•Rozdział 8•
Kosiam tego arta w mediach.(☞ ͡° ͜ʖ ͡°)☞
On jest taki kawaii w artach >////<
*****************************************
Ziewnęłaś cicho, gdy wchodziłaś na hale. Była sobota rano, a ty byłaś umówiona na trening z chłopcami. Przecierając oczy dłońmi, niespodziewanie wpadłaś na kogoś.
- Uważaj jak łazisz. - Mruknęłaś i wyminęłaś zdziwionego Shirabu.
Nie miałaś dziś dobrego początku dnia, z samego rana spadłaś ze schodów, wylałaś na swoją bluzę gorącą herbatę, a w drodze na trening zapatrzyłaś się i miałaś bliskie spotkanie ze słupem. Do tego dochodziła jeszcze twoja kłótnia z matką i sprawa z psami. Krótko mówiąc, odstraszałaś samą aurą, która się wokół ciebie unosiła.
I tak jak się spodziewali tego chłopcy, twoja złość miała duży wpływ na ich trening. Wyrzywałaś się na nich bardziej niż zwykle, a kiedy ktoś z nich zwrócił ci uwagę, reszta modliła się o spokojne życie wieczne dla niego.
- A...Ai-Chan...Proszę cię...Już dosyć. - Wydyszał Tendō, kładąc się przed tobą na parkiecie.
Spojrzałaś na niego znudzona i odwracając się na pięcie, ruszyłaś w stronę składzika. Wyciągnęłaś kilka piłek i jakby od niechcenia, rzuciłaś je im.
- Możecie sobie poćwiczyć z piłkami.
Chłopcy spojrzeli najpierw na ciebie, później na piłki, a na końcu na siebie nawzajem.
- Wakatoshi-Kun...Weź idź z nią pogadaj. - Tendō szturchnął Kapitana w bok.
- Czemu ja?
- Bo ty się jej nie boisz. - Chłopak próbował go przekonać.
- A ty się boisz? - Spytał, podnosząc jedną brew.
- Człowieku czy ty widzisz w jakim ona jest stanie? - Spytał szeptem, wskazując potajemnie na ciebie - Jest wściekła! Rozerwałaby mnie na strzępy! Nic by ze mnie nie zostało! Nic!
- Ehh... - Zielonowłosy westchnął - Niech ci będzie. Za chwilę wrócę.
Kapitan ruszył wolnym krokiem w twoją stronę, siedziałaś na ławce z głową w dłoniach. Miałaś zamknięte oczy i myślałaś o wszystkim i o niczym.
- Ai. - Wakatoshi stanął przed tobą.
- Nie wyraziłam się jasno? Macie ćwiczyć z piłkami. - Burknęłaś, nie ruszając się nawet o milimetr - Póki nie skończycie, nie zagracie meczu.
- Nie chodzi o mecz. - Kucnął przed tobą - Co się dzieje?
- A co miałoby się dziać? - Prychnęłaś - Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Ai. - Powtórzył twoje imię, spoglądając na ciebie - Spytam jeszcze raz. Co się stało?
Chłopak wpatrywał się w czubek twojej głowy i w twoje dłonie, które miałaś mocno przyciśnięte do twarzy. W pewnym momencie przeniósł wzrok na podłogę, na którą kapnęła mała, ledwo widoczna kropelka. A za nią następna i następna, aż powstała malutka kałuża.
Ushijima podniósł zdumiony brwi, nie wiedząc co się dzieje i co najważniejsze, jak ma się zachować. Chłopcy postanowili się ewakuować, gdyż byli święcie przekonani, że w obecnym stanie, nawet Wakatoshi nie wyjdzie z tego cało.
- Ai... - Położył dłoń na twoim ramieniu, a ty jakby skamieniałaś. Twoje mięśnie natychmiast się napięły.
Wyprostowałaś się, mając zamknięte oczy i głośno nabrałaś powietrza. Wytarłaś łzy, które spływały po twoich policzkach, a następnie sztucznie się uśmiechnęłaś.
- Wszytsko jest cacy. - Dodałaś z pogodnym wzrokiem, co zaniepokoiło chłopaka - A teraz, wracaj do ćwiczeń. - Wygoniłaś go, a on niezbyt przychylnie, odszedł.
- Pst! - Wakatoshi zaczął się dalej rozgrzewać z piłką - Pst! Wakatoshi-kun!
- Co. - Ushijima spojrzał w bok na Tendō, którego głowa wychyliła się zza drzwi od hali.
- I jak poszło?
- Normalnie. - Mruknął, odbijając piłkę.
- Ale rozwiń to jakoś, no! Co ci powiedziała?
- Nic mi nie powiedziała. - Burknął do niego, łapiąc piłkę w dłonie - Jak jesteś taki ciekawy to sam sobie do niej idź.
- Już ci tłumaczyłem, że chce jeszcze pożyć, tak? Nic mnie nie słuchasz, Wakatoshi-Kun. - Blokujący westchnął, opierając dłonie na biodrach i wyszedł z ukrycia - Nic.
Ushijima jakoś nie bardzo słuchał Satori'ego, ważniejsze dla niego było to, co się przed chwilą wydarzyło. Płakałaś. Ewidentnie płakałaś. A on nie wiedział dlaczego. Postanowił się tego dowiedzieć.
~•••~
Szłaś w ciszy do domu, w towarzystwie Wakatoshi'ego. W sumie...Zdążyłaś się już do tego przyzwyczaić. Do jego obecności i musiałaś przyznać, że nawet go polubiłaś. Zapewne gdyby Oikawa usłyszał twoje myśli, zatłukłby w pierwszej kolejności ciebie, a potem Wakatoshi'ego.
W pewnym momencie chłopak złapał cię za nadgarstek i siłą zmusił, byś się zatrzymała. Spojrzałaś w górę, na jego poważną twarz.
- Coś nie tak, Ushijima-San? - Spytałaś cicho.
- Powiedz mi co się stało. - Zażądał, dalej trzymając twój nadgarstek.
- Przecież nic się nie stało, o co ci chodzi?
- Nie płakałabyś bez powodu. - Niemalże wysyczał te słowa, czym wprawił cię w osłupienie.
- Rozumiem... - Pokiwałaś głową z kpiącym uśmiechem - Zrobiło ci się żal takiej sieroty jak ja, co? - Prychnęłaś, patrząc w bok - To nie jest twoja sprawa. - Próbowałaś wyszarpać swoją dłoń jego uścisku.
- Jesteś moją menagerką, twoje zachowanie wpływa na całą drużynę, a ja jako Kapitan muszę wiedzieć, co się dzieje. - Spojrzałaś najpierw w jego oczy, a później spuściłaś wzrok na jego tors i zaczęłaś tępo się w niego wpatrywać.
Zacisnęłaś szczęke i z uniesioną dłonią, która była trzymana przez chłopaka, przymknęłaś powieki.
- Dowiedziałam się o czymś, o czym nigdy nie chciałabym mieć pojęcia. - Szepnęłaś i spuściłaś głowę.
Wakatoshi zmarszczył brwi, a po chwili żałował, że w ogóle zapytał. Przez przypomnienie ci tamtej przykrej sytuacji z wczoraj, znów poczułaś żal i gorycz. Kiedy po twoim policzku spłynęła pierwsza, samotna łza, chciałaś to po prostu ukryć. Nie miałaś jednak pomysłu jak to zrobić, więc niepewnie i bardzo powoli przysunęłaś się bliżej siatkarza.
Wakatoshi puścił twój nadgarstek, a wtedy ty objęłaś go w pasie i przylgnęłaś policzkiem do jego torsu. Przez chwilę stał zdziwiony i zdezorientowany, ale kiedy mocniej go objęłaś, sam postanowił zrobić to samo. Choć zachował pewien dystans, odnośnie swoich gestów, to wiedziałaś, że to było dla niego coś zupełnie nowego, innego. W końcu jaki Wakatoshi był i jakie miał podejście do dziewczyn, każdy wiedział. Nie na co dzień był przytulany przez dziewczyny...Ani kogokolwiek. Jednak w pewnym stopniu mu się to podobało, szczególnie dlatego, że staliście na dworzu, było zimno, a od ciebie biło przyjemne ciepło.
- Przepraszam, że naruszyłam twoją przestrzeń osobistą. - Mruknęłaś, opierając brodę o jego tors i patrząc w górę, na jego twarz.
- Nic się nie stało...To było nawet miłe. - Odparł bardzo cicho, patrząc gdzieś w bok.
Odsunęłaś się od niego lekko zmieszana i zaskoczona. Wakatoshi podniósł twój podbródek i naciągnął na swoją drugą dłoń, rękaw bluzy, a następnie delikatnie otarł łzy, które znajdowały się na twojej twarzy. Siąknęłaś cicho nosem, który zdążył zrobić się już lekko czerwony od zimna.
- Może tym razem wejdziesz? - Spytał, wskazując w bok.
Faktycznie, byliście prawie że pod jego domem. Już chciałaś odmówić, tłumacząc się tym, że nie masz zamiaru się narzucać, czy coś, ale on złapał cię za dłoń i wprowadził na posesjie.
- Ale Ushijima-San...
- Coś nie tak? - Spytał odwracając głowę w twoją stronę.
- Um...Nie.
- To dobrze. Chodź, zrobię ci coś ciepłego do picia.
Prawdę mówiąc, takiego przywitania z jego strony się nie spodziewałaś. Chłopak faktycznie wydawał się oziębły i niezbyt entuzjastycznie nastawiony do życia, ale teraz zachowywał się zupełnie inaczej. Jego zachowanie totalnie zbiło cię z tropu, gdy posadził cię na kanapie, podał kubek z gorącym kakao i wyszedł na chwilę z pokoju, by wrócić z kocem.
- Um...Ushijima-San, nie musisz tego wszystkiego robić. - Mruknęłaś, gdy stanął za kanapą i zarzucił na ciebie koc - Naprawdę.
- Teraz... - Usiadł na kanapie, przodem do ciebie - Powiesz mi, co takiego się stało?
Zamrugałaś zdziwiona, a kubek o mało co nie wypadł ci z dłoni.
- No więc... - Mruknęłaś, stukając paznokciem o kubek - Pamiętasz tego psa, który szczekał na ciebie, kiedy wszedłeś do mojego pokoju? - Spytałaś cicho.
- Tak, pamiętam. - Przytaknął ci.
- Wczoraj wpadł po samochód. - Mruknęłaś smętnie, patrząc w ciemny, parujący napój - No i...Moi rodzice się rozwodzą.
Spojrzałaś na niego smutnymi oczami, a chłopaka to niewiarygodne bardzo ruszyło.
*****************************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro