•Rozdział 13•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałaś w ciszy, całkowicie skupiona na meczu pomiędzy Karasuno, a Itachiyamą. Było gorzej, niż przypuszczałaś. Itachiyama robiła z Krukami co chciała. Bawili się nimi i podle przedłużali rozgrywkę, by dobić ich jeszcze bardziej. Co tu dużo mówić, byłaś tym wszystkim przerażona. Twoje dłonie delikatnie się trzęsły, co zauważył Ushijima.

- Ai...Nie denerwuj się tak.

- Nie denerwuje się. - Odpowiedziałaś natychmiast.

- Wygramy.

Zerknęłaś na niego kątem oka i przymknęłaś delikatnie powieki. Choć bardzo w nich wierzyłaś, to już znałaś wynik meczu. Cholerny Oikawa. Nie raczył ci powiedzieć, że będą to eliminacje. Przyjechałaś tu z myślą, że twoje drużyna zagra mecz sparingowy i po prostu wrócicie do domu, a co tym czasem? Shiratorizawa będzie zmuszona rozegrać pięć meczy, później dwa i na końcu jeszcze jeden. O ile wygrają. Nie wiedziałaś co o tym myśleć.

- Chciałabym w to wierzyć, wiesz? - Spytałaś z nikłym uśmiechem.

- Nie wierzysz w nas?

- Rok temu Aoba Johsai rozegrało mecz z Itachiyamą...Wygraliśmy tak naprawdę za sprawą szczęścia. - Szepnęłaś, patrząc w podłogę - Nie mamy szans. - Pokiwałaś głową i wstałaś, kierując się ku wyjściu z hali. Musiałaś ochłonąć.

Ushijima nie poszedł za tobą, siedział i zastanawiał się, dlaczego tak nagle zwątpiłaś? Zawsze powtarzałaś, że najważniejsze są zgranie i współpraca, a teraz tak łatwo odpuściłaś. Zacisnął szczęke i gwałtownie się podniósł, ruszając za tobą.

- Wakatoshi-Kun, gdzie idzie... - Zaczął Tendō, ale nie dokończył, gdyż zielonowłosy mu przerwał.

- Nie mam czasu. - I tak po prostu poszedł.

Siedziałaś przed halą na schodach, patrząc sobie przed siebie i próbowałaś się uspokoić.
Brałaś co jakiś czas parę głębokich wdechów i zastanawiałaś się, co masz zrobić? Jedyne na co teraz mogłaś liczyć, to szczęście, że Itachiyama nie jest w tak dobrej formie, jak myślałaś.

- Ai. - Leniwie przekręciłaś głowę w stronę siatkarza.

- Aktualnie jestem na skraju załamania nerwowego, więc proszę cię o zostawienie mnie w spokoju. - Oparłaś się o kolana, przymykając oczy.

Chłodny wiatr rozwiał twoje włosy, po raz pierwszy zwątpiłaś w swoją drużynę rok temu...A dzisiaj miałaś zamiar zrobić to ponownie. Wakatoshi usiadł obok ciebie i zdjął bluzę, zarzucając ją na twoje ramiona.

- Weź tę bluzę, bo będzie ci zimno. - Rzekłaś przybita.

- Damy sobie radę. - Powiedział, ignorując twoją wcześniejszą wypowiedź - Jesteśmy drużyną, prawda?

Gwałtownie podniosłaś głowę, w twoich oczach dostrzegł zdziwienie i zdumienie. Byłaś pełna podziwu, że sam z siebie zdobył się na te słowa.

- Ushijima-San...To naprawdę ty? - Spytałaś, patrząc na niego zamglonym wzrokiem.

- Tak, Ai. To ja.

Podniosłaś dłoń i zatopiłaś palec w jego policzku, a dokładniej w miejscu, gdzie znajdował się dołeczek. Faktycznie wyglądał tak samo, ale charakter zupełnie inny. Bynajmniej na tę chwilę.

- Faktycznie... - Mówiłaś wolno - Ale prawdziwy Ushijima by czegoś takiego nie powiedział.

- Niektóre sytuację...Wymagają poświęceń. - Teraz to już byłaś w głębokim szoku - W końcu jesteśmy drużyną i musimy sobie pomagać.

Na twoich ustach pojawił się uśmiech, momentalnie rzuciłaś się na niego, przytulając do siebie. Stojąc na kolanach, przytulałaś chłopaka do swojej klatki piersiowej, położyłaś brodę na jego głowie i westchnęłaś szczęśliwa.

- Nareszcie to zrozumiałeś. - Powiedziałaś radośnie, przymykając powieki - Jestem z ciebie dumna, Ushijima-San.

Zielonowłosy przez chwilę trwał w bezruchu, jednak potem delikatnie cię objął i wtulił się w twoje ciało.

- Hej, gołąbeczki! Za chwilę zaczyna się nasz mecz! Zbieramy się! - Krzyknął rozbawiony Tendō.

Odsunęłaś się od Asa i przytrzymując na swoich ramionach jego bluzę, już razem wróciliście na hale. W sumie to czułaś się już lepiej, jeśli manager i trener są zmobilizowani, to i drużyna będzie. Usiadłaś na ławce i przyglądałaś się rozgrzewcę chłopców. Jakby na to spojrzeć z innego punktu widzenia, Itachiyama ma za sobą trzy sety, choć nie musieli się zbytnio wysilać, to byli w pewnym sensie zmęczeni...Ale i porządnie rozgrzani.

Sakusa nie spuszczał cię z oczu, wiedział, że jeśli to zrobi, skutki tego mogą być tragiczne dla jego drużyny. Choć na pozór nie wyglądałaś, to wystarczyła chwila porządnej obserwacji i o graczu wiedziałaś już wszystko. Niestety, nauczyłaś się tejże obserwacji dopiero po meczu pomiędzy Itachiyamą i Aoba Johsai, który został rozegrany właśnie rok temu. Nie byłaś wtedy w stanie jakkolwiek pomóc swojej drużynie, prócz dopingowania ich i powtarzania, że wszystko będzie dobrze.

Rozmasowałaś skronie, a w pewnym momencie do twoich nozdrzy dostał się zapach perfum, pochodzący od bluzy, która spoczywała na twoich ramionach. Za chwilę chłopcy mieli rozegrać mecz z Karasuno, tym również się stresowałaś, w końcu nie można lekceważyć żadnego przeciwnika. Wzięłaś parę głębokich wdechów i włożyłaś dłonie w rękawy bluzy. Widziałaś stres chłopców, więc postanowiłaś to jakoś ogarnąć. Podeszłaś do nich i klepnęłaś Eite mocno w plecy, a wszyscy spojrzeli na ciebie pytająco.

- No co wy? Czym się tak stresujecie? - Spytałaś z szerokim uśmiechem - Wyglądacie jak przestraszone kotki. - Parsknęłaś śmiechem.

- Co proszę? - Poczułaś ich przerażającą aurę - Uważaj na co mówisz. - Rzekł Shirabu, mrużąc oczy.

- A ty uważaj do kogo mówisz. - Momentalnie twoje radosna aura zmieniła się w morderczą, co lekko przestraszyło chłopaka.

Na twoich ustach pojawił się przerażający uśmiech.

- Jeśli przegracie ten mecz, to nie wiem co wam zrobię. - Podniosłaś zaciśniętą pięść w górę, mówiąc przez zaciśnięte zęby.

Skoro nie po dobroci, to widocznie trzeba po złości. Chyba tylko Ushijima i Tendō nie byli zbytnio przejęci twoimi słowami, gdyż do tego typu humorków, byli już przyzwyczajeni. Reszta drużyny przełknęła cicho ślinę i wyraźnie się spięła, to bardzo cię usatysfakcjonowało.

- Życzę powodzenia chłopcy! - Krzyknęłaś już znacznie radośnie, a cała zła aura zniknęła.

Byli w szoku jak gwałtownie potrafiłaś zmieniać swoje humorki, ale po części poczuli się zmotywowani. Przybili ci piątki, a ci którzy chcieli, nawet prosili byś ich przytuliła. Karasuno patrzyło zdziwione na to wszystko, ich menagerki jedyne co robiły, to przybijały im piątki. W pewnym momencie Noya i Tanaka stwierdzili, że też pójdą do ciebie po słowa otuchy, ale Daichi ostudził ich zapał poprzez cios otwartą ręką w głowę.

Wakatoshi stanął przed tobą z poważnym wyrazem twarzy, jednak widziałaś w jego oczach coś dziwnego. Nie były zimne, wręcz przeciwnie. Nabrały kolorów i stały się łagodne, ciepłe. Przekrzywiłaś głowę w bok z uśmiechem i rozłożyłaś dłonie, Tobio i Shōyō patrzyli na to zszokowani, jak i reszta drużyny Karasuno i innych drużyn. Zielonowłosy schylił się i przytulił cię krótko, poklepałaś go po plecach, przymykając powieki i przytuliłaś policzek do jego policzka.

- Powodzenia, Ushijima-San. Daj z siebie wszystko. - Szepnęłaś mu na ucho, puszczając go i wypięłaś dumnie pierś - Shiratorizawa górą, Waka-Chan! - Powiedziałaś rozbawiona, unosząc zwycięsko pięść.

- Błagam, Ai, nie mów więcej tak do mnie. - Powiedział, cicho wzdychając, a ty zachichotałaś.

- I? - Spytałaś uśmiechnięta.

- Dam z siebie wszystko.

- I? - Przechyliłaś głowę w bok.

- Shiratorizawa górą. - Mruknął niemrawo, a ty zaczęłaś się w niego natarczywie wpatrywać - Ju...Hu. - Powiedział nieco zażenowany, unosząc pięść.

Pisnęłaś szczęśliwa, a reszta drużyny posyłała waszej dwójce rozbawione spojrzenia. Dzięki temu poważnemu atakującemu, wszystkie twoje zmartwienia poszły gdzieś daleko. Czułaś się o niebo lepiej, a szczęście widoczne w twoich oczach było niewyobrażalne.

- Pamiętaj, o co się założyliśmy. - Powiedział rozbawiony Tendō, przechodząc obok ciebie.

Zmrużyłaś gniewie powieki, potrząsając uniesioną pięścią na wysokości twarzy. Wyglądałaś niczym starsza babcia, grożąca jakimś gówniarzom, które podeptały jej chaszcze, potocznie nazywane kwiatkami.

- Jeśli nie wyjdę z tego cało, to pamiętaj, żeby usunąć moją historię przeglądarki, i że będę cię nawiedzać. - Wskazałaś na niego palcem - Czy to jasne?

- Tak, szefowo! - Zasalutował, bliski roześmiania się i odszedł na boisko.

Łagodny uśmiech znajdujący się na twoich ustach, czarował wszystkich wokoło. Wszystkich prócz Sakusy, który był w ogromnym szoku. Nie miał pojęcia jak w tak krótkim czasie, zdobyłaś zaufanie całej drużyny. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to nie Wakatoshi dzisiejszego dnia będzie najstraszniejszą i najbardziej śmiercionośną bronią. Uświadomił sobie, że będziesz nią ty. A tego obawiał się najbardziej.

Ziścił się jego najgorszy koszmar, jego największy wróg stał się niewiarygodnie potężny, a on sam znajdował się na jego dawnym terenie. Czuł się jak mysz niezdolna do ruchu i czekająca na orła, który mógł w każdej chwili ją zabić.

A ty byłaś królową orłów, które robiły co im kazałaś. A na chwilę obecną, kazałaś im zniszczyć Kruki.

******************************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro