– Louis. Pięknie wyglądasz w tych apaszkach. To już czwarty dzień z rzędu jak ją widzę. Co to za nowy styl? – pyta Zayn przedśmiewczo, a on tylko prycha.

– Odpieprz się draniu. Ten ślad po ugryzieniu chyba nigdy nie zniknie. – mówi z niezadowoleniem i chwyta się w miejscu w którym ugryzł go wampir. – Po za tym boli, piecze, a nawet swędzi. Nie mogę tego wytrzymać. Ciągle musi mi o sobie przypominać.

– Pokaż. – mówi Zayn ciekawsko i odchyla lekko jego apaszkę by zobaczyć jak wygląda ślad po ugryzieniu – O cholera. Rzeczywiście ogromne. Ale wyluzuj. Na pewno w końcu zniknie. My alfy szybko się regenerujemy. Po świętach nie będzie śladu.

– Mam nadzieję bo nocami nie mogę przez to spać i drapie się do żywca. – marudzi znów pocierając przez chustę niechlubną pamiątkę bo wygnanym wampirze. Wciąż wiele o nim myśli. Szczególnie wtedy kiedy nie może spać. Przypominają się mu ich wspólne spędzone razem chwile i uczucia jakie nim wtedy targały. Tak bardzo wszystko wydawało się wtedy realne. Ich powolne pocałunki. Dotyk skóry na skórze. Czasami jego marzenia senne sięgają tak daleko, że czuje, że wraca do tamtych chwil. Lecz gdy się budzi karci się i próbuje wybić sobie krwiopijcę z głowy. Niestety są też koszmary. W większości z nich pokazany jest ostatni wieczór kiedy się widzieli. Przez dobrą chwile kochają się ze sobą lecz po paru sekundach Harry pokazuje swoje kły i wbija je w niego. On przez cały sen błaga o litość. A kiedy umiera budzi się spanikowany.

– Widzicie tę kobietę? – dotychczas nie odzywający się Liam pokazuje palcem na średniej wysokości blondynkę, ze starannie ułożoną fryzurą i w dosyć zbyt formalnym jak na jego gusta stroju. – Ma być naszą nową pielęgniarką. Nigdy nie myślałem, że pielęgniarki szkolne mogą być młode i ładne. – komentuje. On jedynie wzrusza ramionami a Zayn marszczy swoiście brew.

– Nie lubię blondynek. Co innego blondyni. Mają ten seksapil. – mruczy mulat, a Payne tylko szturcha go łokciem. – Ała. No co. Sam zacząłeś.

– W każdym razie szybko znaleźli nową pielęgniarkę. A pani Jones pracowała tu przez całe swoje życie. To smutne, że tak łatwo o kimś zapomnieć i zastąpić go kimś innym. – wzdycha Liam, a Zayn wykrzywia usta w dziwnym uśmieszku i zaczyna gładzić swojego chłopaka po policzku.

– Słodki jesteś kiedy tak się rozczulasz mój mały Li.

– Z tego co słyszałem mąż pani Jones, ten marynarz który całe życie pływał statkami po śmierci żony w końcu osiadł na stałe w Glasgow. Podobno ona całe życie na to czekała. – kontynuuje Payno lecz zaraz uśmiecha się pogodnie – Dobra zmieniamy temat. Przed nami ostatni dzień szkoły i długo wyczekiwana przerwa świąteczna. Mam nadzieje, że będzie spokojna i nie będzie trupów.

– Zaraz będzie pierwszy trup jeśli okaże się, że Niall idzie właśnie do nas i zacznie mówić o wampirach. – wycedza przez zęby Louis.

– Cześć kochani! – blondyn staje tuż przy nich patrząc na każdego z osoba – Jestem tu by wam wszystkich Życzyć Wesołych Świąt! Nawet nie wiecie jak jaki jestem szczęśliwy! Mam nadzieje, że wasze święta będą udane!

– Wesołych Świąt Nialler. Spędź je bezpiecznie i trzymaj się z daleka od lasów. Pełno tam dzikich zwierząt. – mówi Liam z uśmiechem klepiąc blondyna po plecach na co ten uśmiecha się jeszcze szerzej i podśpiewując sobie cicho odchodzi.

– Coś za spokojny był. – mówi pod nosem Louis.

– Stary. On chodzi z kieszeniami wypchanymi po brzegi czosnkiem. Jest nieprzewidywalny. Nigdy nie spodziewaj się po nim jakiegoś konkretnego zachowania – uśmiecha się szeroko Zayn, a Liam jedynie wzrusza ramionami.


Nie powiedział najbliższej rodzinie o Harry'm. Jeszcze nie był w stanie przyznać się, że pierwszy chłopak którego przyprowadził do domu i którym tak bardzo się zauroczył był cholernym krwiopijcą. Jednak siostry i matka widziały jego podły nastrój. Tylko za pewne myślały, że chodzi tylko o Eleanor. Przez całe święta był wrakiem człowieka. Jednak w Glasgow było spokojnie i mógł sobie pozwolić na leniwe spędzanie tego wolnego czasu od szkoły. Rada starszych była zadowolona postępami Louisa w usunięciu wampirów z miasteczka.
On bardzo przeżywał to, jak rodzice Calderowie podczas zebrania rady cały czas go wychwalali i mówili jakim dobrym był wilkiem i jak zawsze bronił ich córki. Powiedzieli też, że dla nich zawsze będzie jak syn. A go to bolało, bo tak na prawdę nie uchronił ich córki przed tym co się stało. Bardzo tęsknił za omegą. Była na prawdę dobrą przyjaciółką. Zawsze o niego dbała i nawet jak odrzucił jej uczucia powiedziała, że zawsze będzie na niego czekać. Czemu nie doceniał tego co miał na wyciągnięcie ręki. Czemu jej nie zaufał, tylko ślepo słuchał chłopaka którego dopiero co poznał.

Jednak w następnych dniach przerwy świątecznej było tylko co raz lepiej. Siostry już o to zadbały, by nie miał zbyt wiele czasu na rozmyślania, a jego wielka rana spowodowana zawodem jakiego doznał kiedy poznał prawdę powoli zaczęła się zabliźniać. Starał się skupić na sobie, zamiast rozmyślać o tym jaki był szczęśliwy, mając przy sobie tak pięknego chłopaka jakim był Harry. Dziewczyny zamęczały go grami planszowymi, długimi zimowymi spacerami oraz seansami filmowymi do późnych nocnych godzin. Krótko mówiąc, będąc zajętym nie ma się czasu na zamartwianie i rozmyślania.

Był mroźny zimowy dzień. Przedostatni dzień przed końcem przerwy świątecznej. Nie mieli jeszcze rozebranej choinki. Ta pięknie pachniała, a wokół niej walało się pełno igieł które co wieczór ktoś starał się zmiatać.
Pił kawę siedząc na kanapie przed telewizorem gdzie Ofelia swoim magnetycznym głosem opowiadała o pogodzie na zbliżający się tydzień. Tuż przy jego nogach pochrapywała sobie Daisy która po nocnym seansie przesypiała większą część dnia. Mama pocałowała go w czoło nim wyszła do pracy, a on leniwie wgapiał się w ekran.

Mamy przykre wiadomości z ostatniej chwili. Z nocy z dziesiątego na jedenastego stycznia znaleziono dwa martwe ciała przy pobliskim supermarkecie w samym centrum miasteczka w Glasgow. Ofiarami śmiertelnego zagryzienia najprawdopodobniej bezdomnego psa, stała się młoda para . Dziewiętnastoletnia dziewczyna i jej dwudziestotrzyletni narzeczony. Psa wciąż nie znaleziono. Ostrzega się by w przypadku zobaczenia jakiegoś bezdomnego zwierzęcia bezwłocznie zawiadomić władze, ponieważ może stanowić on niebezpieczeństwo.

Louis prawie wypuścił swoją kawę z rąk.
Nie wierzył w to co słyszał. Znów wampiry? Czyżby znów sprowadziły się do ich miasteczka? W tak krótkim czasie? Przecież nie zdarzało się to nigdy wcześniej. Mieli tylko dwa tygodnie spokoju. A może to Harold którego wygnał? Ale przecież wiedział co go czeka jak Louis go dorwie. Zaryzykowałby? Ale po co? Przecież nic go tu nie trzyma. W Glasgow wszyscy wiedzą kim on jest. Naraziłby się na prawie pewną smierć w najbliższych dniach. Prawie od razu wstaje, odkłada na stolik kawę i wyłącza telewizor.
Trzeba znów brać się do pracy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro