I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- A no tak – odpowiedziałem sięgając do torby – O niczym innym nie jesteś w stanie myśleć co? – zapytałem rozbawiony.

- W tym momencie nie – rzekł a ja rzuciłem mu pudełko fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta.

- Dzięki – odpowiedział Peter z uśmiechem już rozpakowując słodycze. – Słyszałem że dodali jakiś nowy smak i po prostu musiałem jak najszybciej spróbować – Zaczął szybko zajadać po kolej pojedyncze fasolki aby wyczuć nowość. Znał wszystkie smaki na pamięć, można by nazwać go ekspertem jeśli chodzi o słodkości.

Przeglądałem mu się. Wyglądał zabawnie jakby występował w jakimś komediowym spektaklu. Uśmiechał się do siebie gdy wyczuwał smak żurawiny czy toffi, robił zaś grymasy gdy smakował łososia bądź brokuł.

Po kilku minutach takiego przedstawienia odwróciłem wzrok na siedzącego obok Petera, Jamesa. Śmiał się podsuwając Glizdogonowi najgorsze smaki. Po chwili spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

- Jak tam twoje próby umówienia się z Lily? – zagadnąłem ponieważ dziewczyna była dla niego jednym z ulubionych tematów. Sam ją lubiłem więc nie ciążyły mi te rozmowy.

- W te lato nawet odpisała mi na kilka sów. – odpowiedział a na samo wspomnienie o niej na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Idzie coraz lepiej... tak mi się wydaje... tak, chyba już mnie nie nienawidzi. W każdym razie może na szóstym roku mi się w końcu poszczęści prawda?  – odwzajemniłem uśmiech.

Obok mnie siedział Syriusz który...

Co? To nie możliwe – pomyślałem zaskoczony – Czytał książkę...

Tak on naprawdę czytał. Rozbawiło mnie to, lecz zaśmiałem się w duszy. Rozłożył się na kilku miejscach, nogi oparł za to o siedzenie naprzeciwko tak że prawie kopał Glizdogona. Książkę opierał sobie o zgięte delikatnie kolana i bawił się swoimi czarnymi troszkę przydługimi lecz wspaniałymi włosami. Zauważył że się mu przyglądam i posłał mi jeden z swoich najpiękniejszych, zawadiackich uśmiechów. Na ten widok poczułem skręt w żołądku. 

- Co tam Luniaczku? Odebrało ci mowę na mój widok?

- Nie pochlebiaj sobie – odburknąłem, lecz po chwili zauważyłem, że zachowałem się nie miło a Łapa tylko sobie żartował. Moja twarz zapłonęła rumieńcem – Przepraszam. Za mało dziś cukrów spożyłem. – po tych słowach wepchnąłem sobie na raz kilka kawałków czekolady.

Black wziął ode mnie kilkanaście kostek i zaczął nimi rzucać w Pottera i vice versa. Za kolejnym rzutem Syriusza oberwał Peter. Chłopak chciał więc mu oddać. Nie był jednak tak zręczny jak nasi przyjaciele więc trafił we mnie. Wyplątując czekoladę z włosów i ja dołączyłem do naszej małej wojny.

Kiedy skończyła na się czekolada (po fakcie byłem trochę oburzony że tak łatwo zmarnowaliśmy mój ulubiony słodycz) cała nasz czwórka zaniosła się śmiechem.

Mimo iż w lato pisaliśmy do siebie listy, tak bardzo za nimi tęskniłem.

Rozmawialiśmy śmiejąc się i przedrzeźniając jeszcze przez kilkanaście minut. W środku jednej z historii Syriusza o tym jak doprowadzał swoich rodziców w te wakacje, drzwi naszego przedziału uchyliły się a o framugę oparła się rudowłosa dziewczyna. Tak się składało że była ona obiektem westchnień naszego przyjaciela. Nigdy nie dziwiło mnie to że Rogaczowi się ona podobała, jest przecież prześliczna, troskliwa i taka miła. Oczywiście moich oczach był jedynie przyjaciółką gdyby było inaczej James by mnie zamordował, co nie jest proste zważając na moją... przypadłość.

- Hej Evans! – od razu zagadał Potter. – Co tam? Jak tam lato? – w połowie zdania jego ręka skierowała się w kierunku włosów, po czym odruchowo rozczochrał je. Robił tak zawsze w jej otoczeniu. Nigdy nie do końca wiedziałem czemu. Może chciał dobrze wyglądać, bądź był to wyuczony tik. Najpewniej coś po środku.

- O hej James. – odezwała się bardziej z grzeczności po czym wyszukała mnie wzrokiem i posłała mi uśmiech. – Przyszłam tylko się przywitać, a no i jeszcze spytać czy nie widzieliście może Alice i Dorcas? Przeszukałam już chyba wszystkie wagony i nie mogę ich znaleźć. – teraz zwróciła się do nas wszystkich.

- Z chęcią ci pomogę! – podekscytował się Rogacz.

- A... nie no... dzięki ale... na pewno je zaraz znajdę. – odpowiedziała zakłopotana.

- Nie ma sprawy i tak musze rozprostować nogi – uśmiechnął się do niej.

- No dobra, niech ci będzie – odpowiedziała wiedząc że i tak się go nie pozbędzie. – Remus widzimy się jak zawsze w wagonie prefektów za półgodziny. – zerknęła na mnie.

- Jasne – odpowiedziałem.  Zaraz potem wyszła z przedziału a za nią James puszczając nam oko i znów poprawiając sobie fryzurę na co Syriusz przewrócił teatralnie oczami.

Zaraz po ich wyjściu Peter odnalazł w spodniach sykla i ucieszony wybiegł uzupełnić zapasy słodyczy u Pani z wózkiem. W wagonie zostaliśmy sami z Syriuszem. Zrobiło się na tyle spokojnie że zdałem sobie sprawę jak bardzo zmęczony jestem. Powieki same z siebie opadały mi na zmęczone oczy.

- Hej Łapo słuchaj - odezwałam się, a on kiwnął głową dając mi znać bym kontynuował – jestem bardzo zmęczony mógłbyś zmienić się ze mną miejscami? Oparłbym się o ściane i przespał.

- A no tak, prawie zapomniałem – zaśmiał się pod nosem – dziś w nocy była, pełna pewnie dużo nie pospałeś.

W przedziale nie było dużo miejsca, a my ruszyliśmy się z miejsc w tym samym czasie, przez co wpadliśmy na siebie. Straciłem równowagę lecz Syriusz mnie podtrzymał. W locie prawie dotknąłem jego ust moimi a nawet teraz dzieliły je centymetry.  Przyjaciel złapał mnie w pasie by mnie asekurować. 

– Oh, kurczę przepraszam Luniek... nic ci nie jest? – poczułem jego ciepły oddech na swojej twarzy. Chwilkę potem spojrzałem w jego wspaniałe, hipnotyzujące oczy. Oczy tak tajemnicze jak ich kolor przypominający burzę. Lecz nie tą przerażającą, taką kojącą. Burzą która kojarzy się z ciepłą herbatą i kocem, a czy istnieje wspanialsze uczucie?

- Nie, wszystko dobrze – zarumieniliśmy się oboję, po czym obróciliśmy się o 180 stopni i usiedliśmy  na nowych miejscach.

Black usadowił się wygodnie, a jego nogi jak wcześniej wylądowały na siedzeniu naprzeciwko, z taką różnicą że jego pozycja tworzyła teraz szlaban przy drzwiach. Ja za to podkuliłem nogi i tak jak planowałem oparłem się o ścianę. Teraz niestety ode chciało mi się spać, nie było to zresztą możliwe z sercem bijącym jak dzwon.

Siedzieliśmy tak w ciszy kilka minut. Syriusz bawiąc się włosami ja wymuszając sen. Po chwili usłyszeliśmy kroki. James pokonał przeszkodę w postaci nóg Łapy po czym klapnął na swoje siedzenie i zaczął opowiadać co robił w przedziale Lily. Z jego opowieści wynikało że zaimponował tam każdej dziewczynie, prócz tej której najbardziej chciał urosnąć w oczach. Po kolejnych kilku minutach do wagonu wgramolił się Glizdogon i z okrzykiem rzucił każdemu po czekoladowej żabie.

- Shh! – syknął na Petera, James i wskazał na mnie.

- Oh... - wyrwało mu się tylko w odpowiedzi.

- Niestresuj się Rogaczu – odpowiedział z półuśmiechem Black – Remi i tak tylkoudaje by nie musieć ze mną rozmawiać – spojrzał na mnie, a ja wyczuwając jegowzrok na sobie otworzyłem oczy z grymasem. Cała trójka zaczęła się śmiać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro