Rozdział ósmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


W poniedziałkowy poranek czuł się już zdrów jak ryba. Niestety dziewczyny po nim złapały przeziębienie i za pewne przez najbliższy tydzień to one będą leżeć w domu zasmarkane i schorowane. Było mu ich żal ale jednocześnie czuł nijakie plusy tego, że nie będzie się musiał jakiś czas o nie martwić kiedy jeszcze ten szalony krwiopijca grasuje na ich terenach.
Zamiast samochodu wybrał na dwumilową trasę do szkoły trucht i przez to czuł niezwykle orzeźwienie. Powinien częściej uprawiać jakiś sport zamiast ograniczać się jedynie do wychowania fizycznego. Był w dość dobrej formie w końcu był alfą lecz musi się przyznać, że był także niezłym leniem i starał się unikać rzeczy których nie musiał. A przecież mimo iż ma dobrą kondycję może mieć lepszą. Przyda mu się to szczególnie teraz nie tylko kiedy przyjdzie mu odgonić wrogów z ich terytorium ale też kiedy będzie próbował jak najbardziej zaimponować swoją osobą Harry'emu.

Rada starszych w sobotni wieczór po głosowaniu zadecydowała o wzmożonej ochronie. Częściowo w ich pracy pomagała im policja sadząca, że za morderstwami może stać ten sam seryjny morderca przez co patrolowała wiele ulic za nich. Im jak narazie pozostawało być czujnym i na każdy podejrzany szczegół reagować. Musieli znaleźć tych krwiopijców albo chociaż przestraszyć ich na tyle by ci zmienili tereny swych polowań. Musieli chronić swoje małe miasteczko w Glasgow przed takimi incydentami. Inne miasta ochronią inne liczniejsze stada.

Całą fizykę przeleżał oparty policzkiem o dłoń irytująco stukając paznokciem o stolik. Na szczęście tym razem czarnooki nie smędził mu pod uchem, że ma się uspokoić. On był co do tej lekcji niezwykle obojętny. Co jakiś czas zerkał tylko na Payne'a który widocznie był obrażony na Malika, że źle zareagował na prezent od niego. A Zayn jak to Zayn udawał, że niczego nie zauważył. Nie był zbyt wylewną osobą i wolał przemilczeć konflikt mając nadzieje, że ten sam zniknie. Nie mógł zrozumieć dlaczego tych dwoje ciagle się kłóciło. Przecież miał wrażenie, że ci się kochają i zależy im na sobie. A jedyne co robili to ciągle sobie dogryzali i nie mogli się dogadać. On z Harry'm mimo iż znali się krótko byli w zupełnie innej relacji. Nie wyobraża sobie sprzeczać się z lokowanym. Ten był uprzejmym aniołem z czarującym uśmiechem i jest pewien, że zgodziłby się na wszystko czego ten by zapragnął nawet gdyby do końca mu to nie pasowało. Był pewien jednak, że Harry również chciałby robić mu przyjemność i nie zrobiłby niczego co by było dla niego niekomfortowe. Był taki dobry i kochany, a jednocześnie piękny. Zawładnął nim całym i teraz wie, że na prawdę można się zakochać jak głupiec od pierwszego wejrzenia. A nigdy wcześniej nie wierzył w takie miłosne bzdety.

Dzwonek był dla niego wybawieniem. Wstał z ławki poprawił swoją skórzaną kurtkę i popędził przed szkołę by zapalić fajkę. Liam i Zayn nie wydawali się nim ani światem dookoła szczególnie zainteresowani. Mimo iż nie rozmawiali se sobą albo wymieniali się jedynie wymijającymi półsłówkami to za pewne myśleli za pewne o sobie nawzajem nie mogąc znieść tej niezgody i całej fali co kolejnych nieporozumień. Niestety nie potrafił im pomóc. Ci dwoje byli alfami o zupełnie innych poglądach i charakterach i sam nie wie czy da się im pomóc. Czy sama miłość wystarczy by przetrwać razem? Ma nadzieje że tak.
Eleanor też wydawała się jakaś nieswoja. Co prawda zakazał się jej do niego zbliżać ale w końcu byli wcześniej dobrymi znajomymi jeśli nie czymś w rodzaju przyjaciół więc nie potrafił z dnia na dzień wyrzucić jej ze swoich myśli. Mimo że ta dużo nawymyślała i chciała popsuć relacje jego i Harry'ego to mógłby jej wybaczyć. Musiałaby po prostu przyjść, przyznać się do błędu i przeprosić. Na prawdę to by wystarczyło. Rozumie, że każdy może popełnić błąd. Ale ta nie wyglądała na szczególnie tym zainteresowaną. Patrzała na niego jakoś dziwnie, a kiedy oddawał jej spojrzenie to odwracała swoje jakby chcąc pokazać, że została niesprawiedliwie potraktowana. Ale na nic jej się to zda. Może ich rodziny były blisko ale on jej tym razem nie odpuści.

Kiedy wydycha dym z płuc podejmuje decyzję, że pójdzie do Harolda oddać tę krew.
Był już zdrowy i ma pewność, że skoro Harry'ego nie ma na lekcjach to jest jego zmiana w gabinecie. Znów szansa na spędzenie chociaż trochę czasu ze sobą.
Kiedy dzwoni dzwonek na lekcję robi to. Nie idzie na następną lekcje tylko w kierunku gabinetu higienistki. Nie pamięta żadnych procedur oddawania krwi ale ma nadzieję że można zrobić to z marszu. Aż mu wstyd, że nigdy wcześniej tego nie robił. Po prostu wszystko związane z krwią niezbyt dobrze mu się kojarzyło, a na dodatek zazwyczaj nie myślał o pomocy innym w tym kontekście. Nie tak, że wcale tego nie robił. Oczywiście przejmował się innymi w końcu był alfą stada i dla niego priorytetem było dobro ludzi jednak zostawał w polu tego co musi i co do niego należy.
Kolejka na szczęście nie była zbyt długa. Nim się obejrzał wyszła osoba przed nim. Nim wszedł do środka wziął głęboki oddech i palcami przeciągnął po swojej karmelowej grzywce by ją nieco roztrzepać.

Dopiero teraz zwrócił uwagę na nieprzyjemny wystrój pomieszczenia. Biało zielonkawe ściany, szpitalne meble i ten gęsty zapach krwi w powietrzu. Na pewno nie była to dla niego przyjemna i romantyczna atmosfera. Przynajmniej towarzystwo będzie interesujące i może lekko rozproszy jego obrzydzone zapachem zmysły.

– Dzień dobry – mówi w przestrzeń bardziej do pielęgniarki niż do lokowanego stojącego przy leżance w gumowych rękawiczkach i igle w dłoniach. Jego mina gdy go zobaczył była przezabawna. Jakby nie mógł się zdecydować czy się cieszy, jest zaskoczony czy może chce mu dać w łeb za nękanie go. Ma nadzieje, że wszystko w jednym. Chłopak jest piękny. Jego loki związane są w niechlujny koczek, a on sam marszczy brwi w zapytaniu co on tu robi.

– Cześć Harold – mówi z uśmieszkiem w kącikach i łobuzersko wskazuje na siebie – To tylko ja. Wiem, że też się stęskniłeś. Przyszedłem oddać obiecaną krew w twoje zgrabne paluszki.

Chłopak jak na zawołanie się uśmiecha ukazując swoje słodkie dołeczki w policzkach, zdejmuje rękawiczki wrzucając je do kosza i podchodzi do niego dwa kroki by się przywitać

– Zgrabne paluszki? Cóż to za dziwny komplement Louis – chłopak kręci głową i przegryza wargę – Jesteś już zdrowy? Nie spodziewałem się, że przyjdziesz dzisiaj to zrobić.

– A chciałeś się jakoś do tego szczególnie przygotować? – mruga do niego i rozgląda się po pomieszczeniu za pielęgniarką której znów nie ma. Chce już o to zapytać ale chłopak mu nie pozwala stając przed nim chwytając palcami za jego podbródek by na niego spojrzał i mówi kokieteryjnie

– Może.

– Zgaduje, że ma to związek z tą koronkową bielizną którą ostatnio zakupiłeś.– flirtuje a mężczyzna przed nim zaczyna cicho chichotać i patrzeć na niego nieodgadnionym wzorkiem.

– Dlaczego wnioskujesz, że nie mam jej na sobie. – mimo iż mówi coś tak brudnego to jego twarz wciąż jest tak samo niewinna i seksowna w jednym. Nie ma pojęcia jak ten chłopak to robi – Siadaj na leżance. A ja wszystko przygotuję. – mówi zdecydowanie wskazując na miejsce w którym ma usiąść i oblizuje koniuszkiem języka zęby.

– Jasne panie doktorze – mówi z przekąsem i wykonuje polecenie siadając na wskazanym miejscu. Dokładnie ogląda jak mężczyzna zręcznie przygotowuje jakieś opakowania, odkaża igłę i wkłada jednorazowe rękawiczki. – Tak bez żadnego wywiadu środowiskowego ani sprawdzenia czy mogę oddać krew albo czy jadłem śniadanie? – musi o to spytać ponieważ Harold się do tego nie kwapił. Ten tylko unosi na niego wzrok jakby zbity z tropu po czym uśmiecha się lekko.

– Już cię dokładnie sprawdziłem Lou. A co do jedzenia, to kiedyś nie zalecano by jeść przed oddawaniem krwi. Teraz jednak się już nie praktykuje się tego z gołym żołądkiem by pacjenci nie zasłabli. – mówi wymijająco, a on chytrze się uśmiecha.

– Sprawdziłeś mnie wcześniej mówisz – opiera się zadowolony o ścianę, a Harry wywraca uroczo oczami.

– Siedź spokojnie i nie opieraj się o ścianę.

– Ktoś tu lubi się rządzić – pyskuje z szerokim uśmiechem ale się słucha. Lokowany wydaje się spięty, a jednocześnie czymś podekscytowany. Podoba mu się to. Jakby on również widział w tej sytuacji jak i on coś fascynującego. Wszystko co razem robili było miłe, a bycie pacjentem tego ślicznego chłopca było marzeniem. Chłopak skupiony otacza palcami jego dłoń i przeciera delikatnie miejsce w zgięciu jego łokcia czymś zimnym. Jego dłoń też była zimna i czuje jak już od samego dotyku przechodzą go dreszcze. Dlaczego ten chłopak tak bardzo na niego działał. Nie było normalne, że ekscytował się tym, że ten będzie pobierał mu krew. To szaleństwo, że nawet taka mała czynność zrobiona razem może prowadzić do motyli w jego żołądku. Tym bardziej, że wszystko kojarzące mu się z wampirami i będące krwią zawsze go odpychało.

– A gdzie jest pielęgniarka? – pyta nagle i czuje jak chłopak przed nim znów się spina i ucieka wzrokiem. On sam nie mógł zrozumieć gdzie ta cały czas się podziewała. Powinna tu wszystko kontrolować i monitorować, a nie zwalać całą pracę na biednych wolontariuszy. Żeby tak bardzo wykorzystywać uczniów którzy przecież są tutaj kosztem lekcji. Co z tego, że jest przed świętami. Ani razu jej tu jeszcze nie widział. A zawsze wydawała się taką pracowitą kobietą. Jak bardzo pozory mogą mylić.

– Tak właściwie to żadne z nas jej nie widziało. Wysłała rano sms'a, że jest chora i mamy sobie radzić sami. Wspólnie ustaliliśmy, że nie powiemy dyrektorowi bo pewnie wstrzymałby całą akcje. A ja i reszta nie chcemy tego. Poradzimy sobie sami. Ty też nikomu nie mów Lou. – ma wrażenie, że słyszy ból w jego głosie. Aż sam czuje złość na tę pielęgniarkę która wyręcza się nimi i wykorzystuje ich dobre serca. A w szczególności te dobre serduszko przed nim które właśnie opuszkami palców śledzi z dziwną czcią jego żyłę. Sam spogląda na miejsce które ten odkaża i jest tak bardzo zadowolony, że ten wszystko robi tak wolno i z taką pasją. Nigdy nie myślał, że polubi oddawanie krwi. – Trochę zaboli. W pewnym momencie poczujesz, że ci słabo. To będzie zupełnie normalne i nie przejmuj się. Zawsze tak się dzieje. Wiem co robię – mówi mężczyzna przed nim i wstaje jeszcze na chwilę by zasłonić kotarę. On stuka palcami o kolano i czeka, aż Harry się na nim nachyla i patrzy na niego znacząco. Potem już tylko czuje wkłucie i silną rękę która przytrzymuje jego wolną dłoń.

W twarzy Harolda widzi coś bardzo dziwnego. Przegryza wnętrze policzka i chyba zaciska zęby. Chce wyśmiać ten wyraz ale się powstrzymuje.

Przez pierwsze pare sekund oddawania krwi czuje jak lekko pulsuje mu ręka i jak mężczyzna nad nim co raz bardziej się przy nim nachyla. Są tak blisko, że dziwi się, że ten widzi co przy nim robi.

Pierwszy woreczek się zapełnia ale to jeszcze nie koniec. Chłopak przystawia drugi, a on jedynie patrzy się jak ten pracuje. Robiło mu się już trochę słabo ale tak na prawdę nie wiedział ile to wszystko powinno trwać.
Po jakimś czasie widzi intensywny ale poważny wzrok Harry'ego na sobie. Było mu co raz słabiej i ma nadzieje, że zaraz kończą bo padnie. Nie wiedział, że jest tak niewytrzymały.

Zaczęło robić mu się na przemian ciepło i zimno, a jego ciało stało się nagle strasznie ciężkie i trudne do utrzymania w pionie. W którymś momencie próbuje lekko odepchnąć rękę Harry'ego i powiedzieć, że chyba już wystarczy ale ten zaciska na niej mocno palce nie pozwalając mu się odsunąć.
Widzi na jego twarzy dziwny obłąkany uśmieszek ale nie potrafi go zinterpretować. Spogląda z pod rzęs na woreczek który znów jest prawie pełen, a jego ręka osuwa się i prawie opada ciałem na leżankę.
Harold go przytrzymuje i nie pozwala mu upaść. Widzi w swoim zamglonym przez osłabienie wzorkiem, że ten pomiędzy zębami uwięził swoją pulchną wargę i najwyraźniej nie ma zamiaru komentować tego w jakim stanie jest Louis tylko kontynuuje pobieranie od niego krwi. Coś podpowiada mu w głowie, że powinien zainterweniować. Lecz to coś w nim w nim pęka natychmiastowo przez spojrzenie lokowanego chłopca który na pewno wie co robi. Przecież robił to bardzo dużo razy i dobrze się na tym zna. Ufa mu. W końcu jednak przechodzą go lodowate deszcze, a kończyny zaczynaja drętwięć i nie wie co się z nim dzieje. Nawet obraz mu się rozmazuje i nie wiem czy już zemdlał czy jest tego bliski. Nigdy chyba nie czuł się tak bezsilny i bezbronny. Miał wrażenie, że z każdą sekundą czuje coraz mniej i nie może się nawet ruszyć. Tak długo to trwa czy po prostu mu się wydaje?

– Harry, chyba źle się czuję. Nie znam się na tym ale czy moglibyśmy na chwilę przestać? – mówi ostatkiem sił lekko uśmiechając się do lokowanego który chyba na początku ignoruje to co powiedział. Tak mu się przynajmniej wydaje ponieważ jest mu w dalszym ciągu co raz słabiej.

Lecz po jakimś czasie leży już jak laleczka ułożony wygodnie na leżance z pochylającym się nad nim Haroldem. Myśli, że minęło kilka sekund ale równie dobrze mogły być to minuty czy godziny. Harry'ego loki częściowo uwolniły się z uwiązania i swobodnie nad nim zwisały. Cały Styles siedział obok nachylając się nad nim z dziwnym ale jednocześnie miłym spojrzeniem i głaszcząc delikatnie dłonią jego policzek.

– Zaraz poczujesz się lepiej Lou. Coś zjesz i wrócą ci siły. – słyszy nad sobą jego miły głos i uśmiecha się szeroko mimo przymknietych oczu

– Mam nadzieje, że zasłużyłem chociaż na naklejkę dzielnego pacjenta na pocieszenie – śmieje się z lekkiego ukłucia zażenowania które mimowolnie się w nim pojawiło. Był cholernym alfą, a kurwa zasłabł przy oddawaniu krwi. Co prawda było miłe jak teraz chłopak siedział przy nim i głaskał go po twarzy i się nim opiekował jednak nie chciał wypaść na mięczaka w jego oczach. Zawsze miał się raczej za wytrzymałego. Chłopak położył dłoń w miejscu jego serca i powiedział słodko.

– Spokojnie. To się zdarza – Louis otwiera oczy i prycha patrząc w ciemnozielone prawie czarne tęczówki które wyglądały na szczególnie zadowolone. Cały chłopak wydawał się rozradowany i w prost emanował zadowoleniem. Był rozluźniony i oblizywał co chwila swoje wargi i szukał z nim jak najbliższego fizycznego kontaktu siedząc tak blisko i wodząc swoją dłonią po jego klatce. Miał wrażenie, że ten czuł jak jego serce bije jak oszalałe w jego piersi. Mimo iż czuł się osłabiony też się uśmiechnął zaciągając się zapachem chłopaka. Ku jego uciesze lokowany pachniał nim. Nie wiedział jak to możliwe i czy to przez tę ich bliskość ale mógłby przysiąc, że oprócz jego kwiatowych perfum unosi się z niego jego delikatnie woń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro