Rozdział pierwszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Witam państwa w ten jakże nielitościwy dla nas poniedziałek. – słyszy nieco zbyt piskliwy głos Ofelii ale mimo to jest magnetyczny i przyciągający na tyle, że nawet z kuchni robiąc tosty i będąc zagłuszonym piszczącym czajnikiem jest wstanie wychwycić jej melodyjny głos z telewizora – Wpływ niżu i wiatry północne zapewnią nam pochmurny i za nadto łaskawy w deszcz poranek. Synoptycy prognozują, że temperatura w Glasgow będzie oscylowała w granicach 7 stopni celsjusza. Także, jeśli jesteście jeszcze w domu lub na podjeździe w samochodzie to nie zapomnijcie cofnąć się i zabrać ze sobą parasola. A teraz żegnam się z wami. Do zobaczenia o dziewiętnastej! – mówi perliście i Louis smarując tosta masłem orzechowym i nie mając w zasięgu wzroku ekranu mógłby przysiąc, że piękna blondynka podrzuca swoimi długimi lokami i z gracją się odwraca by zejść z wizji. Uśmiecha się na tę myśl i chwile później słyszy już jakąś piosenkę i jedną z dziewczyn która jak nienormalna zbiega po schodach. Unosi na to wzrok ale nie ingeruje bo to Felicite jego piętnastoletnia siostra która chyba jest już przyszykowana bo siada na jednym z hokerów i wgryza się w jednego z tostów które przygotował. 

– Tak Felicite, możesz się poczęstować – mówi złośliwie ponieważ dziewczyna zawsze krytykuje jego wątpliwe umiejętności kulinarne, jednak zawsze zamiast sama sobie coś przyrządzić podbiera to co jego. Zazwyczaj ich matka przyrządza im śniadanie o ile jak i dzisiejszego poranka nie wraca dopiero ze zmiany w szpitalu i wykończona idzie prosto do łóżka.

– Nie bądź samolubny braciszku. Jakby patrzeć na to z perspektywy prawa własności to wcale nie byłyby tylko twoje tosty bo produkty kupiła mama. Wiec tak jakby jest to wspólne bo ona loży na nasze utrzymanie po równo – mówi dziewczyna cwanie marszcząc nosek, a on prycha bo to co słyszy to jakaś kupa bzdur. Oczywiście pozwala jej na kradzież kolejnej kanapki samemu biorąc klucze z blatu i podchodzi do niej zbyt blisko i całuje ją w czoło na pożegnanie. Ta go lekko odpycha udając, że nienawidzi gdy to robi, a on się szczerzy odchodząc od niej na korytarz i zakładając na ramiona skórzaną kurtkę. Chce już wychodzić ale słyszy nawoływanie swojego imienia. Wzdycha i zawraca do dziewczyny która jak oparzona siada po turecku na kanapie i spogląda w telewizor.

– Louis spójrz! Mówią o naszym mieście! – krzyczy jeszcze łapiąc za poduszkę, a on również zaciekawiony podchodzi bliżej i opiera się o kanapę. Rzadko kiedy wymieniane we wiadomościach jest akurat ich miasto ponieważ u nich jest na prawdę spokojnie.

Prawie natychmiast kiedy słyszy od prezenterki, że mają przykre wiadomości z ostatniej chwili, marszczy brwi i nie może zrozumieć co jest tak ważnego, że od razu to pokazują na ekranie jako pilne. A jeśli byłby to jakiś pożar to przecież na pewno by o tym słyszał.

Najprawdopodobniej wczorajszej nocy dzikie zwierzęta na smierć pogryzły piędziesięciosiedmioletniego mężczyznę i jego żonę którzy jak wskazują informacje od bliskich wybrali się po południu na grzyby i do rana nie wrócili. Ich dzieci z rana postanowiły ich poszukać i znalazły ich ciała martwe nieopodal wyjścia z lasu pięć kilometrów od domu w którym zamieszkiwali. – mówi kobieta poważnie, a on zaciska paznokcie mocniej na tapicerce czując jak złość napływa na całe jego ciało. Żeby to był tylko wypadek. Cholerny wypadek. Nie to o czym myśli – Narazie policja nie może ustalić jaka zwierzyna mogła stać za tym pogryzieniem i dlaczego pogryzła ludzi. Istnieją przypuszczenia, że tego czynu mogło się dopuścić zwierze postrzelone lub z wścieklizną ponieważ inne uciekają od obcych a nie tak brutalnie atakują. Służby bezpieczeństwa proszą wszystkich by do odwołania unikali samotnych podróży w lasach ze względu na dzikie niezidentyfikowane zwierze które wciąż pozostaje na wolności.

On odpycha się od kanapy i czuje jak jest spięty i zirytowany. Nie odzywa się i jego siostra chyba zauważa jego wkurzenie ponieważ się obraca i patrzy mu prosto w oczy.

– Lou. Czy myślisz, że to na prawdę było jakieś postrzelone zwierze? – pyta dziecinnie, a on warczy

– Niestety wątpię i zapewne znów na naszych terenach znaleźli się nieproszeni goście – wycedza. Wie, że jest czerwony ze wściekłości ponieważ czuje jak pali go twarz, a jego siostra zakrywa dłonią swoją i niedowierzająco nią kręci

– Jesteś pewny? Przecież to okropne! Myślisz, że będą chciały wypić naszą krew? Zrobią nam krzywdę? – mówi ze strachem w oczach. Kiedy to widzi czuje do siebie żal, że tak emocjonalnie zareagował i jego siostra się mocno przestraszyła. Chwyta w dłonie jej twarz i uśmiecha się czule

– Nawet gdyby chciały to ja tu będę i was obronie. Nie macie się czego bać. Niech tylko się do nas zbliży wykręcę mu łeb – mówi pewnie, a dziewczyna się blado uśmiecha

– Jesteś najlepszy – przytula go, a on wywraca oczami bo przecież ta sama dziewczyna jeszcze pięć minut temu wyrywała się kiedy chciał ja pocałować na pożegnanie – Myślisz, że ja i siostry mogłybyśmy zostać dzisiaj w domu? Bo wiesz. Jest niebezpiecznie – mówi słodko, a on kręci głową.

– Nie ma takiej opcji kochana. Zawiozę was byście czuły się bezpieczniej. W szkole na pewno w takiej sytuacji dostaniecie od nauczycieli ważną pogadankę jak powinnyście się teraz zachowywać i jak się bronić. Nie ma opuszczania lekcji. Tym bardziej, że niewiadomo jak długo to potrwa i ile będziemy musieli je znosić.

– Ale przecież w naszym wieku ty też chodziłeś na wagary! To jest nie fair – mówi dziewczyna naburmuszona, a on się śmieje.

– Nie wracamy do tematu. Zawołaj siostry. Chce byście wszystkie za chwile były gotowe w samochodzie.

Wychodzi z pomieszczenia ale wciąż jest spięty. Te cholerne wampiry znów postanowiły się osiedlić w deszczowym Glasgow. Wiedział, że to kiedyś nastąpi w końcu już ponad trzy lata mieli spokój. Ale teraz nie był na to gotowy. Nie miał chęci na kolejne polowania i ten strach czy dziewczyny na pewno są bezpieczne. Oni mordują z zimną krwią i on teraz też musi ich zabić lub wygonić nie zważając na nic i na nikogo. Musi jak najszybciej znaleźć tych krwiopijców póki nie wyrządzili za wiele szkód.

– Dzięki braciszku za podwózkę dwie godziny przed czasem – prycha Lottie która najdłużej upierała się by pojechać autobusem. Miała dzisiaj na jedenastą i przez całą drogę narzekała, że woli jechać sama i cisnąć się w transporcie publicznym niż być tyle przed czasem. On oczywiście jej na to nie pozwolił ponieważ sam wciąż czuł się przestraszony tym, że na ich terenach prawdopodobnie kręci się jakiś wampir. I za pewne nie jeden.
Słyszy jak jego siostra trzaska drzwiami od jego samochodu i wychodzi idąc na prost z plecakiem przewieszonym przez jedno ramię. Na szczęście tylko ona chodziła do jego liceum  i jego pozostałe siostrzyczki nie miały okazji by zachowywać się przed jego szkołą jak dzikuski.

– Kłopoty w raju? – słyszy Nialla który się szczerzy, a on wywraca oczami. Jeszcze tego tutaj mu brakowało. – Co tam?

– Coś w tym rodzaju. Jest ostatnio bardzo nieznośna – mówi poprawiając kurtkę i idąc również w stronę szkoły szukając w spodniach swojej zapalniczki.

Irlandczyk wzrusza ramionami ale na twarzy wciąż ma maniakalny uśmiech.

– Wiesz, że podobno jakieś zwierze zagryzło w lesie starsze małżeństwo? Ja myśle, że to wcale nie zwierze! – idzie za nim i staje również kiedy on. Cieszy się, że w tej chwili ma papierosa w dłoni bo go odpala i może wymigać się od odpowiedzi – Myśle, że to może być wampir. Widziałem zdjęcia w internecie. I te ugryzienia są w miejscach szyi, na nadgarstkach i wszędzie tam gdzie są widoczne żyły! Na pewno to wampir.

– Co ty pieprzysz Niall. Wampiry nie istnieją – mówi wydychając dym. Wiedział, że blondi będzie próbował tak to wszystko przedstawić. I mimo, że dla innych pewnie wydawało się, że jest on szalony to Louis niestety wiedział, że ten ma racje. I tym bardziej nie wiedział jak już ma zaprzeczać i odchodzić od takiego rozwiązania.

– Istnieją! Sam widziałem! – mówi Niall z wyrzutem ale po chwili znowu szeroko się uśmiecha i mówi – Myśle, że to nie ostatnia taka sytuacja. Ten nowy wampir kiedyś znowu zgłodnieje. A wtedy ja tam będę i to nagram i wam wszystkim udowodnię!

– Lepiej trzymaj się od lasów z daleka blondi. Dobrze ci radzę. Bo jeśli one faktycznie istnieją to następnym razem ty będziesz kolacją – wzdycha i zaciąga się ostatni raz po czym rzuca niedopałek na ziemie i rozdeptuje go butem.

I w tym właśnie momencie widzi jego. Kręcącego się niepewnie przy wejściu na schodach i jakby szukającego go wzorkiem. Cóż. Trochę się spóźnił ponieważ już prawie dziewiąta, a on miał go przed lekcjami oprowadzić nie wiedząc wtedy jeszcze, że będzie musiał odwieść siostry do ich szkół przez to co usłyszał rano w telewizji. Szczerze mówiąc przez to całe zamieszanie całkowicie o tym zapomniał.
Mężczyzna mimo, że był długi i piekielnie gorący tak jak wczoraj wieczorem kiedy go poznał w sex shopie, to wyglądał tak nieśmiało tam stojąc sam, w tym samym czarnym długim płaszczu co wcześniej i włosami które były nieuporządkowane przez wiatr. Poczuł mały ból w klatce piersiowej ponieważ sobie przypomina, że puścił tego niewinnego chłopaka samego wieczorem, a jeszcze tego samego wieczora zginęły dwie inne osoby przez wampira który postanowił sobie urządzić kolacje. Był w niebezpieczeństwie. Nie powinien się godzić na to by ten sam wracał mimo iż się ledwo znali. Wciąż się ledwo znali, a on czuł piekielne wyrzuty sumienia.

– Nie pomyślałem o tym – mówi Niall, a on nawet nie wie o co chodzi. Macha ręką na niego jakby informując, że odchodzi i płynnie wbiega na schody by spotkać się z chłopakiem którego miał oprowadzić. Ma nadzieję, że ten nie będzie się złościć na jego spóźnienie tym bardziej, że nie ustalali dokładnej godziny.

– Witaj śliczny chłopcze – mówi z lekką zadyszką mimo iż schody były krótkie, a on był cholernym alfą i był stworzony do biegania, ale jego lenistwo było na tyle zaawansowane, że nawet na te kilkanaście metrów musiał zareagować tak a nie inaczej. I chłopak na jego głos reaguje odwróceniem się do niego o sto osiemdziesiąt stopni i słodkim, na prawdę rozczulającym uśmiechem. Jego ciemne włosy były potargane, policzki jakby lekko zarumienione, pewnie od wiatru, a twarz mimo to blada i piękna bez żadnej skazy. Nie wiedział jak można być tak cholernie cudownym.

– Cześć Louis. Myślałem przez chwile, że się rozmyśliłeś – w jego głosie słychać chrypkę i ledwo wyczuwalne oskarżenie. Wiec zauważył, że do lekcji jest mało czasu i nie zdąży niestety go narazie oprowadzić.

– Wybacz. Coś mi wypadło. Ale już jestem – uśmiecha się pokornie i dotyka dołu pleców mężczyzny – Może wejdziemy już? Pokaże ci chociaż szatnię.

– Już jesteś – powtarza lokowany po nim oblizując wargi, a on obserwuje komuszek jego języka gdy to robi. – Brzmi dobrze. Jednak muszę jeszcze zgłosić się w sekretariacie przed lekcjami.

– Oczywiście. Sekretariat – mówi otwierając przed mężczyzna drzwi, a brunet dziękuje uśmiechem wchodząc przed nim. On czuje znów zapach jego słodkich perfum. Intrygują go bo są niby kwiatowe i niezbyt ostre ale na tyle intensywne by przykryć jego ludzki zapach.  Znów kładąc dłoń na jego plecach na płaszczu lekko pochyla głowę w jego stronę by niezauważalnie zaciągnąć się jego zapachem. Wie dobrze, że robi to dyskretnie ale kiedy mężczyzna na niego spogląda ma wrażenie, że ten dobrze wie, co on robił. Patrzy na niego tymi zielonymi pięknymi oczami jakby przejrzał, że on go wącha. Na pewno nie wie. Po prostu on jest oszołomiony urodą tego chłopaka. – Jak się udała kolacja? – pyta ignorując własne głupie myśli, że chłopak wie, a Harry przegryza wargę i mówi

– Wyborna. Najadłem się za wsze czasy

– Bardzo dobrze. Powinieneś jeść. Pewnie temu tak urosłeś – mówi dowcipnie, a chłopak kwituje to kolejnym kwitnącym na całej twarzy  uśmiechem.

Kiedy są w szatni mężczyzna od razu zdejmuje z siebie ciepły płaszcz dostając w zamian wzrok Louisa na całej jego sylwetce. On go skanuje ponieważ mimo iż wiedział, że ten nogi są długie i szczupłe to raczej miał chłopaka za raczej chuderlawego. A on ma nogi oczywiście zgrabne, ale uda umięśnione tak, że dżinsy miłosiernie się na nich opinały. Tak samo z klatką piersiową. Była szczupła ale szeroka, z wyraźnie obciśniętą przy ramionach koszulą i płaskim na pewno delikatnie zarysowanym brzuchem. Chłopak się odwraca do niego znów z tymi wypatrującymi oczami i małym uśmiechem, a on to odwzajemnia niby znudzony opierając się o ścianę ale w głębi duszy będąc mocno zafascynowany. Dlatego nigdy nie chciał być z Eleanor. Ona mimo iż była omegą nie robiła na nim takiego wrażenia jak ten ludzki zwyczajny chłopak.

– Tu jesteś stary szukałem cię – słyszy Zayna  który wparowuje do szatni i od razu do niego podbiega szarpiąc go za rękaw. Nie wie czemu ale Harry od razu się płoszy, a jego wzrok lata z Louisa na Zayna który go chce stad wyciągnąć

– Luz. To aż tak ważne? – mówi lekko odpychając mulata i dyskretnej wzrokiem pokazując na lokowanego który stoi obok i najwyraźniej dziwnie się czuł w tej sytuacji. Nie chce znowu go zostawiać. Ten chłopak jest ucieleśnieniem wszystkiego co piękne i o czym aktualnie marzy.

Zayn wbija w Harry'ego bezczelnie wzrok. Nawet się z tym nie kryje tylko go obczaja od góry do dołu i chyba też próbuje.. wąchać? No kurwa. Jeszcze go przestraszy przez swoje dziwne zachowanie i chłopak nie będzie chciał mieć z nim nic wspólnego.

Wiec uderza go niedyskretnie w żebra na co czarnooki jęczy z bólu.

– Pojebało cię Tomlinson? Kto to jest? – mówi jakby Harry'ego nie było przed nimi. On wzdycha ponieważ brunet się rumieni i stoi niespokojnie, a ten głupi Malik zachowuje się jak dupek. Przy Harry'm. Da mu później porządną nauczkę.

– To Harry. Nowy uczeń trzeciej liceum. Harry, to mój przyjaciel Zayn. A raczej były przyjaciel – lekko warczy przy ostatnim zdaniu, a Malik wywraca oczami – Wybacz Harry, czasami Zayn nie zachowuje się zbyt normalnie.

– Nie ma na to teraz czasu. Ty, ja i Liam musimy pogadać. To bardzo ważne. Pewnie widziałeś wiadomości – wycedza patrząc raz na nowego ucznia, a raz na niego, a on oczywiście od razu się spina. Nie chce zostawiać Harry'ego. Ale musi z nimi porozmawiać. Za pewne chodzi o tego nowego wampira lub co gorsza paru wampirów i o ich nowy plan działania jak ich wykurzyć. A on przecież podejmuje wszelkie decyzje w tym miasteczku odkąd zmarł jego ojciec.

– Dobrze. Zaraz przyjdę. Tam gdzie zawsze – mówi poddanie, a Malik spogląda jeszcze od góry do dołu na lokowanego i odchodzi.

– Wybacz śliczny chłopcze jeśli on cię przestraszył. Zawsze jest taki..

– Tajemniczy? – dokańcza brunet jakby już nieco się rozluźniając. Był trochę zaskoczony, że on aż tak mocno zareagował na obecność Zayna. Ten palant powinien się opanować. Całe szczęście Harry nie wyglada jakby miał mu to za złe.

– Wiem, że miałem cię oprowadzić. Na prawdę chciałbym ale muszę pogadać z kumplami. Ostatnio wiele się dzieje. Chyba nie będziesz zły? – mówi delikatnej obserwując twarz mężczyzny która nie wydawała się zbyt zirytowana czy coś w ten deseń. Przeciwnie. Chłopak słodko się uśmiechał

– Oczywiście, że to w porządku. Oprowadzisz mnie innym razem.

– Ale kawa aktualna? Po szkole? – pyta unosząc brwi mając nadzieje, że ten piękny chłopak się nie rozmyślił. Ten kiwa głową i poprawia pasek swojej torby wiszącej luźno na ramieniu – Wiec o której kończysz?

– Z tego co widzę o piętnastej – wyczytuje mężczyzna z kartki którą dostał w sekretariacie i spogląda na niego – Pod szkołą?

– Oczywiście – odpowiada z szerokim uśmiechem i za pewne ukazują się jego kurze łapki które miał pod oczami. Oboje się do siebie jeszcze chwile uśmiechają póki chłopak nie decyduje się zrobić pierwszego kroku na przód ku wyjściu z szatni. On oczywiście idzie w ślad za nim, aż do wyjścia a potem po oddaniu sobie kolejnych uśmiechów idą w przeciwnych kierunkach.

_________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro