Rozdział szósty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wychodzenie z domu tego dnia bez czapki i szalika nie było jedną z jego najlepszych decyzji. Rozbierając w szatni kurtkę czuł, że ma katar a jego nos i policzki są zmarzniete i czerwone. Mama go zabije kiedy te potwory wygadają, że znów jej nie posłuchał i wyszedł w samej kurtce, a teraz jest chory.
Ale któż by mógł przypuszczać, że będzie zmuszony przez piękne oczy Harolda do prawie pół godzinnego stania na zewnątrz i rozmawiania z nim póki nie zabrzmi dzwonek i będzie musiał udać się na lekcje.
To nie była jego wina. Musiał tam zostać i pomóc mu z rozdawaniem ulotek ponieważ inni wolontariusze jeszcze się nie zjawili oraz kiedy zostali przez chwile sami, wręczyć mu prezent który dla niego przygotował. Harry był zachwycony, że ten o nim pomyślał, ale też nieco przejęty i zawstydzony, że on tego nie zrobił wiec mógł pogłaskać go po włosach i szeptać w nie, że nic się nie stało i nawet nie oczekiwał prezentu. Bo przecież sam zrobił go dla niego spontanicznie wracając wczoraj do domu i widząc piękny sklep z jeszcze piękniejszymi rękawiczkami.

Reakcja Harolda na puchowe rękawiczki w kotki była tak zabawna, że jeszcze długo nie mógł oddychać śmiejąc się tak głośno jak nigdy i trzymając się z rozbawienia za brzuch. Ten przez pierwsze kilka sekund trzepotał wdzięcznie i zaskoczenie swoimi długimi rzęsami po czym chwycił go za dłonie i ucałował jakby Louis kupił mu coś o czym marzył od zawsze. A w następnej chwili począł się nimi zachwycać i cały czas o nich mówić jakby wcale nie były do zwykle rękawiczki lecz jakiś wielki skarb.

Harry był tak cholernie dziwny. Czasami ma wrażenie jakby ten pochodził ze średniowiecza. Ale chyba właśnie za to go lubi.
Na to wspomnienie uśmiecha się jak wariat sam do siebie, a potem przeraźliwie kicha. Musiał wyglądać okropnie. Jak to jest, że jest alfą, a jest tak marnie zahartowany.

– Wyziębiłeś się. Pewnie znów latałeś na zewnątrz z rozpiętą kurtką i bez czapki – usłyszał znajomy głos. Chciał się poprzedrzeźniać i wykpić dziewczynę zachowującą się jak jego rodzicielka ale przypominając sobie sytuacje z wczoraj zwyczajnie sobie odpuszcza i robi srogą minę.

– Eleanor. – mówi niezbyt przyjemnie i odwraca się do niej przodem. Ta nie wydawała się wiedzieć lub choć podejrzewać iż Harold wszystko mu powie i narazi się na jego złość.

– Słucham Louis. – mówi dziewczyna i patrzy na niego tym wzrokiem jakby go ganiła, za to, że ubrał się nieodpowiednio do pogody – Nie każ mi się przestać wymądrzać tylko choć raz posłuchaj matki i się przyzwoicie ubierz. Wiesz, że w ten sposób unikniesz cierpienia w postaci zapchanego nosa i złego samopoczucia? Czy jeszcze jesteś w trakcie odkrywania tego? W każdym razie już po fakcie, może pójdziemy do automatu na gorącą herbatę? Od razu się rozgrzejesz. – mówi dziewczyna, a on parska zirytowany. Czy ona wciąż po tym co nagadała Harry'emu myśli, że on z nią pójdzie na herbatę? Chyba zwariowała.

– Nie będzie żadnej herbaty. – mówi ostro – Wiem, że ci się podobam i nasze rodziny kiedyś chciały byśmy byli razem. Ale nie. Opanuj się Eleanor. Myślałem, że to jasne iż to nigdy się nie stanie, a my możemy być przyjaciółmi. Teraz jestem z Harry'm i masz trzymać się od nas z daleka. Jasne? Nawet do niego nie podchodź bo on zwyczajnie, nie życzy sobie twojego towarzystwa. Ja również. – wyrzuca, a dziewczyna wystraszona kuli się w sobie. Chyba nie spodziewała się po nim takiego wybuchu. Zawsze, nawet gdy był zły był opanowany i nie chciał straszyć słabszych. A teraz w prost emanował wściekłością

– Ale ja przecież

– Dość. Od teraz zostaw nas w spokoju. Nie chce żadnych twoich rad i herbatek. – mówi wciąż niemiło i w tym momencie opuszcza szatnie zostawiajac omegę oniemiałą i zupełnie nie rozumiejącą o co chodzi. Bo przecież ona nic nie zrobiła. Nawet nigdy nie rozmawiała z tym nowym Haroldem. Może to prawda. Nie lubiła go. Wydawał się jakiś dziwny i wprowadził tu się w połowie ostatniej klasy, a nikt normalny tak nie robi. Ale czemu miała nigdy się więcej do niego nie zbliżać. Przecież nigdy nie zamieniła z nim ani słowa.

Klasa była pięknie udekorowana. Mała choineczka wdzięcznie stała na biurku nauczycielki, ozdobiona różnokolorowymi bombkami i lampeczkami które co kilka sekund zmieniały kolor. Okna były ozdobione śnieżnym sprayem w kształcie różnych świątecznych ozdóbek. Nawet w sali pachniało piernikami ponieważ jeden z uczniów postanowił upiec i ich wszystkich nimi poczęstować.
Lekcja była luźna i wszyscy obdarowywali się prezentami, a w tle leciały kolędy. Dla niego było to nieco zbyt szybko bo przecież wigilia będzie za niecałe trzy tygodnie jednak nie miał zamiaru się spierać. Klimat świąt to jednak klimat świąt. Niall widząc stringi otoczone różnymi smakołykami ku jego zaskoczeniu zamiast się zawstydzić zaczął nimi podrzucać i śmiać się do rozpuku. Westchnął na to jedynie bo miał zamiar nauczyć tego blond Irlandczyka, iż nie warto z nim zadzierać ale chyba się przecenił i nie docenił chłopaka. Widocznie trzeba było więcej by wybić mu z głowy wszystkie wilki i wampiry. Tylko jak komuś wielce przekonanemu o swojej racji wybić coś z głowy.

– Moi drodzy – ich wychowawczyni chyba była zadowolona z siebie ponieważ mimo iż w klasie panował wielki rozgardiasz ona wciąż uśmiechała się szeroko i jedynie kilka razy uderzyła wskaźnikiem o tablice by uczniowie zwrócili na nią uwagę. – Dziękuje. – zaczyna kiedy w klasie robi się nieco ciszej – Jak dobrze wiecie, kilkoro waszych kolegów i koleżanek wzięło udział w akcji promującej oddawanie krwi. Wiec takim o to sposobem w naszej szkole można do końca roku kalendarzowego chodzić do higienistki, odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących swojego zdrowia i oddać krew. Oczywiście ci którzy pomogą będę zwolnieni z wuefu lub wszystkich lekcji zależy od tego co sobie zażyczycie. Jestem bardzo zadowolona z tego, że wielu z was się angażuje i na prawdę chce pomagać nie tylko dla własnych korzyści ale także dla innych – kończy z przemiłym uśmiechem. Żałuje, że ta nie jest taka empatyczna w czasie matematyki kiedy próbuje coś usilnie od kogoś sciągnąć.

– Gdzie ty się tak załatwiłeś – mówi ponuro Liam kiedy on kolejny raz kicha w swój rękaw. Wie, że ten jest nieswój i tak na prawdę pyta jedynie z grzeczności.
On macha na jego pytanie dłonią co ma oznaczać, że to nieważne i kroczy obok niego w stronę gabinetu pielęgniarki by przyjrzeć się z bliska jak ta cała akcja wygląda. Nie żeby coś ale już nie mógł się doczekać kiedy znajdzie się w tym gabinecie i Harry ładnie się będzie nim zajmował. Musiał tylko obczaić kto teraz asystuje pani higienistce i do tego właśnie zabrał Liama. Jednak wokół gabinetu była ustawiona przeraźliwie wielka kolejka. Westchnął zirytowany i założył ręce na piersi. Mógł się spodziewać, że połowa szkoły się zbierze by dostać łatwo dostępne zwolnienie z lekcji do końca dnia. A mu się nie chciało by czekać tylko po to by zostać przez pielęgniarkę odesłanym przez jego nagłe przeziębienie.

– Masz zamiar oddać krew Li? – pyta z nadzieją, patrząc na otwierające się drzwi i sylwetkę która w nich staje. Jest to uśmiechnięty od ucha do ucha Harry Styles który zaprasza kolejną osobę by weszła do środka. Tym razem jednak chłopak nie zdaje się go zauważyć. Nawet nie patrzy w jego stronę jedynie znika za zamkniętymi drzwiami. Czyżby jego praca aż tak go pochłonęła? Gdyby Liam się zdecydował mógłby mu towarzyszyć i zobaczyć jak Harry pracuje. Na pewno jest w tym wszystkim bardzo słodki.

– Nie. – burczy Liam – Co my tu w ogóle robimy. Chce iść do domu

– Oj Liam. Weź się ogarnij. Wiem, że jesteś nie w sosie ponieważ Zayn zareagował na prezent od ciebie inaczej niż byś tego chciał ale nie ma co o wiele myśleć o takim kretyństwie. Przecież wiadome było od początku, że Zayn to skończony leń i nawet ty nie zaciągnąłbyś go na siłownię.

– Ale on oddał mi ten karnet i uznał, że mi bardziej się przyda! Co za wstyd! Mój własny facet twierdzi, że muszę więcej trenować! – wybucha, a Louis parska śmiechem. Payne był niedorzeczny. Był prawie stuprocentowo pewien, że nie to mulat miał na myśli.

– Przestań wreszcie się dąsać i zrozum, że Zayn wcale w każdym swoim słowie nie próbuje ci pokazać, że z tobą coś nie tak i to on ma być dominującym. On jedynie chce byście mieli równe pozycje w związku, a ty zachowujesz się właśnie tak. – zaczyna machać dziwnie rękoma chcąc zaprezentować jak głupio zachowuje się Liam ale ten tylko zbywa go spojrzeniem i sobie idzie obrażony i widocznie nie przekonany jego zapewnieniami. On tylko wzdycha z niemocą odprowadzając go wzrokiem i podchodzi bliżej kolejki. Jednak po chwili rezygnuje. Bez przesady. Wkrótce im się znudzi stanie tutaj, a wtedy on to wykorzysta i wejdzie do środka mogąc spędzić trochę czasu z lokowanym jako pacjent. Co z tego, że pod czujnym okiem pielęgniarki. Jednak sama myśl, że chłopak będzie się do niego czule uśmiechał przygotowując jego rękę do ukłucia, a później będzie przyciskał gazik do jego ranki powodował, że robiło mu się cieplej na sercu.

Pod koniec dnia wpada nagle do pokoju higienistki. Robi to gwałtownie i bez uprzedniego pukania chcąc miło zaskoczyć swojego ślicznego chłopca którego ma zamiar zabrać na niespodziewaną drugą randkę.
Tym do widzi jest to, iż Harry Styles w środku jest sam stojący do niego plecami i grzebiący w jakiś woreczkach w lodowce. Gdy tylko mężczyzna słyszy, że ktoś gwałtownie wtargnął do pomieszczenia mocno się spina i zaciska palce na drzwiczkach lodówki. Powoli odwraca głowę i na jego twarzy nie ma cienia radości i uśmiechu. Raczej skupienie pomieszane ze strachem i zaskoczeniem. Lecz na początku ocenia tylko to, jak pięknie ten wyglada w zarzuconym na siebie białym kitlu. Pewnie pożyczył go od pielęgniarki która swoją drogą nie była obecna i nie miał pomysłu gdzie mogła się podziewać. Przecież nie powinna zostawiać ucznia samego. Widzi na twarzy Harry'ego lekki strach i niezadowolenie tym, że widzi akurat jego. Po chwili chyba rozumie jego zmieszanie ponieważ tuż za nim do pomieszczenia wpycha się Zayn który swoim oceniającym wzrokiem patrzy na każdy element pomieszczenia. Nawet nie ma pomysłu skąd ten tu się wziął. Pewnie musiał iść za nim, by samemu się upewnić, czy oby na pewno nie ucztuje tu jakaś zgraja krwiopijców. Niedorzeczne. Że też musiał robić to teraz kiedy Louis wyczuł idealny moment kiedy już wszyscy uczniowie zbierali się do domów.

– Czy oby na pewno są tu zachowane wszystkie niezbędne zasady BHP? Jeszcze nie słyszałem, żeby gdzieś w szkole pobierano krew od uczniów? – prycha włażąc do środka i przejeżdżając palcem po stoliku – Mam nadzieje, że wszystko jest sterylne i odkażone. Jeszcze tego brakuje by ktoś się czymś zaraził przez niekompetencje i brak doświadczenia wolontariuszy. A swoją droga co ty tu robisz sam? Gdzie pielęgniarka? Chyba nie powinna zostawiać cię samego? – pyta czarnowłosy z oskarżeniem rozglądając się po pomieszczeniu – To nieodpowiedzialne. I dyrektorka się na to zgodziła?

– Uspokój się Zayn – szturcha go w ramię i miło i uspokajająco uśmiecha się do Harry'ego który już zamknął lodówkę ale teraz wycofany stał w tym samym miejscu czujnym spojrzeniem przechodząc z niego na mulata i na odwrót. Chyba jego uśmiech nie pomaga bo ten wciąż wygląda jakby czuł się w ich obecności niebezpiecznie

– Poszła do łazienki. Powinna niedługo wrócić. – odpowiada ostrożnie lokowany – Zapytajcie Danielle. To ona z nią wychodziła

– Spokojnie. Zayn lubi się czepiać ale prawda jest taka że chciałby oddać krew ale lamus z niego i boi się igieł – kolejny raz uderza przyjaciela w ramię by nie straszył niewinnego człowieka ale ten tylko prycha mówiąc.

– Bzdura.

– Może jak już obejrzałeś pomieszczenie i wiesz, gdzie jest pielęgniarka to może nas zostawisz? – pyta groźnie patrząc na mulata który wywraca oczami i odpowiada

– I tak strasznie tu śmierdzi. Sama krew. Obrzydlistwo – nawet się nie żegna tylko wychodzi trzaskając drzwiami. On ma ochotę go zabić. Pachnie krwią? Na prawdę? Żaden człowiek nie jest w stanie tego poczuć. Ciekawe co sobie teraz biedny Harold o nich myśli. Idiota. Zabije go. Musiał oczywiście przestraszyć lokowanego.
Ale ten teraz kiedy jego przyjaciel już wyszedł wydaje się trochę bardziej spokojny i zdejmuje ze swych ramion kitel oraz odwiesza go na wieszak.

– Przepraszam za niego. Ma zły dzień. Trochę poprztykał się ze swoim facetem. – wyjaśnia podchodząc bliżej mężczyzny który stara się oddać mu uśmiech ale wychodzi z tego raczej wymuszony grymas

– Co tutaj robisz Louis?

– Och. No tak. Nie wytłumaczyłem czemu tak ci wtargnąłem do gabinetu. A wiec kończysz już pewnie swój wolontariat, więc pomyślałem, że może gdzieś razem wyjdziemy? – mówi nonszalancko opierając się o biurko higienistki. Ma nadzieje, że chłopak nie jest zły i się zgodzi. Kiedy czeka na jego reakcje kiedy ten porządkuje jakieś rzeczy musi zmarszczyć nos ponieważ też to czuje. Ten przeklęty Zayn miał racje. Cuchnie tu świeżą krwią. To odpychające. Jak mógł wcześniej tego nie zauważyć.

Kiedy patrzy po chwili na twarz lokowanego dostrzega, że jego lewy kącik ust jest uniesiony w górę, a sam chłopak się do niego uśmiecha zagryzając wargę. Jakby śmieszyło go odrzucenie na twarzy Louisa spowodowane obrzydliwym zapachem. Ale przecież ten nie może wiedzieć, że o to chodziło. Bo skąd. 

– A myślałem, że chcesz tak jak mi obiecałeś oddać trochę swojej krwi – mówi Harold kokieteryjnie teraz już zostawiajac wszystko inne i niebezpiecznie się do niego zbliżając. Aż ląduje tyłkiem na biurku higienistki kiedy lokowany tak się nad nim pochyla, a jego długie włosy łaskoczą jego twarz. To była jego pierwsza reakcja. Ale kiedy już do niego dociera, że lokowany ewidentnie z nim flirtuje pociąga mocno za jego włosy tak, że ich nosy się o siebie ocierają. Ten jęczy z zaskoczenia ale widocznie jest zadowolony bo daje się wciągnąć na kolana i wciąż trzymać za swoje pukle. Jeszcze nie wiedział wtedy, że szorstkość jest tym co Harry lubi.

– Chciałbym mój śliczny chłopcze, ale jestem chory i z tego co wiem nie mogę i mi zabronisz. A jak nie ty to pielęgniarka z pewnością nie dopuści by podzielić się z potrzebującymi moimi zarazkami – mówi na wydechu kiedy wargi chłopaka już są tak cholernie blisko – Całowanie póki jestem przeziębiony też powinno być zakazane – dodaje i jak na zawołanie odwraca głowę i kicha.

Harold zaczyna chichotać ale nie powstrzymuje się by swoimi długimi palcami chwycić go za podbródek i złączyć ich wargi ze sobą. W pierwszym odruchu jęczy i chce go odepchnąć bo jeszcze zarazi tego przeklętego idiotę, ale ten nawet nie myśli o tym by go puścić. Obejmuje jego plecy ciasno ramionami i wpycha język do jego buzi. Chce od niego tak wiele i tak szybko, że aż nie może w to uwierzyć. Tego jeszcze nie robili. Jakby ten czekał na to od bardzo bardzo dawna, a teraz tylko bierze jak najwiecej się da. A wiec całowali się. Ostro i namiętnie, przyciskając wzajemnie swe wargi do siebie i liżąc sobie nawzajem podniebienia. Czuł w pewnym momencie jak Harold zasysa jego język, a później jak przegryza jego wargę. Znów jęknął w jego usta tylko tym razem w bólu bo chłopak właśnie kurwa go ugryzł. Odsuwa się na chwile od niego i palcem pociera swoją zranioną przez zęby lokowanego wargę widząc na swoich palcach kilka kropelek krwi i parska śmiechem patrząc na zielone zamglone oczy Harolda i jego nabrzmiałe wargi oraz wraca do pocałunku tym razem również ciągnąc za jego pełne wargi i sprawiając iż chłopak jęczy w rozkoszy od samego pocałunku.
Gdyby mógł zrobiłby tu z nim o wiele wiele więcej. Już w ogóle kiedy Harry wyglada na tak spragnionego wciąż ssąc komicznie jego wargę. Lecz nie był idiotą. Skoro pielęgniarka poszła do łazienki za pewne zaraz wróci i na pewno nie będzie zadowolona widząc ich obściskujących się na swoim biurku.

– Hazz, śliczny chłopcze wystarczy. Nie możemy tutaj tego robić. Zaraz higienistka wróci i będzie zła – szepcze kiedy chłopak kiedy próbuje lekko go odepchnąć wciąż całuje jego usta. – Kochanie – powtarza i tym razem chyba do niego dociera ponieważ wciąż jest blisko przy jego ustach ale już go nie całuje jedynie oblizuje swoje usta. Jakby zastanawiał się nad czymś i chciał coś jeszcze zrobić ale on wstaje z nim na równe nogi przerywając jego przemyślenia. Patrzy na Harry'ego i widzi bałagan. Jego włosy są rozproszone na wszystkie strony, a on sam jakby od całowania jest w jakimś amoku. To było tak dziwne ale tak cholernie słodkie, że śmieje się pod nosem. – Ubierz się. Poczekamy na panią pielęgniarkę, a potem zabiorę cię na jakiś dobry deser.

– Moglibyśmy na nią nie czekać? I tak zaraz na pewno przyjdzie – mówi mężczyzna ochrypłym głosem wciąż krążąc wzorkiem po jego ustach i ciele. I zgadza się. Bo dlaczego nie. Już kwadrans później kroczy wraz z Haroldem po ośnieżonym parkingu prowadząc go do swojego samochodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro